Gdy bohaterowie cucili nieprzytomnych, do smoczego truchła dokuśtykał Cirieo. Minę miał grobową.
- Szybko poszło. Szkoda. – stwierdził ponurym, nieswoim głosem - Powinien umierać dłużej. Za Haviello, za Thrummonda, za wszystkich w Ristin – kopnął zewłok i podszedł do uciętej głowy. Patrzył na nią przez chwilę, po czym sięgnął wbił bełt w drugie oko. Przez chwilę trzymał dłoń zaciśniętą na drzewcu, po czym odsunął się z westchnieniem ulgi - No, już mi lepiej. Jakbyście znaleźli w jego bebechach taką krótką nogę, to dajcie znać –
Cobb, który zaraz po walce zbiegł na dół po swoich ludzi, wrócił po paru minutach, prowadząc ze sobą większość uratowanych Łowców. Ci, którzy uciekli przed smokiem, w zawstydzeniu wbijali wzrok w swoje stopy, ale po pozostałych widać było ogromną ekscytację. Elf odchrząknął.
- A więc… - umilkł, zastanawiając się, co dalej powiedzieć, po czym machnął ręką - Na Caydena, nie znoszę takich przemów! Słuchajcie, jesteśmy wam dozgonnie wdzięczni za pomoc, bez was hobosy zajęłyby całe Fangwood i wybiły nas do nogi. Minie trochę czasu, zanim się odbudujemy i uzupełnimy szeregi, ale cholera, przynajmniej mamy na to szansę! – powiedział z determinacją - Jako oficer dowodzący Fortu Trevalay, jeśli nie całej organizacji, uznaję was za Łowców z Chernasardo, jednych z nas - po tych słowach prychnął lekceważąco - Jakby to miało na razie jakieś znaczenie… Ale możecie mieć pewność, że każda nasza twierdza i kryjówka, kiedy już zaczną na powrót funkcjonować, przywita was z otwartymi ramionami. No, a teraz starczy tych banałów, musimy brać się do odbudowy – zima za pasem, wielu naszych pewnie ukrywa się w lesie, trzeba ich poinformować, że mogą wracać bezpiecznie do Trevalay - po tych słowach Cobb wydał kilka rozkazów, a gdy jego ludzie rozbiegli się do swoich zadań, zwrócił się znowu do bohaterów - Nie wiem, jakie są wasze plany, ale zostańcie z nami tyle, ile sobie życzycie. Kły pewnie dwa razy się zastanowią, zanim znowu zapuszczą się do Chernasardo, więc będzie tu bezpiecznie -