Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2020, 21:10   #328
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Marian ruszył w stronę budynku. Mervin nie protestował. Wiedział, że człowieka tej nacji bardzo trudno odwieść od raz wybranej drogi. Nieustępliwość, porywczość granicząca z brakiem rozsądku były cechami Polaków. Dzięki którym w swojej burzliwej historii odnosili spektakularne zwycięstwa, lecz równie często ich ofiary były daremne. Na uczelni nie spotkał zbyt wielu studentów z Polski. Na pewno wpływ na to miało wysokie czesne, nawet jak na brytyjskie warunki. Ale to właśnie Polacy wnosili w leniwe i stabilne życie w angielskich miastach, sporą dawkę nieprzewidywalności. Tak przynajmniej bywało kiedyś... przed totalną rozpierduchą. A teraz po hibernacji i na gruzach londyńskiej metropolii kolejny przypadek potwierdzał regułę dotyczącą narodowych zachowań.

Doktor westchnął, odganiając te dywagacje. Zrezygnowany i zmęczony patrzył na towarzysza, który skradał się do tajemniczej samotni. Brytyjczyk w tym czasie zsunął z ramion torbę, by chwilowo ulżyć ciału. Podkradanie się Mariana, tak zaabsorbowało biologa, że nie zwracał uwagi na otoczenie. Dopiero wirujące włoskowate ździebełka sprawiły, iż przyjrzał się wnikliwiej miejscu, w którym przebywał. I zamarł. Pień, o który chwilę wcześniej bezwiednie oparł łokieć, pokryty był jakimś rodzajem mchu. Dziwnie nienaturalnym i bardzo puszystym. W zwykłych warunkach nie przejąłby się tym zanadto, lecz w Strefie od razu poczuł ciarki. Jego naukowy nos wietrzył kolejne zagrożenie. Chciał wołać kompana, ale stłumił głos, niepewny, co kryje się w okolicy. Delikatnie odjął rękę od pnia, popatrzył na materiał ortalionu, ocenił czy nie jest naderwany i czy nosi ślady mchu. Delikatnie podjął swój bagaż, odsuwając się od drzewa. Zerknął też na inne powykręcane konary, czy okoliczna flora również jest spowita czarnym mchem? Popatrzył też na ściany budynku, ale z tej odległości niesłychanie trudno mu było to ocenić. Jednak bez wątpienia coś tu nie grało.

Jego towarzysz nadal stał nieruchomo przy zdewastowanym oknie. Mervin zagwizdał niezbyt głośno, licząc na to, że zwróci uwagę kompana. Po kilku sekundach uczynił to ponownie. Jeśli Marian się odwróci, Wilgraines zamierzał dać mu czytelny znak, aby niezwłocznie wycofali się z tego miejsca i kontynuowali marsz.

Upiorne drzewa mogły sugerować, że gnieździ się tu coś jeszcze oprócz dziwacznych obiektów przyrodniczych. A sam budynek, w leśnym otoczeniu nieodparcie budził skojarzenia z popularną baśnią autorstwa niemieckich braci, której zwłaszcza w strefowych warunkach Mervin nie myślał i nie pragnął sobie szczególnie przypominać...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 28-09-2020 o 21:14.
Deszatie jest offline