Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2020, 12:00   #8
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wszyscy byli wybudzeni. Ich ciała znów posiadały w sobie cząstkę vitae. Tę małą iskierkę, która rozpala płomień. Mieli w sobie życiodajną i magiczną siłę.

Gdy ubrany w czerwoną togę Murzyn podchodził do kolejnych osób odpinając ich pasy zdawał się zachowywać zimny profesjonalizm.Z kilkoma wyjątkami. Spoon, do którego podszedł z wyraźną ostrożnością, jakby spodziewając się ataku. Yusuf przy którym zatrzymał się nieco dłużej. Choć jego mimika tego nie pokazywała, to w oczach i w postawie ciała miał coś takiego, co kazało wszystkim pomyśleć, że właśnie tego wampira otacza wyjątkowym szacunkiem.

Widocznie tak precyzyjne rozpoznanie rytuału zrobiło na nim wrażenie.

Tony, który na zbliżającą się dłoń odpowiedział sykiem również zmusił kapłana do cofnięcia się.

Gdy wszyscy byli wolni kapłan przeniósł się na kraniec pokoju. Ignorował ich pytania. Ignorował to co mówili między sobą. On miał swoje zadanie, które musiał wypełnić.

Znów do ręki wziął kielich. Był on już pusty, ale mężczyzna w czerwonej szacie i tak wycierał jego wnętrze jedwabną chustką. Czekał, aż wszyscy oswoją się ze swoimi ciałami. Człowiek, który śpi całą dobę ma w pierwszej chwili problem z kontrolą swojego ciała. Jest to dość powszechne. Z wampirami jest inaczej. Jedne natychmiast dochodzą do siebie dzięki nieludzkiej bestii, która napędza je niczym węgiel wrzucony do pieca. Inne, choć ich dłonie potrafią normalnie wyginać stalowe pręty w kilka minut po wybudzeniu nie są w stanie zerwać prostych więzów.

Sir Qwerty widział jak kielich pulsował czerwono-fioletową aurą przeplataną na przemian czarnymi i srebrnymi żyłami.

Kapłan podszedł jeszcze na moment do Yusufa i szepnął:
- Wybacz panie, jedynie taką imitację Mitreum byliśmy w stanie przygotować.

Rzeczywiście w pomieszczeniu pod ścianami był… gruz. Różnej wielkości kawałki ścian. Niektóre pokryte jakimiś rysunkami. Inne gładkie. Najmniejsze mieściłyby się w dłoni. Największy był wielkości pełnowymiarowych drzwi i opierał się w rogu. Wszystkie te elementy zupełnie nie pasowały do surowych szarych ścian pomieszczenia i wielkiej lampy na środku.

W końcu wysoki kapłan w czerwonej szacie otworzył szerokie dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia. Sam nie czekając na pozostałych poszedł w jego głąb.

Pomieszczenie to nie miało już znamion sali operacyjnej. Było częściowo spowite mrokiem. W rogach pomieszczenia znajdowały się małe lampki, które świeciły przede wszystkim na sufit.

Samo pomieszczenie było kompletnie pozbawione mebli. Było na planie kwadratu o wymiarach jakichś pięć na pięć metrów. Na środku, na podłodze leżeli i siedzieli ludzie.

Z lewej strony dwie osoby w grubych brązowych płaszczach. Ciężko było określić ich płeć. Spały, lub leżały nieprzytomne. Tylko one nie były w więzach.

Na środku pomieszczenia siedzieli związani plecami do siebie dwaj mężczyźni. Obaj identycznie ubrani. W błękitne robocze kombinezony i trampki. Obydwaj byli zakneblowani. Ten siedzący twarzą do drzwi otworzył szeroko oczy widząc przed sobą grupę sześciorga nagich osób na tle pomieszczenia oświetlonego ogromną lampą.

Podobnie dziewczyna z prawej strony. Również ona miała związane ręce za plecami i nogi w kostkach. O jej plecy opierała się druga przygotowana w taki sam sposób dziewczyna. Obie były ubrane elegancko. Jedna miała nawet na nodze but na obcasie. Tylko jeden, co mogło świadczyć, że nie do końca znalazła się w tym miejscu jako wolontariusz. Na grupę wampirów patrzyła dziewczyna o krótko obciętych rudych włosach. Za jej plecami widać było burzę blond loków. Obydwie pojękiwała, gdy kapłan obszedł je i stanął z drugiej strony pomieszczenia. Rozłożył dłonie w geście szczodrego gospodarza. W jednej z dłoni nadal dzierżył kielich.

- Zapraszam na kolację. Wiem, że musicie się nasycić, nalegam jednak, żebyście nie zabijali tych ludzi. Będzie to… - chwilę szukał odpowiedniego słowa - niepotrzebny kłopot.

- Po wszystkim w kolejnym pomieszczeniu możecie się obmyć. Tam będę na was czekać. Smacznego.

Mówił po angielsku. Niczym wykształcony człowiek. A jednak w jego głosie było coś, co niemal wszyscy poza Navaho rozpoznali jako akcent “z jakiejś kolonii”. Gdy zamknęły się za nimi drzwi pozostali sami z szóstką ludzi.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline