WÄ…tek: [V5] Upadek Londynu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2020, 05:23   #13
Klejnot Nilu
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Gdy pasy które krępowały jego ciało zostały w końcu rozepnięte, Navaho podniósł się pomału. Siedząc jeszcze na metalowym blacie, zamachał rękoma, rozciągając je. Zacisnął palce u rąk w pięści, z całej siły, po czym na nowo rozprostował je, cały czas przypatrując się swoim dłoniom. Następnie stanął na nogach, podskoczył kilka razy w miejscu, zrobił parę wykroków wprzód, niczym na rozgrzewce przed wizytą na siłowni. Pokręcił kilka razy głową i wyprężył się jak kot do tyłu, czemu towarzyszył dźwięk strzelania poszczególnych kręgów. Na koniec strzepał ze swoich kónczyn zmęczenie i napięcie, co było o tyle śmieszne, że przecież dopiero co wstał z kilkudziesięcioletniego letargu i czym miał się niby przez ten czas zmęczyć? Cały ten proces dla postronnego obserwatora wyglądał, jakby Utamukeeus sprawdzał, czy każdy element jego ciała funkcjonuje jak należy. Zupełnie jakby to nie było jego ciało, ale zaledwie narzędzie o które trzeba dbać i regularnie konserwować.

Rozglądnął się po sali, gdy oczy zdążyły się już przyzwyczaić do światła olbrzymiego reflektora. Zdążył się już domyśleć, że nie jest w sali sam, ale dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się bliżej swoim przebudzonym towarzyszom. Na początku miał zaledwie wrażenie, że skądś ich kojarzy, ale gdy tylko zaczęły się pierwsze rozmowy, padły pierwsze głosy, twarze kilku z nich od razu otrzymały "imiona".

Pierwszy był ten, którego zwali Yusuf. Né'éshjaa'. Sowa w języku białych ludzi, wciąż obcym mimo tylu lat angielskim.
Mędrzec. Prawdopodobnie najmądrzejszy z nich wszystkich. Głęboko uduchowiony, aczkolwiek jego wiara wydawała się zbyt abstrakcyjna dla indianina. Dawca prawa i sprawiedliwości.

DrugÄ… osobÄ… byÅ‚a Catherine. Biali czÄ™sto poprzedzali jej imiÄ™ sÅ‚owem "Lady", którego znaczenia nie rozumiaÅ‚. NáshdóÃ-tsoh. Puma.
Jako jedyna kobieta w grupie pełnej mężczyzn powinna być onieśmielona, osaczona niczym ofiara na polowaniu, tymczasem było wręcz przeciwnie - ona zdawała się być drapieżnikiem. Niczym wspomniany kot, pełna gracji, intuicyjnie kręciła biodrami przy poruszaniu się, gotowa jednak w jednej chwili wyciągnąć kły i pazury by zdobyć pożywienie.

Trzeci, i ostatni którego Utamukeeus pamiÄ™taÅ‚. Whilliam. Tééh łééchąąʼÃ-. Hiena.
Nie trzeba było indiańskich korzeni, by odnotować korelacje pomiędzy nim, a wspomnianym zwierzęciem. Samą swoją obecnością w pobliżu był już najgłośniejszy z nich wszystkich, a co dopiero w momencie gdy otwierał swój pysk. Podobnie też jak hieny, potrafił zabić dla samego faktu zabijania, a niekoniecznie z potrzeby. Navaho nie szanował takich osób, ale wierzył, że Matka Natura w swojej mądrości nawet dla takich zwierząt znajdzie jakiś użytek na swoim łonie. Zastanawiał się również, czy jeszcze jedna cecha tego zwierzęcia nie jest przypadkiem powiązana z tym mężczyzną. Otóż równie jak hieny, tak ten zdawał się być alphą, silnym, tylko w obecności innych osobników. Co się stanie, gdy stada zabraknie? Czy będzie tak samo piszczał i szczekał o pomoc, jak jeszcze parę chwil temu, gdy byli unieruchomieni i przypięci pasami? Pytanie pozostawało bez odpowiedzi jak na razie.

Pozostała dwójka na razie pozostawała bezimienna. Mimo tego, że pamiętał ich angielskie "imiona", póki nie dopasował do nich odpowiedniego zwierzęcia, ducha opiekuńczego, wydawali się oni dla niego zaledwie pustymi skorupami, wprawionymi w ruch przez cudowną moc vitae.

Ruszył za resztą do "jadalni", tak jak wszyscy inni, całkowicie nagi. Jego ciało było dobrze zbudowane i naznaczone bliznami. Bliznami, które wydawało się można było nabyć prędzej w lesie czy innym buszu, niż współczesnym, wielkomiejskim i wielkowojennym świecie. Nie odezwał się wciąż ani słowem. Atmosfera wśród wszystkich może nie była napięta, niczym na polowaniu, ale coś podpowiadało indianinowi, że lepiej w tym towarzystwie nie okazywać słabości. A nic w jego mniemaniu nie robiło tego lepiej, niż brak zbędnego gadania, poważna aparycja i wyprostowana sylwetka.

Każdy z nich był wygłodzony, zrozumiałe więc było, że niemalże rzucili się na podanych im ludzi. Utamukeeus zawachał się jednak przez chwilę. Teraz był już pewien - nie tak zaspokajał swój głód i Bestię. Używał innych metod, innych "naczyń", tych błogosławionych przez samą Matkę Ziemię, których na sali w ogóle nie było. Nie było jednak wyboru, alternatywą było... Lepiej w ogóle było na ten temat nie myśleć. Niczym rasowy padlinożerca, jak niedźwiedź grizzly wędrujący jesienią po lasach w poszukiwaniu resztek jedzenia, tak i on posilił się na jednym z dwóch roboli, których nikt inny nie chciał tknąć. Kontrolował się. Starał się. Wypił tylko tyle, ile potrzebował, zwłaszcza, że smak ludzkiej krwi tak bardzo odbiegał od jego przyzwyczajeń.

Po posiłku ruszył dalej za czarnoskórym. Polowanie zakończone. Każdy łowca najedzony. Teraz pora na zadbanie o higienę.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline