Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2020, 11:11   #72
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kvaser uśmiechnął się kątem ucha naciągnął cięciwę pozbawioną strzały. Ta dopiero przy maksymalnym napięciu broni zmaterializowała się, gotowa do wystrzału. Twarz niziołka zdradzała delikatne napięcie, jakby zaintrygowanie, ciekawość?
Była to słuszna diagnoza, dokładnie, długo wymierzony strzał w oko orczego szamana był dla Kvasera małą zagadką. Czy trafi w głowę, czy w cel? Czy czaszka rozpęknie się pod impetem uderzenia, czy może strzała przebije ją na wylot? Było to dość makabryczne , lecz jak każdy rzemieślnik, a był rzemieślnikiem najemniczego fachu, dążył do perfekcji.
Strzała z impetem wbiła się w oko orczego szamana, zadzierając głowę mocno do tyłu, aż przez chwilę Kvaser zastanawiał się czy pierwsze uśmierciły wroga obrażenia mózgu czy przetrącony kark.
Imra i Bezimienny mieli plany… mieli też szansę na ich zrealizowanie z przewagą zaskoczenia, bo zarówno orki jak i gobliny miały dylemat… nadal walczyć ze sobą, czy sprzymierzyć się przeciw powietrznemu babsztylowi który ich poparzył. Na razie nienawiść rasowa i wrodzona nieufność zwyciężała. I dlatego obrzucali druidkę jedynie obelgami, zajęci pokonaniem przeciwnika… Możliwe też, że obecnie nie mieli możliwości zaatakowania Vaali. Niemniej ich wrodzy “czarownicy” zabrali się rzucanie czarów ochronnych na siebie spodziewając, że “latająca cholera” przypuści właśnie na nich atak.
Widząc dewastację, ale też i wahanie przeciwnika Imra spięła konia. Magiczny wierzchowiec na zawołanie zeskoczył ze statku mknąc w powietrzu do pola walki. Nie wiedząc o możliwościach Oczekujących półelfka pozwoliłą zobie zabłysnąć elektrycznością unosząc wysoko w górę swój młot chcąc wywołać na nich “piorunujące” wrażenie.
Wędrowiec ruszył zaraz za Imrą - kiedy wojowniczka skupiała na sobie uwagę przeciwników, on pomknął w stronę potencjalnie największego zagrożenia, czyli drugiego maga. Na szczęście Kvaser zdołał już zlikwidować pierwszego.
Unosząc się nad polem bitwy i strzelając błyskawicami niczym mroczna walkiria Imra wzbudziła popłoch i panikę… tylko u jednej strony. Morale hobgoblinów goblinów się załamało i rozpoczęła paniczna ucieczka, nad którą próbowali zapanować przywódcy. Orki jednak wydawały się nietknięte lękiem. Wprost przeciwnie… zaczęli wrzeszczeć łamanym wspólnym do Imry, by zleciała w dół i stanęła do walki jak prawdziwa wojowniczka… chyba że tchórzy. Orczy Oczekujący wydawali się być całkowicie pozbawieni instynktu samozachowawczego i spragnieni walki.
Wędrowiec zaś wykorzystał okazję do zaatakowania drugiego czarującego. Jego powietrzna szarża była przerażająco skuteczna. A atak rozpłatał klatkę piersiową hobgoblina, pozbawiając przeciwną stronę wsparcia czaromiota.
Imra się uniosła brew. Dawno nie biła się ze zielonoskórymi. A co tam. Wylądowała koniem obok wozu i z niego zeskoczyła.
- Dobra skurwiele, to chodźcie! - krzyknęła przygotowując się do ataku.
Kvaser uśmiechnął się pod nosem i napiął łuk jak poprzednio, celując w najdalszego czempiona orków.
Wędrowiec, mierzący sobie teraz dobre cztery metry wzrostu, wylądował obok Imry, dzierżąc w obu dłoniach myśloostrze o kształcie dwuręcznego miecza o lekko zagiętym ostrzu i wydłużonej rękojeści. Milczał, obserwując orków i szykując się na atak.
Vaala pod postacią niemal dziesięciometrowego żywiołaka powietrza krążyła nad polem bitwy, obserwując…

Pędząca horda orków (no... taka hordeczka bardziej) obudziły w Imrze zarówno miłe wspomnienia jak i dreszczyk ekscytacji. Bądź co bądź, nawet jeśli przeciwnicy nie byli większym wyzwaniem, to przecież… starcie wojowników ma w sobie brutalne piękno, a i walka z kilkoma naraz… co prawda stoczyła niedawno walkę z mechanicznymi robalami, ale to nie było to samo. Tam nie trzeba było finezji, tylko siły i uporu. Potwory nie wymagały szermierki orężem, a jedynie mocnego uderzania w ich metalowe korpusy. Harówka bardziej niż zabawa. Teraz… mogło być inaczej.

I było inaczej…
Gdy żywiołak powietrza krążył nad polem przyszłej bitwy, a hobgobliny uciekały tak szybko jak mogły, Harran poprosił Mmho o obniżenie lotu, co ta uczyniła. Statek gwałtownie opadł w dół i zaklinacz użył swojej magii, by postawić kamienny mur pomiędzy orkami a towarzyszami broni. Tylko dwóm z nich udało się przemknąć, przywódcy i jednemu z orków.
Ten drugi zginął trafiony od niechcenia orężem Wędrowca, zaś pierwszy zderzył się w walce z Imrą unikając trafienia jej młotem i sam wyprowadzając uderzenie dwuręcznym toporem bitewnym. Bronie zderzyły się ze sobą, gdy Imra parowała cios własną bronią, a następnie wyprowadziła bolesny dla orka cios w żebra. Nie zdołała go nim zabić, niemniej rana zadana młotem wyglądała na poważną. Wkrótce dołączył do niej też i Bezimienny wyprowadzając cios, który chybił… czempion orków był twardą sztuką zaprawioną w bojach. W przeciwieństwie do swoich podwładnych. Ci ryczeli z wściekłości widząc mur pomiędzy nimi, a ich wodzem i przeciwnikami, więc postanowili go… obejść biegiem.
Wszyscy poza orczym szamanem, którego krtań została przeszyta strzałą z łuku niziołka kończąc jego istnienie.

Nie wszystko szło tak, jak by sobie tego życzyła załoga Statku. Orki były uparte, więc by nieco zająć ich uwagę zaklinacz wysłał na lewe skrzydło atakujących bestię chaosu. Miał nadzieję, że nowy i na dodatek widoczny przeciwnik będzie ciekawszym celem niż ktoś, kogo w tym momencie nie widzą.
Kvaser spojrzał ukradkiem na ciasto. Kusiło, kusiło, ale co poradzić, walka była ważniejsza. Po raz kolejny naciągnął cięciwę, strzała pojawiła się założona na łuk, a niziołek przymierzył i posłał pocałunek śmierci - chociaż biorąc pod uwagę jego wzrost i poczucie humoru, było to raczej życzenie pocałowania go w dupę.
Vaala-żywiołak powietrza, wylądowała na prawym skrzydle zapory w postaci muru, po czym zaczęła okładać nadbiegające Orki wielkimi piąchami.

- No dobrze Stateczku, to powiedz Mmho, możesz im jakoś pomóc w tej walce czy nie możesz? Masz jakieś tajne zdolności bojowe? - Mmho trochę nosiło, ale grzecznie czekała za sterem na moment kiedy będzie mogła przydać się drużynie.

- Ta informacja jest obecnie niedostępna. Jeśli jednak mogę zasugerować coś, to wedle moich kalkulacji mogłabyś ostrzelać wrogów z balisty na lewej burcie.- zasugerował Destiny. - Mogę poinformować pannę Marai by zajęła twoje miejsce przy sterze, jeśli martwisz się brakiem osoby przy sterze.

Tymczasem walka na dole się rozkręcała. Wojownicy walczący na lewej flance starli się zaciekle z bestią chaosu nie przejmując się ranami i konsekwencjami. I udało się im…?
Może… w końcu zamiast jednego amorficznego bloba...


na lewej flance były trzy. I ciężko było odgadnąć który z nich jest tym oryginalnym.
Na prawej flance uderzyła Vaala i jej atak pięściami był druzgocący. Uderzone powietrznymi pięściami orki wyleciały nieco w powietrze i wylądowały martwe. Ostatni jednak nie przeraził się zgonem towarzyszy i zaatakował żywiołaka powietrza - z mizernym efektem.
A potem zginął przeszyty strzałą niziołka. Pod tym względem walka Imry i Bezimiennego była bardziej efektowna. Gwałtowna wymiana ciosów i fint przypominała krwawy taniec. Młot smoczej okazywał się całkiem zwrotną bronią (przynajmniej w jej rękach) zataczając zwodnicze łuki. A ostrze kapitana Destiny druzgocącym gromem... który spada za późno. Niestety lub na szczęście Bezimienny niepotrzebnie martwił się o członkinię załogi. Mimo, że przywódca orków był potężnym wojakiem i jego masywne ciosy były szybkie i brutalne, to żaden nie dosięgnął Imry. To cios Imry, trafiwszy w szyję rozerwał krtań… i ten cios zakończył jego czempiona Gruumsha.

Vaala, nie widząc już żadnych przeciwników, poza jakimiś trzema dziwacznymi potworkami - zapewne przyzwanymi przez Harrana - cofnęła się do Imry i konstrukta przy wozach. Czas było zająć się ładunkiem, zabierając na sta-tek co przydatne?
- No dobra, to wygląda póki co jak wszystko… - Imra urwała słysząc jakieś dziwne i niepokojące dźwięki zza kamiennego muru stworzonego przez Harrana. Mur wydawał się nietknięty póki, co więc tylko się otrząsnęła. - Do roboty Wędrowcze. Samo się nic nie przeniesie.
Półelfka nie zamierzała bawić się w podnoszenie wozów - tylko zabrała się za ich przeglądanie i plądrowanie.
 
Kerm jest offline