Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2020, 12:57   #14
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty zerkał na dwóch mężczyzn związanych plecami, którzy znajdowali się na środku pomieszczenia. Podszedł do tego, który siedział twarzą do drzwi. Miał szeroko rozwarte oczy. Na pewno zdziwił go widok sześciorga nagich osób. Uiop nie miał faworytów. Ruszył prosto w jego stronę. Oczy mężczyzny hipnotyzowały Qwerty’ego. Czy zaraz wpadnie w panikę? A może się rozpłacze? Uiop lubił emocje. Emocje były ciekawe.

Przykucnął i uśmiechnął się szeroko do mężczyzny. Nie pasowało to kompletnie do okoliczności, bo Spoon właśnie mordował obok kobietę, co Qwerty dostrzegł kątem oka. Robotnik jednak zdawał się tego nieświadomy. No cóż, Uiop na pewno starał się go dość mocno rozproszyć.
- Nie wydajesz mi się zbyt szczęśliwy, czyż nie? – zapytał. – Na pewno miałeś inne plany na tę noc. Ale zdradzę ci tajemnicę – rzekł. Nachylił się i zaczął szeptać mu do ucha. – Czasami można znaleźć światełko nawet w największej ciemności. Wystarczy się postarać. A ja tu jestem ogniskiem. Przyjemność. Ekstaza. Euforia. Frenezja... - kusił. - Mogę dać ci je wszystkie… - mruknął i przesunął paznokciem wzdłuż szyi mężczyzny. – Wystarczy chcieć… - pocałował go delikatnie w policzek. - Wystarczy znaleźć w sobie odwagę...

Liczył na to, że mężczyzna poczuje się niekomfortowo, jako że większość mężczyzn wolała być uwodzona, ale przez płeć piękną. Niekoniecznie swoją własną. Ale Qwerty chciał jedynie skupić na sobie uwagę. W międzyczasie wsunął delikatnie palce do kieszeni mężczyzny i wyjął jej zawartość. Ukradkiem zerknął na zapalniczkę.
SUKCES! Zapalniczka! SUKCES!
Ale było tam też nieco więcej rzeczy. Klucze i brelok z tajemniczym symbolem. Trapez połączony z dwoma okręgami. Skandynawskie runy? Magia? Talizman? Jednak brelok nie wydawał się magiczny, choć wykonano go z niespotykaną precyzją.
Czy coś takiego normalnie posiadali zwykli robotnicy? Uiop zacisnął pięść ze zdobyczami. Pewnie niedługo dostaną ubrania i wtedy będzie mógł je schować.

Wpierw jednak… nachylił się, nie mogąc się już dłużej kontrolować.
- I co? Jak będzie? Zaufasz mi?
Mężczyzna jednak nie pokiwał głową. Nie mógł niczego powiedzieć, bo miał knebel, poza tym to nie były dobre warunki do prawdziwej rozmowy.
- Nie? – Qwerty szepnął zasmucony. – Przykro mi – westchnął. - Jednak nie oszukujmy się. Ja i tak nigdy nie prosiłem o pozwolenie...

Wbił się kłami w tętnicę szyjną. Zazwyczaj pożywiał się ze śpiących ofiar, przywołując im przyjemne sny. Mała odmiana była jednak rozkoszna. Odmieniała nieco rutynę, w którą można było czasem wpaść, będąc Kainitą. A jeśli ostatni wiek spędziłeś kompletnie nieruchomo w torporze, to ta rutyna była nawet więcej niż tylko zaznaczona.

Krew wlewała się strumieniem w gardło wampira. Przypominała wiązkę światła przechodzącą przez pryzmat, jakim był Głód. Rozszczepiała się w głowie Qwerty’ego na tysiąc różnych kolorów. Tęcza nie była wystarczająco barwna, żeby opisać je wszystkie. W głowie Malkaviana znajdowała się znacznie bogatsza paleta, z której powstawały kolejne obrazy. Najróżniejsze, pozornie przypadkowe.
- Błękitne niebo z białymi gwiazdkami
- Różowe pole z żółtym niebem
- Postać w czarnym golfie, zabawnych pantalonach i czarnych butach. Tańczyła, a na jej ciele podskakiwały trzy uśmiechnięte buzie. Głowa postaci była Słońcem. Czyżby Qwerty spoglądał właśnie na Mitrę? Może. Albo i nie. Któż to wiedział. Któż o to dbał.
- Postać w białym golfie z niebieskim wzorkiem. Miała dwie głowy w kształcie serc. Pomiędzy jej rękami znajdowała się różowa substancja, która momentami przypominała pismo arabskie.
- Żółty wazon o zielonym wykończeniu z motywem fioletowych okręgów. Znajdowały się w nim różowe orchidee.
- Ręka z wyciągniętym kciukiem. Promieniowała POZYTYWNYMI EMOCJAMI. Dlatego Qwerty nie miał już wątpliwości, że WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.


No ale nie było.

Wyprostował się po chwili, oblizując wargi z krwi. Spojrzał na Katherine. Dotarło do niego to, co powiedziała do Whiliama. Podniósł dłoń i odruchowo poprawił koronę na głowie, ale tej tak właściwie nie było. A pragnął w tym momencie zaznaczyć, że on też się liczył i że też miał w sobie szlachecką krew, nawet jeśli jej nie miał.
- To, że należysz do jednego z Wysokich Klanów nie znaczy, że masz prawo spoglądać z góry na innych – powiedział do damy. – Typowa Ventrue – prychnął. – I to wypominająca innym egoizm – żachnął się, kręcąc głową
Sam nie był zwolennikiem mordowania, ale wyniosłość Wysokich Klanów była w jego oczach jeszcze większym grzechem. Jedynie Mitrze był w stanie to wybaczyć. Ale on był wyjątkiem.
W każdym możliwym sensie był wyjątkiem.

Czuł się szczęśliwy, że nasycił się krwią. A na dodatek jeszcze utarł nosa Ventrue! Ha! Taki był dobry! Pawim krokiem ruszył w stronę następnego pomieszczenia, nawet nie oczekując na jakąkolwiek odpowiedź ze strony wampirzycy. Dlaczego miałyby liczyć się dla niego jej słowa, skoro jego własne dla nich nigdy nie miały znaczenia…?!
 
Ombrose jest offline