Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2020, 21:18   #18
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
W kamerach obu dronów zmierzający ku budynkom mężczyźni - bo wszyscy czterej byli nimi niewątpliwie - wydali się dość przypadkową zbieraniną, która miała jedną cechę wspólną: pełną, nowoczesną maskę na twarz. Scrap bez problemu zidentyfikowała ją jako XI-993, najnowszy wynalazek Kalisto. Według specyfikacji to cacko filtrowało wszystko, umiało tworzyć tlen i jednocześnie było wyjątkowo odporne. Kontrastowało to z dość losową resztą stroju i wyposażenia, które były kompozycją skór, jeansu i kawałków pancerzy. Nawet nie zbliżało się do jednolitego munduru. Zbliżający się, nawet jeśli mieli w tych maskach noktowizję, nie dostrzegli dobrze ukrytych najemników ani kręcących się wokół małych robotów. Parli wprost na większy z budynków i szybko ujrzeli leżących przed nim ludzi, którzy, sądząc z braku wydawanych od jakiegoś czasu odgłosów, stracili już jakiś czas temu przytomność lub przynajmniej zdolność ruszania się. Obcy unieśli broń i zatrzymali, rozglądając się. Nie dostrzegając bezpośredniego zagrożenia, znowu ruszyli.
- Wsparcie za trzy minuty - usłyszeli cichy szept Eve, choć to pierwsze wsparcie miało nawet nie mieć kombinezonów. Kane ze swojej pozycji widział, że oddech rannego chłopaka uspokoił się.
Czterech mężczyzn nie podeszło bezpośrednio do leżących. Trzech otoczyło ich, czwarty sięgnął po coś cylindrycznego i włączył, uszu najemników doszło ciche buczenie. Przewiesił karabinek przez plecy i drugą ręką wyciągnął z sakwy u pasa strzykawkę. Tak uzbrojony wyraźnie niepewnie zbliżał się do leżących.

- Chcą im coś zaaplikować. - wyszeptała zwiadowczyni, która przeszła za mężczyznami przez dziurę w płocie i teraz obserwowała ich poczynania z ciekawością z niewielkiej odległości.
- Czyli muszą coś wiedzieć - Scrap widziała to jeszcze lepiej, nagrywając z Tik-Taka wszystko. - Bardziej zaszkodzić nie mogą, ja bym im pozwoliła.
- Zobaczymy co zrobią - zgodził się Kane. - Eve, mamy zatrzymać czy wyeliminować cele?
- Dobrze byłoby kogoś mieć do przesłuchania, resztę eliminować - nadeszła po chwili przerwy odpowiedź kobiety. W tym czasie ten ze strzykawką dotarł do leżących i wbił jednemu z nich igłę. Shade się pomyliła, nic nie aplikowali. Wręcz odwrotnie, pobrali im krew. Wcisnął coś jeszcze na cylindrze i wsunął go pod leżące ciało. Przestało buczeć. Wszyscy czterej zaczęli się pospiesznie oddalać w stronę z której przybyli.
Czyli dokładnie pod lufę stojącej przy dziurze w siatce najemniczki. Wybór był prosty. Facet ze strzykawką wydawał się wiedzieć co robi. Reszta była celem. To było niczym strzelanie do kaczek. Pociski jeden po drugim zagłębiały się w miękkie ciała.
- Ten ze strzykawką ma żyć - zdążył powiedzieć Kane, zostawiając robotę ukrytej Shade i innym ze skuteczniejszą na dystans bronią. Nie podejrzewał, żeby byli potrzebni, ci kolesie ani odrobinę nie byli przygotowani na starcie z kimś takim jak najemniczka w wykorzystującym taką technologię kombinezonie.
Scrap pchnęła Boba w stronę dziury w siatce. Nie chciała, aby zarobił kilka niepotrzebnych pocisków będąc zbyt widocznym celem w tych warunkach, za to mógł świetnie przydać się do odcinania drogi ucieczki. Gdyby któremuś ma się rozumieć udało się w ogóle oddalić od pozostałych najemników.
Fox wystrzelił do każdego, kto jeszcze był w stanie wymknąć się Shade, oczywiście poza jednym wybrańcem. Bronie najemników miały tłumiki, w obecnej sytuacji snajper nie sądził, by przybysze zdążyli się choćby zorientować, z ilu miejsc do nich strzelano. Mimo to po tym jak padł pierwszy, pozostali od razu padli na ziemię i zaczęli strzelać. Gdziekolwiek, instynktownie. Drugi oberwał zanim w pełni jego ciało uderzyło w ziemię. Trzeci oberwał kiedy przetaczał się próbując znaleźć tak jakieś schronienie bliżej drzew. Nie mieli szans, pomimo jakiegoś tam wyszkolenia, mieli zwyczajnie zbyt słaby sprzęt, rozeznanie czy tam wszystko na raz. Czwarty za to zerwał się do biegu, w desperackiej próbie dotarcia do dziury w siatce i dalej w las. Byłby już dawno zginął, lecz tego chcieli oszczędzić. Tyle, że jakoś musieli gościa zatrzymać.
Od południa raz i drugi mignęły światła. Zbliżało się wsparcie.
Mężczyzna biegł prosto na dziurę w siatce. Jawiła mu się jako szansa na ucieczkę. Nie miał pojęcia, że biegnie prosto na najemniczkę, która czekała przygotowana na zadanie odpowiedniej sekwencji ciosów. Najpierw kolanem w krocze, lub podcięcie w zależności w jakiej pozycji znalazłby się w zasięgu Valerie. Potem kantem dłoni w kark. Gdyby to zawiodło, zawsze można było strzelać w nogi. Nie musiał być sprawny. Umiejętność chodzenia nie była mu potrzebna w czasie przesłuchania. Shade mogła od razu unieruchomić go w ten sposób, ale dawno nie miała okazji próbować swoich umiejętności walki. Stała w skupieniu ciemność i maska nie pozwalały dostrzec na twarzy emocji, można je było sobie jednak wyobrazić. Nadzieja na ucieczkę w miarę zbliżania się do upragnionego przejścia. Nadzieja, na to, że można uciec, że jest na to jakaś szansa.
Nawet bojowe skanery Boba miały ogromne problemy z uchwyceniem Shade we włączonym kombinezonie. Wspaniałym i seksownym. Dawn aż westchnęła z zachwytu, ustawiając drona w pozycji do ataku i aktywując jego mokrofon.
- Poddaj się to przeżyjesz! - głosił komunikat, jego autorka nie miała pojęcia, że prawdopodobnie jest zbędny.
Słowa rzeczywiście były zbędne. Podobnie jak zaawansowane wyszkolenie Shade - była dla biegnącego niczym duch i pierwszy cios zwalił tamtego na ziemię bez przytomności. Trochę to utrudniało natychmiastowe zadawanie pytań.
- Wyjdę do wsparcia - zakomunikowała Eve, gdy cała czwórka obcych została unieszkodliwiona. Ruszyła ku bramie, gdzie zmierzały przynajmniej dwa samochody, których reflektory stawały się coraz lepiej widoczne.
- Nie zbliżać się do leżących, to co tam podłożył za mocno przypominało minę - Kane powiedział to na ogólnym kanale, następnie przełączył się na ich wewnętrzny, wyłączając Eve z rozmowy. - Noah oberwał, zaaplikowałem mu nanoboty. Jak go nam teraz zabiorą to nie znajdziemy ponownie. Proponuję się zapisać do eskorty, mnie trzeba zdezynfekowac i przebadać. Idziemy w zaparte, że chcemy w to samo miejsce co Noah i jeniec, aby w razie czego mogli nas leczyć z wirusa czy co to za syf, aye?
Dopiero słowa Irishmana przypomniały Dawn, że najgroźniejszy tu było to świństwo z laboratorium.
- Gdybyśmy mieli wybierać, zostajemy przy Noahu, nie rozdzielamy się? - zapytała cicho, myśląc już o tym jak odkazić swoje drony. - Jak długo gramy w tę grę? Siostra na pewno przyjedzie odwiedzić rannego brata. To byłaby okazja. Wtedy nie dowiemy się co tu robili i nie zatrzemy śladów ich pracy, za to będziemy daleko od świństwa stąd - wykorzystała chwilę, kiedy mogli nieco swobodniej rozmawiać.
- Mieli świetne maski. Raczej nikt nam nie zapłaci ekstra za tę akcję. Zabieramy? - Zwiadowczyni także mówiła na prywatnym kanale jednocześnie z ciekawością lustrując wyposażenie nieprzytomnego mężczyzny. - Możemy im zostawić coś naszego by "republikanie" się nie zorientowali.
- Zdobycznego nie odmówią, bierz - Kane nie ruszał się ze swojego miejsca, blisko rannego. Bez odkażania ryzykowanie zarażeniem kogoś jeszcze nie miało sensu, niezależnie od sytuacji. - Trzymamy się razem, ta część planu się nie zmienia. Zobaczymy gdzie nas zabiorą. Dopóki nie będzie jasnej sytuacji z tym co było w labie, nie uciekamy, aye? Wolę by się nie okazało w trakcie szalonej galopady, że ja lub Noah zaczynamy gryźć - parsknął. Niezbyt entuzjastycznie.
- Aye aye, sir! - Dawn podeszła do tego o wiele bardziej optymistycznie. - Dług wdzięczności i nasza przydatność powinny wystarczyć, by się nami dobrze zajęli. Jeńca bym obudziła, wolę nie ryzykować drona do sprawdzenia co tam wcisnął pod tego nieprzytomnego.
Przed bramą, częściowo przesłonięte przez drugi dom, parkowały właśnie dwa samochody terenowe. Eve już tam dotarła. Mieli jeszcze chwilę zanim otworzą bramę i wjadą na teren, przeszkadzając w rozmowie i grabieniu pokonanych.
Shade nie traciła czasu. Ściągnęła maski z martwych mężczyzn, a potem z nieprzytomnego i wepchnęła je pod swój strój z nadal włączonym kamuflażem. W ten sposób stały się zupełnie niewidoczne dla otoczenia. Choć jej ukrycie nie było już tak idealne, bo zakłócały je nierówności masek, w nocy po ciemku mogła bez problemu przedostać się do motorów i ukryć zdobycz przed nadciągającym posiłkami.
- Dawn pilnuj jeńca. Zajmę się ukryciem łupu. - Powiedziała na tajnym kanale. W jej głosie słychać było lekkie rozbawienie i podniecenie. Dawno nie zabawiała się w ten sposób. Nie miała jednak wątpliwości, że gdyby tutejsi dopadli masek pierwsi nigdy by ich nie oddali. Zwłaszcza w sytuacji gdy nie wiadomo co czaiło się w podziemiach.
Fox spojrzał w kierunku wozów, zastanawiając się, ile ta cała szopka będzie trwać.
- Zdjęte maski mogą zauważyć, ale to nawet niezła zasłona dymna - powiedział na wewnętrznym komunikatorze tylko do swoich. - Lepiej w razie czego pokłócić się trochę o łupy niż o coś innego. Tutejsi nie wiedzą, że kojarzymy Noah i że wiemy, czyim jest bratem. Jak to wyjdzie w trakcie, a po siostrzyczce nie będzie ani śladu, sami możemy im pomóc w zorganizowaniu rodzinnego zjazdu. W końcu mam jej numer.
Eve musiała uspokoić sytuację, bo nikt się nie spieszył, kiedy dwa samochody wjeżdżały na teren ogrodzonej posiadłości. Shade ominęła ich szerokim łukiem i wystarczyło teraz chwilę poczekać, aby pewnie schować łup w sakwach motorów. Terenówki zatrzymały się przy pierwszym domu i wysiadło z nich ośmiu ludzi w czarno-zielonych strojach z maskującymi łatami i w maskach przeciwgazowych zasłaniających twarze. Rozglądali się, jeden z nich odezwał się głośno, zapatrzony w Boba wiszącego niemalże nad nieprzytomnym jeńcem.
- Co tu się stało, do cholery? Eve mówisz, że macie jakieś skażenie?
- Cokolwiek znaleźli na dole, wyglądało na trujące - odpowiedziała mu. - Albo gaz, albo wirus, nie wiemy. Moi nowi znajomi widzieli więcej niż ja.
- To może się pokażą i opowiedzą? - parsknął inny, próbując wypatrzeć coś między drzewami.
Zwiadowczyni ukryła maski w swoim bagażu i przeszła z powrotem za budynek, by niewidoczna dla nikogo, bezpiecznie wyłączyć kamuflaż. Potem powoli wyszła z ukrycia pokazując się nowoprzybyłym.
- Nigdzie się nie kryjemy - krzyknął ku niemu Kane, wychodząc na tyle, żeby jego sylwetka była widoczna przy świetle samochodowych reflektorów, ale nie oddalając się od Noaha. - Mogę być skażony, nasz dron wykrył wychodzącego z labu mężczyznę w kombinezonie, był ranny. Przyniosłem go na górę, zaaplikowałem nanoboty. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo ze strony rany, ale możemy mieć wirusa lub inne gówno. Lepiej niech przyjedzie zabezpieczona ekipa, poczekam. Nie będę wrzeszczał, zostawiam resztę historii tym co mogą się zbliżyć.
Tak mu przyszło na myśl, że nanoboty radzą sobie przecież także z toksynami, wirusami i bakteriami. Może nie było tak źle.
- Moje maleństwo nie umiało stwierdzić, czy ten w kombinezonie to nasz czy ich, ale na pewno ma dla nas jakieś odpowiedzi - ton Scrap był wesoły, gdy wychodziła ze swojej kryjówki na otwartą przestrzeń i zbliżała do nowoprzybyłych. - Wcześniej wyszło dwóch o własnych siłach, wymiotowali i ledwo trzymali się na nogach. Kazaliśmy im leżeć, stracili przytomność. Pod jednego wsadzili coś ci co tu przybyli helikopterem, sądząc po kształcie obstawiam minę lub granat. Przydałby się saper - wyliczała. - Trzech z tych obcych nie żyje, czwarty jest nieprzytomny - pokazała na Boba trzymającego “wartę”. - No i jeszcze ta kobieta, co wybiegła pierwsza. Wyglądała na zdrową, kryje się gdzieś w tym domu - brodą pokazała pobliski budynek. - Może mieć to co i tamci. Jeszcze jeden był pod siatką z drugiej strony. Tak, to wszystko w kilka minut odkąd tu przyjechaliśmy. Mieliśmy tylko pilnować na zewnątrz - westchnęła dość teatralnie.
- Trzeba przyznać, że nie można się tu u was nudzić. - Dodała Valerie podchodząc wolnym krokiem.
- Z pewnością nie nudzili się ci tutaj - mruknął Fox, wskazując ręką na leżące ciała. Ci, którzy żyli, jeszcze przed utratą przytomności i tak wydawali mu się pół-trupami. - Jedyna osoba z tych wychodzących z głównego budynku, która wydobyła z siebie jakieś słowa, to babka, która schroniła się w mniejszym obiekcie. Mocno spanikowana, mówiła o jakiejś strzelaninie w środku. Cała reszta nie była w stanie mówić, w ogóle niewiele kontaktowali.

Ten, co odezwał się pierwszy, spojrzał na Eve, jakby szukając potwierdzenia tych słów. Kiedy ujrzał je w wyrazie twarzy kobiety, pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Dobra, rozkazy są takie, że część ma czekać na ekipę z plastikowymi workami czy czym tam do zapakowania potencjalnie zarażonych. Idą na kwarantannę. Ten jeniec czym oberwał? Panoszą się tu od jakiegoś czasu, to pierwszy, którego złapaliśmy. Trzeba go jak najszybciej wziąć na spytki. Pakujemy go do jednego samochodu i wywozimy. Zdrowi mogą jechać z nami. Ci do dojadą będą zabezpieczać teren i dezynfekować, wstępnie porzucamy tę placówkę, o ile coś czego się dowiemy tej decyzji nie zmieni - wyrzucił to praktycznie z pamięci, poinstruowany dokładnie przez kogoś z góry. - Bo ten złapany jest czysty, możemy go zwijać? - upewnił się jeszcze, widząc, że po jego przemowie nikt nie ruszył się do działania.
- Nie można tego stwierdzić z całą pewnością. - Odpowiedziała zwiadowczyni stojąc w pewnym oddaleniu od rozmówców. - Dotykał tych nieprzytomnych, którzy wyszli z podziemia. - Celowo wyolbrzymiła zagrożenie - Obezwładniłam go ręką, więc ja dotykałam jego. Do czasu aż nie sprawdzimy czy to nie było nic zakaźnego w zasadzie niczego nie można wykluczyć. Na waszym miejscu zakładałbym najgorsze. Lepiej go odizolować. Możemy z Kane'em zająć się jego przesłuchaniem w czasie kwarantanny. Jak to jest zaraźliwe i tak mamy to gówno. Wolałabym jednak nie jechać w worku razem z nieprzytomnymi - Dodała w przypływie wisielczego humoru. - Mamy własne motory.
Gdy inni wyłuszczali sprawę, O'Hara przypomniał sobie o rannym i fakcie, że nie musiał go już ukrywać. Podniósł go i wyniósł na otwartą przestrzeń, w odpowiednim oddaleniu od martwych i żywych. Ściągnął mu hełm, uniósł głowę i poświecił w nią latarką.
- Znacie go? To jeden z naszych? - krzyknął ku nowoprzybyłym, pokazując im twarz Noaha najlepiej jak się dało w tych okolicznościach. Jak szopka to na całego.
- Na naszym sprzęcie będzie też bezpieczniej, w końcu jeśli ktoś z nas tutaj jest zarażony, to lepiej zachować dystans - zawtórował Shade Fox, zanim jeszcze pojawił się Kane. - Minimum 2 metry odstępu, tak mnie kiedyś uczono, ale nie pamiętam już nawet gdzie - wzruszył ramionami. Gdy Irlandczyk przywlókł Noaha, snajper spojrzał się na niego zupełnie tak, jakby był kolejnym pionkiem, a może wręcz jeńcem. Gościa sam widział pierwszy raz w życiu, jakby nie patrzeć. Raver niczego jednak nie skomentował, pozwalając Republikanom odpowiedzieć. Jeśli Noah trafiłby do tego samego miejsca co reszta grupy, mogła się tutaj nadarzyć potencjalna okazja.
- Moje drony też trzeba zdezynfekować, to teren skażenia, lepiej zaczekać. Ten ich helikopter było dobrze słychać, zdążymy uciec zanim dolecą posiłki - Scrap dołożyła swoje do wypowiedzi kompanów, starając się jak i oni skupiać na zagrożeniu wirusem. - Jak dojedzie ekipa to co może odkazi, resztę zabezpieczy. Tego jeńca można postraszyć od razu, tutaj. Coś musieli wiedzieć o tym co się dzieje, nie przyjechali tu nikogo ratować. Wątpię, by się nie bał wsadzenia do laboratorium za karę za milczenie - uśmiechnęła się na wyobrażenie miny mającego taki wybór człowieka.
- Wirus przetrwał tak długo?
- Prędzej uwierzę, że podczas strzelaniny przestrzelili jakiś zbiornik z trującym gazem. Ta cała Umbrella składowała tu wszędzie największy syf.
Maski nie pozwalały nawet przyjrzeć się bliżej nowoprzybyłym. Wszyscy byli mężczyznami. Z zachowania ciężko było coś konkretnego wywnioskować - oprócz tego, że przewodził rzeczywiście chyba ten co odezwał się pierwszy. On też zbliżył się do Irlandczyka, mrużąc oczy i przyglądając się Noahowi.
- Kojarzycie go chłopaki? Taki kombinezon już widziałem.
- Ja nie, strasznie młody.
- A mi coś świta. Nie jest podobny do tej dupy, co kręci się przy szefie? Ona ma bliźniaka, co?
- Ta, to może być to - pokiwał głową "szef". - Nie pamiętam jak się nazywa, ale słyszeliśmy, że ta dwójka rzuca się na nowe miejsca jak wygłodniały kundel na kość. Plotki tu się łatwo rozchodzą. Tak czy inaczej, to nasz. Dobrze, że go uratowaliście, kilka osób może się ucieszyć. - wzruszył ramionami. - Mówcie mi Nader. Ten jeniec jest ważny dla szefostwa, ale zapytam. Znajdźcie mi tę kobietę - rzucił do swoich. Trzech z nich ruszyło ku budynkowi, nasuwając na oczy ochronne gogle. - Jeńca i rannego dajcie do budynku, skoro już ich dotykaliście... - nie dokończył, patrząc na najemników. Zresztą sama Shade właśnie takie rozwiązania sugerowała. Nader odszedł na bok, łącząc się z centralą.
- Niezły sprzęt - zagadnął jeden z tych co zostali. - Skąd jesteście?
- Mamy nadzieję móc kiedyś wskazać takie miejsce - odpowiedziała mu z uśmiechem Scrap. Nie miała na sobie maski ani innej ochrony twarzy, na pewno zobaczył jej białe ząbki, którymi błysnęła. - Długo się włóczyliśmy. A wy, długo tu stacjonujecie? - wciągała w rozmowę, jednocześnie podlatując do Irlandczyka Bzztem. Zwróciła się w jego stronę.
- W budynku są pomieszczenia z pryczami, możesz tam zanieść rannego. Obawiam się, że ci co tu stacjonowali przed nami nie mieli szczęścia. Ktoś z was powinien też zerknąć na tego przy dziurze w siatce z drugiej strony budynku - pokazała, mówiąc już do nowoprzybyłych. - Na pewno macie większą szansę go rozpoznać niż my.
- Lepiej go jednak nie dotykajcie. - Wtrąciła Valerie, która noszenie nieprzytomnych mężczyzn zostawiła zdecydowanie lepiej się do tego nadającemu O'Harze, a opowiadanie bajeczek Bailey, której zdecydowanie dobrze to wychodziło. Zgodnie z sugestią Nadera ruszyła jednak w kierunku budynku. W sumie miała ochotę posłuchać co schwytany mężczyzna miał do powiedzenia.
- Zawsze najgorsza robota - mruknął Kane i podniósł rannego. - Dobra, dajemy ich do dwóch osobnych pomieszczeń.
Ruszył do budynku, zamierzając za chwilę wrócić po jeńca.
- Widzieliśmy jakąś dziewczynę co się blisko szefa trzyma. To jej brat? Laska wyglądała na równie zainteresowaną co lepiej wypchanymi portkami, nie tylko labem.
Fox wolał się teraz nie rozdzielać ze swoimi, dlatego nie pchał się ani do pokazywania przybyszom położenia gościa za siatką, ani do asystowania im przy innych czynnościach. Nie naciskał też na temat siostry, by nie tworzyć wrażenia, że jakoś szczególnie na niej grupie zależy. Zauważając maski i gogle ochronne, zagadnął za to jednego z Republikanów o coś innego.
- Pro pos sprzętu, czego używacie w takich sytuacjach? To pewnie nie pierwszy incydent. Maski wystarczą? Czy koniecznie kombinezony, jak ten ranny? Wjebaliśmy się w to gówno zaraz po przyjeździe, ale nie mieliśmy pewności co do ochrony, co nieźle nas ograniczało.
- Różnie, jedni dłużej, inni krócej - odpowiedział Dawn zagadywany przez nią facet. Wyczuła, że się uśmiecha tam pod maską. Co jak co, ale ktokolwiek tu stacjonował, nie był bliskim przyjacielem tych co przyjechali jako wsparcie. - Ja jestem tu miesiąc. Hank - przedstawił się, wyciągając dłoń do atrakcyjnej kobiety. W półmroku, z szerokim uśmiechem, wyglądała wyjątkowo młodo.
Dwóch kolejnych odłączyło się od grupy i ruszyło poszukać tego przy siatce.
- To może być ta - rzucił jeden do przechodzącego obok Irlandczyka. - Większość jej nie widziała z bliska, ale o tym rodzeństwie jest w Republice dużo plotek. Szybko stali się mega ważni.
- Dla bezpieczeństwa zakładają takie kombinezony jak ma ten młody - odpowiedział Foxowi jeden z tych co zostali, wskazując brodą na niesionego rannego. - Część kupiona, część wydostana z tych labów. Większość podobno była mocno opróżniona i mało niebezpieczna. To co opowiadacie to pierwszy taki incydent, o którym słyszałem.
Najemnik prowadzony przez robo-komara szybko odnalazł pomieszczenie z pryczami i położył bliźniaka na jednej z nich. Noah nie odzyskał przytomności. Kane wrócił po jeńca, a z góry rozległo się przytłumione wołanie:
- Znaleźliśmy kobietę, nie chce wyjść!
- Nie używajcie siły, może być zarażona - odkrzyknął Nader, kończąc rozmowę. - Jak nie chce się ruszyć to niech poczeka tam na wsparcie!
Zbliżył się do najemników.
- Mamy pół godziny na wyciągnięcie z niego co wie, potem zabieramy go stąd. Do tego czasu ma dojechać reszta.
Shade poczekała aż Irlandczyk wróci po jeńca i poszła razem z nim do baraku. Informacje co mogło wydostać się z podziemnych laboratoriów były teraz znacznie bardziej istotne niż złapanie uciekinierów. Nie mieli pojęcia ani co mogło to być ani czy było zaraźliwe, a jeśli tak to w jaki sposób atakowało. W najgorszym przypadku wszyscy mogli być już zarażeni. Pytanie najważniejsze w takim przypadku brzmiało: Czy mieli jakąś odtrutkę?
- Możemy pomóc w przesłuchaniu? - Zapytała dowodzącego wsparciem. - W końcu to my zdobyliśmy jeńca i ryzykujemy najwięcej.
Kane jak dolazł do jeńca, to się do niego kompleksowo zabrał. Zaczął dokładnie obszukiwać, wyjmując i chowając w swoje kieszenie wszystko co wyglądało na ciekawe lub niebezpieczne. Jak skończył, obrócił go na brzuch i zwrócił do reszty.
- Dajcie mi coś do związania go! Sznurek, ubranie, cokolwiek - poczekał, aż dostanie i upewnił się, że więzy na kostkach i przegubach trzymają mocno. - Scrap, przeskanuj go jeszcze na obecność elektroniki. Gdzie go wsadzamy? - pytanie zadał Naderowi, niech chłopak poczuje, że nad czymś panuje.
- Mów mi Scrap - Dawn uścisnęła podaną dłoń, raz jeszcze błyskając ząbkami w uśmiechu. W pełni swobodna szturchnęła go nawet, kiedy go omijała. - Odkąd tu jesteśmy to ciągle się coś dzieje. Zawsze tak jest?
Nie dotykała nikogo mogącego przenosić coś niebezpiecznego, stąd nie zbliżała się do tych co to robili. Słysząc polecenie Irlandczyka, przełączyła się na sterowanie Bobem i go sprowadziła do siebie. Do wysięgnika przyczepiła włączony skaner, starając się nie dotykać nic więcej na dronie i tak wyposażonego wróciła do przeskanowania jeńca.
- Jesteśmy z Wami krótko, ale ciągle rzuca nas w jakąś akcję - powiedział Fox do gościa, który wspomniał o kombinezonach. Nie miał pojęcia, kim był, zwłaszcza że w maskach wszyscy wyglądali podobnie, ale coś tam wiedział, można więc było spróbować pociągnąć temat dalej. - Jak mamy się kręcić w tego typu miejscach, przydałoby się nam zabezpieczenie. Może da się to dogadać ze wsparciem, jak już sprawdzą, co to było? Jeżeli laby są w większości opustoszałe, to chyba nie macie potężnego deficytu.
- Maski przeciwgazowe dadzą wam na pewno - rozmówca Foxa wzruszył ramionami. - A dopóki nie wchodzicie do środka to nic więcej wam nie potrzeba. Te kombinezony muszą być kurewsko niewygodne, nie wyobrażam sobie noszenia czegoś takiego w akcji.
Jak się okazało, jeniec miał przy sobie jedynie holofon i komunikator w uchu z elektronicznych urządzeń zewnętrznych. W środku skaner zlokalizował też kilka metalowych elementów, w tym procesor neuronowy i wzmocnione kości. Nic co wskazywałoby na posiadanie dodatkowej samoobrony czy podsłuchu, ale O'Hara wiedział, że takie wzmocnienia mogły spowodować rozerwanie prowizorycznych więzów. Specjalnych kajdanek jednakże nikt nie posiadał.
- Daj go do pustego pokoju na piętrze, tam go przesłuchamy - Nader wskazał Irlandczykowi budynek. - Nie widzę powodu, dlaczego nie mielibyście w tym nie uczestniczyć. Eric, dowodzisz. Zabezpiecz teren, nie zbliżajcie się do drugiego budynku i leżących - wydał polecenie temu, który rozmawiał z Raverem.
Kiedy Kane dźwignął jeńca i przesłuchujący odeszli, Hank cicho odpowiedział na pytanie Scrap.
- Od jakiegoś tygodnia często coś się dzieje. Nie wiem o co chodzi, ale pojawili się ci nowi, zainteresowani laboratoriami, tego jestem pewien. Nasze transporty są atakowane, co chwilę pojawiają się jacyś na motorach, ostrzeliwują budynki i uciekają. I nie ma ludzi do obstawienia wszystkiego. Tacy jak wy spadają nam z nieba, zwłaszcza, że tu też najwyraźniej straciliśmy kilku.
Był całkiem gadatliwy. W przeciwieństwie do jeńca, który umieszczony w pustym pomieszczeniu i ocucony, otworzył oczy i bez słowa analizował swoją sytuację. Było ciemno, dopóki któreś z nich nie włączyłoby źródła światła, to nawet mógłby myśleć, że jest tu sam.
Scrap została na zewnątrz, tłok przy przesłuchaniu nie był wskazany. Przekazała co znalazł Bob i skupiła się na swoim rozmówcy, odciągając na bok i stojąc bardzo blisko niego. Skoro podobało mu się jej towarzystwo, to zamierzała to w pełni wykorzystać.
- Takie miejsce jak Republika musiało stać się głośne - mówiła tak cicho jak on. - Prawdziwa wolność, od poglądowej po seksualną. Może ktoś powiedział za dużo o tym co jest w środku laboratoriów? - domniemywała. - Szefowie nic nie zdradzają z kim tu się mierzymy? Albo, że ktoś puścił parę? Chciałabym wypróbować tych swobód, ale bez ciągłych obaw o swoje życie.
Wchodząc ponownie do zrujnowanego budynku zwiadowczyni przypomniała sobie o panujących w niej ciemnościach.
- Macie latarkę? - Zapytała Nadera. - Tam na górze jest ciemno jak w dupie u murzyna. No chyba że chcesz go przesłuchiwać w noktowizorach. Dla nas to nie jest problem. - Wzruszyła ramionami.
- Ciemność jest dobra - stwierdził krótko w odpowiedzi.
O’Hara ocucił jeńca, będąc już pewnym, że nie ma opcji zwiania. Trzasnął go po mordzie, nie za mocno, na obudzenie.
- Będę pytał krótko. Odpowiesz, przeżyjesz. Nie jesteśmy fanatykami. Pierwsze pytanie: co wsadziłeś pod tego człowieka, któremu pobrałeś krew?
Miał nadzieję, że trafił na takiego jak on: najemnika, nie idiotę walczącego za wydumaną sprawę. Wszystko mogło stać się dzięki temu o wiele łatwiejsze.
Trzech przesłuchujących to może nawet aż nadto, dlatego Fox nie wszedł do środka i nie brał bezpośredniego udziału w przesłuchaniu. Oparł się plecami o mur budynku, gdy Eric i jego ekipa zabezpieczali teren.
Przesłuchiwany przez chwilę milczał. Kane już miał ponownie zabrać głos, gdy przemówił cicho.
- Minę zbliżeniową T-4k. Miała zatrzeć ślady - odpowiedź była sucha, ale była. - Nie powiem dla kogo pracuję - zastrzegł. - O reszcie pogadamy jak się pokażecie i zawrzemy umowę, ja mówię, wy mnie puszczacie.
- Nie znaleźli gościa przy dziurze w siatce - zaraportował Felix przez wewnętrzny komunikator. - Spytajcie się, ilu ich było i czy działali w więcej niż jednej grupie.
- To zależy czy twoje informacje będą satysfakcjonujące. - odezwała się Valerie. - Ignorują na ten moment informacje od Foxa.
- Dla naszego szefostwa - doprecyzował Kane słowa Rusht, nie zamierzając traktować tego tu jak amatora. - Nie będę pytał o pracodawcę, na razie są ważniejsze pytania. Wiecie co hodowano w tych labach i co mogło tu zostać uwolnione? Pobierałeś krew, do analizy?
- Wszyscy wiedzą, że wirus X był prawdopodobnie z jednego z tych laboratoriów. Kazano nam nie ryzykować, jeśli sytuacja będzie niepewna, a nasi ludzie nie odpowiedzą na kontakt - powiedział wolno. - Krew miała potwierdzić substancję. Tym transportem przyleciało nas czterech - dodał, gdy powtórzono mu pytanie Foxa.
Valerie czuła jak włoski jeżą jej się na ciele. Właśnie spełniały się jej najgorsze koszmary;
Odeszła w kąt pomieszczenia i odezwała się cicho do komunikatora:
- Dawn musisz znaleźć tego rannego. Felix jak go zlokalizujecie i będzie się poruszał o własnych siłach, nie zbliżajcie się tylko rozwalcie mu głowę. Tam na dole mogły być jakieś pozostałości z czasów wirusa X. Lepiej nie ryzykować że to dziadostwo znowu się rozejdzie po świecie. Fox zwiąż też i zaknebluj na wszelki wypadek naszego rannego bliźniaka. Zrób to naprawdę solidnie. Weź jedną z masek z mojego motoru, ale jeśli to naprawdę wirus X raczej nic ci nie grozi aż cię ktoś nie ugryzie.
Kane zarejestrował poruszenie Shade, zmuszając się do zignorowania jej. Były dalsze pytania i ktoś musiał je zadać.
- Kto i kiedy miał was odebrać? - zwrócił się znowu do jeńca. - Wysłaliście tu wcześniej ludzi, jakie raporty od nich otrzymaliście?
- Mieli nas odebrać kawałek na północny wschód stąd, kiedy zgłosimy gotowość. Uprzedzając pytanie, nie zrobiliśmy tego, a oni pewnie już wiedzą, że stracili kontakt - ton jego głosu się nie zmienił, swoim zachowaniem i przekazywaniem informacji potwierdzał, że nie ma w sobie fanatycznego pierwiastka i chce to przeżyć. - Ostatni raport sprzed godziny przed naszym przybyciem, wchodzili wtedy do labu. Twierdzili, że udało im się to zrobić po cichu. W środku musiało coś pójść nie tak. Pod ziemią nie było z nimi kontaktu.
- Rozumiem, że zostali na dole w labie? A może to któryś z tych nad miną? - Zwiadowczyni wróciła z powrotem do mężczyzn zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.
- Jak ją rozbroić? - dorzucił pytanie Kane. - Ilu ich było w pierwszej grupie?
Spojrzał też na Nadera, nie wiedząc czy ten to widzi. Dla pewności szturchnął go lekko kawałkiem podniesionego z podłogi drewna, zachęcając do pytań. Jak gościa zabiorą to nie będzie już na to okazji.
- Nie wiem - przyznał w odpowiedzi na pytanie Shade. - Ich stroje wyglądały na nasze, ale kazano mi ograniczyć kontakt do minimum jeśli nie będą reagować i za żadne skarby nie zabierać ich ze sobą przy podejrzeniu zakażenia. Mina jest elektroniczna, pewnie najlepiej użyć EMP. Nie jestem saperem, jak widzę coś takiego to spieprzam lub rozwalam z daleka. O ich ilości nie mogę wam powiedzieć.
To była pierwsza odmowa odpowiedzi, nie licząc tych o pracodawcy.
- Nawet jakby miało to rozprzestrzenić jakiegoś wirusa lub inny syf? - zapytał zdziwiony Nader.
- To już nie mój problem. Poradzono sobie z tym badziewiem wtedy, teraz technologia jest o wiele bardziej rozwinięta.
Człowiek Republiki pokręcił głową, ale wyglądało na to, że nie ma specyficznych pytań do tego tu, innych od najemników. O ile oczywiście chcieli dalej unikać pytań o tego kto pociągał za sznurki, czyli clue całego zamieszania.
- Wysyłasz sprzeczne sygnały, gościu - mruknął Kane. - Mówisz, że mieliście ograniczyć kontakt, podkładasz minę pod swoich i jednocześnie gadasz, że wirus nam nie groźny. Jaki był cel waszego pojawienia się tu? - zapytał twardszym tonem.
- Zabijanie swoich to naprawdę paskudna sprawa. - Zwiadowczyni pokręciła głową. - Tylko najgorszy sort zleceniodawców wydaje takie polecenia, albo sytuacja wcale nie jest tak łatwa do opanowania jak próbujesz nam wmówić. Może masz ochotę na spacer na dół?
- Dobrze wiecie, jak to działa. Jak coś jest nie do uratowania, to tego nie ratujesz - odpowiedział po chwili, spokojnym tonem. - Da się za to przygotować na przyszłość. U was pewnie też mogą to zrobić, trzeba mieć do tego tylko próbki, wiedzieć z czym się mierzymy. Najwyraźniej nasze szefostwo wolało mieć je i kilku żywych niż wszystkich martwych.
Valerie pokręciła głową:
- Nie, nie zawsze tak to działa. Kwestia odpowiedniego dobierania zleceniodawców i roboty. - Wzruszyła ramionami. - Masz jakieś pytania? - Zwróciła się bezpośrednio do Nadera. - Bo ja mam dość. Mdli mnie na samą myśl o tym co tu się dzieje.
- Wygląda na to, że to nasi szefowie będą musieli bawić się w wydobywanie prawdy - zgodził się z nią Kane, mając równie dość przesłuchania. Niczego istotnego dla ich sprawy i tak się tu nie dowie.
- Odpowiadać może i odpowiadał, ale mało z tego było prawdą - parsknął Nader. - Zabieram go, zajmą się nim odpowiednio to przestanie ściemniać.
Jeniec nie ruszył się, ani nie skomentował ich słów. Był na tyle doświadczony, że uznał to najwyraźniej za niepotrzebne strzępienie języka. O’Hara wyszedł z pomieszczenia bez słowa, a następnie z budynku. Valerie poszła za nim.
 
Lady jest offline