Mikel nie był z siebie zadowolony. W walce okzał się być prawie bezużyteczny. Snuł się więc, po forcie, zaglądając w różne zakamarki, aż do małej biesiady z okazji pokonania smoka. Spędził trochę czasu z wszystkimi, a później udał się na wieczornym spacer po murach.
Kilka godzin później, kiedy wszyscy już zasnęli zmęczeni, Mikel siedział samotnie przy niedużym ognisku na dziedzińcu. W znalezionej na dnie plecaka flaszce było jeszcze sporo okowity, która skutecznie odpędzała chłód nocy. Chłopak poczuł delikatny ruch powietrza, gdy ktoś się do niego przysiadł. Nie był to jednak żaden z Łowców, ani tym bardziej jego towarzyszy. Mężczyzna, ubrany tym razem w charakterystyczny płaszcz tropicieli, wydawał się trochę młodszy niż kiedy ostatnio go widział. Tym razem jednak nie odezwał się, wpatrując w ogień z lekkim uśmiechem.
- Widzieliśmy się całkiem niedawno, a czuję się, jakby minęły wieki od tamtego spotkania w lesie. - Chłopak nie do końca wiedział, jak zareagować.
Z reguły to on słuchał, a tamten mówił.
- Dla niektórych minęły - stwierdził mężczyzna, sięgając po butelkę. Pociągnął solidny łyk, westchnął z przyjemnością - Zabiłeś smoka. Niewielu się to udaje -
-Szczęście mi sprzyjało. Niewielki wkład wniosłem do walki, poza tym jednym uderzeniem. - Mikel nie wydawał się być zbyt dumny ze swojego osiągnięcia.
- Wielu na twoim miejscu zaczęłoby się chełpić - nieznajomy wydawał się być zadowolony tym, co usłyszał - Ale ty nie jesteś jak wielu, prawda?
-Wielu jest mądrzejszych i sprytniejszych ode mnie, ale jest też wielu okrutnych i złych. - odpowiedział - Staram się być po prostu porządnym człowiekiem.
Zaczął się zastanawiać o co właściwie był pytany i co jego rozmówca chciał usłyszeć. Wydawało mu się, że najlepsza będzie po prostu szczerość i to na nią postawił. Pociągnął kolejny łyk z butelki, po czym podał ją mężczyźnie, który również się napił - W twoich ustach brzmi to jak drobnostka. To świadczy o tym, że się co do Ciebie nie myliłem. Masz w sobie potencjał i czuję, że właściwie go wykorzystasz - stwierdził, uważnie obserwując Mikela piwnymi oczami.
-Cieszę się, że spełniam Twoje oczekiwania. - Chłopak pierwszy raz od początku rozmowy uśmiechnął się. - Do niedawna nie byłem pewny kim jesteś. Teraz już wiem i czuję się zaszczycony, ale z drugiej strony trochę obawiam się, co dla mnie szykujesz. W każdej ze znanych mi opowieści, takie zainteresowanie wiążę się z... kłopotami. - zamyślił się i dodał - Chociaż z drugiej strony to chyba już od dawna je mamy...
- Hola hola, ja z tymi kłopotami nie mam nic wspólnego! - przybysz zaśmiał się cicho, unosząc ręce do góry - I w ogóle nie wiem, o czym mówisz - rzucił rozbawiony.
-Dobra, dobra... - zaśmiał się - To co Cię sprowadza? - W końcu nie wytrzymał niepewności i zapytał wprost.
- A musi to być cokolwiek? Może chciałem po prostu pogadać z moim ...znajomkiem? - mężczyzna uśmiechnął się - Z pewnością masz wiele historii do opowiedzenia -
- Jesteśmy znajomkami? Bosko!-zaśmiał się - O ile mnie pamięć nie myli to Ty masz tych historii jeszcze więcej. Moje przy nich to jak spacerek po lesie.
- Po prostu miałem więcej czasu, z ciebie jeszcze młodzik - mężczyzna klepnął Mikela po plecach. Chłopak poczuł dreszcz, jakby przepływała przez niego jakaś energia - Może kiedyś się nimi powymieniamy-
-Co to było? - zapytał wojownik.
- Nie wiem, o czym mówisz - nieznajomy uśmiechnął się bezczelnie i powstał, jednocześnie sięgając pod płaszcz. Wyciągnął butelkę wina, wyglądajacego na bardzo drogie, i podaj ją Mikelowi - Drobny prezent - powiedział, a chłopak nie miał pewności, do czego się odnosił. Mężczyzna ruszył w stronę wyjścia z fortu.
Mikel z uśmiechem sięgnął po butelkę. Nie pytał o nic więcej. Wiedział, że i tak się nie dowie.
-Do zobaczenia! - zawołał za odchodzącym znajomkiem - Caydenem Caileanem, a przynajmniej tak mu się wydawało.