03-10-2020, 11:14
|
#445 |
| Post współtworzony przez MG i graczy Podziemia płockiej katedry:
Eberhard wyszedł na przód do Guntera. Stanął tak, że Hugin był za jego plecami. -Nie złożymy broni jesteśmy inkwizytorami. Dobrze wiesz co to oznacza. Możemy jednak porozmawiać. Z twoim panem przy zapewnieniu przez obie strony braku przemocy. Wnioskuję, że usilnie zabiegał o nasze wsparcie. Chciałbym lepiej zrozumieć w jakim celu. Co prawda liczyłem na bardziej jednostronną rozmowę stąd nasza wizyta. - Eberharda grupa zbrojnych niepokoiła ale nie przerażała.
Wenecjanka przysunęła się do Anny i gdy mistrz przemawiał szepnęła.
- Wojownicy to duchy. To co chroniło katakumby musiało zniknąć.
Gunter zrobił kolejny krok do przodu. Eberhard wyraźnie widział teraz, że całe jego oczy zaszły cieniem. Nie było tam białek i tęczówki jak u człowieka. Był jedynie mrok. Gunter złożył dłonie przed sobą w piramidkę.
- Drogi Inkwizytorze - w tym tytule było coś z drwiny - Złożenie przez was broni nie jest częścią negocjacji. Odprawiliśmy ludzi z kaplicy. Są bezpieczni. Nie to co wasz mistyk.
I znów ślad drwiny w głosie Guntera. Cała postawa biskupa się zmieniła. Poza oczami była jakaś niespotykana dotąd pewność w jego głosie. Był wyprostowany a jego ciało dotąd zdające się grubym, teraz wydawało się potężne.
Anna przytaknęła Wenecjance i odezwała się do niej szeptem gdy Gunter mówił. - Zaczyna.. Brakować mi sił.
Podczas słów swoich i Guntera, Eberhard jedną rękę trzymał za plecami. Tak by wszyscy Inkwizytorzy go widzieli. Pokazał palcem w stronę lustra i zacisnął pięść. Interpretację zostawiając towarzyszom. Jak również wybór czy przekazu wysłuchać.
Francisce dudniły w głowie jęki potępionych dusz. To miejsce pozwalało przyzywać istoty z piekła. Najpewniej te które otaczały teraz biskupa i tą która siedziała teraz w jego wnętrzu. Nie dało się chyba utrzymywać tylu piekielnych istot naraz lub takiej mocy bez stałego kontaktu z piekłem. Rzuciła okiem na Witolda by sprawdzić czy skończył to co robił.
Stan Inkwizytora pozostawiał wiele do życzenia. Cierpiał. Jęczał z bólu. Klęczał przed kręgiem na wymalowanym kabalistycznym drzewie z głową i dłońmi wewnątrz kręgu. Miał wyraźny problem z oddychaniem.
Kobieta, ruszyła powoli za plecami Eberharda w kierunku luster obserwując Guntera.
- Zanim podejmiecie głupie kroki - zaczął Gunter - wiedzcie, że Płock przyciągnął na siebie okropną siłę. Siłę o potędze jaka nigdy nie powinna przypaść w udziale żadnej ziemskiej istocie. Obawiam się, że nasz wspólny wróg dysponuje potęgą godna króla Salomona. Choć pewny jestem, iż nie pochodzi ona od Boga. A za wami jest pułapka, której mieliśmy użyć do uwięzienia demona.
Francisca zatrzymała się, a w zasadzie zrobiła pół kroku w kierunku Guntera.
- I dlatego przychodzicie do Inkwizycji w obstawie innych sług? Pan mówił, aby zło złem zwyciężać? I jak w pokonaniu tej okropnej siły pomoże rozbrojenie Inkwizycji? - twarz Francisci pogrążona w ciemnościach wyrażała autentyczne zaniepokojenie pomieszane z ciekawością.
- Gunterze… - Anna odezwała się z trudem swym cichym głosem. - Czy wiesz, że jeśli coś się nam stanie, przyjdzie ci spłonąć? Jest tu nas kilkoro… lecz listy znalazły mnie w poza granicami naszego kraju.. Przybędą tu kolejni. Czy jesteś pewien, że twój Pan cię przed tym ochroni?
- Przybędą? By uczcić chwalebną śmierć inkwizytorów, którzy pokonali zło na naszych ziemiach? Możemy sobie pomóc. Ludziom nie dzieje się tu krzywda. Przynajmniej nie działa, póki nie powstał Pradawny. - Gunter stał bez ruchu.
- Co proponujecie i czym jest to coś?- wskazał na lustra. - To demoniczne przedmioty. - podkreślił ich przerażające pochodzenie - Na znak dobrej woli pomóż Witoldowi… sam. - podkreślił brak obecności strażników jeszcze bliżej nich.
- Waszemu Witoldowi nie powinno się nic dziać. Chyba, że jest pod wpływem istoty, która do tego świata nie należy. Gdy zrobi krok do wnętrza kręgu, to lustra wyrwą z niego tę istotę i pozwolą ją uwięzić. Czy takiej pomocy oczekujesz mistrzu? - Gunter był naprawdę spokojny. Czuł się panem tej sytuacji. Nie zrobiło na nim wrażenia nic z tego co rzekły kobiety.
Tymczasem Gerge natychmiast po słowach biskupa podszedł do Witolda i zaczął go odciągać od kręgu. Wszak jego Anioł z pewnością nie pochodził z tego świata.
- Gunterze…. Miałam tu założyć ośrodek inkwizycji… coś takiego jak śmierć w chwale w ogóle nie będzie na moich zwierzchników satysfakcjonujące. - Anna odpowiadała spokojnie, skupiając się na tym by stać pewnie na nogach. - Ale… też nie chodzi tu o to by by pokazać kto jakie ma kłopoty. Czy tu pragniesz z nami rozmawiać?
- Jeżeli złożycie broń, możemy ruszyć na spotkanie z nim - tym razem Gunter pierwszy raz od początku spojrzał na Annę.
Eberhard czekał na słowa Anny. Choć zaciśnięta ręka na broni wskazywała, że składanie broni i łaska bądź niełaska obcego wampira nie są czymś co go przekona.
- Może na spotkanie z nim pójdzie jedno bądź dwójka z nas? Reszta poczeka tu pod bronią. To już i tak ryzykowny i kompromisowy pomysł. W razie kłopotów jednak nie jesteśmy bez szans. Lustro potrzebne w ich planie zniszczymy natomiast na pewno w razie konfrontacji.
Najwyższa władza kościelna w Płocku, będąca w służbie wampira, paktowała z Inkwizycją, aby pokonać jeszcze groźniejszą moc.
- To ty… - Francisca jakby otrząsnęła się odzyskując swoją zwyczajną grację - To ksiądz biskup nas tu ściągnął. Mieliśmy zostać sługami wampira i wspólnie pokonywać… zło? - ostatnie słowo zostało wypowiedziane z dużą lekkością.
Kobieta uczyniła krok do przodu wychodząc przed grupę.
- To był ten plan?
- Mogę się zgodzić na dwójkę z was. Pójdziecie ze mną - biskup rozłożył ręce ukazując, że sam nie posiada żadnej broni.
- Reszta może tu zostać. Upraszam jednak, abyście nie niszczyli tego kręgu i luster.
Gunter przełknął ślinę.
- Nie wiem, czy uda się odtworzyć ten rytuał, a to może być nasza jedyna szansa.
W końcu Gunter spojrzał też na Franciscę.
- To co było wczoraj dziś traci na znaczeniu. Wezwał was Walter, bo w okolicy działo się coś złego. Bestie w lesie złożone z martwych zwierząt. Magia prastarych bogów. A teraz… teraz mój mistrz dostrzegł, że tamta siła sięga po demony z dna piekła. Któż idzie ze mną?
Wojownicy stojący w mroku wyraźnie się poruszyli. Przemieścili się pod ścianę, odsłaniając przejście w stronę z której przybyli. Przejście w stronę wnętrza katedry.
Francisca zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, a potem odwróciła się głowę w kierunku Anny i Eberharda. Na krótką chwilę. Westchnęła rozcierając palce.
- To miejsce jest dla mnie… nieprzyjemnie. Byłabym rada wyjść stąd jak najszybciej. Nie wiem, czy ktokolwiek chciałby tu pozostać… Wiemy o czym mówisz, ale to nie jest takie proste… Jako biskup... pewne rzeczy powinny, być dla Ciebie… zrozumiałe… ale rozwiązanie siłowe tego, tutaj… chyba nikomu w tym momencie na tym nie zależy - Francisca jeszcze raz obejrzała się do tyłu, starając się jednak nie tracić z oczu Guntera na dłużej niż uderzenie serca.
- Proponuję siebie i siostrę Anne jako najwyższych rangą. - wskazał osoby do rozmów brat Eberhard.
Anna obejrzała się na George. Nie chciała go.opuszczać ale nie chciała też osłabiać drużyny w kaplicy.
- Uczyńmy tak. - Powiedziała cicho. - Chodźmy Eberhardzie.
Eberhard odchodząc odwrócił się na chwilę do siostry Franczeski.
-Wrócimy jak najszybciej. Niech Siostra na wszystko ma baczenie.- jednocześnie skierował rękę w stronę oczu. Wskazując dwoma palcami na oczy w uniwersalnym geście obserwacji. Stał wtedy do Guntera plecami stąd widzieli to ponownie tylko Inkwizytorzy.
Francisca w uniwersalnym kobiecym geście obróciła się do niego plecami. |
| |