Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2020, 11:37   #100
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- To się nazywa łut szczęście - Odezwała się z uśmiechem Lamia, jednak jej wzrok był dziki, gdy pełzał po sylwetkach trójki wyspiarzy - Nie przedstawisz mnie, Leith?
Leith nie był pewien, czy fakt, że Lamia go rozpoznała był pomocny, czy wręcz przeciwnie.
- Ekm… - bękart spojrzał za siebie po dziewczynach.
- To jest Lamia, pomogła cię uwolnić - Leith wyjaśnił Aurorze po czym przeniósł wzrok na Lamię - moja żona Aurora - powiedział po czym wskazał wzrokiem na Vanję - twoja krajanka Vanja.
Czy wydawało mu się, czy powieka Aurory nieznacznie drgnęła? I dlaczego miał wrażenie, że ten gest jest wyrazem jej zdenerwowania? Czyżby to z uwagi na zapach adrenaliny, który zaczęła wydzielać, a który wrażliwe nozdrza bękarta bez trudu wychwytywały?
O dziwo, jednak uwaga Lamii skupiła się na poparzonej nastolatce, a nie małżonce Leitha.
- Krajanka? Jak ci na imię? - zwróciła się do Vanji, która patrzyła to na białowłosą, to na towarzyszącego jej smoka. Bestia zastygła, jakby była tylko ogromną rzeźbą, co w efekcie... niepokoiło jeszcze bardziej, mając na uwadze fakt, że jedno celne kłapnięcie ostrych zębisk wystarczało, by zakończyć czyjś żywot.

Ruchy Leitha były tak płynne, że w odpowiedzi na minę Aurory jej mąż wzruszył ramionami bez poruszania nimi.
- Jak ją ostatnio wujkowie zabrali na ognisko to aż zaniemówiła. I tak już zostało. - bękart wyjaśnił “małomówność” dziewczyny.
Lamia zmarszczyła brwi.
- Wujkowie... ognisko... - łączyła fakty, po czym zwróciła się do dziewczyny - Rozumiesz mnie, prawda?
Vanja skinęła głową, choć jej wzrok co rusz uciekał do ogromnej sylwetki zastygłego smoka.
- Podejdź do niego i go dotknij. - Poleciła białowłosa, a poparzona nastolatka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- To jest nasza towarzyszka, a nie przekąska. - Warknęła Aurora, a w jej dłoni pojawił się miecz nie wiadomo skąd.
Leith poświęcił moment refleksji nad proporcją wagi Vanji do wagi smoka, ilością protein jakie stworzenie jak ten ostatni musi pochłonąć.
- Jeśli je tylko mięso, to raczej trudno byłoby nazwać ją przekąską - Leith odpowiedział żonie dosłownie - nawet trawiąc kości mało by posmakował, zobacz na wielkość tych skrzydeł, tam są setki mięśni. - tłumaczył po czym zwrócił się na migi do Vanji wskazując smoka “jest myślący, jak chcesz podejdź, kobieta go kontroluje.”
Aurora nie wydawała się zadowolona z tej propozycji, ale czy to z uwagi na zaufanie do męża, czy też zwykłą świadomość dysproporcji sił - nie oponowała.
Vanja powoli ruszyła w stronę smoka, zafascynowana nim tak bardzo, że chyba nie do końca świadoma tego, iż jedno kłapnięcie tych potężnych zębów wystarczyłoby, aby zakończyć ich żywot.
Tymczasem Lamia, obserwując nastolatkę zbliżającą się do wielkiego, białego cielska, rzekła:
- Miałam zamiar odnaleźć cię i zaprosić na wycieczkę na Dwór Ognia - choć patrzyła w inną stronę, wyraźnie zwracała się do Leitha - Chciałam jednak wpierw sprawdzić kilka śladów, by odbudować dziedzictwo jeźdźców smoków... Niestety, są rzeczy ważniejsze niż zemsta. Kto by pomyślał, że te ryże wiewiórki same się nawiną... Naprawdę, umiesz się bawić, co Leith?
O ile to możliwe, twarz Aurory stężała jeszcze bardziej.
- Mmm… - mruknął bękart. - rudzielcom definitywnie brak instynktu samozachowawczego by nas unikać. Wielu faktycznie było w dobrym humorze, przynajmniej do któregoś momentu… - powiedział po czym zrobił pauzę by odwrócić się i odgarnąć kosmyk włosów z twarzy swojej wściekłej żony.
Aurora spojrzała mu w oczy i o dziwo, to poskromiło jej emocje. Prosty gest miał czasem wielką moc.
- Co do wycieczek na Dwór Ognia… po ostatniej wizycie utrwaliłem się w przekonaniu, że jedyny sposób w który można w pełni go doświadczyć, to oglądając go w ogniu. Przecież zgodnie ze swoją nazwą powinien płonąć.
- I właśnie na taką wycieczkę chciałam cię zapro... - Lamia urwała, bo Vanja stała już krok przed smokiem, a ten poruszył się. Poparzona dziewczyna trochę się zlękła, ale uniosła dłoń i przyłożyła do nozdrza gadziny, której łeb nagle zawisł dokładnie nad nią. Smoczysko zaciągnęła sie jej zapachem, po czym uniosło cielsko do góry i zaryczało.
- Juuuuuhuuuuu! - to samo uczyniła Lamia, wyjąc triumfalnie.
Białowłosa przyskoczyła do Vanji i powiedziała:
- Tak czułam, że to ty, gdy cię zobaczyliśmy. Lio przywiódł nas tutaj, bo czuł zew krwi. Na rudzielców trafiliśmy przypadkiem, co oczywiście wcale mnie nie martwi, ale... Masz w sobie krew jeźdźców smoków, dziewczyno. Twoja matka była jedną z nas. Ty jesteś jedną z nas, rozumiesz?
Vanja wyglądała na zdziwioną i zaniepokojoną, jednak jej wzrok raz po raz uciekał do monstrualnego kształtu smoczyska. Tak, zdecydowanie ją przyciągał. Pytanie, co z tego mogło wyjść dobrego?
- Jeźdźcy są szaleni - Aurora wysyczała do ucha Leitha, przyciągając go do siebie bez delikatności. - To dlatego się ich pozbyliśmy. Oni nie mają zasad ponad swoją własną lojalność, zrywają sojusze, atakują przypadkowe miejsca, są nieprzewidywalni. Niczego nie tworzą, tylko niszczą... Ta gadzia magia zawsze doprowadza ich do szaleństwa. Nie możemy pozwolić, żeby Vanja do nich dołączyła!
Leith uśmiechnął się blado.
- Zdefiniuj “szaleni”... bo do wolności zostali stworzeni? bo pieprzą wszystkie księstwa? bo nie chcą być rządzeni? Nie wszystko da się kontrolować, nie wszystko trzeba i nie wszystko się powinno. Niestety ci którzy mają, chcą mieć więcej. To jest niewola i na tym polega, że chce się mieć więcej niż ci potrzeba. A nic nie niewoli tak jak posiadanie władzy.
Czubki brwi Aurory spotkały się nad jej nosem.
- Wyobraź sobie więc jak “niewoli” potęga, która nawet nie pochodzi od ciebie samego, którą ktoś ci dał za samo urodzenie - potęga dzika i nieposkromiona. Wyobraź sobie ty, były niewolnik. - Prychnęła i odwróciła się na pięcie, by skierować w stronę domku.
Leith poczekał w ciszy aż Aurora dotaszczy wszystkie kilogramy złości do chatki, kiedy jej drzwi się zatrzasnęły znalazł się za nimi naprzeciw księżniczki.
- Czemu jesteś taka zła? coś ci się stało? - zaczął mężczyzna pijąc do zachowania żony.
- Jeźdźcy smoków... kontakty z nimi to jak rzucanie monetą o swoje życie. Teraz nam pomogła, ale później? W dodatku chce zabrać Vanję... Kim w ogóle jest ta kobieta? Czemu mi o niej nie powiedziałeś?! - wybuchła i nietrudno było oprzeć się wrażeniu, że to właśnie ostatnie pytanie było najbardziej kluczowym w całej przemowie.
- Kobieta rudzielców, wiesz, taka od dziecka wyhodowana i “przystrzyżona” na zabawkę do ruchania. Znalazła sposób w jaki udało mi się przekonać chłopca i cię odnaleźć. Wypuściłem ją na wolność. Jesteś zła?
Aurora spojrzała mu znów w oczy.
- Tak. - przyznała szczerze. - Ale to z powodu bezsilności i braku mojej mocy. Ja... zawsze ją miałam, przywykłam, że zawsze się mnie trochę bano, trochę... - westchnęła. - Ona nawet nie zwraca na mnie uwagi. Wie, że nie jestem groźna. I nie powstrzymam ani Vanji, ani ciebie przed odejściem. To... mnie złości.
Leith mruknął coś pod nosem po czym położył dłonie na ramionach Aurory i przysunął ją do siebie. Położył swoje czoło na czole żony.
- Czy to źle? że ktoś niebezpieczny nie zwraca na ciebie uwagi? mi się to podoba - zauważył. po czym dodał - Zresztą… ja zwracam na ciebie uwagę, A może uważasz że niewystarczająco? - uniósł brew, po czym przeniósł dłonie na talię kobiety.
Prychnęła, dalej mając w sobie złość, ale już przynajmniej nie wycelowaną w Leitha.
- Udało ci się porozumieć z… z naszym młodym?
- Nie. Znaczy... nie wiem. - Aurora westchnęła ciężko i tym razem sama przytuliła się do mężczyzny. - Przesyła do mnie jakieś obrazy... chyba. Myślę, że to od niego. Albo od niej. Tylko, że ja ich nie rozumiem. Nawet ciężko mi je nazwać słowami... Tak jakby to było coś, co zapomniałam. Wiem, że jest tu jakiś klucz, jakaś treść, ale... nie umiem tego sobie przypomnieć. To jeszcze bardziej mnie frustruje.
- Może spróbuj mi to pokazać? - zaproponował - tylko nie dotykaj białego syfu… - przestrzegł.
- Dobrze... choć nie wszystko pamiętam. - tym razem to jasnowłosa dotknęła czołem jego czoła i zamknęła oczy. Kiedy Leith ją wpuścił, jego umysł zalała fala wrażeń - kolorów, kształtów, odczuć, o których istnieniu nie wiedział. Albo zapomniał wraz z narodzinami.

Co ciekawe, te pozornie chaotyczne obrazy budziły w nim emocje - tak, jakby podświadomie je rozumiał. Był tam niepokój, coś jak ostrzeżenie, było też ciepło, czułość. Czy nienarodzone dziecię próbowało uspokoić swoją przyszłą rodzicielkę?
Wizje budziły przeczucia, lecz nie dawały żadnych solidnych odpowiedzi.
- I co o tym myślisz? - zapytała Aurora po chwili.
Leith skupił uwagę na wizji jeszcze przez jakiś czas.
- Myślę, że jest uważne, nie czuje się pewnie ale nie przez ciebie, po prostu, bo jest świeże, młode. Do ciebie czuje tylko miłość, tak jak każde szczenię.
Jasnowłosa prychnęła, odwracając wzrok. Wydawało się, że jego słowa ją krępują. Wtem oboje coś usłyszeli. Głośny szum powietrza i coś jakby uderzenie wielkich powierzchni.
- Smok odlatuje! - krzyknęła Aurora i wyrwała się w kierunku wyjścia z chaty. To samo uczynił Leith.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline