William Shatner widział już wiele rzeczy w życiu i mało co go mogło zadziwić, a jeszcze mniej przestraszyć. Jednak to czego był świadkiem teraz spowodowało nagle, że niemalże każdy włosek na jego ciele stał teraz dęba i zachowywał się tak jak podczas nadchodzącej burzy gdy całe otoczenie jakby było przesączone jakąś dziwną, niewidzialną siłą.
Wyciągnął, zza pazuchy butelkę whisky, odkręcił i pociągnął spory łyk. Poczuł gorąco i przyjemne uczucie rozchodzące się po całym ciele. Zakręcił dokładnie butelkę i schował. Wiedział, że nie musiał ani sprawdzać czy oba rewolwery ma dobrze naładowane, ani też nie musiał sprawdzać czy gładko wychodzą z kabur. Wiedział też, że skoro o tym właśnie pomyślał to musiało coś wisieć w powietrzu, a jego szósty zmysł już zaczynał wysyłać pierwsze nieśmiałe ostrzeżenia. Był czujny i skupiony.
W międzyczasie obserwował to co się działo dookoła. Zapomniał już o szybkości za jaką podróżowali lub po postu się do niej przyzwyczaił. Niepokoiło go towarzystwo upiornego woźnicy. Jednak najbardziej zdziwiony był tym co widział dookoła i otoczeniem, przez które pędzili z zawrotną prędkością. Wiele podróżował i wiele różnych krajobrazów o różnych porach roku oglądał. Jednak takie coś widział pierwszy raz na oczy i mało tego nie przypominał sobie nawet, żeby kiedykolwiek słyszał jakiekolwiek opowieści o czymś podobnym.