05-10-2020, 10:11
|
#4 |
| Paladynce nie podobało się, jak Gribb traktuje swoich ludzi i parę razy zwróciła mu na to uwagę, jednak odpowiedź zawsze była taka sama: nie wtrącaj się! Kara nie cierpiała takich ludzi i miała nadzieję, że szybko dotrą do miasta i nie będą musieli przebywać dłużej w otoczeniu tego człowieka.
- Zdecydowanie warto się będzie wcześniej rozeznać, z kim mamy zamiar współpracować - odparła Kara, popierając pomysł Darvana. - Gdyby nie twoja obecność, już dawno odłączyłabym się od tej karawany.
De Vries była średniego wzrostu, rudowłosą kobietą o ładnej twarzyczce i oczach koloru głębokiego błękitu. Zgrabną figurę ukrywała na co dzień pod pancerzem lamelkowym, a jej uzbrojenie stanowił długi miecz, długi łuk z kołczanem bełtów na plecach oraz sztylet przy pasie. Oprócz tego miała ze sobą plecak i lekką, żelazną tarczą z naniesionym na niej symbolem swojej Bogini - Shelyn.
Podczas tej dość monotonnej podróży dała się poznać Zotarowi i Kairosowi jako uczynna, dość otwarta kobieta o dobrym sercu i nienagannych manierach. Dużo lepiej znał ją Darvan, gdyż to z nim podróżowała najdłużej i w sumie najwięcej czasu spędzała właśnie w otoczeniu zaklinacza. Rozmawiała z nim na jakieś błahe tematy, gdy ich wóz wywrócił się nagle a Kara nieprzyjemnie uderzyła o ziemię. Dopiero po chwili dotarło do niej, że karawana została zaatakowana przez wilki i dwa szarżowały w ich stronę…
Poderwała się szybko, dobywając miecza i tarczy. Trzeba było walczyć o życie swoje i innych, czyli to, co umiała robić najlepiej.
- To wy dzisiaj zginiecie, paskudne bestie! - Warknęła w ich stronę i z okrzykiem bojowym na ustach zaszarżowała na tego wilka, który obrał ją sobie za cel. |
| |