Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2020, 10:19   #73
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Bitwa praktycznie się zakończyła. I to ich zwycięstwem. Było co świętować… później. Na razie Bezimienny zaczął rozglądać się po wozach oceniając pobieżnie ich zawartość. Ta nie była niczym zaskakującym. Jeden wóz zawierał zaopatrzenie, żywność w postaci sucharów i stęchłej wody w beczkach, oraz siana dla kozłów. Były też tam koce, menażki, worki z owsem oraz łyżki i miski oraz kociołki… Kolejny zaś załadowany był deskami, linami, młotkami, gwoźdźmi i zapasowymi kołami. Oraz innymi przedmiotami przydatnymi podczas podróży. Trzeci… na trzecim były długie ławy… do tych ław przypięte na krótkich łańcuchach okowy. Trzeci był przeznaczony do przewozu niewolników. Zapewne tych których planowano kupić, bo na razie był pusty. No i została wisienka na torcie. Okuty ołowianymi płytami wóz, którego zawartości nie można było łatwo zobaczyć. A dostępu do skarbów jego broniły zamknięte na kłódkę drzwiczki…. w dodatku “ozdobione” one były napisanymi krwią





glifami, które kapitan Destiny rozpoznał jako ognistą pułapkę założoną na nie przez jakiegoś czarownika. To wszystko było dobrym znakiem. Co prawda same zabezpieczenia należały do tych najbardziej powszechnych, to jednak oznaczały że ten cały cyrk z bitwą nie był stratą czasu.

Podczas gdy Bezimienny oceniał zdobycze i rozglądał się dookoła Vaala i Imra mogły poczekać i porozmawiać. Lub dołączyć do plądrowania jak uczyniła to Imra. Lub przyjrzeć się trupom… nie tylko tym, które były ich dziełem. Ale tym wcześniejszym… zwłokom potworków i ludzi leżącym dookoła karawany.

Na górze zaś statek z pomocą Mmho ustawiał się coraz niżej i w pozycji ułatwiającej dosięgnięcie drabin, które diabliczka z pomocą swoich dwóch ochroniarzy przyniosła i zaczęła rozwieszać na burtach.
Kvaser zaś i Harran mieli okazję obserwować otoczenie na wypadek, gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie (bo tłukące się między sobą glutki mutującej co chwila tkanki po drugiej stronie muru, nim nie były). Na razie takiego nie było widać w polu widzenia, choć przepędzone przez Imrę hobgobliny zaczynały się przegrupowywać.
Automaton uśmiechnął się lekko, widząc proste zaklęcie zabezpieczające na wozie. Cokolwiek było w środku, musiało być cenne - i zapewne związane z jakąś tajemnicą, skoro wóz obito ołowiem. Zwykłych skarbów nie zabezpieczano by w taki sposób przed magią dywinacyjną.
Niezależnie od zawartości, lepiej było pozbyć się pułapki od razu. Dziś nie zdecydował się podążać drogą Khane'a Drossa, legendarnego włamywacza, więc pozostawały inne metody. Dzierżone przez niego myśloostrze wydłużyło się nagle, przybierając postać kilkumetrowej piki. Wędrowiec zamierzył się… i stuknął delikatnie w kłódkę kilka razy, próbując wyładować magię pułapki. Gdyby to nie zadziałało, mógł spróbować po prostu podważyć kłódkę i ją złamać z bezpiecznej odległości.
W tym czasie Imra zainteresowała się wozem na niewolników. Rzuciła okiem do środka i pokiwała do siebie głową. Był pusty więc materiały, które mogły nadawać się na naprawę statku miały pierwszeństwo. Korzystając z wierzchowca przenosiła je na pokład.
Tymczasem statek się obniżał coraz bardziej, powoli sytuując się nieco na prawo od karawany i nieco powyżej niej. Tylna burta się otworzyła na rufie pozwalając przenosić zdobycze bezpośrednio do ładowni.
Tanegris udała się zaś do sterowni statku i rzekła wesoło do Mmho.
- Walka się już zakończyła, już nie musisz stać za sterem. Z tymi manewrami Destiny powinno poradzić sobie samo.
- Wyjdę w takim razie na pokład podziwiać widoki - odparła Mmho. I tak też uczyniła. Jednak zamiast podziwiać widoki, ostatecznie, postanowiła pomóc w przenoszeniu cenniejszych rzeczy.

Bezimienny dotknął kilka razy drzwiczek do opancerzonego powozu i za pierwszym razem jego próba rozproszenia wywołała opór. Dość silny by efekt włóczni zawiódł, nie dość silny by nie spróbować jeszcze raz. Przy kolejnej próbie automaton miał nieco więcej szczęścia (a może determinacji?) i udało mu się rozproszyć. Kłódka jednak pozostawała zamknięta.
- Ktoś z was zna się na zamkach? - Wędrowiec rzucił na tyle głośno, by towarzysze mogli go usłyszeć - Wolałbym nie musieć tego niszczyć.
- Mam łom i mam młot - odkrzyknęła mu wojowniczka zlatująca po pozostałe rzeczy z wozu.
- Ej ruszcie dupy! - warknęła jeszcze do pozostałych.
Kvaser spojrzał na sytuację, i ciągle obserwują zamieszanie na dole pod kątem niebezpieczeństw, założył łuk na plecy i zabrał się za pomoc w postaci wciągania na linach na pokład większych skrzyń i kufrów ładunku.
- Ja mogę pomóc.- zaproponowała rogata bardka, gdy wraz z półorczycą schodziły po drabince w dół.
Harran przez moment obserwował okolicę, po czym również zszedł na dół, by pomóc pozostałym.
Wędrowiec odsunął się o krok, dając Tanegris dostęp do kłódki.
- Pułapką magiczną się zająłem, nie mogę zapewnić, że nie ma tu jakiejś magicznej.
- Tooo… przekon…- diabliczka sięgnęła między fałdy spódnicy, wyjmując puzderko z mistrzowskimi wytrychami. Zaczęła grzebać nimi w zamku i uskoczyła po chwili unikając przy tym żelaznego kolca pokrytego jadem, który wyskoczył niczym diablik z pudełka. Tanegris zaklęła szpetnie pod nosem i po chwili grzebania zamek poddał się. I wreszcie można było zajrzeć do środka. Jakież to skarby kryły ta karawana?
Ano… przede wszystkim kosze wypełnione żółtymi płatami wulkanicznej siarki. Do tego ułożone jedna na drugiej ołowiane kasetki zawierające sztabki… cóż.. trzeba sprawdzić jakie. Do tego trzy duże klatki zawierająca trzy robale o ludzkich obliczach. Których to wygląd przypominał Bezimiennemu larwy dusz, ponoć łatwe do spotkania na niektórych warstwach Otchłani. Acz te… były jakieś inne.
- Hm, larwy dusz… - mruknął Wędrowiec - Uważajcie na dłonie, ta odmiana gryzie i roznosi choroby - powiedział, ignorując na moment robale, sprawdzając kasetki i próbując ocenić, ile może być warta ta siarka.
- O żesz, co do… - Imra w końcu dołączyła do Wędrowca. - Są coś warte? Może jakiś mag albo szaman by się na nie połasił? Oni zawsze lubują się w dziwnych ofiarach na eksperymenty. Nie mniej podajcie mi coś to zabiorę to na pokład.
Zabrała kilka koszy jak już je dostała i zaniosła na pokład.
- Celne podejrzenia - stwierdził automaton, niosąc jedną z klatek - Larwy dusz są traktowane jak cenna waluta na niższych planach.
- I nie wymagają karmienia.- dodała bardka.
Po ich przeniesieniu mógł wreszcie zabrać za otwarcie jednej z kasetek. Buchnął z niej gryzący w gardle zielonkawy opar, ale ów dym szybko znikł i Bezimienny zobaczył w kasetce coś przypominającego metalową sztabkę o porowatej powierzchni i pełnej czarnych “wybroczyn” z który wypływała zielonkawa ciecz podobna w konsystencji do rtęci. Szybko parująca w zetknięciu z powietrzem. Sztabka była zanurzona w niej i przy otwarciu kasetki płyn ów błyskawicznie parował, a krztuszący opar wydawał się być trujący… choć sam automaton nie czuł objawów trucizny poza nieprzyjemnym drapaniem w gardle. Ale to chyba wystarczyło przepłukać.
- Ej - Kvaser krzyknął do zgromadzonych na dole - a co z tymi kozłami? Da się uśpić na czas podróży i sprzedać potem? Czy może chociaż mięso będzie? Jedno można od razu obrobić, a z drugiego zapeklować mięso…
- Ktoś zna się na tym? Trochę tu leżą… gnić mogły zacząć.- oceniła rogata.
- Jak śmierdzą to walić to - Kvaser machnął ręką wściekle.
- Siarką cuchną, ale wiesz… czarcie stwory zawsze cuchną siarką! - wrzasnęła w odpowiedzi bardka przyglądając się kozłom z zaprzęgu.
- Chrzanić to - Kvaser pokręcił głową - jak walką siarką to upieczone śmierdzi zgniłymi jajami!
Wędrowiec zamknął kasetkę i splunął na ziemię, pozbywając się z ust paskudnego posmaku. Zastanawiał się, skąd te sztabki wydawały mu się znajome.
- Kozły zostawiamy, ale sprawdźcie zabitych, mogą mieć ze sobą coś cennego, albo jakieś dokumenty - powiedział po chwili, podnosząc kolejną klatkę z larwami.
- Daj na liny ten metal - Kvaser rzucił wesoło - przy okazji już go obejrzę.
Imra zeskoczyła z konia.
- Ach szaber na umarłych! Najlepsza rzecz na świecie uprawiana zarówno przez bohaterów jak i najpodlejsze gnidy na świecie! - zaśmiałą się ze swojego żartu na tyle głośno aby wszyscy w okolicy mogli usłyszeć. Zatarła ręce i zaczęła przeszukiwać umrzyków.
Obecnie najbliższym wartym uwagi trupem był łysy ciemnoskóry humanoid, o gładkim beznosym obliczu, wąskich ustach i dużych oczach. Ten chudzielec miał sejmitar przy pasie i sakiewkę. W sakiewce kilka drobnych diamentów i jeden szafir, a przy pasie sejmitar o pięknie wykonanej rękojeści ale… ostrze było chropowate i pokryte “porami” i ciemnymi pasmami skorodowanego materiału. Głownia wyglądała na mocno zużytą i miała jeszcze jedną ciekawą cechę. Z porów wypływały kropelki cieczy parujące szybciutko pod wpływem powietrza. Cieczy identycznej jak ta, która wyciekała z sztabek metalu, który znaleźli.
Tymczasem Harran zaczął przywiązywać pierwsze sztabki do lin, które Kvaser wciągał na górę, a Vaala… cóż… straciwszy zainteresowanie sytuacją, tylko się temu przyglądała.
Kvaser zaczął przeglądać sztabki, przynajmniej na tyle, na ile miał sposobności operując linami z ładunkiem, lecz widać było, iż jest wyjątkowo zadowolony i zaciekawiony, mamrocząc pod nosem żywiołowe komentarze.
Badając inne trupy wokół karawany Imra zauważyła, że te ludzkie są w łachmanach… brudne i wychudzone. Słudzy albo niewolnicy. W takim razie ten z sejmitarem musiał być przywódcą karawany. Uzbrojone w szczypce krzyżówki krewetki i humanoida i bogowie wiedzą czego jeszcze… wyglądali na strażników. A dwa masywne martwe “brytany”okryte czarnymi zbrojami i z długimi kolczastymi językami były zapewne zwiadowcami i psami łownymi (na wypadek, gdyby któremuś z ludzi “znudziła się niewola”).
- Co mam przenosić na sta-tek? - Spytała w końcu znudzonym tonem Vaala.
Imra podniosła spojrzenie na druidkę.
- Bronie z trupów, ich zbroję jak mają, kosztowności. Do tego możesz pomóc Wędrowcowi z przenoszeniem zawartości tamtego wozu. Oczywiście te całe larwy zabezpieczyć tak aby nie rozlazły się po statku i nie zrobiły nikomu krzywdy - urwała na moment zastanawiając się czy coś jeszcze ich interesuje. - No i w sumie tamten wóz też można wnieść na pokład.
Zbrojna ręka wskazała na pusty wóz dla niewolników.
- Larwy i sztaby przeniosę sam, wy zajmijcie ekwipunkiem i dobytkiem trupów - dodał Wędrowiec - Tylko nie dotykajcie gołymi rękami tego chropowatego metalu. To żelazo morgut, trujące w kontakcie - ostrzegł.
Przeszukiwanie trupów orków nie przyniosło więcej złota czy klejnotów. Tych ani hobgobliny, ani orki nie miały. Także ich broń i zbroje choć w większości solidne, nie były szczególnie wiele warte. Widać było że część z nich była podróbkami wzorowanymi na krasnoludzkim orężu i pancerzach… część typowo orczymi i hobgoblińskimi wyrobami. Jedynym wartym większej uwagi był masywny orczy topór... który był dziwny. Niby magiczny, acz nie działał tak jak zwykły magiczne przedmioty. I nie został z pewnością stworzony za pomocą tradycyjnego umagiczniania przedmiotów.
To wtrącenie w kłótnię dwóch wrogich plemion, przyniosło więc pewien zysk dla drużyny choć spieniężenie łupów wymagać mogło trochę wysiłku.
 
Sindarin jest offline