05-10-2020, 10:28
|
#446 |
| Cytat: Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synowie Boży udawali się, by stanąć przed Panem, że i szatan też poszedł z nimi. Księga Hioba, rozdział 1, wers 6 | Katedra
Nad płockim niebem pojawił się księżyc. Do pełni było jeszcze kilka nocy, ale sam księżyc był bardzo jasny. Pierwsza z nocy od dawna, gdy nie padało.
Eberhard zostawił swój miecz w dłoniach Waltera, wojownicy o ciałach z cienia rozstąpili się, robiąc Gunterowi miejsce.
Wyjście z katakumb prowadziło do zakrystii. Na podłodze leżał potężny kamienny blok, a obok był owinięty dywan. Zwykły człowiek nie mógłby otworzyć tego przejścia, chyba, że byłby niewiarygodnie silny. Wyszli z zakrystii i stanęli przy ołtarzu.
Wysoka postać stała przed ołtarzem patrząc na niego z zadartym podbródkiem.
Jego skóra wydawała się ciemna. Jakby miał za sobą upalne lato, w czasie którego nie schodził z pola w zenicie, a zamiast tego wystawiał się na słońce. Eberhard dobrze wiedział, że na południu żyją ludy o jeszcze ciemniejszej skórze, niż ten tutaj, toteż nie było to dlań dziwne. Ten osobnik wydawał się po prostu nadzwyczaj mocno opalony. Co z kolei nie przystoi osobom szlachetnie urodzonym.
Rozłożył szeroko dłonie w geście powitalnym. Był wysoki. Szczupły. Nie miał broni. Był ubrany na czarno, w pasie przepasany purpurą. Na jego widok biskup Gunter niemal odruchowo przyklęknął, jakby pochylał się przed najświętszym sakramentem.
- Witajcie. Nazywam się Enrique Auditore. Z krwi Włoch. Z wychowania Hiszpan. Z zamieszkania Polak. - Mówił powoli i z elegancją. Łaciną starej szkoły, śpiewnym głosem. Na jego palcu spoczywał sygnet biskupi, a jego oczy były kompletnie i nieludzko czarne. - Gdzie reszta? - zapytał biskupa, a ten mimo tuszy jakby nagle zmalał do połowy swego rozmiaru. - Reszta nie chciała złożyć broni. Są na dole. Wybacz - dla podkreślenia swoich słów ukłonił się jeszcze raz. Tymczasem Auditore go kompletnie zignorował i przemówił do Anny i Eberharda. - Cóż, widocznie tak musi być. Znaleźliśmy się w impasie. Weszliście do mego domu. Grozicie mym sługom. Czas z tym skończyć. Czas wyłożyć karty na stół. Obawiam się, że coś przerażającego zagraża miastu. Coś, co nigdy nie powinno się wybudzić. Istota, która zatraciła swe człowieczeństwo i co gorsza sama uwierzyła, że jest bogiem. A lokalne ludy ją w tym utwierdzały. Czy słyszeliście o Trygławie? Słowiańskim bogu o trzech twarzach? Który widzi wszystko. Kontroluje niebo. Sprowadza deszcz i wiatr. Kontroluje ziemię i zwierzynę leśną. Kontroluje podziemia, a wraz z nimi piekielne demony i zaświaty, sprowadzając je na ten padół. I przez to, że sam uwierzył w to, że jest Bogiem powinniśmy go zgładzić. Czy mogę liczyć na waszą pomoc? ***
Tymczasem w podziemiach katedry Witold jęczał głośno. Wojownicy stali bez ruchu obserwując inkwizytorów. Ciało Witolda leżało nadal wystawiając nogi poza krąg. Jego korpus leżał w kręgu.
Walter podrapał się po głowie i powiedział: - Chyba powinniśmy go wrzucić do środka, skoro to ma chronić przed demonami?
Z ust Witolda zaczęła wypływać piana. - Pani Francisco? - Paladyn dopytywał Włoszki, która została w podziemiach.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
| |