Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2020, 17:37   #27
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Na wszelkie uwagi pod swoim adresem grubas praktycznie nie zareagował. Nawet uderzenie kolbą w nogę nie zrobiło na nim większego wrażenia. Tłuścioch pochylił tylko głowę i z zamkniętymi oczami mruczał coś pod nosem. Na tyle jednak cicho i niewyraźnie, że nikt nie wyłapał ani jednego słowa.
Cały czas tulił do piersi swoją skórzaną torbę.

Wrzaski pastora sprawiły, że wszyscy zwrócili uwagę na to co się dzieje za oknem. Nie było to może tornado, jak wieszczył duchowny, ale na pewno nie było to normalne zjawisko.
Niebo stało się sine i zasnute ciężkimi, złowrogimi chmurami. Mimo, że nadal aż po horyzont ciągnął się preriowy krajobraz, to powóz sunął po nim, jak po stole. Wertepy zniknęły i od kilku dobrych chwil nie było żadnego wstrząsu, czy nierówności na której powóz wzbiłyby się w górę.
Najdziwniejsze jednak z tego wszystkiego było ogromne sukulenty, które porastały cały tutejszy krajobraz. Ci, którzy bywali w Meksyku mogli widzieć wysokie na kilkanaście metrów kolczaste rośliny. Te jednak, które mijał dyliżans wielkością dorównywały piętrowemu budynkowi, a niektóre z nich nawet go przewyższały. Na dodatek ich nienaturalny kolor budził grozę i niepokój.

Katrine Haynes dostrzegła też jeszcze coś. Hen daleko za dyliżansem kilka metrów nad ziemia unosiło się kilka dużych obiektów. Przez długi czas nie potrafiła dopasować tych kształtów do niczego co znała lub widziała w swoim życiu. Gdyby miała zgadywać, to powiedziałaby, że goni ich stado olbrzymich latających stworów. Myśl ta jednak była tak niedorzeczna, że jej umysł bronił się przed takimi wnioskami z całych sił. Próbowała to sobie jakoś racjonalizować, ale im bardziej przyglądała się obiektom na horyzoncie tym bardziej widziała w nich latające potwory rodem z tanich, kieszonkowych powieści fantastycznych.

Wszyscy poza panną Stellę Hartson, przylgnęli do okien powozu. Pani doktor też miała taki zamiar, ale poczuła dziwny zawrót w głowie. Oblały ją zimne poty, a wzrok stracił ostrość. W miejscu, gdzie uszczypnął ją obleśny tłuścioch poczuła rozlewające się ogromne gorąco, jak po ugryzieniu jakiegoś jadowitego węża, czy groźnego owada.
Chciała coś krzyknąć. Wezwać pomocy. W tym jednak momencie jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem tłuściocha. Łysy mężczyzna nadal ściskał kurczowo swoją skórzaną torbę, a na jego pulchnej twarzy gościł obrzydliwy uśmiech. Nie to jednak było najgorsze. Tym, co odebrało pannie Stelli mowę był widok jego jarzących się fioletowym blaskiem oczu.

Jak już zostało powiedziane William Shatner, widział w swoim życiu niejedno. Uważał się za doświadczonego człowieka i coby nie mówić nieustraszonego i cechującego się zimną krwią. To, czego doświadczał w czasie tej podróży wymykało się wszelkiemu racjonalnemu pojmowaniu.
Niebo przed nimi zaczęło jarzyć się krwistą czerwienią, jakby w oddali zachodziło właśnie sierpniowe słońce. Nie było to jednak możliwe, gdyż po swej prawej stronie William doskonale widział przebijający się przez ciężkie chmury księżyc w pełni.
Powóz mknął ciągle naprzód, ale droga po której się poruszał była gładka i równa niczym stół.
W pewnej chwili Shatner spostrzegł, że dyliżans zaczyna zjeżdżać w dół, a po bokach dosłownie jak z podziemi wyrastają potężne skały. Płaska i ciągnąca się po horyzont preria zmieniała się w olbrzymi wąwóz.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline