Bartosz znów ukłonił się lekko i złożył przed sobą ręce jak do modlitwy, dziękując tym razem za osuszenie. Teraz, gdy już nie był mokry, czuł się naprawdę świetnie. Zstąpił z miejsca, na którym stał, tak, by inni mogli także się wysuszyć, gdyby tylko chcieli.
W momencie, gdy nagły błysk, a potem grzmot zabębniły na dworze, Bartek podskoczył, przerażony jasnym blaskiem i hałasem. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jeśli piorun uderzył tak blisko, by być aż tak jasnym, to dźwięk powinien dotrzeć do niego w tym samym momencie, a nie po paru chwilach. Zmarszczył czoło, zastanawiając się nad możliwym wyjaśnieniem fenomenu. Zastanawiał się nawet, czy by nie zapytać o to kapłana Fydlona, ale z drugiej strony wydało mu się, że to głupota i nie chciał mu zawracać głowy.
Postanowił – oczywiście – zostać w środku. Burza za oknem, huk, grzmot, a on miałby gdzieś sobie iść? Zwłaszcza teraz, gdy był suchy? Nie może być!
Gdy mokrość już mu nie przeszkadzała, rzucił ciekawskim okiem na ekwipunek chemiczny, który był zgromadzony w wieży. Zawsze chciał zostać biologiem molekularnym i zdał maturę z tą właśnie myślą – zresztą, z ładnymi ocenami. Niestety, nawet nie postawił stopy na wydziale biologicznym – z różnych powodów – ale pasja do nauk przyrodniczych mu została, podobnie jak ogólna ciekawość intelektualna i pragnienie zostania kiedyś naukowcem.
Byłoby w sumie ciekawym uśmiechem losu, gdyby musiał trafić do alternatywnej, pseudo-średniowiecznej rzeczywistości, aby wreszcie zostać przyrodnikiem. Kto wie, może mają tu i uniwersytety i jeden z nich mógłby ukończyć?
Eh, czy nie wolno mu marzyć? |