Venris szybko zrozumiał przekaz Vira i skinął głową na znak zgody. Podążający za nimi ogon zaczął mu działać na nerwy – mimo, że nie stanowili większego zagrożenia, brak swobody oraz świadomość obserwacji skutecznie wytrącały z równowagi. W takim stanie łatwiej popełnić błąd czy dać się zdemaskować więc nie miał nic przeciwko by jednocześnie pozbyć się problemu i złapać języka. Dzięki działaniom Scipio, okolica szybko pustoszała z przypadkowych świadków.
Zarejestrowawszy pozycję, w której przyczaił się Vir, Venris ocenił pole ostrzału i wybrał dogodne miejsce. Był ostatnim z komórki, który nadal utrzymywał wcześniejszą trasę i robił za przynętę. Pamięć podpowiadała mu, że lewa odnoga kolejnego skrzyżowania kończy się ślepym zaułkiem, w którym stało mnóstwo gratów. Wyrzutek nagle skręcił w odnogę i ich ogon musiał przyspieszyć aby zobaczyć dokąd będzie się kierował. To była idealna okazja dla zabójcy.
Do uszu Venrisa dobiegły odgłosy dwóch strzałów. One shot, one kill, precyzja i perfekcja możliwa tylko dla zmodyfikowanego asasyna. Cieszył się, że taka maszyna do zabijania jest po jego stronie. Ostatni ze śledzących stał zdezorientowany pomiędzy dwoma ciałami, które jeszcze przed kilkoma sekundami były jego towarzyszami. Sytuacji nie poprawiał wyszczerzony w sardonicznym uśmiechu Venris mierzący do niego z pistoletu.
-No to, jak to mówią, koniec gry.- nie mógł ukryć w głosie pewnej mściwej satysfakcji. Dał znać ręką pozostałym o których wiedział, że obserwują zajście, że sytuacja opanowana i mogą się zbliżyć. Przesłuchanie świeżo pojmanego więźnia zapowiadało się interesująco.