Lolz.
Patrzę i nie wierzę mym pięknym oczom. Sesja Neuroshimy bez Pipboya.
Myślę i nie wiem co się dzieje, ale coś się dzieje. Diabeł się tematem interesuje.
Zaczęłam czytać. O dziwo naprawdę dobry wstępniak. Pomijam błędy stylistyczne które podbijają oczy, klimat daje radę i zasady jak ze stołu - bez homerule, oldschoolowo. I to jeszcze sesja:
Cytat:
Prawdziwej Neuroshimy 1.5 !
|
Oczyma wyobraźni już widziałam ten cały korowód klonów Eastwooda i sekslalek-zabójczyń, bo takie jest trzewikowe NS w 99% przypadków. Dochodzę do momentu że gramy tylko samcami, spoko. Do przełknięcia, chociaż trochę lipa bo to zwykłe Neuro, a nie WH40k o Space Marines, ale ok. Nie każdy mg sobie poradzi ze scenariuszem jak przyjdą gracze co mu nie podpasują pod znany szablon.
Scrolluje czując się jak Josef Fritzl schodzący do piwnicy i co widzę? Zgniła się zgłasza, już mi staje... serce
Wreszcie! Mam pewność że będzie przynajmniej jedna osoba która zajmie się sesją i kminieniem questów, a nie porównywaniem rozmiaru jąder i mierzeniem zwisów, co jest tak męskie i true neurowe!
I już prawie widzę jak robię kp... a tu helloł, wjeżdża ćwierkanie rudej i merilla. Wiem że tu jest tendencja do rzucania zawoalowanych sugestii, ale mam na to wywalone. Jeśli widzisz że mg i największy metegejmer na osiedlu spijają sobie z dzióbków... hell no!
Tak więc dzięki, postoje.
Powodzenia pelikanki!