Dom pielgrzyma, noc 1 lipca 2595
- Wielkie dzięki zatem łasce Stworzyciela, która miała nas w swej opiece. - Abdel wyrzucił w górę ręce w teatralnym geście z nabożnym . W głębi zastanawiając się czy nie znokautować słownie Furora od razu następnym zdaniem. Po szybkim namyśle postanowił jednak po pastwić się nad nim przez chwilę i zrobić to dopiero na koniec wypowiedzi. Wprawdzie pierwotnie plan miał zgoła inny, jednakże spotkanie z tym prostakiem bez manier zadziałało na nerwy dziedzica tak, że mimo planu uelgł swoim emocjom. Przybrał jednak maskę uprzejmości.
- Oczywiście Furrorze, opowiemy jak było jako, że nie mamy nic do ukrycia przed zacnym reprezentantem Klasztoru, który szanujemy i poważamy. Trudno mi jednak powiedzieć jaka była kolej następstw zdarzeń, nie jestem zawodowym żołnierzem a wszystko działo się dla mnie nad wyraz szybko. W szczegóły na pewno wtajemniczy cię mój szef ochrony. On to bowiem uratował nas od niebezpieczeństwa dostrzegając je szybciej od innych. Ja usłyszałem jedynie nagłe jego ruchy, i zanotowałem otwarcie ognia. Dzięki tej znamienitej akcji nasz biedny skarbnik doznał minimum bólu jaki być może gotowano z przeznaczeniem dla nas wszystkich. To pan Barthez właśnie zaoszczędził mu cierpienia. - Dziedzic z serdecznym uśmiechem podzięki spojrzał na szefa ochrony. Albowiem w pewien sposób był faktycznie zadowolony z jego czynów. - Cieszę się, że twoi ludzie Furrorze również rozpoczęli poszukiwania i mam nadzieję, że wkrótce będziesz mógł nam powiedzieć co takiego odkryliście w tej sprawie. Proszę tedy o niezwłoczne przekazanie owej wiedzy do mojego szefa ochrony, który dzisiejszego wieczora okazał się dzisiaj wprost nieoceniony i uświadomił pewną ważną rzecz....
Twarz Abdela nagle schłodniała, wyrachowane oczy świdrowały Furora.
- I dlatego właśnie, będę musiał prosić ciebie oraz twoich ludzi by w miarę niezwłocznie, dano nam wkoło tego domostwa enklawę, której będą pilnowali tylko i wyłącznie moi ludzie. Ufam moim ludziom bezgranicznie, a dzisiejszej nocy dowiedli swej czujności, poświęcenia i wierności. Jak sam zaś powiedziałeś, ty jesteś dowódcą garnizonu Lucatore i ty zatem odpowiadasz osobiście za ład i porządek na ziemiach Neognostyka, których przed chwilą mieliśmy okazję doświadczyć. Powiem wprost Furorze bo wiem żeś dzielny żołnierz, gdyby nie wielki szacunek jaki mamy do neognostyków, władz, a nade wszystko rodziny Benesanto, to zapewne całe to dzisiejsze zajście skutkowało by teraz silnym incydentem dyplomatycznym, niosącym zagrożenie zerwania rozmów przez twoje i moje wielkie rody, które przecież obaj reprezentujemy.
Szybki ruch ręki ambasadora, przerwał wciąganie powietrza przez Furora, który już gotował się do odpowiedzi.
- Wierzę, żeś zrobił wszystko co było w twej mocy, lecz proszę cię... - zaczął niemal błagalnie dziedzic - nie zmuszaj mnie tylko do tego, by ową enklawę nałożyć mocą namiestnikowskiego pierścienia, którym nas obdarowano. Nie zniósł bym bowiem kolejnego gwaltownego pogłębienia tej i tak już niezręcznej sytuacji.
Abdel spojrzał na czerwieniącego się od zduszonej złości Furora i dorzucił szybko.
- A teraz wybacz jeśli łaska Furrorze, jednakże doznania dzisiejszego wieczora tak straszliwie rozkołatały moje nerwy, że zamierzam niezwłocznie wrócić do siebie by odetchnąć.
To mówiąc, obrócił się na pięcie i pozornie przygnieciony brzemieniem zaistniałej sytuacji, niezwłocznie wycofał się do swoich kwater.