Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2020, 16:39   #26
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog :)

Przedmiotem wyrzuconym przez nieumarłego jeźdźca okazała się mała, czarna książeczka. Już samo to zdziwiło Enolę i zastanawiała się, dlaczego akurat teraz pozbył się tego dziennika. Czyżby to miało im w jakikolwiek sposób pomóc? Albo odwrotnie? Sprowadzić na nich coś złego? Couryn wykrył niewielkie działanie magii emanujące od książeczki, a Nicodemus zapewnił, że nie czaiła się w niej żadna zła energia, nie oznaczało to, że przedmiot był w porządku. Przynajmniej w oczach Enoli, która zawsze zostawiała margines pewnego błędu, a wiele lat pracy nad przeróżnymi sprawami uświadomiło ją dawno, że nawet najniewinniej wyglądająca rzecz lub człowiek mogą w sobie kryć złe zamiary. Najciekawsze było jednak to, że środek dziennika był niezapisany a strony podczas dotyku gładkie. Po co jeździec miałby wyrzucać pustą książeczkę? Może jednak coś było w niej zapisane, tylko na razie nie byli w stanie tego odczytać? Te i inne myśli przelatywały przez analityczny umysł panny Dickens.

Ostatecznie dziennik trafił w ręce Nicodemusa, który z pewnością będzie miał na niego oko i przy okazji będzie wiedział, co z nim zrobić, gdyby coś złego zaczęło się dziać. Ruszyli więc dalej i kolejnym przystankiem w tej dziwacznej wędrówce był ozdobny mur z dwoma bezgłowymi rycerzami stojącymi po obu stronach bramy. Enola podziwiała kunszt i precyzję, z jakim wykonano mur a gdy podeszli bliżej, wejście otworzyło się samo, jakby zapraszało ich do środka.
- Coraz ciekawiej… - skomentowała. - Szkieletowaci jeźdźcy, puste książki i samootwierające się wrota. Nie wiem, gdzie my wylądowaliśmy, ale nie podoba mi się to.

Przeszła z kompanami przez wrota, bo jakie miała wyjście? Przecież nie zawróci teraz, poza tym mimo wszystko ciekawość i chęć poznania prawdy wiodła ją naprzód. Przez moment miała nadzieję, że ten mur i brama będą wiodły do jakiegoś miasteczka, ale niestety czekała ich znów podróż ścieżką między rosnącym po jej obu stronach lasem.

Zrównała się z Courynem i zagaiła.
- I co ty o tym wszystkim sądzisz, jak na razie? - Zapytała, rozglądając się po okolicy. - Najpierw ten dziwny dziennik, potem ta brama, która otworzyła się sama… czuję się, jakbym znajdowała się w jakimś dziwnym śnie. I normalnie nie mogę się doczekać, co jeszcze przed nami. - Uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli chcesz, to mogę cię uszczypnąć, byś się przekonała, czy to sen - zażartował. - Ja też, prawdę mówiąc, jestem ciekaw, co będzie dalej, chociaż nie powiem, by i się to wszystko zbytnio podobało - dodał.
- Bez podszczypywania proszę - odparła z wesołą nutką w głosie. - Też mi się to zbytnio nie podoba i mam wrażenie, że z czasem może być jeszcze gorzej. Nie to, żebym miała fatalistyczne podejście, ale biorąc pod uwagę, gdzie się znajdujemy, to lepiej nastawić się psychicznie, że możemy na swojej drodze spotkać jakieś stwory rodem z koszmarów. Co myślisz o tym dzienniku? Wykryłeś tam aurę magii, więc może jednak coś tam jest zapisane, a my po prostu tego nie widzimy? W każdym razie mam wrażenie, że skoro porzucił ją kościotrup, to nie jest to raczej nic dobrego. Ale pewnie się w końcu przekonamy, byle nie na własnej skórze.
- Raczej podrzucił, bo wygląda na to, że to nam chciał przekazać ten notes - poprawił ją Couryn. - Czy raczej komuś, kto wyjdzie z lasu na tę drogę. Idealne zgranie w czasie, nie sądzisz? Całkiem jakby nas ktoś obserwował. Może trzeba było tam coś napisać? Ale już widzę spojrzenie Rity, gdybym zaczął z tym dziennikiem eksperymentować.
- A stworów rodem z koszmarów sobie nie życzę. Zdecydowanie preferuję ładne dziewczyny. - Uśmiechnął się lekko do swej rozmówczyni.
- Możliwe, że jest tak, jak mówisz. Opcji jest wiele. - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. - Taak, wyobraziłam sobie właśnie minę Rity w momencie, gdybyś chciał tam coś zapisać. Pewnie spacyfikowała by cię razem z tym dziennikiem. - Szturchnęła go lekko w bok.
- Ona jest... - Couryn w ostatniej chwili połknął słowo "fanatyczka" - ...trochę za bardzo zasadnicza - użył lżejszej wersji niezbyt pochlebnego określenia.
- Ja bym powiedziała, że zaangażowana w swoją sprawę - rzuciła Enola. - Po części ją rozumiem, bo jeśli ja biorę jakąś sprawę, to też wyciskam z siebie, ile się da, odcinając się często od rzeczywistości. A Rita… cóż, pewnie nauki jej kultu też zrobiły swoje. Ale jej tego nie mów. - Ostatnie zdanie szepnęła wesoło.
- Czym skorupka za młodu... - Couryn nie dokończył znanego powiedzenia i uśmiechnął się. Miał tylko nadzieję, że 'zaangażowanie Rity w swoją sprawę', które przez niektórych nazwane zostałoby brakiem tolerancji, nie stanie im kiedyś kością w gardle.
- Pewnie tak, ale w razie, gdyby z czymś przesadzała, postaramy się ją delikatnie “naprostować”. Zresztą, chyba najlepiej będzie, jeśli kto inny będzie prowadził rozmowy, jeśli spotkamy na swojej drodze jakąś żywą duszę - powiedziała. - No ale nie rozmawiajmy już o niej… myślisz, że w końcu trafimy na jakąś wioskę? Albo chociaż gospodę? - Zadała dość oczywiste pytanie, by podtrzymać rozmowę.
- Każda droga ma to do siebie, że dochodzi do jakiegoś miejsca - stwierdził Couryn. - Na początek wystarczy mi jedna chata - dodał - ale ta droga wygląda na tyle porządnie, że musi prowadzić do jakiegoś większego miejsca. Może nawet miasteczka.
- Na razie rzeczywiście wygląda, jakbyśmy posuwali się naprzód, ale wcale bym się też nie zdziwiła, gdybyśmy kręcili się w kółko - odparła. - Nie lubię być tak zawieszona w niewiedzy. Nie wiemy, gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy. Staram się nie dać tego po sobie poznać, ale irytuje mnie to trochę.
Couryn spojrzał na nią i skinął głową.
- Przydałoby się trochę słońca. Ale jeśli chcesz, to możemy zacząć wycinać karby na drzewach. - Widać było, że nie mówi całkiem serio. - Wtedy od razu byś zauważyła, że po raz kolejny mijamy dane miejsce. - Uśmiechnął się. - Ale w końcu dopadniemy kogoś, kto umie mówić i odpowie nam na kilka pytań - dodał z nieudawaną pewnością.
- Można spróbować, chociaż jak na razie chyba poruszamy się w dobrym kierunku - odpowiedziała. - Zobaczymy, jak będzie dalej. Jeśli zauważymy coś, co się nie zgadza - chociaż ciężko będzie to zrobić, jak wokoło same drzewa - to wtedy zaczniemy wycinać. Poczekajmy.
- Nie umieramy jeszcze z głodu, więc możemy poczekać z wycinaniem czegokolwiek - zgodził się Couryn, któremu idea chodzenia w kółko nie podobała się... ale niezbyt w nią wierzył. - Nie samą przygodą co żyje człowiek... - spojrzał na swą rozmówczynię i znów się uśmiechnął - i nie tylko człowiek. I nie samymi ideami. - Tym razem spojrzał w stronę idącej na czele Rity. - Trochę jeszcze sobie pochodzimy, a potem zrobimy przerwę.
- Dobra myśl, krótki odpoczynek nam się przyda - powiedziała. - Ale najpierw zobaczmy, gdzie jeszcze zaprowadzi nas ta ścieżka.
- Nie obrażaj naszej szlachetnej drogi - powiedział łowca, poważnym na pozór tonem - bo się obrazi i zacznie kręcić i się wić jak wąż.
- Lepsze to, niż jak miałaby zataczać koło. - Puściła mu oczko i uśmiechnęła się lekko.
Odpowiedział uśmiechem.

W pewnym momencie poczuła dobrze znany jej zapach zimnego trupa i przez chwilę zastanawiała się, czy to tylko ona, ale zauważyła, że inni również to poczuli. Couryn nakazał Sheerze odnaleźć jego źródło i tygrysica spisała się bardzo dobrze, bo niedługo potem odnaleźli jakiegoś nieszczęśnika w krzakach, którego ktoś podgryzł tu i tam. Ślady ugryzień wyglądały na wilcze, ale jak na gust Enoli były trochę za duże.
- Jakieś przerośnięte wilki go tak urządziły, a przynajmniej tak mi się wydaje - powiedziała. - Leży tak od kilku dni.

Samwise odkrył kopertę w dłoni nieboszczyka i przeczytał wiadomość w niej ukrytą. Enola chłonęła każde słowo. Czy znajdowali się w Barovii? Na to wychodziło, ale półelfka nigdy wcześniej nie słyszała o takim miejscu. O ile jej pamięć nie zawodziła, nie spotkała się z tą nazwą w żadnej z książek w bibliotece ojca. Za to o wampirach wiedziała znacznie więcej i wcale się z tego powodu nie cieszyła. Krajobraz jak okiem sięgnąć idealnie pasował do tych nieumarłych stworów i podobnych potworów.
- Nigdy nie słyszałam o Barovii, a trochę książek w życiu przeczytałam - powiedziała, odbierając list od Sama. - Któreś z was słyszało o tym miejscu? - Przeczytała wiadomość raz jeszcze w myślach. - Wampir terroryzujący Barovię od czterystu lat… Zbyt potężny, by go pokonać. Chyba wdepnęliśmy w niezłe gówno, panie i panowie. Wygląda na to, że ten chłopak miał dostarczyć ten list. Gdzieś. Niestety, dopadło go coś, co żyje w tych lasach.

Usłyszawszy wilcze wycie gdzieś w oddali, zmarszczyła brwi i spojrzała po wszystkich. Po raz pierwszy jakiś normalny, zwierzęcy odgłos, jaki tu usłyszeli, choć zdecydowanie nie wróżący zbyt dobrze.
- Myślę, że powinniśmy ruszać dalej. Natychmiast! Jeśli w okolicy jest to, co zjadło tego biedaka, to nie chciałabym być w jego jadłospisie.
Po tych słowach ruszyła dalej ścieżką przed siebie, co jakiś czas rozglądając się na boki i za siebie. Na wszelki wypadek chwyciła za kuszę i ją załadowała.
 
Umbree jest offline