Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2020, 17:10   #50
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17 2053.IV.15 wt, popołudnie , NYC

Czas: 2053.IV.15 wt, ranek
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: jasno, sucho, chłodno, cicho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, zachmurzenie


Kanmi



Wydawało jej się że w ogóle nie spała. Albo, że ledwo skleiła powiekę a już ktoś ją budzi. Gdy jeszcze nie całkiem przytomnie podniosła głowę zorientowała się, że jest we własnym łóżku we własnej sypialni. No i to Kanmi ją budzi.

- Już nie śpisz? Znaczy jak dla mnie jak chcesz to śpij. Ale wczoraj mówiłaś, żebym cię obudził bo miałać coś z Maki rano do załatwienia. - blondyn chyba sam nie był pewny czy Amanda woli dalej spać czy też ten plan wizyty u Maki był jednak aktualny. Więc nie nalegał i zachowywał się dykretnie.

- O. Jednak wstałaś? No to chodź, zrobiłem śniadanie z tego co znalazłem po szafkach. Zawsze u ciebie tak zimno? - w końcu zostawił ją w spokoju. No ale jakoś w końcu wstała. Więc ponownie spotkali się w kuchni. Rzeczywiście siedział za stołem a na nim miał talerz z parówkami i jajecznicą. Ale jak zobaczył, że weszła to wstał, podszedł do kuchni i zaczął nakładać dla niej. Po chwili siedziała za własnym stołem i jadła z własnego talerza własne smażone jajka i parówki. Tyle, że zrobione przez niego. A rzeczywiście było zimno. Jak podeszła do kaloryfera to był zimny. Piecyk też był martwy. Pewnie jakaś awaria. Tylko nie wiedziała czy u niej w mieszkaniu, w całym domu, czy na całej ulicy. Każda z wersji była równie prawdopodobna. I to pewnie przez większość albo i całą noc. Dlatego było tak zimno. Możliwe, że już jak wrócili to było tak zimno tylko wtedy jej się wydawało, że to przez tą paskudną pogodę i mokre ubrania. A teraz wstała i co prawda nie szczękała zębami ale dalej czuła jak ma zimne dłonie, stopy i w ogóle jej zimno. Dlatego te ciepłe śniadanie i coś do picia działało jak zbawienie.

Powrót z tego magazynu chyba odbył się bez przeszkód. Do końca nie była pewna bo z połowę trasy przespała. Ale była taka zmarznięta i zmęczona! Co prawda udało się wejść i wyjść z magazynu bez przeszkód i wzbudzania alarmu. Ale właśnie zmarzła i zmokła. Zwłaszcza jak gdzieś po północy ta cholerna mżawka przeszła w regularny deszcz. Częściowo ją złapało jak jeszcze buszowała po magazynie. Potem już dobrze po północy znów czekali na prom. Wtedy zasnęła. Jak przez mgłę pamiętała jak Kanmi wsiadał, wysiadał albo ruszał. W końcu jak ją obudził już przed jej domem.

Dobrze, że był z nią do końca. Bo bez niego to nie byłaby pewna czy po prostu nie zwaliłaby się do łóżka i spała aż się obudzi. Właściwie to chyba nawet tak zrobiła. Ale obudził ją jak nagrzał wody na kąpiel. Gorąca kąpiel pomogła chociaż ten moment zdejmowania mokrego ubrania i wystawienie nagiej skóry na ten chłód było bardzo nieprzyjemne. Za to gorąca woda na odwrót. No i potem zaniósł ją do łóżka. A dziś rano dość taktownie ją obudził a nawet zrobił śniadanie. Ale znów czuła ten nieprzyjemny, męczący chłód.

- To chyba poradzisz sobie u Maki co? Ja pojadę po furę. I pamiętasz coś z wczoraj? Jak gadaliśmy o Seanie? Jak nie dzisiaj to jutro. - przy śniadaniu mówił trochę niepewnie jakby nie był pewny co pamiętała z wczoraj. Kanmi twierdził teraz, że jak wrócili do niej to była jakoś 2 albo 3 rano. Możliwe. W nocy nawet jak spojrzała na zegarek to kompletnie teraz tego nie pamiętała. Ale pamiętała, że wrócili w tą najgłębszą, najczarniejszą noc no i brzmiało sensownie jak gdzieś o północy wracali z magazynu.




Czas: 2053.IV.15 wt, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Maki
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, zimno, sil.wiatr, zachmurzenie


Maki



Dobrze, że Kanmi ją podwiózł. Niby nie mieszkały jakoś strasznie daleko od siebie z Maki. Ale zerwał się tak silny wiatr, że wyraźnie utrudniał wszystkie czynności poza budynkami. Spacer czy stanie na przystanku też. Szarpał włosami, wybijał dech z gardła i próbował zerwać czapki i kaptury czy co tam kto miał. A tak, jak blondas ją podwiózł to musieli tylko najpierw wsiąść do kombiaka a potem, już sama, wysiąść przez kamienicą zajmowaną przez dziewczyny z Fugu i podobny personel pomocniczy Koi. To nie było tak źle.

- Pogadaj z Maki niech cię postawi na nogi. Ja jadę do warsztatu i cholera mam nadzieję, że wreszcie zrobili furę, dość już mam tego złomu. - pożegnał się z nią na pożegnanie całując ją w usta ale też i skarżąc się na ten pożyczony kombiak. Zdawała sobie sprawę, że go aż nosi by znów usiąść za swoim Land Roverem. No a na dzisiaj niby obiecali w warsztacie skończyć go robić. Ale nie było co przedłużać rozstania, on już był jedną nogą w swoim Land Roverze a ją wiatr prawie wywiewał na zewnątrz.

Widziała jeszcze jak z werwą odjeżdża. Chociaż nie aż tak jak wczoraj gdy go przydybała srg. Swanson. A ona szarpana wiatrem rzeczywiście czuła się dość mizernie. Jakoś dzięki niemu wstała i jakoś tak wspólnie zebrała się no ale czuła się wypruta po takiej nocy. Więc z przyjemnością było się schować najpierw wewnątrz kamienicy by schronić się przed tym zimnym i mokrym wiatrem oraz ponurą pogodą. A potem jak weszła na odpowiednie piętro i zapukała w odpowiednie drzwi usłyszała szczęk otwieranych drzwi i zaraz potem stanęła w nich to azjatyckie, promiennie uśmiechnięte słoneczko.

- Amanda! Witaj! Wejdź proszę! Znalazłaś liścik? - Maki rozpromieniła się gdy tylko otworzyła drzwi. Stała w długim, prawie czarnym kimonie w jakieś małe, białe wzorki. Odsunęła się by gość mógł wejść do środka i azjatyckim zwyczajem schyliła głowę by się mu pokłonić. Potem zamknęła za nią drzwi i wreszcie można było zakończyć ten oficjalny ceremoniał jakiego niewolnikami byli chyba wszyscy rodowici Koi.

- Usiądź proszę. - zaprosiła przepatrywaczkę gestem aby ta mogła zdjąć swoje buty a tymczasem gospodyni sięgnęła do szafki na buty i wzięła z nich te kapcie jakie ostatnio miała na sobie Amanda. Przyklękła przed nią czekając aż ta zdejmie swoje mokre buty i wsunęła jej te przyjemnie miękkie i ciepłe kapcie na stopy.

- Ojej jakie masz chłodne stopy. - zdziwiła się i trochę zaniepokoiła gdy widocznie przy okazji wyczuła ten chłód co przepatrywaczka czuła od wizyty w magazynie gildii. - Coś się stało? Musisz się rozgrzać. Masz na coś ochotę? - zapytała z troską gdy znów obie wstały i ruszyły w głąb mieszkania masażystki. Było tu przyjemne ciepło. Całkiem inaczej niż u niej w domu. Było na tyle ciepło, że spokojnie można było chodzić na krótki rękaw albo w takim kimonie jak gospodyni. Ona zresztą też była gotowa ugościć Amandę jak ta tylko sobie życzyła, kawę, herbatę, śniadanie no i własna, przyjazna bliskość.




Czas: 2053.IV.15 wt, południe
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), knajpka “Shelley’s Dinner”
Warunki:
jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, zachmurzenie


Janet



Wizyta u zawodowej masażystki, kumpeli, przyjaciółki oraz oficjalnej dziewczyny pomogła Amandzie stanąć na nogi po tej męczącej nocy. I jakoś tak zwyczajnie odreagować, spuścić parę, odpocząć, zrelaksować się. Na tyle, że jak pukała do drzwi Maki to miała ochotę na kawę albo dwie albo po prostu przespać się u niej. A jak wychodziła to całkiem dziarskim krokiem. Tak, że przed wyprawą do knajpki w jakiej miała obiady jadać srg. Swanson miała już całkiem niezły humor. Jakby wcale nie miała za sobą mokrej, zziębniętej nocy.

No i podczas wizyty u Maki niejako przy okazji przeczekała ten wiatr co szalał od rana. Gdy zaś szła na przystanek konnego autobusu stwierdziła, że jest chlapa i ponura jak to często w tym mieście bywało ale przynajmniej wiatr zelżał do ledwo wyczuwalnego na twarzy i dłoniach. Podróż przeszła jej dość gładko. Od Maki do “Shelley Dinner” nie było tak daleko, kilka przystanków i wciąż w tej samej enklawie Koi. Więc odpadała wyprawa poza własną enklawę co zawsze zwiększało ryzyko nieprzyjemnych przygód. Tym razem przykuła wzrok tylko dwóch młodzieńców. Co wyglądali jakby byli na etapie pierwszych zainteresowań płcią przeciwną. - Ładny kolczyk. - odważył się powiedzieć jeden z nich aby zagaić rozmowę. Sam też miał przekłute nozdrze chociaż taką metalową kropką a nie kółeczkiem jak przepatrywaczka. Ale na wiele więcej się obaj nie odważyli do obcej, dorosłej do tego ładnej kobiety.

Wysiadła na właściwym przystanku. W końcu znała ten lokal z widzenia chociaż nigdy nie była w środku. Typowa jadłodajnia gdzie głównie przychodziło się coś zjeść. Miała do pokonania z pół zabłoconej ulicy ale wydawało się, że jest nadzieja bo przed wejściem do knajpy stał radiowóz. A nawet dwa. Jakby sobie ten lokal upodobali lokalni stróże prawa. Ale jeszcze nie wiedziała czy któryś z tych radiowozów należy do Janet.

Musiała o nią zapytać w barze. Tam jakaś starsza wiekiem kelnerka wskazała jej jakiś przedział. Bo stoły były zwykle 8-mio osobowe ale oddzielone przepierzeniami więc jak się nie stało dokładnie na wprost albo tuż obok to nie bardzo było widać czy i jak tak to kto tam siedzi. Okazało się, że barmanka a nawet i sama Janet wczoraj nie okłamały jej no i gdy wyszła zza kolejnego przepierzenia rzeczywiście zastała samotną policjantkę w granatowym mundurze jedzącą swój obiad. Na stole obok niej leżała czarna tołpa. Pewnie odpięta od pasa by nie przeszkadzała w siedzeniu i jedzeniu. A na wieszaku wisiała skórzana, podbita kożuszkiem, solidna, policyjna kurtka. No i z tego całego bojowego uzbrojenia policyjnego podniosła na nią głowę zaskakująco miła i delikatna kobieca twarz.

- Oo… koleżanka pirata drogowego. - Janet chyba mimo wszystko w pierwszej chwili się zdziwiła, że ledwo wczoraj poznana znajoma jednak przyjęła zaproszenie i przyszła na ten obiad. - Usiądź proszę. - uśmiechnęła się całkiem sympatycznie wskazując na miejsce obok siebie. Trochę się przesunęła bliżej ściany by zrobić miejsce. Ale miejsca było policzone na 4 osoby na jednej ławie więc dla dwóch szczupłych kobiet miejsca było aż nadto.

- Jednak przyjechałaś. Amanda. Dobrze pamiętam? - powiedziała policjantka gdy już Amanda usiadła obok. Przyglądała jej się z bliska z zaciekawieniem no i lekkim, sympatycznym uśmiechem, dość zachęcającym.




Czas: 2053.IV.15 wt, popołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, umiarkowanie, łag.wiatr, zachmurzenie


Hisa



Wspólny obiad z nową znajomą, tym razem mundurową, skończył się zaskakująco ciepło. Przynajmniej na zewnątrz. Gdy szła ulicą i wchodziła przez główne drzwi wieżowca Koi to co prawda nadal te nowojorskie opary unosiły się nad miastem na tyle wysoko by jeszcze udawać chmury. Bo gdy schodziły niżej to już zmieniały się w mgłę ale prawie zawsze coś tutaj wisiało w powietrzu. Wieczny smog. Jak mgła nad Everglades. Ale mimo to te popołudnie okazało się zaskakująco ciepłe. Jakaś anomalia termiczna sprawiła, że można było iść w rozpiętej kurtce czy płaszczu, co śmielsi korzystali z tych krótkich chwil ładniejszej pogody i nawet przewieszali kurtki, płaszcze czy marynarki przez ramię.

Amanda miała jednak sprawę do załatwienia wewnątrz wieżowca a nie na zewnątrz więc ruszyła przez główny hol, gdzie recepcjonistki złożyły jej zwyczajowy ukłon, weszła na klatkę schodowę i dalej orytarzami aż do biura Ayumi. Tam najpierw trafiła do sekretariatu gdzie urzędowała Hisa.

- Dzień dobry Inu. - Azjatka przywitała się miłym uśmiechem widząc kto przyszedł. - Przyszłaś do Ayumi? - domyśliła się zerkając na drzwi do gabinetu szefowej. - Ma teraz spotkanie. Jeśli chcesz coś z nią osobiście to raczej musisz poczekać. No chyba, że możesz zostawić to mnie to jej przekaże. Razem z Hori macie teraz u szefowej najwyższy priorytet. - zaśmiała się dyskretnie co niejako potwierdzało, że odkąd Inu została przydzielona do sprawy Przesyłki jej akcje u szefowej znacznie wzrosły.

- Napijesz się może herbaty? - zebranie faktycznie musiało być dość zajmujące skoro osobista sekretarka Ayumi w nim nie uczestniczyła. Chociaż z drugiej strony gdy Inu gościła u szefowej to też zwykle były same. Na razie jednak Hisa pełniła rolę dobrej gospodyni oferując kawę, herbatę, ciastka i drożdżówki. Skorzystała z okazji i sobie też naparzyła herbaty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline