Elizjum; Noc 26-27 czerwca 1996; Około godziny 22:00
Kuba nie zdołał całkowicie ukryć wyrazu tego jak speszył się bardzo nagłym wejściem koterii, a słysząc lirykę Kordiana można by rzec speszył się jeszcze bardziej. Albo dostrzegł swą słabość przy kunszcie Bleinerta, albo pozadrościł drugiemu Toreadorowi. Szybko jednak zniknął z jego twarzy jakikolwiek wyraz zakłopotania i zamienił się w szeroki uśmiech. Przytrzymany dłonią Bleinerta nie poczuł się osaczony, ale nie potrafił w pierwszej chwili gestu Kordiana i dopiero, gdy ten wyjawił cel wizyty, przestał się uśmiechać momentalnie z przyjąwszy minę obrażonej primadonny.
Wysłuchawszy Kordiana odezwał się urazony:
- Wiecie co? Przeszkadzacie mi w próbie, nawet nie raczycie wyrazić zachwytu nad sztuką... - dodał po chwili cicho jakby coś takiego zupełnie nie wchodziło w rachubę: - albo choćby nawet słowa krytyki. Owszem Kordianie, mam natchnioną poezją duszę i przyjmuje twe przeprosiny. Natomiast spieszę wyjasnić, że świętej pamięci Maciek żadną był mi bratnią duszą. Zapamiętajcie że ja nie zadaję się z takim pospólstwem, a wiecie jak jeszcze się słyszy, nie to żebym krytykował zmarłego, że się zadawał z innymi facetami, no powiem szczerze, że był pedałem, to już napewno nie jest ktoś godny mej uwagi.