Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2020, 17:50   #91
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Ver była pewnie równie zaskoczona co jej przyjaciółka. Tego jednak mogły się spodziewać. Louis pracowała w końcu jako stróż prawa, więc inwigilację, szpiegostwo i dochodzenia miała we krwi. Były one wpisane w jej metrykę i stanowiły nieodzowny element kobiety tak samo jak odór w przypadku Strupasa, bądź impulsywność i agresja u Silnego. Wdowa jednak z wieloma ludźmi miała do czynienia. Zarówno za czasów pracy jako portowa dziwka gdy szlajała się po marienburdzkich tawernach jak i aktualnych. Kiedy to jest już poważną obywatelką miejskiej społeczności i nie musi obmacywać się z zapijaczonymi marynarzami cuchnacymi śledziem i tanim grogiem. Takie jednak sytuacje jak ta, w której postawiła ich właścicielka młota zwykle powodują wzrost adrenaliny i ciśnienia. Podobnie więc było i tym razem. Wdówka była na szczęście w nieco bardziej komfortowej sytuacji w porównaniu do swojej przyjaciółki. Nie nakłamała zbytnio przy pierwszym spotkaniu z wytatuowaną blond wojowniczką, nie była więc zmuszona do wymyślania cudacznych historii z nią związanych.

- We własnej osobie. - odparła zgodnie z prawdą. Była spokojna w mowie jak i zachowaniu. Nie zdradzał większych oznak jakichkolwiek emocji. Po prostu nie łgała.

- Jeżeli zaś chodzi o tych kupców. - nie bardzo wiedziała czemu członkini grupy Olega wraca do wymyślonej naprędce tydzień temu historyjki o kontrahentach z głębi lądu. Ver wszak wspominała, że zmyśliła to aby mieć pretekst by móc zbliżyć się do wojowniczej wyznawczyni Sigmara - To miałam wrażenie, że już wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Z resztą… - puściła oko stojącej nad nią kobiecie by dać jej znać, że żartuje. Chciała nieco złagodzić sytuację, która wydawała się być naprawdę napięta. - ...ponoć nie szukasz dodatkowej pracy. - nie oczekiwała, że Louisa załapie dowcip, postanowiła więc doprawić go słodkim uśmieszkiem i przygryzioną zalotnie wargą - Zdaje się, że wiesz o nas więcej niż my same. Natomiast my nie wiemy o tobie prawie nic. Może warto by to zmienić abyśmy wszystkie grały już w otwarte karty, bez niedopowiedzeń i domysłów? Co Ty na to Louiso? - wiedziała, że to dość odważne posunięcie. Zdecydowała się jednak zaryzykować.

- To ja mam wrażenie, że doskonale wiecie z kim macie do czynienia. A ja w gruncie rzeczy nic o was nie wiem. Zaczynając, że skoro ty nie jesteś Katja i nie jesteś kelnerką to nie wiem kim jesteś, czym się zajmujesz i dla kogo pracujesz. A ty skoro nie interesował cię ochroniarz na zmyślone spotkanie z nieistniejącymi kupcami to co cię ściągnęło tutaj? Znacie się? - Louisa nie uśmiechnęła się. Dalej miała chłodną i opanowaną twarz chociaż mówiła dość spokojnie i szybko. Ale wydawała się też nieco podirytowana jak zwykle ludzie mieli w zwyczaju gdy odkrywali, że ktoś był z nimi nieszczery albo coś mataczył. Na koniec wskazała palcem na obie swoje rozmówczynie zadając proste pytanie czy się znają. Łasica zerknęła koso na koleżankę jakby pytała ją niemo co powinny odpowiedzieć.

- A jak myślisz? - nie oczekiwała jednak odpowiedzi na to pytanie - Dość mocno przecież wyróżniasz się spośród tłumu innych kobiet. Przykuwasz tym samym uwagę. Uwagę nie tylko mężczyzn ale i płci pięknej. - ta część wymyślanej na bieżąco bajeczki póki co nie odbiegała od rzeczywistego stanu rzeczy - Podobnie było i w moim przypadku. Już jakiś czas temu dostrzegłam cię kręcącą się po mieście w okolicy kaplicy Sigmara i "Kota". Trochę jednak potrwało nim zebrałam w sobie odwagę. Z resztą sama pewnie jesteś w pełni świadoma, tego iż potrafisz onieśmielić nawet najbardziej władczych mężczyzn zaledwie jednym szybkim spojrzeniem bądź drobnym gestem. Nie wspominając już o delikatnej i subtelnej kobiecie jak ja. Resztą zaś już znasz. Poza tym nasze preferencje nie przez wszystkich ludzi są akceptowane, więc w związku z tym jestem wyjątkowo ostrożna. Ludzie im mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Ja zaś dbam o ich zdrowie. - Versana zdecydowała się nie kłamać. W każdym razie nie w pełni. Tu coś pominęła, tam dopisała w skutek czego wyszła jej całkiem zgrabna i spójna opowiastka. Przynajmniej w jej ocenie. Pytanie tylko czy podejrzliwa łowczyni łyknęła haczyk, by dać się prowadzić jak po sznurku.

- Jeżeli zaś chodzi o tą ślicznotkę obok. - rzuciła spojrzenie na koleżankę siedzącą po prawej. Wzrok wdowy emanował zarówno troską jak i namiętnością. Głos zaś był czuły i opiekuńczy. Podobnie jak wcześniej tak i tym razem ciemnowłosa dama sięgnęła po półprawdę.

- Ja również w tamtym tygodniu spotkałam ją tu po raz pierwszy i nie ukrywam, że wyjątkowo przypadła mi do gustu. Z resztą… - kultystka zrobiła wymowną pauzę - ...z tego co pamiętam to nie tylko mnie. - spojrzała zadziornie na postawniejszą od siebie kobietę stojącą przy stole - Ona zaś po spotkaniu przyznała się mi, iż zasłyszała kim jestem i spytała czy nie byłabym w stanie załatwić jej zatrudnienia, że zapewne znam wpływowych ludzi bądź sama może kogoś poszukuje. - mówiła jak natchniona, jakby ktoś te skrzętne wymówki szeptał jej do ucha - Bogowie natomiast musieli mieć ją w swojej łasce, gdyż ojciec młodej panienki Froyi rozglądał się akurat za dodatkową służbą. Poleciałam więc jej by udała się do ich rezydencji. I tym sposobem. Proszę. O to masz przed sobą świeżo upieczoną służkę na usługach rodziny van Hansenów. - patrzyła prosto w oczy wytatuowanej wojowniczki, by ta nawet na chwilę nie zwątpiła w prawdziwość słów właścicielki kompani handlowej - Sprawdź jeżeli nie wierzysz. - pewność siebie w takich sytuacjach była czymś niezbędnym. Czymś co dodawało prawdziwości nawet największem łgarstwom. W półświatku zwykło się mówić: "Jeżeli złapią cię za rękę to kłam, że to nie twoja ręka". Podobnie było tym razem w przypadku obu kultystek. Obie grały i obie liczyła iż ich karty rozdawać będzie zarówno Tzeentch jak i Wąż.

Twarz blondwłosej wojowniczki pozostawała nieprzenikniona gdy słuchała tych wyjaśnień. I taka pozostała gdy młoda wdowa skończyła mówić. Louisa przez chwilę nie odzywała się. Z Versany przeniosła spojrzenie na jej sąsiadkę. Łasica siedząc jak trusia niemo pokiwała energicznie głową wspierając wersję koleżanki.

- O tak, teraz służę Froyi van Hansem. Uwielbiam służyć. Zwłaszcza tak pięknym kobietom. - szepnęła szybko i cichutko tak, że pewnie tylko one trzy słyszały. Właściwie było to na tyle elastyczne stwierdzenie, że równie dobrze mogło chodzić o nową mocodawczynię Łasicy jak i nie tylko o nią. I jakby chodziło nie tylko o służbę z miotełką do ścierania kurzu.

- Doprawdy? A jak się nazywasz? - Louisa wróciła do pytania o tożsamość Łasicy. Uniosła nieco brew dając znać, że lepiej by doczekała się tej odpowiedzi po dobroci.

- Nadja proszę pani. Nadja Schuster. - Łasica okazywała wszelką wolę do współpracy i przybrała pokorny ton uległej służącej.

- Nadja. Nadja Szuster. I mówisz, że lubisz służyć. - Kruger nieco zmrużyła oczy i sięgnęła po swój kufel grzańca a Łasica posłusznie i gorliwie pokiwała swoją granatowa głową. - I Versana. Versana van Drasen. - blondynka przesunęła od wewnątrz językiem po swojej dolnej wardze jakby się nad czymś zastanawiała. - Dobrze. - pokiwała głową jakby podjęła jakąś decyzję. - Myślę, że możemy kontynuować tą rozmowę na górze. - powiedziała gdy upiła łyk ze swojego kufla i wreszcie się nieco uśmiechnęła. Łasica roześmiała się nie ukrywając swojej ulgi i szybko spojrzała w bok na swoją sąsiadkę.

- Tak, zobaczymy jak potrafisz służyć. - Kruger popatrzyła na tą uległą ślicznotkę w skórzanych spodniach na co ta z ochotą pokiwała głową na zgodę. - A ty… - zawahała się jakby co do Versany jeszcze nie miała wyrobionego zdania albo planu. - Ciebie też będę musiała dokładnie sprawdzić. Dogłębnie nawet bym rzekła. - dodała z uśmiechem nonszalancji. Po czym dopiła swój kufel, wstała i dała znać, że jeszcze przed odwiedzinami w pokoju muszą jeszcze odwiedzić bar.

- Jak dla mnie to łyknęła bajer jak indyk kluseczki. - zaśmiała się pod nosem widząc jak sigmarytka podchodzi do szynkwasu. Tam jak zwykle zamieniła z właścicielem lokalu kilka zdań wręczając mu następnie pękatą sakiewkę. Mężczyzna zaś podobnie jak tydzień temu schował woreczek, wyciągnął księgę, zapisał w niej coś po czym przekazał jej nie za dużych rozmiarów paczkę.

- Nadja? Bardzo ładnie. - kultystka uznała, iż to raczej kolejna rola, w którą wcielać się będzie granatowo włosa ex-kelnereczka niżeli jej prawdziwe imię - W sumie… to tak teraz sobie pomyślałam, że już trochę się znamy a ja wciąż nie wiem jak się naprawdę nazywasz. - życia w konspiracji rządziło się swoimi prawami. Tak było po prostu bezpieczniej. Ci "dobrzy", którzy działali w imię prawdy i prawą. Zbyt często imali się wyjątkowo niegodziwych i "złych" metod po to tylko by wydusić z niejednokrotnie niewinnych ludzi potrzebne im informacje.

- Pogadamy z resztą o tym później. Gdy będziemy już tylko we dwójkę. - femme fatale po raz kolejny nawiązała do swoich planów na dzisiejszy wieczór - Teraz skupmy się jednak lepiej na naszej łowczyni. Zadbajmy o to by nie wyprowadzać jej z błędu tak aby wciąż myślała, że udało się jej nas upolować. My zaś dalej grajmy w tą grę udając bezbronną zwierzynę. - zawsze gdy knuła gdzieś w środku wstrząsał nią wyjątkowo silny i gwałtowny a zarazem przyjemny i podniecający dreszcz. Swą naturą był on w stanie uzależnić nawet najbardziej odporne umysły. Tak zresztą było w przypadku pretendentki do najpiękniejszej damy w mieście. Zupełnie nieświadomie oddawała się jego energii snując coraz to częściej przebiegłe plany mające na celu zmanipulować poszczególnymi jednostkami tak by cała ta misterna gra, której była nieodzownym elementem układała się po jej myśli. Tak w każdym razie się jej wydawało. W rzeczywistość przecież nie miała żadnego wpływu na los, który już dawno został gdzieś zapisany i którego przebieg znała tylko on. Architekt Świata, Wielki Konspirator. Ten, który zmienia drogi i kieruje przeznaczeniem.

- Upijmy się, zaszalejmy a ja na koniec zadam jej kilka. - jasno przedstawiła swoje zamiary - Uprzednio rzecz jasna pokazując jej swój medalik. - położyła dłoń na środku swojej klatki piersiowej. Dokładnie w tym miejscu, w którym spoczywała jej biżuteria i narzędzie pracy w jednym.

- Aaaa i dziś ty stawiasz. - wyrwała się pierwsza chcąc ubiec koleżankę - Dla mnie dzbanek gruszkowego cydru. - dodała - I zbierajmy się lepiej. Nie chcemy chyba by nasza pani komisarz zmieniła zdanie bądź z nadmiaru czasu postanowiła przeanalizować raz jeszcze nasze farmazony. - jej głośny śmiech zanikł gdzieś w tłumie gości, których z każdym pacierzem przybywało. Lokal powoli zaczynał pękać w szwach. Dwie zgrabne kultystki przeciskały się więc pomiędzy swobodnie spędzającą popołudnie świątecznego dnia pijaną gawiedzią. Jedni dopiero zaczynali inni zaś już dawno skończyli przybijając gwoździa na blacie ufajdanej w ich wymiocinach ławy. Większość spośród klientów miała wszak dziś wolne. Nie wszyscy jednak. Dnie jak dzisiejszy były istną żyłą złota dla wszelakiej maści kieszonkowców. Pijany w sztok bądź śpiący przy stole mieszczan stwarzał okazję. Okazję, która właśnie tworzyła złodzieja. Ci więc nie próżnowali, ku ucieszy swojej i niezadowoleniu tych, którzy połapią się zapewne dopiero rano, gdy przyjdzie im wstawać do pracy. Tak to już z resztą było. Jeden musi stracić by inny mógł zyskać. Nic w tym dziwnego i szokującegoo. Po prostu kolejny dzień w mieście.

- Może być Nadja. Lubię to imię. I mam nadzieję, że ona to kupiła. Wystraszyła mnie. Mam nadzieję, że nie powiedziała o nas swojemu szefowi. Albo komuś w bandzie. - Łasica mimo wszystko wydawała się wciąż pod wpływem masy sprzecznych emocji. Z jednej strony ten stres jak przez chwilę Louisa mówiła jakby wiedziała o ich tajemnicy, z drugiej ulga, że jakoś się udało chociaż odepchnąć jej nieufność a z kolejnych radość z tego powodu. No i jeszcze z wolna wracała ekscytacja. Bo przecież wiadomo po co szły do pokoju Kruger. A poprzednią wizytę chyba wszystkie trzy wspominały podobnie. Ale musiały przerwać to pośpieszne szeptanie bo właścicielka młota bojowego wracała właśnie do nich.

- To chyba dola służącej. - oznajmiła Louisa wręczając Łasicy tacę z napitkiem jaki miał im służyć w trakcie lub po tych aktywnościach na jakie się właśnie szykowały.

- Tak proszę pani. - łotrzyca o granatowych włosach znów była posłuszną, uległą służącą. W ten specyficzny sposób co aż prosił się by ją niecnie wykorzystać. Sigmarytka uśmiechnęła się i skinęła głową z zadowolenia. Dała znak by szła pierwsza. Tym razem już wiedziały do którego pokoju. Przeszły tam bez przeszkód. Idąc obok bojowej blondynki Versana zauważyła, że ta bez skrępowania ogląda sobie biodra opięte skórzanymi spodniami jakie wchodziły po schodach parę stopni wyżej. Aż cała trójka dotarła do 5-ki jaką zajmowała Kruger. Tutaj obie kultystki musiały stanąć obok drzwi i mimo wszystko łowczyni czarownic nie miała do nich aż tyle zaufania by pozwolić którejś z nich stanąć za swoimi plecami. Tylko tak by chociaż kątem oka mieć je w zasięgu wzroku. Czy to było kwestią zawodową czy miała co do nich obu jeszcze jakieś podejrzenia to trudno było stwierdzić.

- Połóż to na stole. - gospodyni poleciła służącej i Łasica posłusznie skinęła głową i postawiła tam tacę. W międzyczasie cała trójka znalazła się w pokoju jaki zamknęła Kruger. Obrzuciła jednego i drugiego gościa. Łotrzyca też wydawała się trochę zdenerwowana. Jak wszystkie trzy świetnie wiedziały po co tu przyszły. Ale jednak jeszcze niby było grzecznie i oficjalnie. Wydawało się, że cała trójka odczuwa to rosnące przyjemne napięcie i ekscytację.

- Chodź tu. - Kruger wezwała słowem i gestem kelnerkę. Ta podeszła z miną świadczącą, że trochę nie bardzo wie czego się spodziewać. Popatrzyła pytająco na łowczynię czarownic. Ta była od niej minimalnie wyższa. Chociaż właściwie obie wydawały się podobnej budowy, gibkie i zwinne. Ale nie było wątpliwości, że to to gospodyni tego pokoju ma pozycję i charakter dominujący. Nawet się obie uzupełniały i dopełniały gdy jedna lubiła wydawać polecenia a druga je wykonywać. Zwłaszcza te lubieżne i wyuzdane.

- Do ściany! Łapy i nogi szeroko! Już to chyba znasz. - przez chwilę gdy obie patrzyły na siebie z bliska i ta ekscytacja wydawała się przeskakiwać z oczu jednej do drugiej to sigmarytka wykonała pierwszy ruch. Złapała Łasicę za nadgarstek i wysyczała jej w twarz polecenia.

- Tak proszę pani. - złapana świetnie odgrywała rolę posłusznej i uległej. A może i nie odgrywała. Bez wahania stanęła pod ścianą kładąc dłonie nad głową. I rozszerzając nogi. A nawet z własnej woli wypinając się przez co jej linia jej zgrabnych nóg, bioder i krągłości zrobiła się bardzo apetycznie wyeksponowana.

- Dobrze. - Louisa mruknęła z zadowolenia. I wyglądała na tak samo podekscytowaną jak Łasica. Odgrywały tą samą scenę chociaż każda w innej roli. Kruger stanęła za Łasicą. I bez skrupułów zaczęła ją obszukiwać. Zaczęła od przeczesania palcami jej włosów a następnie jej plecy. W pewnym momencie jej dłonie przesunęły się do przodu, na gorset i dekolt przeszukiwanej. Co ta przywitała cichutkim, ale bardzo przyjemnym dla ucha jęknięciem. A następnym gdy dłonie sigmarytki wróciły na jej plecy i niżej. Jasne dłonie na czarnym, błyszczącym materiale skórzanych spodni stanowiły śliczny kontrast. Zwłaszcza jak zsunęły się gdzieś tam pomiędzy zwieńczenie tych zgrabnych ud co właśnie zaowocowało tym cichym jękiem Łasicy wskazującym, że jej też podoba się takie przeszukiwanie.

- Zdejmuj to! Zobaczymy co masz w środku. Dół też. - Kruger wydała kelnerce krótkie polecenie szarpiąc za jej gorset.

- Dobrze proszę pani. - Łasica bez sprzeciwu odwróciła się trochę bokiem do ściany i posłysznie zaczeła rozsznurowywać swój gorset co jednak musiało chwilę potrwać.

Widok był naprawde apetyczny. Dwie zupełnie różne kobiety, których jedynymi wspólnymi mianownikami była ponadprzeciętna uroda i słabość do płci pięknej zabawiały się na wprost trzeciej podobnej pod kilkoma względami do nich. Ta ostatnia również miała chęć jak i możliwość. Nagle jednak pewna myśl wpadła jej do głowy.

- Eliksir. Szlag. - spadło to na nią niczym grom z jasnego nieba - Po cholerę Łasica to przynosiła a ja się o to upomniałam. Nie ma czasu. Trzeba działać. - starała się na szybko wymyślić jakiś sensowny plan działania. Na szczęście coś zaświtało jej w głowie. Coś co zdawało się mieć ręce i nogi. Coś co jednak niekoniecznie było bezpiecznym rozwiązaniem ale to bez ryzyka nie ma zabawy a kto nie ryzykuje szampana nie pije.

Korzystając z chwilowej nieuwagi sigmarytki, która cała swoja atencję skupiła na obnażającej się pracownicy vam Hansenów. Sprytna wdowa postanowiła również niezauważenie wyskoczyć z fatałaszków. Zrobiła więc dwa małe kroczki w kierunku stołu gdzie stała taca z napitkiem by zejść z kąta widzenia dominującej samicy alfa i w dość pośpiesznych ruchach zaczęła pozbywać się kolejnych warstw ubrań. Plan był prosty. Schować flakon w stercie ubrań. Wcześniej zaś przy odrobinie szczęścia oraz łaski Tzeentcha i Slaneesha miała zamiar doprawić stojące na stole obok niej wino, która następnie chciała wypić wraz z towarzyszącymi jej kobietami. Precyzyjność i dyskrecja nie szły niestety w parze z pośpiechem. Coś lub ktoś jednak pchał ją ku temu.

To, że młoda wdowa podeszła do stołu nie uszło uwadze sigmarytki. Spojrzała za nią ale widząc, że czarnulka zaczyna się rozbierać pokiwała głową z zadowoleniem nie oponując przeciwko takiemu działaniu.

- Tak, tak, ciebie też trzeba sprawdzić. - zaśmiała się kiwając swoją blond głową na znak aprobaty. No ale na szczęście dla zamiarów van Drasen Łasica była znacznie bliżej i potrafiła być bardzo zajmująca jeśli chciała. A zwykle zwykle chciała. A w tej chwili na pewno. Zrzuciła z siebie gorset co przykuło uwagę blondyny i wzięła się za ściąganie skórzanych spodni. Co wcale nie było prostym zadaniem. A i Łasica nie ściągała ich tak zwyczajnie. Tylko kręciła bioderkami zswuając je po kawałku pewnie tylko częściowo dlatego, że skóra trąca o skórę stawiała opór. W końcu schyliła się by ściągnąć je do reszty i posłuszna poleceniom strażniczki na końcu ściągnęła koszulę zostając wreszcie nago. W przeciwieństwie do niej miała znacznie lepszy wgląd na poczynania drugiej kultystki i chyba dojrzała co zamierza Versana. I nie zostawiła jej samej w tych zamiarach.

- Już proszę pani. Czym mogę teraz pani służyć? - zapytała znów tym niewinnie kuszącym głosikiem co dla właścicielki tak ponętnego ciała aż się prosił by ją niecnie wykorzystać. No i Louisa właśnie to miała zamiar zrobić.

- Chcesz mi służyć tak? - zapytała znów skracając odległość gdy przez chwilę syciła tylko oczy nagim ciałem młodej kobiety. Zwłaszcza, że ta gorliwie pokiwała głową.

- Tak proszę pani. Czekałam na to cały tydzień. Nie mogłam się doczekać ponownego spotkania. - zapewniła ją Łasica i być może nawet tutaj nie kłamała ani nie przesadzała nawet. Kruger złapała ją mocno za szczękę unieruchamiając jej głowę jakby chciała jej się lepiej przyjrzeć. I w końcu mocno wpiła jej się w usta. Całując tak brutalnie, że mało który mężczyzna miał takie zwyczaje. Ale Łasica ani się nie wyrywała ani nie wyglądała, że ma coś przeciwko.

- Teraz ty! Chodź tu! - sigmarytka nasyciwszy głód pierwszych żądzy nabrała ochotę by przetestować drugiego gościa. Zwłaszcza jak ta druga już zdążyła się sama rozebrać do stanu w jakim już była jej koleżanka. Ta chwila zwłoki jaką sigmarytka zajmowała się już rozebraną służącą pozwoliła Versanie przygotować pojemnik z eliksirem by schować go w swoje ubrania. Ale nie miała czasu by go użyć gdy wezwała ją łowczyni heretyków.

- Ja? - spytała tak niewinnie i słodko jak tylko potrafiła - Podejść do pani? - zgrywanie głupiutkiej trzpiotki szło jej całkiem dobrze - A dostanę klapsa? Dawno nikt, nie zajął się moją pupą.

- Doprawdy? - Louisa spojrzała z zainteresowaniem na podchodzącą nagą czarnulkę. Uśmiechnęła się półgębkiem wodząc bez żenady po jej smukłej sylwetce. Gdy nagle uśmiech zamarł na jej twarzy a wzrok znieruchomiał.

- A co to jest? Nie miałaś tego tydzień temu. - zapytała wskazując na nowy tatuaż węża na kroczu młodej wdowy. Jeszcze rzuciła okiem na ten sam detal anatomii Łasicy no ale nawet na pierwszy rzut oka było widać, że tatuaże są jak nie identyczne to bardzo podobne. Ten sam wizerunek częściowo zwiniętego węża z uniesionym łbem i hipnotycznymi oczami. Sądząc po rozszerzonych oczach Łasicy ta kompletnie zapomniała o tym nowym detalu przyjaciółki. No ale jak łowczyni heretyków pierwszy raz widziała nagą Versanę od zeszłego tygodnia to nie mogła przegapić tej różnicy jaka biła po oczach.

- Nie miałam, nie miałam. - powtórzyła jeszcze ubranej towarzyszce cielesnych uciech - A nie ładny? Postanowiłam w ten sposób uczcić i upamiętnić nasze ostatnie spotkanie. Myślałam, że się wam spodoba. Teraz już wszystkie mamy jakiś malunek na ciele. Hmmm… Chociaż nie wszystkie ten sam. - dość wymownie spojrzała na lustrującą ją kochanice.

Louisa patrzyła uważnie, może nawet podejrzliwie na wytatuowane podbrzusza swoich przygodnych kochanek. Patrzyła na ich twarze jakby doszukiwała się tam nie wiadomo czego. Chwilę zwłoki wykorzystała Łasica która wślizgnęła się zwinnie w sytuację jak zwierzę od jakiego wzięła przezwisko.

- Jest śliczny! - powiedziała w zachwycie i możliwe, że znów nie był to udawany zachwyt. Podeszła do koleżanki i uklękła przed nią jakby chciała obejrzeć ten nowy tatuaż z bliska. - Prześliczny! Mogłabym go oglądać cały czas. I całować, pieścić i wielbić, oddawać mu cześć i hołd. - mruczała coraz ciszej i bardziej kusząco jakby te ślepia wytatuowanego węża naprawdę miały jakiś hipnotyczny urok. I aby nie być gołosłowną złożyła pocałunek na główce tego węża zamykając przy tym oczy jak przy pocałunku z najdroższym kochankiem. Następnie pocałowała go ponownie ale tym razem już unosząc nieco głowę by spojrzeć na twarz stojącej nad nią właścicielki węża.

- I dlatego zrobiłaś sobie taki sam tatuaż? - sigmarytka wydawała się skonsternowana pomysłem, że ktoś z takiego powodu mógłby sobie zrobić tatuaż. I to w tak niecodziennym miejscu. A może zachowaniem Łasicy. Bo wyglądało jakby naprawdę oddawała cześć wężowi. Aż było w tym coś takiego, że włoski stawały dęba na karku.

- Nieważne. Róbcie swoje. Zabawcie mnie. - gospodyni tego pokoju dość szybko wróciła do tego po co tu przyszły. Cofnęła się ze dwa kroki aby mieć lepszy widok i dała znać, że para gości na razie ma ją zaspokoić jakimś ciekawym widowiskiem. Łasica chyba nie miała nic przeciwko bo podniosła głowę do góry i posłała Versanie wesoły, łobuzerski uśmiech.

Wdówka tylko lekko uniosła nogę opierając stopę o taboret opodal. Gest ten był dość jednoznaczny. Tak samo jak jej spojrzenie. Reakcja Łasicy była niemalże natychmiastowy. Przyssała się do łona koleżanki jak spragniony człowiek do butelki. Całowała, lizała i pieściła palcami. Była niegrzeczna. Bardzo niegrzeczna ale i posłuszna. Było jej z tym do twarzy. Miała długi i szorstki język, który z łatwością doprowadził Versane do pierwszej dzisiejszego dnia ekstazy. Soki płynęły po drżących nogach owdowiałej damy cienkim strumieniem, napawając wyznawczynie Slaneescha radoscią i satysfakcja. Dostała to czego chciała. Jej przyjaciółka za to nie miała powodów do narzekań. Wzbudziło to jednak jej apetyt na więcej. Łotrzyca miała swoje sposoby na to by zadowolić przyjaciółkę w tak szybkim czasie. Posiadała również ten niewytłumaczalny magnetyzm, który nie pozwalał przejść obok niej obojętnie a po wpadnięciu w jej objęcia wydostać się z nich mimo czasami najszczerszych chęci. Właścicielka kompani nigdzie jednak nie zamierzała się wybierać. Było jej dobrze tu i teraz.

Przyszła jednak pora na to by zrewanżować się klęczącej przed nią koleżance, która ponownie odchyliła głowę ocierając usta dłonią. Versana postanowiła wykorzystać fakt iż wciąż trzymała gęste włosy swojej koleżanki. Pociągnęła więc za nie mocniej tak by zmusić ją do przyjęcia pozycji, w której jej tylne wdzięki prezentowały się wyjątkowo apetycznie. Apetyt zaś wyjątkowy dziś sprzyjał właścicielce kompani. Zapominając więc o etyce i zasadach dobrego wychowania, przystąpiła do posiłku. Była łapczywa jednak nienachalna. Dawkowała przyjemność porcjami w miarę rozwoju sytuacji. Zależało jej zarazem na zrewanżowaniu się jej ślicznej przyjaciółce jak i na narobieniu chęci tej póki co obserwującej łowczyni.

Łasica okazała się bardzo wdzięczną i niezawodną kochanką. Taką co potrafiła elastycznie reagować na manewry i potrzeby drugiej strony. Dlatego chociaż w pierwszej chwili wydawało się, że ruch koleżanki na tą zamianę ról i pozycji ją zaskoczył to szybko odnalazła się w tej zamianie. Jej ruchy bioder, zaciskanie palców na drewnianej ścianie aż powstawały cienkie zadrapania i zduszone jęki jakie wydawała poddając się zabiegom koleżanki sprawiały, że wydawała się jeszcze bardziej zachęcająca i apetyczna. Aż też doszła do momentu szczytowego tej serwowanej przyjemności co dało się poznać po serii niekontrolowanych jęków i spazmów jakie przeszły przez jej ciało. Jeszcze wciąż dysząc odwróciła się znów przodem do swojej siostry w wierze i uśmiechnęła się do niej błogim uśmiechem spełnienia.

- Oh, Ves… - zamruczała zachwycona. I niespodziewanie opadła na kolana zrównując się z nią po czym wpiła się w jej usta tak gwałtownie i zachłannie, że szefowa kampani handlowej straciła równowagę i upadła plecami na podłogę. Poczuła więc pod sobą chłodne, twarde deski podłogi a nad sobą gorące, jędrne ciało które dosłownie do niej lgnęło.

- Oh, Ves, jesteś najlepsza! Jesteś moją jedyną, prawdziwą panią! Pozwól mi sobie służyć! Jesteś najpiękniejsza i najcudowniejsza! - mamrotała jak w jakimś amoku gdy na przemian mówiła i całowała usta i twarz swojej siostry w wierze. Była tak zajmująca, że pojawienie się nad nimi tej trzeciej która niby gdzieś tu była ledwo krok czy dwa od nich było dosć zaskakujące.

- Nieźle, naprawdę nieźle… Chyba obie lubicie pracować ustami co? W takim razie… - obie kultystki jakoś przegapiły ten moment ale odkryły teraz, że sigmarytka się chociaż częściowo rozebrała. Dokładniej to spodnie i buty. Więc chociaż górę tego specyficznego habitu miała na sobie to dół już wyglądał znacznie bardziej interesująco. Zwłaszcza gdy tak jak obie leżące na podłodze kultystki mogły go podziwiać od dołu. Louisa wsunęła swoją stopę pomiędzy ich twarze by dać do zrozumienia jakiej pracy ustami od nich oczekuje. Versany od spodu a Łasicy od wierzchu.

- Oczywiście. - zaśmiała się łotrzyca przystępując chętnie do kolejnego etapu tej zabawy. Złożyła pierwszy pocałunek na stopie sigmarytki a potem bez skrępowania zaczęła pracować ustami co jakiś czas zahaczając spojrzeniem o twarz kochanki jaka była ledwo o centymetry od jej twarzy.

Leżąca na podłodze Versana postanowiła pozostawić więc stopę Louisy pod opieką kochanki. Sama zaś zgrabnie osunęła się w dół czując pod plecami chłód i wilgoć leciwych już desek robiących w tym przybytku za podłogę. Teraz to łono przyjaciółki było dla niej sufitem zawieszonym tuż nad czubkiem jej nosa. Złapała więc obiema rękoma mocno wypięte pośladki Łasicy, przybliżając tym samym swoje usta i język do miejsca, które chwilę wcześniej pieściła i lizała. Bardowie widząc to zapewne mogliby stworzyć niezliczoną ilość pieśni mówiących o trzech zabawiających się kobietach w wynajmowanej ponad głowami karczemnych gości izbie. Poematy te nabrałyby jednak smaczku dopiero wtedy gdyby autorzy poznali prawdę o pochodzeniu i zamiarach całej trójki. Ta wiedza jednak była dana tylko dwóm ciemnowłosym damą. Znajdującym się aktualnie na poziomie parkietu. Same może jeszcze nie zdawały sobie z tego faktu sprawy ale cała ta zawiłość wzmagała w nich jeszcze większe pożądanie i namiętność. W głowie Versany kotłowały się ze sobą tylko dwie myśli. Jedna opiewała wokół uroków pozostałej dwójki i ekscytacji płynącej ze wspólnego baraszkowania. Druga zaś odnosiła się bezpośrednio do Slaanesha i Tzeentcha wielbiąc ich potęgę i chwałę. Aktywny udział blondwłosej wojowniczki wyraźnie pobudził i podniecił siedzącą na wdowiej twarzy kobietę, która to z coraz większą częstotliwością i siłą kręciła i dociskała swe biodra do ust Versany. Ta zaś ponownie poczuła serię dreszczy wstrząsających ciałem łotrzycy oraz słodycz jej soków.

Obie kultystki znów pogrążyły się we wzajemnym braniu i dawaniu sobie rozkoszy. Więc zwłaszcza punkt widzenia Versany był mocno ograniczony do ud koleżanki i ich zwieńczenia nad sobą. Dlatego znów pojawienie się tej trzeciej było dla niej dość zaskakujące. A nagle te uda Łasicy i jej wizerunek wytatuowanego węża zniknął a w zamian pojawiły się dwie, smukłe, silne kobiece nogi gdy Kruger stanęła nad jej głową. Więc jej zwieńczenie tych smukłych ud wydawało się z poziomu podłogi niesamowicie wysoko.

- Ty chyba lubisz mieć coś w buzi… - powiedziała do niej zawieszona na niesamowitych wysokościach głowa okolona blond czupryną. Ale zaraz zaczęła się obniżać. Obniżała się aż sigmarytka właściwie siadła na twarzy młodej wdowy zajmując miejsce Łasicy. A chociaż van Drasen straciła z oczu swoją koleżankę to dalej ją czuła. Jak jej usta i dłonie lądują na jej udach i podbrzuszu zapewniając nową porcję kobiecej przyjemności.

Wdowa nie zdążyła nawet odpowiedzieć. Niezwłocznie przystąpiła za to do zadawalania kolejnej z kobiet. Soki tej drugiej smakowały inaczej. Przypadły jednak do gustu zlizującej je brunetce. Wkładała w to wszystko tyle samo serca co w przypadku poprzedniczki. Język kręciła kółka. Poruszał się raz w góry a raz w dół oraz zanurzał w środku. Wszystkie te ruchy sprawiały zaś wielką przyjemność podziaranej łowczyni, która na każdy z osobna reagowała spontanicznymi jęknięciami i piskami przytrzymując od czasu do czasu głowę Versany. Ta zaś wykorzystując całe swoje zdobyte do tej pory doświadczenie starała się wykorzystać tak by dać sigmarytce jak największą przyjemność.

Słodka woń seksu mieszała się ze słonym zapachem potu, którym cała trójka była wręcz zalana. Kobiety leżały w poprzek łóżka jedna obok drugiej, ciężko oddychając i wpatrując się w sufit. Na ich twarzach rysowały się błogość i satysfakcja. Nie było w tym nic dziwnego. Wszak sceny do których tu dochodziło potrafiłby wprowadzić w zakłopotanie nawet największych zbereźników i bywalców domów publicznych. Takie chwile jak ta zsyłał na śmiertelników zapewne sam Pan Rozpusty pozostawiając gdzieś w głębi ich dusz zarazem niezaspokojenie jak i apetyt na jeszcze więcej. To właśnie jego zamiarem było to aby marzenie z czasem zmieniło się tęsknotę a ona w pragnienie tak by finalnie stać się nałogiem i nieodzownym elementem egzystencji, wypełniającym każdą wolną myśl i wykonywaną czynność. Z miejsca, w którym znajdowały się obie kultystki nie było już powrotu, zaś ich wytatuowana koleżanka była na najlepszej drodze by do nich dołączyć w tej ociekającej seksem i perwersyjnością tułaczce.

Koniec spotkania wyglądał bardzo podobnie do tego sprzed tygodnia. Gospodyni pośpieszyła obie posiadaczki wężowego tatuażu do wyjścia, wyznaczając im termin kolejnego spotkania. Nie wyglądała na taką, która przyjmowała sprzeciw. Na szczęście obie siostry nie miały zamiaru ani prostestować, ani zgłaszać skarg. Coś co odróżniało jednak ten końcowy etap spotkania to fakt iż pożegnanie było jednak nieco czulsze niż to ostatnie. Zdradzało jakby ciut więcej emocji niż czysty, fizyczny i zwierzęcy pociąg. Ten niuans zaś nie uszedł uwadze ciemnowłosym intrygantką, dając im znak iż ich nieświadoma niczego zdobycz coraz bardziej wciąga się w tą grę zwaną pożądaniem.

Versana odczuwała pewien zawód. Nie udało się jej wszak zahipnotyzować właścicielki młota. Nie było jednak ku temu nadarzającej się okazji a rozpłakiwanie nad tym nie miało najmniejszego sensu. Trzeba było po prostu spróbować w trakcie kolejnej randki. Wtedy może to bogowie uśmiechnął się i okażą względem niej więcej łaski. Niezbadane są wszak drogi, które układa sam Tzeentch.

- Niezła heca z tym flakonem. O mały włos i byśmy siedziały w gównie po uszy. - brunetka zagaiła gdy obie już były na schodach z dala od wynajmowanej przez łowczynię izby. Karczma zdawała się jednak żyć swoim życiem. Frekwencja dopisywała. Ciężko było przepchnąć się do kibla a gdzie dopiero znaleźć wolne miejsce przy stole. Kultystki jednak nie miały zamiaru kontynuować zabawy w tym lokalu. Ich celem było odnalezienie kapitan Rosy przy okazji odwiedzania przyportowych tawern. Wpierw jednak wizyta u Bydlaka. Nie mogły jednak zawitać na pokładzie krypy z pustymi rękoma. Pokierowały więc swoje kroki w stronę karczmarza będącego w zmowie z Louisa, by nabyć u niego trochę mięsiwa dla psiny i butelkę grogu dla siebie, którą miały zamiar spożytkować wraz z kapitanem "Adel".

Gdy wyszły na zewnątrz okazało się że popołudnie chyli się ku końcowi. Słomce leniwie wisiało już nad horyzontem, zwiastując nastanie ciemności. Wiatr zaś wiał na tyle mocno, że śnieg leżący na drodze wzbijał się w powietrze tworząc niemałą zawieruchę.

- Masz siłę na więcej? - wdowa zapytała swej towarzyszki gdy szły pustą uliczką pomiędzy dwoma opustoszałymi kamienicami. - O chęci nie pytam, bo i tak znam odpowiedź.



---

Mecha 25

- Blef wobec Louisy; Versana OGŁ 65+20=85 vs Louisa INT 40-5=35; rzut: Kostnica 26 > 74 = sp.suk > pełne przekonanie
 
Pieczar jest offline