Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2020, 06:50   #92
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.16; Festag (8/8); południe

Cyrulik był pewien, że Bydlak pamięta jego zapach gdy opatrywał go poprzedniego dnia. Gdyby tak nie było to pewnie dzisiaj nie byłby nadal w jednym kawałku. Nie nawiązywał kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem. Tyle wiedział o drapieżnikach, że mogą to potraktować jak prowokację. Spokojnym głosem komentował każdą swoją czynność jakby opisywał ją skrybie. Słowa nie były skierowane do Kurta. Chciał żeby ogar przyzwyczaił się do jego głosu.
- Skąd on się wziął? - zapytał nieco głośniej aby słowa dotarły do marynarza.
- Łasica go przytargała parę dni temu. Pomogła mi go wnieść tutaj. - mruknął stary bosman oszczędnie mówiąc jak klatkę z żywym ogarem tej wielkości wnosili na pokład. Nawet na dwie osoby to się nie zapowiadało na łatwą robotę. Ale kuternoga coś się nad tym nie rozwodził.

- To czyją jest własnością? - cyrulik był wyraźnie zaintrygowany.
- Versany. Starszy zgodził się by tu został póki co. - wilk morski lekko wzruszył ramionami spoglądając na zwierzaka w klatce. Ten na razie położył łeb na dnie klatki ale łypał na nich swoimi ślepiami.

A zatem Versana używała go do walk na arenie. Sądząc po jego obrażeniach nie można było dojść do innego wniosku.
- Co mu dajesz do jedzenia?

- Wodę i ryby. Versana mu zostawiła wczoraj trochę chabaniny ale już niewiele zostało. Apetyt mu wraca. - marynarz pewnie dawał zwierzakowi coś co i sam jadał podobnego. Ryby we wszelkiej formie i postaci były chyba najpopularniejszym mięsem do spożycia w portowym mieście. Wody też było pod dostatkiem.

- Nie szkoda ci go? Następnym razem razem Versana może postawić go do walki z czymś czemu nie da rady - spróbował wyciągnąć od Kurta jego opinię na ten temat. Sam przy tym z zainteresowaniem badał anatomię zwierzęcia i analizował funkcjonowanie i sprawność podwójnej głowy.

- To nie mój pies. - Kurt skwitował te uwagi wzruszeniem ramion jakby na znak, że nic mu do czyjejś własności którą tylko chwilowo dogląda. - A to chyba jej nowa zabawka. Kupiła go niedawno. - brodaty marynarz pokręcił głową jakby detale relacji Versany i Bydlaka nie bardzo były mu znane. Albo nie bardzo chciał się nad tym rozwodzić. - To co? Będziesz coś mu robił dzisiaj? - zapytał jakby przypomniał sobie dlaczego obaj się tu znaleźli.

- Spróbuję - odparł cyrulik przesuwając dłoń do krat tak, żeby bydlak mógł ją powąchać, ale nie na tyle, żeby złapać zębami. Bacznie obserwował pysk i warki psa. Był gotów na warknięcie czy odsłonięcie zębów zabrać dłoń poza jego zasięg.

Widząc zbliżającego się człowieka a nawet jego dłoń ogar podniósł swój rozdwojony łeb i zaczął warczeć ostrzegawczo. A gdy dłoń zbliżyła się jeszcze bardziej obnażył kły okazując determinację w unikaniu kontaktu.

- Nie wiem jak go podejść. Możesz mu dać kawałek ryby. Ja mu rzucam inaczej też na mnie warczy. Ale to nic nie da bo jak chcesz mu obejrzeć rany to za krótko. Trzeba by go jakoś uśpić. Wódki mu dać czy co. Albo dać sobie spokój. Teraz już chyba nie zdechnie. Chyba, że syfa dostanie. - widząc, reakcję ogara bosman pozwolił sobie na komentarz. Nie był cyrulikiem, ale miał sporo racji. Pies wydobrzał na tyle, że raczej już nie powinien paść. Najwyżej wolniej będzie wracał do pełni sił. Jedyne co mu mogło zagrażać to zakażenie ran. To ryzyko można było zmniejszyć przemywając rany no ale aby to zrobić trzeba było się do nich dostać na co ogar wyraźnie nie zdradzał ochoty.

Sterben popatrzył krytycznie na ogara.
- Co go nie zabije to go wzmocni - skomentował jednocześnie wypowiedź Kurta i reakcję zwierzęcia. Zresztą takie podejście było również zgodne z dogmatami jego wyznania. - Faktycznie nie sprawia wrażenia umierającego. No to nic tu po mnie. - wstał i otarł dłonie o ubranie.
- A właśnie. Kojarzysz Floriana Wernera? - Sterben odwrócił się wpół kroku. - To oficer jednego z zimujących tutaj statków.

- Florian Werner? - kuternoga pokiwał głową na znak, że przyjmuje do wiadomości decyzję młodszego kolegi względem psa Versany. Za to zastanowił się dłużej nad nazwiskiem o jakim pytał. Powtórzył je i szukał czegoś w pamięci. - Nie kojarzę. A z jakiego statku? - zapytał jakby liczył, że nawet jak nie po samym nazwisku to może po statku do jakiego miał należeć ten oficer da radę coś sobie przypomnieć.

- Nie mam pojęcia - Sebastian wzruszył ramionami i uśmiechnął się bezradnie. - Młody, przystojny, blondyn, włosy nosi związane w kucyk. Jest łasy na pieniądze i lubi hazard.

- Nie kojarzę. Zwłaszcza tych młodych i przystojnych. Zapytaj Łasicy może ona go kojarzy jak taki przystojny i z portu. Albo możesz zapytać w “Trzech żaglach”. Tam się sporo gra za duże stawki. Albo jeszcze w “Czerwonej sukience”. To burdel. Ale oficerski. Byle kogo nie wpuszczają. Tam też podobno nie tylko na dziewczynki się chodzi. - stary bosman wzruszył ramionami. Mówił wolno zastanawiając się nad tym tematem. W końcu nie znał każdego kapitana, oficera i marynarza w tym porcie. Ale jednak coś podpowiedzieć mógł.

- Jesteś dla mnie skarbnicą wiedzy. Nawet jak nie znasz odpowiedzi na pytanie to zawsze pchniesz mnie w odpowiednim kierunku - pochwalił go Sterben i skłonił się lekko. Nie był do końca szczery w tym co powiedział, ale Kurt na pewno nie często słyszał coś takiego. Pochlebstwa go nic go nie kosztowały, ale mogły owocować na przyszłość.

Kurt przyjął pochwałę spokojnie i w milczeniu. Wskazał na klatkę z Bydlakiem. - To skończyłeś już z nim? - zapytał jakby oczekiwał, że skoro cyrulik dał sobie spokój z próbami badania i leczenia ogara to nie ma co dłużej stać w tej kajucie.

- Nie będę bez potrzeby ryzykował utraty kończyn. Nic tu po mnie. Będę się zbierał. Jeśli zobaczysz się z Versaną możesz jej przekazać, że obejrzałem go i nie stwierdziłem niczego niepokojącego.

- Dobra. - bosman skinął głową, zamknął drzwi kajuty i obaj zaczęli drogę powrotną korytarzem pełnym skrzypiących dźwięków naprężanego drewna i następnie po schodach na pokład gdzie dął ten silny wiatr tworzący zamieć.

2519.I.16; Festag (8/8); popołudnie

Sterben czuł duży niedosyt z powodu braku współpracy ze strony ogara. Wszystko co zabrał ze sobą musiał teraz nieść z powrotem. Nagle olśniła go pewna myśl. Dzień jest jeszcze młody. Mógłby przecież iść do węglarzy i badać norsmenkę. Niewiele się zastanawiając ruszył w kierunku bramy miasta.

Sebastian co prawda nie był nigdy pod wskazanym adresem więc nie bardzo wiedział czego i kogo się spodziewać. Ale Versana dość dobrze wytłumaczyła mu gdzie to jest. Kojarzył samą ulicę chociaż właśnie nie sam adres. Śnieg wzbijany silnym wiatrem w twarz wcale nie ułatwiał obserwacji. Trzeba było mrużyć oczy i mocno ograniczało to widok, zwłaszcza w dalszej perspektywie. No a sam dom nie był ani urzędem ani karczmą więc widać było z zewnątrz zwykłe drzwi. Podobne do wielu innych na tej ulicy. Więc gdy w nie zapukał to tak do końca nie był pewny czy to akurat te drzwi czy któreś z sąsiednich. Przez chwilę nic się nie działo. Przez dłuższą chwilę. W końcu jednak klapka wizjera nagle odsunęła się i widać było kawałek oka po drugiej stronie jakie spoczęło na gościu.

- Co chcesz? - zapytał jakiś męski głos wcale nie sympatycznie. A nawet podejrzliwie.

- Cyrulikiem jestem. Podobno macie u siebie kogoś w ciężkim stanie. Pewna kobieta mnie opłaciła, żebym na nią rzucił oko - Sterben odpowiedział podobnym tonem. W jego głosie można było wyczuć niechęć jakby robił coś na co nie ma wcale ochoty.

- Jaka kobieta? - facet po wewnętrznej stronie drzwi nadal przejawiał ograniczone zaufanie do obcego na zewnątrz. Zapytał prawie od razu domagając się dokładniejszych referencji.

- Jak nie macie nikogo, kto potrzebuje cyrulika, to tym lepiej dla mnie. Ja pieniądze już dostałem - powiedział nieco weselszym tonem i zaczął się powoli odwracać z zamiarem odejścia od drzwi.

Odwrócił się, zrobił krok, i kolejny, i nawet kilka gdy śnieg skrzypiał mu pod butami gdy usłyszał za sobą skobel otwieranych drzwi. Stał w nich jakiś obcy facet którego pierwszy raz widział na oczy. Miał na sobie jakieś znoszone, szarobure ubranie świadczące, że żyje z pracy własnych rąk. - Kto cię przysłał? - zawołał za nim nie mogąc pozbyć się podejrzliwości. Pewnie dlatego szybko też zlustrował obie strony ulicy czy nie ma tu kogoś zaczajonego. Ale nie było.

- A ma to jakieś znaczenie? - Sebastian odwrócił się na głos otwieranych drzwi. - Zapłacono mi za usługę. Nie pytam też o wasze imię, bo nijak przez to szczęśliwszy się nie stanę - powiedział wymijająco licząc, że ukróci to dopytywanie o Versanę.

- Jakby nie miało to bym nie pytał. - zauważył oschle gospodarz stojący w drzwiach. Nadal zdawał się być niechętny obcemu jakby podejrzewał go o nie wiadomo co.

- Jak ktoś jest głodny to nie pyta skąd jest jedzenie, a ja akurat wiem co to znaczy być głodnym. Jak ktoś mi daje pieniądze to nie pytam skąd je ma. Jak ty pytasz kto przysłał cyrulika to znaczy, że tak bardzo ci nie jest potrzebny - rzucił zirytowanym tonem Sterben, ponownie zbierając się do odejścia.

- Nie znam cię. Nie wiem kim jesteś i czego tu chcesz. Nie chcesz powiedzieć kim jesteś ani kto cię przysłał. Nawet nie wiem czy jesteś cyrulikiem. Może chcesz wejść i mnie okraść? - gospodarz przedstawił po krótce skrót swoich wątpliwości. Rzeczywiście po samej twarzy trudno było rozpoznać czym się kto zajmuje. A ubrany w zimowy zestaw Sebastian niewiele poza swoją twarzą pokazywał. A ta była dla gospodarza tak samo obca jak ta dla niego. I raczej nie zdarzało się by obcy zamawiali usługi cyrulika dla obcych i to wysyłając ich pod obcy adres. Cyrulicy zwykle też nie ukrywali swojej tożsamości, wręcz przeciwnie. Więc zaskoczenie i nieufność gospodarza nie była tak całkiem nie na miejscu.

- Przecież powiedziałem, że jestem cyrulikiem. Ja ciebie też nie znam, ale z tego co wiem to mamy wspólnego znajomego. Jeśli jednak się mylę i imię Strupas nic ci nie mówi, to nie pozostaje mi nic innego jak ruszać w drogę powrotną - cyrulik czekał na reakcję tamtego.

- Strupas? Znasz Strupasa? - gospodarz widocznie się zdziwił i pytał jakby znał garbusa. I sądząc po minie młodzian przed jego drzwiami jakoś nie bardzo mu się wpisywał w krąg znajomych garbatego śmierdziela.

- A powiedzieć to ja mogę, że jestem synem elektora. Coś ty za jeden? - mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami na znak co może znaczyć słowo obcego nie poparte niczym więcej. Wydawał się być wciąż nieufny a może i zaintrygowany kim jest ten nieproszony gość co tak uparcie nie chce zdradzić swojej tożsamości.

- To ja jestem jego córką - cyrulik wskoczył na ten sam poziom sarkazmu. - Sterben się nazywam i założę się, że nic ci moje nazwisko i tak nie powiedziało. Znam Strupasa i wiem, kogo do miasta przyprowadził. A jesteś pewien, że chcesz sobie tak tutaj o niej na ulicy gadać? Jak nie chcesz to albo mnie wpuść, albo się żegnamy i idę do domu.

Gospodarz wpatrywał się chwilę w zamiataną wiatrem ulicę i stojącą postać o kilka kroków od otwartych drzwi. - Dobra właź. - zdecydował w końcu po chwili milczenia. Odsunął się od drzwi by młodzieniec mógł wejść do środka.

Sebastian podszedł do przodu i otrzepał buty. Przeszedł przez próg i zaczął rozpinać kożuch. Ściągnął go powiesił na kołku na ścianie. Odwrócił się w stronę gospodarza i pokazał się w całej okazałości.
- Gdzie ona jest? - zapytał bezceremonialnie.

- Tędy. - gospodarz przypatrywał się bez słowa gościowi i temu trudno było coś z tego wyczytać. Może zastanawiał się czy dobrze zrobił, że go wpuścił i czy przypadkiem nie powinien go jeszcze wystawić z powrotem na zewnątrz. Ostatecznie wskazał jednak na jakieś drzwi i ruszył za swoim gościem. A gdy ten przeszedł przez wskazane drzwi znalazł się w izbie mieszkalnej. Takiej typowej ze stołem na środku i kredensem pod ścianą. Przy tym stole siedział jeszcze jakiś jeden mężczyzna. W kwiecie wieku i trochę chuderlawy.

- Kto to? - zapytał swojego kolegi widząc nowo przybyłego. Obdarzył go uważnym i nieufnym spojrzeniem.

- Mówi, że jakiś Sterben. Cyrulik mówi. Od Strupasa mówi. - ten co przyprowadził Sebastiana przekazał koledze co się od niego dowiedział.

- Od Strupasa? Nie kojarzę by wspominał o kimś takim. - ten przy stole zmarszczył swoje brwi by dać znać, że chociaż garbusa kojarzy to nie tego nowego co tu przyszedł.

- Też u to powiedziałem. - odźwierny rozłożył ramiona widząc, że kolega widocznie rozumuje podobnie do niego.

- A czego tu chcesz kolego Sterben? - ten za stołem złożył dłonie na blacie i popatrzył na młodzieńca pytająco.

- Mówi, że przyszedł zobaczyć tą naszą. Jakaś kobieta go przysłała. - ten pierwszy co stał obok Sebastiana znów streścił część wcześniejszej rozmowy w drzwiach.

- To Strupas czy kobieta? Jaka kobieta? - zapytał ten za stołem ale jego kolega tylko wzruszył ramionami więc czekał na odpowiedź od samego gościa.

- Kobieta zapłaciła - poprawił Sebastian - Strupas przecież, by nie miał z czego zafundować cyrulika. Ja tam nie będę wnikał w ich relacje. Jego możecie zapytać kim ona konkretnie jest. Wiem jak wyglądała. Ciemne włosy, dobre ubranie, atrakcyjna. - balansował na granicy kłamstwa.

- To te dwie co tu były. Trzeba się z nimi rozmówić co nam tu gości wysyłają bez uzgadniania z nami. - prychnął zirytowanym tonem ten co siedział za stołem. Ten drugi pokiwał głową zgadzając się z nim.

- To co z nim? - zapytał wskazując na młodszego od siebie mężczyznę. Ten co wydawał się bardziej decyzyjny przyjrzał się uważnie młodzianowi.

- Cyrulik? Cyrulicy zwykle mają torbę z tym całym swoim żelastwem. Masz coś takiego? - zapytał patrząc na torbę jaką dźwigał młody gość no ale nie było widać co jest w środku. Ale narzędzia cyrulików były dość charakterystyczne nawet dla laików co mogło niejako potwierdzić profesję przysłanego tutaj gościa.

Sterben otworzył klapę torby i pokazał co jest wewnątrz.
- Nie wiem o kogo mnie nadal podejrzewacie, ale jestem cyrulikiem. Zna mnie każdy w dzielnicy przy wschodnim zewnętrznym murze murze.

- Nie każdy. - mruknął gospodarz zaglądając do środka torby. Przyglądał się chwilę zawartości oceniając co tam się znajduje po czym spojrzał na właściciela. - Zaprowadź go do niej. - powiedział do tego co otwarł drzwi Sebastianowi. Ten skinął głową i potem skinął głową na gościa by ten znów szedł za nim. Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia które musiało być sypialnią. W nim na łóżku leżała młoda kobieta.

- Nawet nie myśl, że cię spuszczę z oka. - mruknął odźwierny dając znać, cyrulikowi, że może zająć się poszkodowaną. Ta wyglądała blado ale była przytomna. Zapytała coś krótko chyba po kislevsku a mężczyzna coś jej równie krótko odpowiedział. Co chwilowo ucięło dalsze dyskusje.

Norma była w podobnym, ale gorszym stanie niż eunuch Versany. Sebastian wyciągnął z torby maść, której użył na Kornasie i odkręcił wieczko. Charakterystyczny zapach rozniósł się po pomieszczeniu. Nieufny węglarz przestąpił z nogi na nogę, ale na razie nie interweniował. Sterben obmacał jej kończyny w poszukiwaniu złamań, na potem przeszedł do głowy i korpusu. Reakcje dziewczyny pokazywały, że nie nawykła do takiego traktowania.

- Powiedz jej, żeby ściągnęła koszulę - Sebastian rzucił do mężczyzny przy drzwiach. Widząc, że ten otwiera już usta żeby coś głupiego odpowiedzieć, odezwał się znowu. - Może mieć złamane żebra albo obtłuczone organy wewnętrzne - spojrzenie cyrulika było twarde co spowodowało, że węglarz odezwał się coś po kislewsku do dziewczyny i odwrócił wzrok na bok, ale łypał na nich ci kilka sekund. Norma z pomocą cyrulika podniosła się do siadu i z syknięciami bólu próbowała ściągnąć koszulę przez głowę. Robiła to bardzo nieporadnie. Sterben pomógł jej i ponownie ułożył na łóżku. Patrzyła na niego z zaciekawieniem jak wodził dłońmi po jej ciele. Kilka razy zaciskała zęby, ale nie odzywała się. Poziom jej wstydliwości oceniał na poziomie dziwek, z którymi miał już do czynienia. W jej przypadku wynikało to raczej z braku wstydu względem swojego ciała, a nie przyzwyczajenie do pokazywania się nago. Za to jej budowa była dla cyrulika fascynująca. Do tej pory nie miał okazji badać tak dobrze umięśnionej kobiety. Jego twarz musiała to zdradzić, bo gdy zerknął na twarz Normy to ta patrzyła na niego z kpiącym uśmiechem. Sterben odchrząknął i zaczął aplikować swoją maść na stłuczenia.
- Powiedz jej, że tym razem się jej udało. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia. Węglarz z niechęcią, ale wykonał polecenie, a pacjentka skinęła lekko głową na znak przyjęcia zalecenia do zrozumienia.

Po chwili cyrulik pomógł jej się znowu ubrać i wstał zwracając się do węglarza.
- Skończyłem. Mam chyba najwięcej doświadczenia z ofiarami bójek ulicznych i walk za pieniądze. Polecam się na przyszłość, a już mówiłem gdzie możecie mnie znaleźć - mówiąc to ruszył w kierunku drzwi.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 22-10-2020 o 08:18.
Raga jest offline