Umowa zaczynała ostatecznie przypominać umowę. Strony zaczęły brnąć w szczegóły z mniejszymi lub większymi sukcesami. Chrząknęła więc, żeby o sobie przypomnieć i postanowiła dodać zdanie lub dwa jako przedstawicielka biednej hołoty nazwanej eufemistycznie Ochotniczą Wyzwoleńczą Armią Ludową. Ten OWAL nie chciał jej przez chwilę wyjść z głowy i może dlatego nie skrzywiła się w grymasie bólu, jak to miała w zwyczaju, gdy zaczynała mówić. Czy dowódcą korpusu Ochotniczej Wyzwoleńczej Armii Ludowej można by ustanowić Kowala Run? Ten ponury i dumny krasnolud nie uznałby tego chyba za zabawne.
Chrząknęła raz jeszcze, ukłoniła się ponownie i zabrała głos.
- Panu Dowódcy - spojrzała z szacunkiem na Wernickyiego - i jego sztabowi bardzo się spieszy - mówiła wprawdzie o pośpiechu, ale robiła to nad wyraz wolno.
- Tedy, jego celem będzie najlepsze wykorzystanie tego czasu, który mu pozostał - znów lekko skłoniła głowę w kierunku dowódcy Granicznych - Nie tylko szlachcianki długo pakują się przed podróżą. Armie najemne też mogą czasu potrzebować - chrząknęła i uniosła rękę, na znak, że to jeszcze nie koniec.
- Jak to zwykle w przypadku dóbr zbywalnych bywa, piąta część najlepszych łupów w posiadaniu Pana Dowódcy przekroczy swoją wartością trzy czwarte całości. Zostawić więc resztę, to akceptowalna strata w obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa, bo po spotkaniu z drugą armią, można zostać z niczym.
- Proponujemy więc - spojrzała tym razem na Barona, znów chrząkając - aby przyśpieszyć proces załadunku i nie kłopotać sztabu rozważaniami, które wozy jak załadować, a także uniknąć niepotrzebnych kłótni przy przejeździe, aby to obrońcy przełęczy wskazywali, które wozy i dobra chcą zostawić dla siebie. Oczywiście zachowując uzgodniony parytet.
Opuściła rękę. Wyglądała na zmęczoną po wypowiedzeniu, aż tylu słów.