Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2020, 11:23   #134
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wyruszyli w dalszą drogę. Karhu była bardziej gburna niż zwykle, pozostawiając jednak swoje myśli dla siebie. Rybożer zaś odzyskał nieco werwy i gadał dość dużo w trakcie drogi. Nawet odzywał się do Kruka, który milczał. Mijali kolejne pagórki, a droga zaczęła się wznosić do góry. Zbliżali się do gór, do celu ich drogi. Zapewne jeszcze dwa – trzy dni i powinni dotrzeć na miejsce. Mieli jednak problem. Wyruszyli później niż zakładali i słońce zaczynało już zmierzchać. W okolicy nie było widać żadnego schronienia dla tak licznej grupy osób. Mogli próbować jechać nocą, aby dotrzeć do ostatniego miasteczka przed nimi. Nie mieli jednak gwarancji, że ktokolwiek ich wpuści lub ofiaruje nocleg. Mogli spróbować jakoś się upchać do wozu lub rozstawić obóz. Ryzykowali jednak, że chłód zimy wedrze się w ich członki w najlepszym przypadku tylko wychładzając.

Na domiar złego coś dziwnego zaczęło się dziać z Krukiem. Siedzący za plecami rycerza demon zaczął nagle głośno kasłać i krztusić się. Chwilę później spadł na ziemie i zaczął się tarzać w konwulsjach.


Gveir nie lubił demona. Choć to dzięki niemu dostał Ostrza Furii, utracił wiedzę o Artamen i któż jeszcze wie, ile? Choć udało się odzyskać wiedzę o Sztuce, to nie przepadał za nim. Demony nie były przewidywalne z ich paktami.

- Przeklęta magia - Gveir splunął za siebie. - Hebald! Co jemu jest!?

Hektor obrócił się w siodle patrząc zaskoczony na Kruka. Gdyby to był normalny człowiek z pewnością by już do niego doskoczył próbując uratować. Teraz jednak, z jakiegoś powodu nie czuł takiego impulsu. Dopiero po chwili, wiedziony świadomą decyzją, a nie instynktem, zeskoczył i przytrzymał demona próbując mu zajrzeć w oczy.

Esmond wychylił się z wozu, szukając źródła zamieszania.
- Co na pustkę…- mruknął widząc trzęsącego się na ziemi Kruka.
Zachował dystans, zgodnie ze swoją pesymistyczną naturą, wątpiąc by cokolwiek dobrego miało z tego wyniknąć.

- Może mu być wiele rzeczy - mag pokręcił głową w niezadowoleniu. Wyskoczył z wozu ruszając w kierunku Kruka. Ten się krztusił i trząsł, a patrzący mu w oczy Hektor zobaczył jak ustępuje z nich czerń. W kilku następnych konwulsjach z ust mężczyzny wydobył się bulgoczący dźwięk i nagle czarna maź wystrzeliła rozbijając się o najbliższe drzewo. Konwulsje się uspokoiły i zemdlał. Nastąpiła cisza. Czarna maź zaczęła się scalać ukazując na nowo niepełną formę Kruka. Demon łypnął dwukolorowymi oczami. Wydawał się zmęczony. Na nowo uformowały się na nim pióra, ale jedno z nich było białe. Bardzo powolnie zaczął pełznąć do Hektora.

Gveir splunął raz jeszcze.
- Hmpf!
Po czym zeskoczył z Karhu, aby zbadać puls nieprzytomnego.

- Nie opętał martwego, tylko żywego - zauważył rycerz, który do tej chwili był przekonany że leżący przed nim człowiek padł trupem od ciosu miecza, gdy stanął naprzeciw nim w karczmie. Sam jednak nie wiedział do końca co byłoby… bardziej wybaczalne.

Podniósł się znad nieszczęśnika, widząc że Gveir również się nim zainteresował i podszedł do Kruka. Ze szczękiem zbroi przyklęknął na kolano.
- Co się staghrło? Człowiek cię pokonał, czy twa maghria osłabła?

-Żywego..?- Esmond pamiętał wrogość mężczyzny, oraz jego towarzyszy w trakcie spotkania w karczmie. Wyjął z plecaka zwój liny i zeskoczył z wozu, na wypadek gdyby leżący odzyskał przytomność i wykazywał agresję.

Puls nieprzytomnego wydawał się stabilny dla Gveira, który choć wielokrotnie zabijał nie był sprawny w ratowaniu życia. Pewny był jednak, że mężczyzna dycha.

Kruk zaś spojrzał tylko swoimi niepasującymi oczami na Hektora i bardzo powoli doczołgał się do niego aby się przytulić. A przynajmniej tak to wyglądało gdyż oparł swoją “głowę” o nogę rycerza i zamarł. Utopiec dostrzegł, że tak jak wcześniej tak i teraz Kruk nie miał ust. Wyglądał jednak na zmęczonego, co mogło oznaczać, że któreś albo i oba założenia poczynione przez Hektora były prawdziwe.

- Żyje. Weźmy go do miasta - rzekł Gveir. - Wpuszczą nas z pewnością, jeśli tylko powiemy, że mamy ze sobą rannego. O tym, że tachamy ze sobą demona, nie mówmy. Ten tutaj będzie miał znacznie większe szanse przeżycia z medykiem aniżeli byśmy rozbili obóz w głuszy.
Po czym podniósł nieprzytomnego człowieka z zamiarem powrotu na niedźwiedzicę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline