Tommy z pewnymi oporami szedł za Franko, a jego myśli wędrowały na tyle daleko od jego aktualnego miejsca pobytu, że nawet nie słyszał słów mięśniaka, przez co uciekła mu znakomita okazja do żartu o Wujaszku Manhattanie. Chłopak spojrzał na trzymaną w ręce walizkę z kombinezonem. Ubierze go dopiero jak będą pod ziemią, teraz za bardzo by się rzucał w oczy.
Wiedział jednak, co najwyraźniej umknęło innym, a on nie miał zamiaru im tego uzmysławiać, że jeżeli tam rzeczywiście będzie promieniowanie, to on będzie zupełnie bezużyteczny. Ubrany w kombinezon nie użyje swoich mocy. Będzie zwykłym gnojkiem z liceum, niczym więcej. No, ale nie mógł przecież zostawić tam Duncana samemu sobie, zwłaszcza że Zielony Czubek sam się zgłosił na przynętę.
Ale co jeśli sytuacja będzie wymagała zdolności Kida? Czy poświęci się dla dobra drużyny? Czy będzie potrafił się na to zdobyć? Na tę myśl zaschło mu w gardle...
Sierżant kroczył podziemnymi tunelami. Jego wolne i równe kroki pozwalały mierzyć pokonywane odległości i na tej podstawie analizować zgodność znanych mu planów, a w przyszłości również je rozbudować. W wyprostowanej prawej ręce trzymał swojego Colta, którego lufa płynnie podążała za jego wzrokiem. O dziwo jego oczy wciąż ukryte były za przeciwsłonecznymi okularami, które najwyraźniej wcale nie zmniejszały jego percepcji. Lewe przedramię, ustawione prostopadle do prawego, podpierało prawą rękę. W dłoni trzymał zaś latarkę, której promień oświetlał mu drogę.
Skierował się do najbliższego miejsca, w którym kończył się znany mu plan.