Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2020, 19:25   #19
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Tymczasem na zewnątrz nie było co robić, biorąc pod uwagę, że nikt nie chciał podchodzić do leżących ciał. Hankowi podobało się zresztą tam gdzie obecnie był, skoro jego oddział to sami faceci to tym bardziej mógł tęsknić do płci przeciwnej, szczególnie atrakcyjnej.
- Chciałbym coś wiedzieć więcej - westchnął z irytacją. - Są tylko plotki, tak jak mówisz, że ktoś musiał puścić parę. Nic trudnego, jesteśmy zlepkiem różnych ludzi, nie wszyscy przybyli tu po wolność. Są też pogłoski, że nasi sąsiedzi są dobrze opłacani do gnębienia nas i ktoś przygotowuje się do przejęcia. Albo odciąga uwagę - wzruszył ramionami, patrząc na nią. Z tej odległości w półmroku wyglądało to trochę upiornie. - Jak widzisz, taka gadanina, zero konkretów. Ci tutaj to twoi przyjaciele?
Zanim zdążyła odpowiedzieć od strony drugiego budynku nadeszło dwóch wysłanych wcześniej do przyjrzenia się temu przed siatką. Jak się okazało, wrócili z przysłowiowymi pustymi rękami.
- Nie ma tam nikogo. Jest dziura w siatce i trochę krwi.
Raver słyszał te słowa dobrze, bo w przeciwieństwie do rozmowy Hanka ze Scrap, wypowiadający się z nimi nie kryli, nie mówili cicho. Najemnik mruknął coś do komunikatora, po czym podszedł nieco bliżej.
- Tak się składa, że akurat gościa tam zobaczyliśmy jako pierwszego - wtrącił w odpowiedzi. - Podobnie jak dziurę w siatce, która była zrobiona już wcześniej. Ledwo pełzał ku niej i był w jeszcze gorszym stanie niż ci leżący tutaj, gdy wyszli z budynku, ale był. Nawiać nie nawiał. Przeczołgać się za daleko nie był w stanie. Albo leży w lesie, albo ktoś zaciera ślady.
- Tak, wiele razem przeszliśmy - Dawn odpowiedziała rozmówcy, korzystając z okazji, by wymiksować się z dalszej konwersacji z nim. Skoro nic nie wiedział, to nie był zbyt przydatny. Oddaliła się od niego, zbliżając do Foxa i tamtych dwóch. - Użyczcie mi nieco prądu, najlepiej z jakiejś szybkiej ładowarki, to naładuję drona zwiadowczego. Wcześniej nikt obcy nie kręcił się w najbliższej okolicy. Tę pierwszą dziurę mogli zrobić ci, co wywołali strzelaninę - rzuciła sugestię. - Ten ranny się nią wyczołgał. Zachowywał się bardzo dziwnie. Co za straszny syf musieli tu tworzyć - skrzywiła się.
- Nie wychodziliśmy za siatkę - obaj spojrzeli po sobie, nie wyglądając na zachwyconych tym co słyszeli. - Jest tu generator, możesz się podłączyć - wskazał Scrap budynek. - Cokolwiek tu nie hodowali, nie mam ochoty dotykać nikogo gołą ręką. Zwiad i tak trzeba będzie zrobić, jak przyjedzie wsparcie. O ile nie każą się nam porzucić tego miejsca.
- Jakoś nie wierzę, aby ktoś go zabrał. Oby tylko wyczołgał się za siatkę i wciąż tam był - westchnęła Dawn i pokręciła głową. - Podłączę drona, może zdąży się naładować na tyle, aby do czegoś się tu jeszcze przydać - powiedziała i poszła najpierw w kierunku motorów, gdzie włożyła wcześniej Frugo. Przy okazji zamierzała także podjechać bliżej budynków, nie było potrzeby już trzymać takiego ładnego trzykołowca w krzakach.
Fox po wysłuchaniu słów Val w komunikatorze uznał, że lepiej działać bezzwłocznie.
- Dobra, spróbuję tego naszego zaginionego pół-trupa znaleźć szybciej - rzucił przez koma, idąc za Scrap w kierunku motorów. Anglik wyciągnął swojego własnego drona, uruchomił systemy hełmu bojowego i przeszedł w tryb integracji. Teraz miał pełen podgląd na kamery robota. Przełączył je na termowizję i posłał swoją zabawkę w kierunku dziury w siatce, w pobliżu której ostatnio widzieli czołgającego się. Podczas gdy dron kontynuował lot, Felix szperał w bagażu Valerie.
- Hej, Scrap, widziałaś te nowe nabytki Shade? - snajper pokazał jedną z przejętych masek. - Znasz się na takim sprzęcie? Która będzie lepsza? - spytał, ukazując w drugiej ręce własna maskę.
Dron szybko dotarł pod siatkę. Rzeczywiście nie było tam wcześniej czołgającego się mężczyzny, ani tuż za nią. Termowizja nie odbierała sygnałów, blokowana dalej przez gęste zalesienie. Scrap nie znała tego konkretnego modelu maski, nie były dostępne dla normalnych zjadaczy chleba. Bez wątpienia należały jednak do rodziny masek środowiskowych, odpornych nie tylko na każde warunki atmosferyczne, ale przy odpowiednim doposażeniu - nawet na całkowity brak tlenu. Zaawansowana technologia filtrowała każdą odrobinkę powietrza, usuwając wszystkie zbędne substancje. Zwykła maska przeciwgazowa nie mogła się z tym równać w żaden sposób.
- Mieli bardzo ładne zabaweczki, daj mi jedną - wyciągnęła rękę do Foxa. - To może być nowy krzyk mody, jeśli obawy Shade się sprawdzą - mrugnęła wesoło do mężczyzny i wzięła jedną z masek. - Podłączę Frugo i dołączę do ciebie z resztą moich pupili. Sprawdziwymy tyle terenu ile się da dopóki nie przyjedzie wsparcie.
- Mhm… sam też biorę zatem nową - Anglik odłożył swoją maskę i zabrał zdobyczną. - Może przy okazji weźmiesz sznur od naszych przyjaciół i zwiążesz rannego? Świetnie Ci idzie dogadywanie się z nimi - powiedział pół-żartem, pół-serio, nawiązując do ostatniej rozmowy Scrap z "porzuconym" Republikaninem. W międzyczasie nakazał dronowi utrzymać poziom lotu poniżej najgęściej porośniętych części drzew. W pobliżu samej siatki najemnik chciał odnaleźć ślady krwi i ustalić kierunek poruszania się pół-trupa, co mogło ułatwić poszukiwania. Przełączał się między termo- i noktowizją, oceniając, co daje lepszą widoczność. Robot zaczął przeczesywać teren za siatką, wolno i metodycznie. Zaraz siatką widzieli ślady podobne do tych, które były przed nią. Trochę krwi. Poruszoną ściółkę. Nieco wgłębień w co miększej powierzchni.
- Ale to nie ja dostałam numer od drugiego z bliźniaków - odparowała Foxowi Scrap, zanim zniknęła w budynku. Nie zamierzała nikogo wiązać, dotykanie Noaha nie brzmiało jak dobry pomysł. Szepnęła tylko Hankowi, aby na niego zerkał. Podłączyła Frugo i wyszła, zabierając resztę swojej menażerii i po dotarciu do siatki, zaczęła manewrować Bobem, którego ramię odpaliło laserowy nóż, tnąc drut i powiększając przejście. - Nie wiem jak ty, ale ja wolę nie ryzykować nawet małego zadrapania w takich okolicznościach - wyjaśniła na użytek Ravera swoje postępowanie. Dwa pozostałe roboty puściła na zwiady po śladach “uciekniera”.
- Niewiele wiemy - w komunikatorze pojawił się cichy głos O’Hary. Irlandczyk odszedł kawałek, upewniając się, że nikogo z Republikanów nie było w pobliżu. - I niewiele nas interesuje. Trzymamy się blisko rannego chłopaka. Nie wyłazić daleko za siatkę, sprawdźcie przy okazji, czy to tamtędy weszła pierwsza grupa. Mnie lepiej dalej nie całować.
- Cóż za niedogodność! - Odezwała się zwiadowczyni, która stanęła obok.
- Tak, ja też bardzo żałuję - powiedział Fox pozornie poważnym tonem przez wewnętrzny komunikator. - Sprawdzamy teren za siatką głównie z pomocą dronów. Jeśli znajdziemy pół-trupa, to właduję mu z daleka kulkę lub dwie dla pewności i zwijamy się stąd.
- Nie masz czego żałować, na ciebie czeka br...siostra pewnego bliźniaka - Scrap nie mogła się powstrzymać.
- Nie bądź zazdrosna, zarezerwuję dla Ciebie miejsce - odparł Raver. - Tu kocha się przecież wolność.
Najemnik uczestniczył w tej pogadance, ale cały czas miał kamerę swojego drona na podglądzie w systemie hełmu.
Po tym co Dawn zrobiła siatce ciężko było określić jak i czym ją przecięto - lecz pewnie i bez tego nie mieliby szans na zgadnięcie. Zaraz za nią znaleźli natomiast tylko to co zobaczyli za pierwszym razem, ślady czołgającego się. Być może napastnicy byli ostrożni, być może zatarł je ten pełzający, ale fakt był taki, że dodatkowych wgłębień mogących sugerować stopy wchodzących tędy od zewnątrz napastników nie było. Drony poleciały za widocznym śladem i po może pół minucie szukania natrafili na "uciekiniera". Już nie czołgał się. Stał na nogach, powoli krocząc przed siebie, w stronę gór, podobnie jak wcześniej zdając się kompletnie ignorować zewnętrzne bodźce.
Na drodze od południa pojawiły się światła samochodów. Nadjeżdżało wsparcie.
- Cokolwiek trzyma go na.. - Kane przełknął dalsze słowa, krzywiąc się pod swoją maską, jak tylko to zobaczył. - Scrap, użyj Boba. W głowę, z przodu. Mówimy, że atakował - wydał polecenie.
- Tak jest - Dawn bez dyskusji pchnęła drona bojowego, omijając człapiącego człowieka, lub to co było kiedyś człowiekiem. Zatrzymała się dziesięć metrów przed nim, wycelowała z działka w czoło i pociągnęła za spust. Ten kaliber powinien roznieść niechronioną głowę.
- Niezła siła rażenia - skomentował te poczynania Fox. - To takie nasze nowe stealth? Dobrze, że jest już wsparcie. Miejmy nadzieję, że ranny nie stanie się podobnym gównem.
- Ciężko będzie udowodnić że to on, jak rozwalimy mu czaszkę na atomy. Mam nadzieję, że związaliście go tak jak mówiłam? - Zapytała Valerie.
Działko Boba nie miało rzecz jasna żadnych problemów ze zrobieniem porządnej dziury w głowie nie zwracającego uwagi na nic człowiekowi. Bryznęła krew, pół czaszki przestało istnieć, ciało zwaliło się w ściółkę. Światła nadjeżdżających zaczęły być rozróżnialne - cztery pary, zwiastowały całkiem solidną ekipę.
- Nadciąga kawaleria. - Zwiadowczyni uśmiechnęła się kpiąco. - Lepiej późno niż później. Chodźmy się przywitać. - Klepnęła w bark Irlandczyka i ruszyła w kierunku światła.
- Lepiej teraz ją zdezynfekuj - rzucił za nią Kane. - Wracamy, olewamy jeńca i trzymamy się blisko naszego celu. Im dłużej zostaniemy na badaniach razem z nim tym lepiej. Jest młody, może podatny na sugestie. Val, Dawn, możecie mu pomóc ze zwierzeniami, aye? - w jego tonie pojawiło się rozbawienie. - A ty Fox wykorzystaj nowy kontakt i zbliż się do siostrzyczki. Wydają się naiwni, może wystarczy kilka słów i obietnic. Jak tego nie spieprzymy to możemy zamknąć misję w krótkim czasie.

Druga fala "wsparcia" okazała się lepiej przygotowana od pierwszej. Z czterech pojazdów jeden okazał się karetką, drugi furgonetką, a ostatnie dwa wyglądały jak standardowa terenówka Republiki. Wszyscy, którzy z nich wysiedli, mieli na sobie kombinezony ochronne, a twarze zasłaniały im przeciwgazowe maski. Nie zignorowali ostrzeżeń, od razu biorąc się za rannego i kobietę ukrywającą się wciąż w budynku. Ta druga przez chwilę krzyczała, ale prawie od razu ją uciszono środkiem uspokajającym i przeniesiono do furgonetki. Noah wylądował w karetce. Część ekipy od razu zabrała się za ciała, wszyscy sprawiali wrażenie, jakby nie robili tego po raz pierwszy. Również do najemników szybko podszedł jeden z nich, średniego wzrostu mężczyzna - tylko tyle dało się o nim powiedzieć przez ochronną odzież.
- Podobno jedno z was wynosiło rannego - gdy Kane się przyznał, Republikanin skinął głową i wskazał furgonetkę. - Wsiadaj tam, jedziemy na badania. Dzięki za uratowanie chłopaka, jest stanowczo zbyt lekkomyślny, ale bardzo potrzebny. Reszta miała kontakt? Jak nie to możecie zostać przy tej placówce, zapewnimy wam odzież ochronną.
Nader i dwóch innych pakowało właśnie jeńca do jeepa. Wszyscy czterej zostali spryskani jakimś odkażającym płynem, związanego dodatkowo ubrano w kombinezon. Odpowiedzi, które mógł posiadać, były najwyraźniej dla Republiki ważniejsze niż ewentualny przenoszony przez niego wirus.
- Wolimy się nie rozdzielać - Bailey przyjęła taktykę “prosto z mostu”. - Część z nas wchodziła do budynku, ocierała o tych… niepewnych, nie wiadomo cośmy tu wdychali. Skoro jesteście w stanie wykonać badania, to poprosimy - uśmiechnęła się, co było widoczne głównie w jej oczach. W tych ciemnościach pewnie to i tak był stracony gest. - Mamy motory, Irishman mógłby pojechać swoim. I tak musimy je zdezynfekować - wzruszyła ramionami, postanawiając mówić za wszystkich. Ostatnio niebezpiecznie często pozwalali przejmować gadanie, rozbudzało to wewnętrzną potrzebę Dawn do… sama nie wiedziała czego. Może za długo już nie miała faceta.
- Jedziemy wszyscy razem. - Przytaknęła jej Shade. - Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu miał kontakt z tymi co wyleźli z budynku. - Nowoprzybyli i tak nie mieli szans podważyć jej słów, więc spokojnie można było nieco mijać się z prawdą.
- Gdzie będziemy dezynfekować nasz sprzęt? - Fox uznawał kwestię transportu za przesądzoną, a przynajmniej tak wolał ją przedstawiać przybyłym, od razu przechodząc do kwestii wykonawstwa. - Jak tutaj, to dajcie nam coś na spryskanie motorów i będziemy mogli ruszać.
- I w razie czego lepiej nie ryzykować roznoszenia, zamykając mnie w furgonie - dołożył swoje O’Hara, dobrze wiedząc, że nie musi słuchać jakiegoś doktorka. - Możemy jechać za wami albo podajcie nam miejsce docelowe. Wnioskuję, że wiecie o minie - spojrzał w stronę leżących przed głównym budynkiem ciał.
- Jak sobie chcecie - wzruszył ramionami ich rozmówca. - Tylko nie liczcie na wygody. Jedziemy do Darrington, jest tam przychodnia z gabinetem zabiegowym.
Nie brzmiało to jak wyjątkowo profesjonalna i nowoczesna opieka zdrowotna, skądeś jednak karetkę mieli. Wszystko w górach stanu Waszyngton było zazwyczaj prostsze i mniej dofinansowane niż w bardziej zurbanizowanych obszarach, a teraz dysproporcje się jedynie zwiększały. Czy Republika robiła coś w tym zakresie, trudno powiedzieć. - Minami zajmą się inni, wyruszamy od razu. Dezynfekcja będzie na miejscu.
Nie było powodu do długich pożegnań. Samochód z jeńcem odjechał pierwszy, niedługo po nim ruszyła karetka i furgonetka, wraz z czterema ludźmi w pełnych kombinezonach, Noahem i spanikowaną kobietą, którą ostatecznie uśpiono. Zanim ruszyli, zatrzymała ich na moment Eve.
- Mam jechać z wami? Jeśli nie to odnajdziemy się później, macie numer.
- Lepiej nie, po co dodatkowo ryzykować. Odezwę się po wynikach - odpowiedział jej O’Hara.

Droga przebiegła bez zakłóceń, po wąskich, krętych drogach pięknymi wąwozami i dolinami, których to rzecz jasna nie mogli podziwiać w środku nocy. Gdy dojechali na miejsce po czterdziestu pięciu minutach powolnej jazdy, poczuli zmęczenie. Darrington było niewielką miejscowością, podobną do Granite Falls - wszędzie stały niskie jednorodzinne domy i kościoły. Ich przewodnicy zatrzymali się przy parterowym - jak wszystkie w okolicy - budynku w kształcie rogala i medycznym symbolem nad drzwiami. W środku paliło się światło, więc ktoś czekał. Noaha szybko przetransportowano do gabinetu zabiegowego, najemnikom kazano czekać w niewielkiej poczekalni, gdzie ubrana szczelnie kobieta pobrała im krew. Na zewnątrz dwóch ludzi dezynfekowało motory.
- Pozbądźcie się tego co macie na sobie, wszystko musi zostać zdezynfekowane. Możecie wykorzystać jeden z gabinetów - wskazała drzwi. - W łazience jest prysznic. Jak nie macie zapasowych ubrań to tymczasowo dam wam fartuchy. Na wyniki trochę poczekacie, prawdopodobnie około doby, macie się nie szwendać. Jak nikt nie wskaże wam miejsca do kwarantanny to będziecie musieli tu przekoczować.
Odeszła z próbówkami, chyba nie chcąc przebywać przy nich dłużej niż to konieczne. Nieprzytomną kobietę także wniesiono do gabinetu zabiegowego, a wskazane im pomieszczenie miało kozetkę, dwa krzesła i biurko jako wyposażenie. I nie za dużo miejsca nawet do rozłożenia się na podłodze.
- Chyba trochę przesadzają - Stwierdziła Shade zaglądając do wskazanego przez kobietę pomieszczenia. - Z tego co pamiętam wirus X roznosił się tylko przez krew. Na pewno nie oddam im swojego kombinezonu do odkażania. Nie wiadomo jakie mają pomysły by to robić. Nie mam jednak nic przeciwko temu by się wykąpać.
Weszła do środka i położyła na podłodze plecak, który zabrała z motoru. Wyjęła zapasowe ubranie i zaczęła się rozbierać. Kombinezon postanowiła upchnąć głęboko na dnie, by nie dobrał się do niego nikt obcy.
- Wirus X może i tak, ale cholera wie co mogło wydostać się z tego konkretnego labu - Kane starał się nie dotykać innych, pozbywając się wierzchniej odzieży i pancerza, układając to wszystko na tyle daleko, na ile się dało. - Ja za to chętnie skorzystam ze środka dezynfekujacego. I rozmówię się z kimś kto mi zwróci za nanoboty.
Z jakiegoś powodu poczuł się nagle zirytowany. Przez moment gapił się na rozbierającą się Valerie.
- Dookoła jest sporo domów, na pewno nie wszystkie zajęte. Może pozwoliliby nam z jednego skorzystać? Scrap? - kiedy kobieta odwróciła się ku niemu, zatoczył kółko uniesionym palcem.
- Ostrożność jest może i w tym przypadku wskazana, ale miejsce nie wygląda na takie, które pomieści wiele osób - Felix mówił o kwestiach, które byłyby najmniej problematyczne nawet na podsłuchu. - To pomieszczenie też się do tego nie nadaje, będziemy jak sardynki, a to teraz zły pomysł - kończył się właśnie przebierać. Ani ubrań, ani pancerza nie ukrywał, woląc je zdezynfekować. - Tylko nie gryźcie.
- Bez obaw. Sardynki nie mają zębów. - Valerie zdążyła się w tym czasie rozebrać do naga i weszła do kabiny prysznicowej. Nie miała bezpośredniego kontaktu z nikim kto wyszedł z podziemi, więc nie bardzo przejmowała się odkażaniem. Miała po prostu ochotę odprężyć się chwilę w gorącej kąpieli, bo na inny sposób rozładowania napięcia raczej w tym momencie nie było szans. Może fakt, że w dzieciństwie tak wiele czasu spędziła w szpitalach i nasłuchała sporo o wirusach, bakteriach i innych organizmach atakujących człowieka, sprawiał że była bardziej spokojna od reszty. Było w tym więcej fatalizmu niż brawury. Wiedziała doskonale, że jeśli znajdowało się tam cokolwiek co rozprzestrzeniało się za pomocą powietrza żadne odkażanie nie dawało im jakichkolwiek szans na ochronę.
Pierwszą czynnością Scrap po oddaniu krwi i zdjęciu kurtki, było zajęcie się pupilami. Nie wchodziło w grę, żeby to inni zajęli się ich dezynfekcją i czyszczeniem, dlatego pożyczyła trochę płynu i zajęła się tymi dronami, które tego wymagały. Kiedy zagadnął ją Kane, była właśnie przy podłączaniu swojej menażerii do ładowarek. Skinęła głową widząc gest i wyjęła urządzenie zakłócające, stawiając je na biurku w gabinecie. Potem na wszelki wypadek skanerem z holofonu zaczęła szukać kamer lub innych urządzeń elektronicznych, gdyby się okazało, że to jednak nie zwyczajny gabinet lekarski.
- Fox, może zagadasz do swojej nowej znajomej. Wraz z nią może pojawić się ktoś od podejmowania decyzji, dzięki czemu nie będziemy się musieli tu gnieździć.
Poszukiwania nie odkryły nic podejrzanego. Skończyło się też dezynfekowanie ich motorów, przy których teraz już nikt się nie kręcił.
- Scrap ma rację, odezwij się, zagraj zmartwionego. To nie twoja mocna strona, ale każdy inny kontakt do niej z naszej strony będzie podejrzany - O'Hara poparł panią mechanik. Zaczął się rozbierać, zamierzając skorzystać z prysznica po Valerie. - Jak się umyję to pójdę załatwić, żeby nam chociaż łóżka polowe tu zwieźli, skoro chcą nas tu trzymać. I coś do jedzenia, zakładając, że da się pić wodę z kranu - mówił cicho, żeby nie było tej rozmowy słychać na zewnątrz. - Inne pomysły? Dałbym nam trochę czasu na zbałamucenie bliźniaków, może wysypią się z informacjami gdzie wyniki ich badań i co oni w ogóle oferują Republice. Jak to się nie uda, a okaże się, że wirus to nie ściema, to wtedy dopiero olać sprawę danych.
Tymczasem zwiadowczyni, która umywa także włosy, wyszła spod prysznica i zaczęła się starannie wycierać jak zwykle niewiele sobie robiąc ze swojej nagości.
- I to kiedy nie mogę cię dotknąć, jesteś okrutną kobietą - mruknął Kane, mijając ją w drodze do łazienki.
- Podobno oczekiwanie wzmaga przyjemność. - Shade odpowiedziała mu równie cicho mrugając porozumiewawczo. Wiedziała doskonale jak czuje się Irlandczyk. Dzielili już te doświadczenia nie pierwszy raz.
- Macie rację, czas na kontakt - Fox przytaknął towarzyszom. W międzyczasie podłączył również ładowarkę do swojego małego drona. Chwilowo byli w tym miejscu uziemieni, lepiej więc chwytać okazję. Nie wiadomo, jak będzie potem. Anglik usiadł na krześle i wyszukał numer do Nicole Maines, gdy Valerie wyszła z prysznica. - Jesteś jeszcze mokra na lewym barku - powiedział do niej z wyszczerzem. Zaraz potem zadzwonił do Nicole. Sygnał przez dłuższą chwilę sygnalizował dzwonienie. Najemnik miał się już rozłączać, kiedy odezwał się zaspany głos dziewczyny.
- Halo?
- Hej, tu Fox. Widzieliśmy się w Granite. Chciałbym dzwonić z czymś przyjemnym, ale chodzi o Twojego brata... Musisz wiedzieć, że niestety został ranny w Corkindale. Stracił przytomność, przewieźli go karetką do Darrington - Raver mówił wolno, spokojnym, smutnym tonem, jednak bez żadnej przesady. Wolał nie silić się na ckliwą gadkę. Nie znał za dobrze Nicole, więc nie zarzucał jej dalszym monologiem, lecz sprawdzał reakcję. Ostatecznie chodziło o to, by mieć bliźniaków w jednym miejscu, a nie wiedzieli nawet, czy ktoś zdążył i czy w ogóle zamierzał ją poinformować o tym, co stało się bratu.
- Co? - pierwszą reakcją było chyba niezrozumienie. - Mój brat? Kto... ? Nic mu nie jest? - z każdym słowem wyraźnie coraz bardziej się rozbudzała. Przez chwilę milczała, zbierając myśli. - Skąd wiesz, że to mój brat?
- W laboratorium była jakaś strzelanina. Znaleźliśmy go rannego, ktoś ze wsparcia go rozpoznał i skojarzył z tobą - Fox mówił takim samym tonem jak wcześniej. Nie zarzucał od razu wszystkimi szczegółami. Dalej skupił się na stanie Noah. - Nie jestem lekarzem, ale dostał od nas opatrunek nanobotowy. Wykorzystujemy to w polu. Żyje, przetransportowano go nieprzytomnego do przychodni w Darrington na badania - powtórzył spokojnie, gdy zauważył, że Nicole mogła wszystkiego od razu nie wyłapać z pierwszej wypowiedzi. - Też tu jesteśmy, badają nas wszystkich na obecność wirusa czy innego paskudztwa. Wybacz, nie znam się za dobrze na tym - najemnik nie naciskał, dał jej moment na przetrawienie przekazanych informacji.
- W Darrington? To niedaleko - brzmiało to jakby mówiła to do siebie. Głośno przełknęła ślinę. - Vale pojechał gdzieś, mógłby mnie ktoś przywieźć? - Fox nie mógł jasno stwierdzić, czy pyta siebie czy jego. - Nie mogę tu siedzieć, nie wiedząc… zaraz, wirus? Coś się stało w tym laboratorium? Które to było? Rozszczelniły się pojemniki zostawione przez Umbrellę?
Wiele kwestii na raz, praca jej umysłu nie była łatwa do ogarnięcia.
Zgodnie z sugestią Foxa Shade wytarła starannie oba barki i włożyła na siebie bawełnianą bieliznę, obcisłe spodnie i top i krótkim rękawem. W pomieszczeniu było ciepło, więc nie widziała potrzeby by od razu ubierać się cieplej.
- Powiedz, że możesz po nią skoczyć motorem. - Szepnęła cicho w kierunku Ravera.
Felix skinął głową na znak, że zrozumiał. Skupiał się jednak przede wszystkim na rozmowie. Wcześniej Nicole wydawała się być paplą, teraz w konfrontacji ze stresującym zdarzeniem Raver również odnosił wrażenie, że to potencjalna chodząca “bomba” informacyjna. Należy jej dać mówić, ale najlepiej, by nie mówiła o wszystkim naraz i nie wychodził z tego mętlik.
- To było Corkindale. Nie jesteśmy pewni, co się stało. Była strzelanina, może jakiś pojemnik został uszkodzony. Szczerze, jeżeli się na tym znasz, to sam bym się czuł bezpieczniej, gdybyś się tym zajęła. Wspominałaś, że jesteś naukowcem… Nie wiem gdzie jesteś, ale jeżeli niedaleko, to może da się zorganizować transport. Może nawet sam będę w stanie przyjechać, mamy motory… - tutaj się zatrzymał, ponownie dając szansę na przetrawienie przez Nicole przedstawianych informacji i odpowiedź.
- Mógłbyś to zrobić? Wynagrodzę ci to! - wyrzuciła z siebie podekscytowanym tonem. - Jestem w Bedal, to niedaleko, wyślę ci współrzędne miejsca, w którym będę czekać. Corkindale, tak, to nowe miejsce. Teraz pamiętam, mieliście tam jechać. Ale co robił tam mój brat? Przyjechał z wami?
- Bedal - powtórzył za Nicole. - Ok, wyślij te współrzędne i zrobię, co w mojej mocy. Nie przyjechaliśmy tam z Twoim bratem. Musiał być już wcześniej na miejscu, w laboratorium. Miał na sobie kombinezon. Krwawił. Dostał od nas opatrunek nanobotowy, zanim przyjechała karetka - powtórzył to na wszelki wypadek po wspomnieniu o krwawieniu. - Potem wszyscy pojechaliśmy do Darrington.
- To… to dziwne, nie powinno go tam być - usłyszał jak znowu przełyka ślinę. - Muszę się z nim zobaczyć. Przyjedź tak szybko jak to możliwe, proszę - jej ton, uczucia do brata, brzmiał autentycznie. Mogła się o niego naprawde martwić.
- Tak zrobię - odpowiedział uspokajająco Fox. - Prześlij współrzędne od razu po rozłączeniu się. Do zobaczenia.
Po zakończeniu rozmowy snajper zwrócił się do zebranych w pomieszczeniu towarzyszy:
- Babka chce tu przyjechać i to jak najszybciej. Nie wiedziała, że brat był w Corkindale i podobno w ogóle nie powinno go tam być. Muszę po nią pojechać. Będą w końcu razem, w jednym miejscu, a to oferuje nam możliwości. Z niej można potencjalnie wiele wyciągnąć. Przy motorach nikt już nie grzebie. Nie jesteśmy tu więźniami, więc chyba nikt mnie nie zatrzyma. Raczej unikają teraz z nami kontaktu - wzruszył ramionami. - Najwyżej powiem, że nagła sytuacja i w razie czego chyba nie ma co chyba nawet ukrywać, że mam przywieźć naukowca. I tak będzie chciała się zobaczyć z bratem, który gdzieś tu leży.
Raver spojrzał na swoje rzeczy.
- Dezynfekcja będzie musiała poczekać - parsknął.
- Nie martw się jak ktoś po to przyjdzie oddamy do prania - Valerie machnęła ręką w stronę jego rzeczy. - Chyba że masz tam coś cennego.
O’Hara zdążył w tym czasie spłukać z siebie uczucie bycia brudnym i skażonym. Wyszedł z łazienki, słysząc ostatnie słowa Foxa.
- Nie stykałeś się tam z niczym bezpośrednio, nic ci nie będzie. Tu panuje teoretyczna anarchia, pamiętacie? Prawdziwy anarchista nie słucha nikogo - błysnął zębami w uśmiechu pozbawionym faktycznej wesołości. - Przywieź nam ją. Zasugerowałbym, żeby Scrap się z tobą zabrała, ale wtedy nasza podlotka nie będzie taka wylewna. Przytulając się do pleców przystojnego żołnierza powinna być gadatliwa, zwłaszcza jak jej poobiecujesz bzdur. Shade ma rację, oddamy co masz na sobie, weź czyste ubranie. Większym problemem mogą być posterunki tutejszych, chyba lepiej żebyś jechał na zapalonych światłach i nie ukrywał celu.
- Po prostu bez pancerza tutaj czuję się jak goły - Felix odpowiedział trochę rozbawionym tonem. Gotował się już jednak do wyjścia. - Nie zapowiadałem towarzystwa, więc pojadę sam - dodał po chwili, odłączając drona z ładowarki i chowając do kieszeni. - Tak w ogóle to nie ma z nią tego szefa - Anglik nawiązał do wcześniejszych słów Scrap o osobie podejmującej decyzję. Sprawdził drogę na GPS. - Nie będę się przekradał, pojadę tam otwarcie.
Część sprzętu była przy motorze, najemnik nie musiał nawet za bardzo się przepakowywać. W swoich zapasowych ubraniach, bez symbolu feniksa na kurtce, nie wyglądał na Nomada, ale na żołnierza już tak, bo żadnego zaoferowanego lokalnego fartuszka nie ubierał. Broń rzecz jasna też brał ze sobą, mimo iż przy dobrych wiatrach nie będzie wcale potrzebna. Bedal według mapy daleko nie było. Może da się uwinąć z tematem w miarę szybko.
Dawn pracowała metodycznie, skrupulatnie i szybko, czyszcząc każdy zakamarek drona. Zdążyła przy tym nawet popatrzeć na dobrze zbudowane, nagie ciała, prezentowane w sposób pozwalający zapomnieć na moment o problemach zewnętrznego świata. Zachichotała na tę myśl, jak mała dziewczynka, będąc gotowa do swojej kąpieli w chwili, kiedy Fox zaczął się zbierać do wyjścia.
- Wysłałabym Frugo na zwiad, ale ciągle coś przerywa jego ładowanie. Taka konstrukcja nie mogła mieć solidnej baterii, za ciężka - kobieta zrobiła przepraszającą minę, ściągając bluzkę przez głowę. Podobnie jak Shade, nie miała się czego wstydzić. - Zanim tam dojedziesz to zdąży się podładować, więc gdybyś spodziewał się problemów to dzwoń, wyślę go.
Raver spakował się i ruszył na parking, pozostawiając pozostałą trójkę w ciasnym gabinecie peryferyjnej przychodni na zadupiu stanu Waszyngton.
 
Widz jest offline