Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2020, 21:04   #113
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith


Później.
Eidith obudziła się w łóżku w małym, ciasnym pomieszczeniu zagraconym jakimiś maszynami. Wyglądało to jak czyjeś prywatne laboratorium. Jęki i piski dochodziły zza drzwi do większej hali.
Białowłosa przetarła twarz, po czym zbadała wzrokiem swoje otoczenie. Spojrzała po swoich rękąch, które z powrotem były zbudowane z mięsa i kości.
- We did it Dagda, we really done it! - rzuciła uradowana, po czym prędko uniosła się z łóżka by zobaczyć co to za hałasy za drzwiami.
- Eh, I say it was mostly you. - Dagda zgrywał niewzruszonego.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=23jU6VxON5Y[/media]

Po drugiej stronie drzwi znajdowało się nieco szersze, ale równie zagracone pomieszczenie. Rozweselona kobieta kobieta w białym płaszczu tańczyła wokół zakneblowanego żołnierza Cesarskiego przywiązanego do łóżka. Wyglądał na jednego z uczestników walki z December.
Gdy kobieta spostrzegła Eidith, odwróciła się w jej stronę rozweselona. Plakietka na jej ubraniu zawierała imię: Marie Belly.
- Oh! Nasza bohaterka się obudziła, jak się czujemy?
Eidith podrapała sie po głowie. - Chyba dobrze. Gdzie jesteśmy? Chciałabym się zobaczyć z mistrzem… Klausem. - dodała imię gdyż lekarce mogło nic nie mówić samo "mistrz".
- Eksperymentalny oddział medyczny. Musieliśmy się upewnić, że nie cierpisz na jakąś pięciowymiarowość. - zaśmiała się Maria. - Dalej na arce oczywiście. Biskupi pewnie wciąż są na naradzie. - stwierdziła. - Oh, chcesz się napić? - spytała. Chwilowo odłożyła skalpel, wbijając go w nogę związanego żołnierza, który rzucił się z bólu, po czym złapała za kubek i termos. - Polecam wziąć to wszystko na spokojnie. Jak już się pokażesz przed Zoanem, kto wie, kiedy będziesz miała chwilę dla siebie. - ostrzegła. - Upewnij się, że wszystko sobie poustawiałaś, wyszalej się z kolegami, co tam dziewczyna w twoim wieku może robić.
- Nie jestem pewna co dziewczyna w moim wieku może robić Pani Belly. - Usmiechnęła się widząc jak żołnierz wierzga. - I bardzo chętnie się napije. Już nie pamiętam jak kawa smakuje. - Przyznała. Rozejrzała się jeszcze w około.
-”How you feeling Dagda? I was actually worried you gonna disappear after we deal with your mother. Also who was the badass that actually fucked her and made you?” - Zapytała obecność.
- One of the Octobers fucked her. The result were those three witches you lovingly murdered. - przypomniał Dagda. - I... am something different. Like her spit or something. A sentient and largely independent fragment of her power. Remember that giant form she had at first? It wasn't her, and she had no control of it. That's just what happens to magic. If you loosen your grip on your power, it goes rampant, your subconscious will begin to alter the world around you as magic uses itself. In this case, her own ego made her into a planet-devouring monster.
-”Fuck me… I mean them. Month’s can't be any more dangerous than the last one right?” - Rzuciła w eter pytaniem, nie spodziewając się że Dagda będzie znał odpowiedź.
- Dziękuję za kawę Pani Belly, pójdę się przejść po arce. Zobaczę co z moimi… pewnie już nie moimi podkomendnymi. Zobaczę czy są cali, po prostu. - Ukłoniła się. Opuści pomieszczenie i uda się wpierw do piratów, bez ich kapitan by się to nie udało.
- I mean...she was the literal incarnation of death, but I'd take her word. It's highly probable that you can't just kill a month, otherwise Icaria would have gotten rid of them by now. Far as I know, making that blade you used on December took them thousands of years. We aren't getting a new one anytime soon.
- Pewnie, trzymaj się. Masz dolewkę, zostaw sobie kubek. - Marie poklepała Eidith po głowie i puściła ją wolno.

Pomimo niezmieskiej skali zwycięstwa, Arka była cicha i opustoszała. Wierni Magica Icaria żyli w umiarze. Świętowanie było dla nich rzeczą zbędną. Nie mieli na to ani czasu, ani zasobów, choć wielu prawdopodobnie i tak zrobiło sobie dzień wolny.

Każda reguła miała jednak swój wyjątek. Eidith znalazła piratów balujących w kantynie. Brakowało tylko ich dowódcy. Najgłośniejszą balującą z nimi osobą, był... Vlad.
- HEJ, HO, ŚMIERCI W DUPE... - Vlad się zaciął z kuflem w ręce. - maszt? NIE UMIEM KURWA W PISANIE MUZYKI, HAHAHAHA.
- Księża to są jednak jebnięci. - zaśmiał się Dead Afro, po czym zauważył Eidith. - Polać ci?!
To było dość ciekawe widzieć biskupa w takiej sytuacji. Na propozycję Dead Afro skinęła głową.
- Chętnie tylko kawę dopije.- Powiedziała po czym rozejrzała się wokoło. - Bez was by mi się to nie udało, dzięki. - Przyznała Eidith popijając kawę. Nie mogła nigdzie dojrzeć Zilvy.
- A wasza kapitan gdzie jest? Byłam pewna że będzie z wami świętować. -
- Nie robiliśmy nic za darmo. - wyszczerzył się żabiooki świrus. - Zilva chciała odpowiedzi na parę pytań i dostęp do waszych archiwów. Teraz siedzi z Papieżem i resztą zgromadzenia.
- No, poza nim. - Afro dolał pijanemu Vladowi, który wyglądał na załamanego.
- Walka ze śmiercią… ZE ŚMIERCIĄ, A JA SIEDZIAŁEM NA DUPIE BO SZEFUNCIO ZOAN NIE POZWOLIŁ… zazdroszczę ci Eidith. Jaką masz dla mnie suwenirę?
Gdyby się nad tym zastanowić, Vlad z pewnością był potężniejszy od Eidith, więc on mógł to zadanie wykonać. Ale wtedy nie miała by okazji się wykazać, a także heupić tym że pokonała śmierć. W całej zasranej galaktyce nie ma drugiej takiej osoby.
- Niestety Panie Vlad nie dało się jej niczego odciąć, ale tak ją załatwiłam, że będzie żałować swojej nieśmiertelności. - uśmiechnęła się szeroko po czym dopiła resztę kawy. Wzięła się potem za drinka polanego przez Afro.
- Był jakiś konkretny powód dlaczego jego ekscelencja Panu zabronił?. -
- Nie da się z nią walczyć bez czegoś takiego jak Dagda, a "nie będziemy wkładać magii śmierci do ciał biskupów, skoro mamy zastępy zbytecznych obiektów badawczych", pierdu, pierdu. - fochnął się Vlad, a zgromadzeni piraci spojrzeli na Eidith. - Obiekt badawczy? - spytał ktoś z ciekawości.
Eidith nie czuła sie jakoś urażona tym pytaniem.
- Zgadza się. Większość życia byłam przypięta do aparatur, zamykana w izolatkach i traktowana jak coś mniej niż człowiek. - Białowłosa na chwile zamarła przypominając sobie tamte chwilę. - Ale nie ma tego złego, mam Dagdę, a raczej mamy siebie. Przywitaj się Dagda. - po tych słowach z pleców inkwizytorki wyskoczyły czarne dłonie i pokazały wszystkim dookoła środkowe palce. Eidith spojrzała na swoją dłoń w której kompletnie zmiażdżyła szklankę, musiała to zrobić podczas zadumy.
- Oh my. - skomentowała
Świrus wzruszył ramionami, lekko rechocząc. - No, to przez takie rzeczy nie zadajemy się z wami na co dzień. Cholera go wie, kiedy gildia i magica znowu będą miały do siebie interes, ale raczej nie będziemy po tej samej stronie.
Vlad zaśmiał się. - To trzeba więcej pić! Póki jeszcze nie robię tego z waszych czaszek!
- Zobaczymy. Tak czy inaczej ide sprawdzić co u mojej załogi. Udanej zabawy wam życzę. - Rzuciła Eidith i opuściła pomieszczenie. Morsowi należały się przeprosiny, a Sexy już pewnie się w coś zamieniła.
W drodze do kajuty swojej załogi Eidith minęła nietypową zielonoskórą kosmitkę, idącą w stronę hangaru. Była to jedyna osoba, jaką spotkała po drodze.
Spośród jej załogi, w pomieszczeniu znajdowała się Falco śpiąca na kolanach Bonnie, oraz Mors unoszący się w pojemniku do stazy. Korupcja powoli przekształcała jego ciało. Na nadejście Eidith nikt nie miał komentarza.
Eidith nie zwróciła większej uwagi na zielonoskórą, a gdy przekroczyła próg pomieszczenia zapytała. - Mors będzie cały? Gdzie jest toborka? - Jej wzrok spoczął na Bonnie.
- Zależy od korupcji. Nie widziałam jej. - odpowiedziała krótko Bonnie.
Na tą chwile wyczerpała już całe zainteresowanie swoją drużyną, więc uda się ubrać w coś schludniejszego (jej standardowy uniform) i uda się na spotkanie z papieżem.


The DeathSender Chapter
Arc of Nox Novum

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GoC8OBjs7Iw[/media]

Budowa arki Nox Novum trwała ponad trzysta lat. Dzięki pracy dziesiątek tysięcy wiernych owiec Magica Icaria powstała latająca maszyna zdolna zagospodarować do stu tysięcy wiernych. Pieczę nad tym okrętem otrzymała Eidith, mistrzyni nowo założonego rozdziału wojskowego Death Sender.

Minęło już wiele lat od szarży na December. W oczach wielu, Eidith była teraz zupełnie nową osobą. Granica między nią a Dagdą zniknęła w całości, gdy świadomość korupcji uznała Eidith za żniwiarza w miejscu upadłej już czarownicy śmierci. Taki też obowiązek sprawowała teraz Eidith i jej zastępy inkwizytorów nocy: jeżeli kościół potrzebował śmierci kogoś, kto nie był ku niej skory, ta odpowiedzialność spadała na nią.

- Papież Zoan prosi o niezwłoczny kontakt. Coraz więcej rannych żołnierzy odmawia poddania się do skrzydła szpitalnego. Klaus poprosił o przeniesienie arki do systemu mniej zaludnionego przez Cesarstwo. Ma to związek z trwającą demilitaryzacją sektora prywatnego. - wyczytywała Mors z listy, powoli idąc za Eidith, która przemierzała korytarze pałacu inkwizytorskiego w kierunku mostka komunikacyjnego, skąd mogła nawiązać połączenie z Zoanem.
Eidith westchnęła.
- Jak już się rozmówie z papieżem, połączę się z Klausem o szczegóły. Potem powiesz Bonnie że chcę ją widzieć w swoim gabinecie. - przemówiła spokojnym tonem po czym wystawiła dwa palce do Mors. - Daj mi papierosa kochana. - poprosiła nie przerywając chodu do mostka.
Mors wyjęła papierosa, podała go i rozpaliła, nie przerywając chodu. Gdy kobiety zbliżyły się do podwójnych drzwi komnaty, dwójka służebnych otworzyła je z pośpiechem, wpuszczając je do ogromnej sali. Technologia w Magica Icaria była zakazana, jednak bez niektórych urządzeń, funkcjonowanie byłoby niemożliwe. Przykładem tego były komunikatory, które musiały znaleźć się na stacjach takich jak arka rozdziału. Zarówno samo urządzenie, jak i niezbędna jego zasileniu elektrownia znajdowały się w jednym, wielkim pomieszczeniu, aby ograniczyć obecność technologii na okręcie do konkretnego punktu konstrukcji. Odziane w czarne kostiumy owce krzątały się między kontrolkami i piecami, czekając na polecenia Eidith.
Eidith zasiadła w dużym fotelu obok którego na krótkim słupku była umieszczona popielniczka. Po zaciągnięciu się dymem strzepnęła delikatnym ruchem dłoni popiół wprost do niej.
- Połączcie mnie z jego ekscelencją Zoanem. - zarządziła zakładając noge na nogę.
Mors stanęła z boku, choć odsunęła się na tyle daleko, żeby nie pojawić się na wyświetlaczu po stronie Zoana. Czarne owce podwoiły ruchy wkładając pełną siłę swoich mięśni w obsługę przestarzałej elektrowni. Gdy byli pewni, że nie będą mieli przerw w dostawie energii, uruchomili wyświetlacz i wysłali prośbę o połączenie. Chwilę później holograficzny ekran zamrugał, a na nim pojawiła się uśmiechnięta i zrelaksowana twarz Zoana.

- Witaj, moja droga. - jego głos był dość niewyraźny, zniekształcony przez szum radia. Ten urok przedawnionej technologii był jedynym, jaki Eidith znała. - Mam do ciebie sprawę niecierpiącą zwłoki. Pamiętasz dzień, w którym zabiłaś Mors? - gdy te słowa rozbrzmiały po sali, na ceramicznej twarzy zabójczyni pojawiło się drobne pęknięcie. Mors starała się pozostać niewzruszoną, aby nie zdradzić swojego zachwiania, jednak samo pęknięcie rozbrzmiało w unikalny sposób. Dla uszu Eidith ten krótki sygnał wystarczył, aby zrozumieć, co odczuwa jej asystentka. - Możesz mi powiedzieć dokładnie, jak ta sytuacja przebiegła? - spytał.
Kostucha uniosła brwi.
- Zważywszy że moi ludzie już wcześniej bronili zdrajcy, moja zrobotyzowana forma korupcji błędnie założyła że Mors wyskoczyła sprzed szereg próbując zrobić to samo. Byłam na 100% pewna, że Saria nie jest zdolna do zdrady więc otworzyłam ogień do Mors. Czy to rozdrapywanie ran ma jakieś znaczenie wasza ekscelencjo?- Po tych słowach spojrzała na Mors z miną pełną skruchy.
- Trochę to zajęło… - uśmiechnął się Zoan. - ...ale nabrałem pewności, że zachowanie Sarii było wymuszone przez jednego z biskupów. Dowiedz się którego i przynieś mi jego głowę. To twoje obecne zadanie. - poinformował ją Papież, poważniejąc momentalnie. - Poinformowałem ich już na ten temat. Mają odpowiadać na wszelkie twoje pytania i stawiać się na każdą proponowaną wizytę. Uważaj jednak. Skoro wiedzą, kto jest na ich tropie, będą na ciebie polować. - ostrzegł Zoan.
Eidith westchnęła jakby była zmęczona. - Będzie bardzo powoli umierał, to waszej ekscelencji obiecuje… - Zaciągnęła się dymem z papierosa. - Jeśli to wszystko to przyjęłam zadanie, zgładzę każdego z nich jeśli będzie taka potrzeba. - Zapewniła. Eidith była na tyle pewna swoich kompetencji że mogła wziąć na siebie każdego z biskupów kolejno. To ona zabiła aspekt śmierci nie oni. Powinni się jej bać.
- Jeszcze jedno. Chciałabym zobaczyć szczątki Sarii, o ile możliwe. - dodała.
- Poprosiłem wyłącznie o tego, który jest za to odpowiedzialny. - Zoan ostrym tonem podkreślił swoje instrukcje. Wybijanie biskupów jak leci nie wchodziło w grę, gdyby Papież był gotowy na tak gruntowną reorganizację, pewnie już dawno by to zrobił. - Jeżeli wciąż mamy pozostałości Sarii, będą w rękach Gerarda. - dodał na koniec.
- Oczywiście wasza ekscelencjo. - Skinęła głową, po czym dodała - Czy to wszystko? -
Właściwie to miała już wszystkie informacje.
- Tak. Powodzenia.
Po zakończeniu połączenia z papieżem, Mors zaczęła migiem instruować owce, aby nawiązały połączenie z Klausem. Ten kontakt zajął nieco więcej czasu, Klaus prawdopodobnie był w terenie. W końcu jednak na ekranie pojawiła się i jego twarz.
- Eidith, moja droga. W czym mogę pomóc? - spytał mistrz, równie zadowolony z widzenia swojej podopiecznej, co zwykle.
Kostucha uśmiechnęła się szeroko pokazując szereg zębów jakich nie powstydziłby się żaden wampir.
- Witaj Mistrzu. Kontaktuje się z tobą odnośnie twojej propozycji. Naprawdę myślisz że odważą się mnie zaatakować? Brakuje im co najmniej jednego szczebla w ewolucji bym miała ich się bać. - Zaciągnęła się dymem, widocznie rozbawiona.
- Po co mieliby cię zabijać? Jeżeli zniszczą Nox Novum będziemy trzysta lat w plecy. - Zwrócił uwagę Klaus. - Nie spodziewałbym się, że pycha stanie się twoją główną wadą. - pokiwał lekko głową. - Przenieś się do zewnętrznych galaktyk, przede wszystkim z dala od sektora Bastiona. Jeżeli się na nas rzucą, chcę, aby atakowali nieistotne stacje, a tobie pozwolili reagować wedle poleceń jego świętości.
Eidith zgasiła peta w popielniczce.
- A czego się Mistrz spodziewał? - Zadała pytanie a jej uśmiech znacznie zmalał.
- Wojny błyskawicznej. - odparł wprost Klaus. - Bastion zbierze sojuszników i przeprowadzi inwazję, odcinając nas od tak wielu sektorów tak szybko, jak może, aż zamknie naszą organizację na względnie niewielkim skrawku galaktyki. Wtedy zostawi nas samych, świadom, że nie stanowimy zagrożenia. - wyjaśnił biskup. - To wyścig, Eidith. Nasi wrogowie czekają na moment słabości, my czekamy, aż oni utracą cierpliwość. Cesarstwo jest czynnikiem decydującym. Jeżeli wstrzymają się, aż spełnimy wszystkie nasz cele militarne, będziemy mogli złożyć broń bez większych problemów. Nie jest to jednak temat, w który mogę się zagłębiać na długie dystanse.
Kostucha zmrużyła oczy widząc jak bezczelnie uniknął pytania jej mistrz.
- Niech będzie przeniosę fortece na inny sektor. Also one more thing… Mam nadzieję że to nie jesteś ty Mistrzu. - Spojrzała prosto w holograficzne oczy Klausa.
- Upewnij się, że rozmawiasz na te tematy tylko na osobności. - poinstruował Klaus. - Postronni nie powinni być świadomi niesnasek wewnątrz kościoła. Przypilnuj też Vlada, żeby przypadkiem sceny nie zrobił. - poprosił.
- Zrozumiałam. Do widzenia MIstrzu - Wstała z fotela i od razu zwróciła się do Mors. - Jeśli powiadomiłaś już Bonnie idę do gabinetu, a ty umów mnie na wizytę u Gerarda… ugh, stary dewiant. I nie przyjmuje żadnej odmowy nawet jak będzie zajęty. - Z tymi słowami opuściła mostek kierując się do swego gabinetu.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline