Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2020, 12:59   #13
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Szlachcianka usiadła z Garilem do błyskawicznie przygotowanego stołu. Wkrótce do stolika dołączył Gerhardt oraz ich woźnica. Kolacja mijała na zdawkowych rozmowach okraszonych kwiecistymi komentarzami panienki Pergundy. Niemal wszystkie dotyczyły planów na nadchodzący dzień. Garil schował nieco sera i chleba ze stołu do sakwy, a czując na sobie oczy pozostałych wytłumaczył się.
- Wyjdę jutro wcześnie to szybko wrócę. Zostawię wiadomość karczmarzowi w razie potrzeby. Okaże się wtedy, czy można tu komu ufać.
Hrabianka uważała natomiast, że powinni się niezwłocznie udać do źródła, z którego dowiedzieli się o całym problemie. Niestety nie była w stanie przypomnieć kto to był. Najwyraźniej nikt ważny, bo nie poznała jego nazwiska. A może to wuj nie chciał jej zdradzić nazwiska, wychodząc z założenia, że nie powinno jej ono w najmniejszym stopniu interesować. Nie była też przekonana, czy nie powinni wpaść z wizytą do każdego radnego, aby poznać ich punkt widzenia oraz się przedstawić. Potem pomyślała o służbach porządkowych, kapłanach, gildiach oraz przedstawicielach wojska. W końcu podrapała się po wnętrzu dłoni i spojrzała na Gerhardta.
- Czy może będziemy tą sprawę rozwiązywać od dołu, rozmawiając ze zwykłymi ludźmi i szukając poszlak? Zwykle w takich sytuacjach wysoko postawieni ludzie coś knują i spiskują przeciwko tym, którzy chcą sprawę rozwiązać - to było z pewnością pytanie w jego stronę.
- Mam listy dla rodaków, panienko szlachetna - odparł krasnolud, nim Gerhardt zdążył odpowiedzieć.
- Zobowiązałem się je przekazać, obiecuję wrócić nim rozpoczniemy śledztwo - dokończył.
Przez chwilę jedli w ciszy, co było niezupełnie zaskakujące. Pojawienie się wysoko urodzonej osoby nie było w okolicy częstą okolicznością. Wokół ich stolika nie krzątały się żadne obce osoby, a ci goście, którzy dopijali swoje napoje dokończyli je i wyszli z karczmy, nie zamówiwszy następnych. Zapowiadał się spokojny wieczór we własnym towarzystwie.
Pergunda nie musiała dopominać się o opowieść. Garil darzył bajania niespotykaną uwagą, dokładnie je zapamiętywał i marzył, że gdy to on będzie opowiadał zgromadzeni wkoło słuchacze nie będą mogli oderwać od niego uwagi. Zdarzało się już, że opowiadał swoim rówieśnikom, młodszym krasnoludom lub ludziom spotykanym przy okazji prowadzonych targów. Nigdy dotąd nie snuł historii dla kobiety, niezależnie od jej klasy społecznej.
- Gdy wjechaliśmy do Krassenburga przypomniała mi się historia, ongiś zasłyszana od portowego tragarza, co z miastem swojego urodzenia wielce się czuł związany - zaczął i wyprostował się, by nabrać pełny oddech.
- A szło to tak: daleko na północy, gdzie ani panienka, ani Gerhardt, ani nawet Hans nie chciałby mieszkać, bo ciągle tylko pada deszcz tam lub wiatr wieje - oczywiście poza zimą, wiosną i jesienią, w które pada i wieje jednocześnie - tam, gdzie rzeka brudna od pyłu z huty i nieczystości z rynsztoka do morza uchodzi; w miejscu, gdzie szczęścia szukać próżno i które daleko jest od wszystkiego, co cenne; w mieście na zniszczonej wojną ziemi urodzony został właśnie ów tragarz. Synem był, a jakże, tragarza i posługaczki w domu kupieckim. Wybrać oczywiście nie mógł miejsca urodzenia, ale miasto swoje kochał szczerze.
- O tym, jakim uczuciem i przywiązaniem darzył swoje miasto nie wiedział jednak od zawsze. W latach młodzieńczych marnował życie między pracą w porcie, a snem. Jak sam mówił, pił ze swoimi czasem tak długo i wiele, aż brzuch bolał go jeszcze tydzień później. Jednocześnie przyznał, że poznał tam właśnie najlepsze kobiety i choć nie mówił, co w nich tak bardzo go ujęło to zarzekał się, że właśnie z tego miasta, tylko z jego ukochanego miasta śmierć go zabierze, bo nigdzie indziej nie dane mu będzie zamknąć oczu na zawsze.
- Miał ów tragarz swoje miasto w sercu i pamięci tak mocno, że gdy je na głos wspominał każdy mógł poczuć na twarzy ten wiatr od morza i swąd pożaru, który kiedyś miasto strawił, a nieodbudowane budynki po dziś dzień dymem wonieją i czernią belek straszą. Nie zdziwił się jednak zakochany w swej ojczyźnie mężczyzna gdym mu rzekł, że brzmi to jakby jego miasto było przeklęte przez któregoś boga. Pokiwał wtedy twierdząco głową, bo i jego krajanie tak twierdzili. Po pożarze w mieście zostały martwe wyciągi i grób portu. Rodziły się tam dzieci skazane na brak pracy. Po wojnie ściągnęło tam więcej ludzi, co sprawiło jedynie tyle, że każdy każdemu człek stał się obcy. Sąsiedzi spoglądali sobie wzajem na ręce nie wiedząc, komu można wierzyć.
- W takim właśnie mieście i tylko w nim tragarz chciał mieć grób. Mówił o nim, że będzie to jego “ostatnia przystań” i pewien był, że takie jest właśnie jego przeznaczenie. Zawsze bowiem, gdy go podły los przepędzał z ukochanego miasta prędzej czy później doń wracał. Do swojego prawdziwego domu.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline