Cała nasza produkcja opiera się na drożdżach które odnalazłem w pewnych zapomnianych ruinach. Starożytni wyhodowali niezwykłe odmiany - aktywne magicznie, lecz nie mieli odpowiedniej technologii by wykorzystać pełen ich potencjał. Na szczęście dzisiaj alchemia stoi już na całkiem innym poziomie. - Czcigodny Grumbleblade
Nie ma to jak solidny lincz na paskudztwie żyjącym w ciemnej dziurze.
Gdzieś przez głowę krasnoluda przemknęło że mógł być to strażnik jaskini dlatego heterochromka trochę się cykała by ich tu wprowadzić. A jaki miała interes w tych podziemiach i piwnicy zrujnowanego dworku? Któż mógł to wiedzieć.
Ryszard pozwolił towarzyszom jako pierwszym wejść na górę. Sam wykorzystał to że nikt nie patrzy na odmęty przepaści i wydobył zza pasa jedno z narzędzi. Podważył łopatką oko nothika i je wydłubał, a nerw przeciął nożykiem. Organiczną kulę o niezwykłym kolorze trzymał przez chwilę tylko - zaraz bowiem odkręcił pokrywę kotła i wrzucił gałę do pojemnika w którym trzymał kolonię swoich grzybów. Podlał to wszystko wodą z bukłaka i resztę pozostawił drożdżom do przemielenia.
Długa to była historia z tymi drożdżami. Mówiąc jednak krótko - jeżeli miały być pomocne przy ważeniu wywarów wymagały regularnego "karmienia" kolonii magicznymi składnikami. Oko nothika zdecydowanie miało w sobie jakiś arkaniczny element - już w tym głowa drożdży by go z organu wydobyć.
A tak poza tym to zdążyły już ciało potworka zasiedlić. Patrzeć tylko jak za kilka tygodni pokryje go meszek i zaczną pojawiać się owocniki.
Stertę gratów którą Rhyshard przyuważył postanowił pozostawić na później, kiedy niebezpieczeństwo na powierzchni minie. Zgarnął jeszcze swój opuszczony kostur przed wyjściem z tech cholernej dziury.
***
Rhyshard obejrzał się na mieszkańców miasteczka. To ich okolice, powinni być w stanie się schować w lesie bez większych problemów.
- Młodzieńcze. - zwrócił się do młodego niziołka - Pilnuj szanownych pań. Schowajcie się i nie wychylajcie póki zagrożenie nie minie. My dołączymy do walki - spróbujemy przepędzić gada.
Ruszył za pół-elfką. W pewnym momencie zdał sobie sprawę że biegnąć za nią patrzy się głównie na jej tyłek zamiast wypatrywać gdzie leci smok.
- Nie mam nic dobrego przeciw temu bydlakowi. - rzucił do elfki kiedy biegli - Zajmę się leczeniem i ratowaniem rannych.
Zanurkował w krzaki obok Laugi starając się skryć przed wzrokiem straszliwego białego gada.