Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2020, 12:49   #38
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Leopold Kula - szczupły blondyn


~ Co tu jest grane? ~ ciemny blondyn siedział pomiędzy dwoma policjantami. Znaczy milicjantami. Teraz była przecież MO a nie Policja. Siedział i usilnie rozmyślał w co się wpakował. Z zaskoczeniem zobaczył przez okno odjeżdżającego radiowozu tych dwój tajniaków. Kim byli? Pierwotnie sądził, że to jakieś cholerne szpicle milicji. Ale jak nie? To kto? Bezpieka? Tylko oni jeszcze przychodzili mu do głowy. Ale co by chciała milicja czy bezpieka od zdemobilizowanego wojaka?

Wnętrze radiowozu też go zaskoczyło. Aż czterech? Wysłali po niego aż czterech gliniarzy? Uznali go za aż tak groźnego? Dlaczego? Cholera. Jakby wiedział, że tam wewnątrz jest jeszcze dwóch to nie był pewny czy by mu starczyło odwagi by tak dziarsko wsiąść do pojazdu. No ale już było za późno by coś z tym zrobić.

Potem zaczął się domyślać. Z początku nie był pewny ale im bliżej byli szpitala na Ujazdowskiej tym mniej widział innych opcji dokąd go wiozą. No a jak tam zajechali i zaprowadzili to już się domyślał, że chodzi o byłego akowca. ~ Pewnie miał jakiś tajniaków. ~ doszedł do wniosku. Bo jak inaczej znaleźliby go tak szybko? Dokładnie wiedzieli kogo szukają i po co. Niestety on sam był saperem regularnej armii a nie choćby akowcem jak Korek to nie miał tych szpiegowskich nawyków z czasów okupacji. Mógł się nie zorientować, że go śledzą. Jak tak to czy tam w gimnazjum też go śledzili?

Na razie jednak zaniepokoiły go te karteczki na śniegu. Co to było? Te rysunki Zajączka? Cholera. Coś mu się stało? Dlatego po niego posłali? Cholera. No a jak już ten Tokaj go zapytał to się potwierdziły jego wcześniejsze podejrzenia. I co teraz? Na szybko uznał, że raczej się już z tego nie wywinie jak go pewnie dość dobrze namierzyli wczoraj. Nie było sensu iść w zaparte. Może się uda zagrać na poczciwego szwejka?

- Dzień dobry. No tak, byłem tu wczoraj. Widziałem się z jednym z pacjentów. A czy coś się stało? - powiedział ostrożnie próbując przybrać neutralny wyraz twarzy.

- Coś… jest bardzo dobrym słowem. - Sierżant spoglądał na Kulę przez chwilę nim przeniósł wzrok na swój notes. - Opowiedźcie o tej wizycie. - Im dłużej Leopold spoglądał na rozrzucone kartki, tym więcej pewności napierał, że to dzieła Zajączka. Było jednak na nich coś nowego. Liczne czerwono-brązowawe plamki.

- No nie bardzo jest o czym opowiadać. Szukałem znajomych sprzed wojny, miałem nadzieję, że ten pacjent może jest jednym z nich albo słyszał o kimś takim. Ale no on ma chyba coś z głową. Takie odniosłem wrażenie. Nie bardzo mogłem się z nim dogadać, jakbym do ściany mówił. No to w końcu się pożegnaliśmy. A dlaczego mnie pan wypytuje o tą wizytę? - blondyn w zimowej kurtce starał się mówić łagodnym tonem by nie sprawiać groźnego czy agresywnego wrażenia. Nie potrzebował kłopotów. Chociaż niepokoiło go to wezwanie i wypytywanie. Wydawało się, że chodzi o coś poważnego.

- Obiecuję, że niebawem wyjaśnię. - Mężczyzna zanotował słowa Kuli. - A o czym panowie rozmawiali?

- Pytałem go o moich znajomych. Mówiłem mu o kogo mi chodzi ale nie wiem czy coś do niego docierało. Cały czas pytał mnie czy mam herbatę i ciasto, mówię mu, że nie a on po chwili znowu. No to jak straciłem nadzieję, że coś z nim załatwię no to wyszedłem. - Leopold wzruszył ramionami i chwilę się zastanawiał jak tu streścić swoją rozmowę z pacjentem któremu pewnie coś się stało skoro milicja się tu kręciła. W międzyczasie zerknął w bok na te leżące kartki. Wyglądały podobnie jak te co widział w pokoju Zajączka. Spojrzał na chwilę w górę czy to możliwe, że jakoś wypadły z jego okna. Ale na chwilę by nie było to niegrzeczne. Nie było jednak takiej szansy, budynek był parterowy, a okna zajączka wychodziły na inną stronę niż wejście.

- To musiała być bardzo niebezpieczna herbata. - Sierżant wyraźnie nie wierzył Kuli. - Dziś w nocy kilku pacjentów podjęło próbę samobójczą, dwóm się udało. Kilku innych zrobiło tylko raba. - Mężczyzna schował notes i ruszył w kierunku drzwi, dając znać Leopoldowi by ten poszedł za nim.

- O matko… - jęknął cicho gdy nagle dotarło do niego skala tego co tu się musiało stać. ~ Kilku?! Próbę samobójczą?! ~ co jak co. Ale tego blondyn się kompletnie nie spodziewał. Podejrzewał, że coś mogło się stać Zajączkowi. Coś złego. Ale kilku innym też? Aż spojrzał na wszelki wypadek na milicjantów jakby szukał w nich potwierdzenia ale w końcu z duszą na ramieniu ruszył za Tokajem.

- A co z Zajączkiem? No i ja nie wiem co tu się działo po moim wyjściu. Dopiero ci panowie mnie tutaj przywieźli. - na wszelki wypadek wolał jednak przypomnieć milicjantowi, że cokolwiek tu się wydarzyło to bez jego udziału.

- Już pan więcej z nim o herbatce nie porozmawia. - W głosie sierżanta dała się usłyszeć ironia gdy wskazał na korytarz. I nagle koszmar jakby ożył. Cała przestrzeń korytarza była wypełniona karteczkami, a im bliżej było do pokoju Zajączka, tym więcej było na nich czerwonych kropek… plam. Aż w końcu całe niemal były pokryte szkarłatem.

- O matko… Co to było? Granat? - weteran ostatniej wojny widział już niejedno ciało zabitego. A teraz jeszcze nawet nie widział samego ciała. Ale te czerwone kropki i zacieki budziły w nim właśnie takie skojarzenia. Zwłaszcza w połączeniu z tym co mówił milicjant. I czego nie mówił. Tym bardziej go to niepokoiło, że na wojnie to raczej wiedział czego się spodziewać. Ciała rozerwane artylerią i bombami, posiekane ołowiem z rozpylaczy, z odstrzelonymi kawałkami głowy, ciała topielców w forsowanych rzekach, świeże i stare, rozprute na minach no wiele rzeczy widział i przeżył na tej wojnie. Ale w tej czerwieni plam i zacieków do jakiej się zbliżali było coś obcego. Coś niewytłumaczalnego. Co mogło tak… rozpylić? To mu przyszło do głowy. Co mogło tak rozpylić człowieka. Jakiś wybuch. To pierwsze co mu przyszło do głowy. Chociaż to musiałby być bardzo nietypowy wybuch bez szrapneli, osmoleń, wyrwanych drzwi bo tylko taki wybuch mógł aż tak rozerwać ciało. A nic takiego nie widział. A słabszy nie powinien aż tak “rozpylić” ciała. Więc jak to się mogło stać? Az mu włoski stanęły na karku jakby wietrząc jakieś nieznane niebezpieczeństwo gdy tak podążał za milicjantem ku nieznanemu.

- Miałem nadzieję, że Obywatel mi to wyjaśni. - Sierżant ruszył przodem, a korytarz wypełnił szelest kartek. Sceny ze snu ożyły, tyle że słońce wpadające przez brudne szyby nieco ogrzewało wąski korytarz, więc po raz pierwszy od dawna z jego ust nie wydobywała się para z ust. Gdy dotarli do progu pokoju Zajączka trochę pożałował, że choćby ta parowa mgiełka nie przesłania mu fragmentów ciała leżących na kartkach. - W środku nocy nagle zapanował chaos. Pacjenci zaczęli się dobijać do drzwi, krzyczeć. Tylko tu było cicho. - W miejscu gdzie stało łóżko leżały resztki tego co było kiedyś Zajączkiem. Obklejone setkami zapisanych karteczek.

- O matko… - w pierwszej chwili chciał zaznaczyć, nawet zrugać tego glinę, że przecież go tu nie było i nie ma pojęcia co tu się działo odkąd opuścił ten cholerny szpital! Więc dlaczego oczekuje, że niby mu coś wyjaśni jak był przecież w tym czasie gdzie indziej! Ale nie zdążył. Bo stanęli w drzwiach izolatki Zajączka. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Widział już rozczłonkowane ciała ale na wojnie. A to nie było żadnej wojny! Tylko cholerny szpital! Co tu się stało?! Jakby ktoś wpadł z jakimś młotem pneumatycznym…

- O matko… - powtórzył bo ciężko mu było ogarnąć ten krwawy chaos. Masakra! Co tu się stało?! Jak!? Dlaczego. Chaotycznie wodził spojrzeniem po pomieszczeniu ale za cholerę nie chciał tam wchodzić. A wzrok jakoś automatycznie wracał mu do zmasakrowanych resztek człowieka oblepionego tego jego cholernymi obrazkami. Już wcześniej był zaniepokojony no ale odkąd zaczął przed wejściem rozmowę z Tokajem no to wydawało mu się, że zjeżdża po równi pochyłej z tym zdenerwowaniem. Ale mimo wszystko tego się nie spodziewał. Sądził, że to chodzi o jakieś sprawy z okupacji czy co. I nie chciał się w to wplątać ani wydać kogoś innego. Ale no czegoś takiego się nie spodziewał kompletnie. Rozerwane i rozprute ciało na polu bitwy to jedno. Ale wewnątrz sali szpitalnej? Jak wszystkie ściany a nawet szyby są całe? Bez osmaleń i reszty gruzu? No to było dla niego niepojęte jak coś mogło tak zmasakrować człowieka.

- Matka to by tu raczej nie pomogła. - Mruknął cicho sierżant. - Wszystko wydarzyło się w nocy. Pielęgniarka przyniosła mu leki i kolację. Porozmawiał z nią o “herbatce”, a rano znalazła to.

- O matko… - mimo woli były wojskowy pokręcił głową i po raz kolejny powtórzył to samo. Jak się przyjrzał pokojowi Zajączka no to jako spec od ładunków wybuchowych mógł być pewny, że to na pewno nie była żadna eksplozja. Nie było ani epicentrum, ani osmoleń, ani szrapneli. Nawet szyby były całe. A jednak coś rozerwało ciało pacjenta.

- To nie był wybuch. Na pewno nie wybuch. Nawet okno jest całe. Jestem saperem. - mruknął cicho do milicjanta na którego barki spadło rozwiązanie tej sprawy. Wcale mu nie zazdrościł. Coś instynktownie zdawało się szeptać mu do ucha by trzymał się od tego jak najdalej. Dlatego dalej stał w progu izolatki i nie bardzo uśmiechało mu się wchodzić do środka.

- Ktoś się włamał do niego? - zapytał szukając jakiegoś racjonalnego rozwiązania. Spojrzał na framugę i zamek drzwi szukając jakichś zadrapań chociaż nie był pewny czy nawet jakby je zobaczył to by poprawnie zidentyfikował. Nie znał się na tym. Chociaż nie wiedział po co ktoś miałby się włamywać do wariata. Żeby go zabić? Po co? I dlaczego nie poderżnął mu gardła czy nie strzelił w głowę podczas snu? Po co się tak trudził? I dalej nie miał pojęcia jaka siła mogła coś takiego zrobić z ludzkim ciałem? I to tak bezgłośnie, że do rana nikt nic nie wiedział. Znał taką siłę - eksplozję, no ale za cholerę nie była dyskretna.

Gdy przeszedł przez pomieszczenie podchodząc do okna z trudem udało mu się ominąć resztki Zajączka. Sierżant nie protestował, skrzętnie coś notując. - Lufcik na górze był uchylony.

Na oknie nie było zadrapań ani śladów włamania, ani zadrapań. Ale gdy Kula odwrócił się w stronę sierżanta, dostrzegł kilka dziwnie zgniecionych kartek i jakby krwawy ślad.

- No uchylony. Ale to raczej za mały by ktoś się przecisnął. Może kot czy szczur ale chyba nic większego. Ale nie znam kota czy szczura co by mogło zrobić coś takiego z dorosłym facetem. - blondyn pokiwał głową zgadzając się z wnioskami milicjanta. Po chwili wahania ciekawość jednak zwyciężyła. I zdecydował się wejść do pomieszczenia aby rzucić okiem na te zgniecione rysunki przy łóżku. Co tam było? Zajączek je cisnął w ostatnim odruchu? Coś co zgniotło te kartki jak się szamotał w ostatniej walce. A szamotał się?

- A on walczył? Wiadomo to już? No wie pan, dostał jakieś prochy na noc i go dopadło jak spał na amen? Czy bronił się? - pod wpływem impulsu zaciekawił się. Uznał, że żaden świadomy człowiek, nawet pijany, nie poddałby się bez walki. Nawet beznadziejnej. A jak teraz już raczej wykluczył eksplozję to mu wyglądało, że musiał być jakiś sprawca. No ale z doświadczenia wiedział, że z zaskoczenia to można kogoś kopnąć, w gębę dać no ale nie tak zmasakrować na miazgę jak tego biedaka. No ale wtedy Zajączek chociaż powinien próbować się bronić, krzyczeć, wzywać pomocy. Chyba, że właśnie dostał jakieś ogłupiacze na sen czy co. Ale od samego patrzenia na zmasakrowane ciało nie mógł tego stwierdzić, liczył, że może jak Tokaj przeprowadził wywiad to wie już takie rzeczy. No a sam chciał rzucić okiem na te pomięte kartki. Jakoś dziwnie rzucały mu się w oczy na tle innych.
Na szczęście sierżant skupił się na notowaniu jego uwag i nie zauważył szybkiego ruchu Kuli. Ten gdy zgarnął kilka kartek dostrzegł, że na jednej czy dwóch jest coś jakby rozdarcie.. Jakby coś pociągnęło po niej paznokciem lub.. Pazurem.

- Nic nie było słychać. - Odpowiedział krótko sierżant i jakby po chwili namysłu dodał. - A raczej krzyczeli jego sąsiedzi.

- Jak to? Jak jego nie było słychać to dlaczego oni krzyczeli? - blondyn nie miał pojęcia co to jest. Ślad po… łapie? Czego? Psa? Kota? Coś mu tu cholernie nie grało. Ani widok zmaskrowanego ciała, ani te zamknięte drzwi, uchylony lufcik, ta ponoć cisza w jakiej to się odbyło… Nie był ekspertem od kryminalistyki ani detektywem. Ale z tym zabijaniem i umieraniem ludzi to miał na wojnie więcej do czynienia niż by chciał. I nic tu się nie zgadzało! Ciało wyglądało jak poszarpane przez wybuch. Ale śladów wybuchu nie było. Zaczynając od tego, że przede wszystkim szyba by poszła. Więc co? Jakieś zwierzę? No ślad na kartce mógł o tym świadczyć. Ale co by robił jakiś pies w szpitalnej izolatce? Skąd by się tu wziął? Ktoś by musiał go wpuścić przez drzwi albo okno. Ale jedno i drugie było zamknięte. A bez ludzkich dłoni to takie przeszkody dla zwierzaków były nie do sforsowania. No szybę w oknie duży pies ostatecznie mógłby jeszcze wybić. Ale nie wybił bo była cała. No a kot czy coś podobnego pewnie by się wślizgnął przez lufcik no ale nie wierzył by jeden kot dał radę tak załatwić człowieka jak widział ten krwawy zezwłok na szpitalnym łóżku izolatki. Może całe stado. Ale koty nie latały w stadach. Szczur? Ale bez sensu. Nawet jak jeden by się przemknął czy kilka to całe śladów zostawiłoby jakiś ślad. Zresztą też bez sensu. Po co stado szczurów miałoby włazić właśnie do tej izolatki a potem zwiać. Powinny gdzieś tu być nażarte i utuczone paskudy. A ich łapki powinny zostawić masę krwawych śladów. A tu nic. Znaczy krwi pełno ale nie jako ślady łap. Bez sensu. Nic tu się nie zgadzało.

- Nie pojmuję jak to się mogło stać sierżancie. Granat, eksplozja, mina, nawet poderżnięcie gardła czy kulka. To widziałem na wojnie. Ale to tu… - wskazał na zmasakrowane ciało. - I dlaczego nie pisnął? Ktoś go uśpił najpierw? - przyznał z zakłopotaniem, że jego wojskowa wiedza i wojenne doświadczenie mają kłopot by jakoś racjonalnie wyjaśnić tą sytuację. Nie przepadał za gliniarzami. Zwłaszcza tymi nowymi z MO. Słyszał co tam się dzieje na komisariatach i aresztach. I to sprawiało, że nie żywił do nich sympatii. Ale temu akurat nie zazdrościł tej roboty. W duchu cieszył się, że nie jest na jego miejscu i nie musi się tym zajmować.

- Niestety mamy problem by sprawdzić treści żołądka. - Sierżant wskazał na resztki ciała leżące na łóżku. Po chwili mężczyzna schował długopis i notes. - Obywatelu Kula. Zaprosiłbym jeszcze pana na posterunek w celu złożenia zeznań. Jak najszybciej.

- No a to konieczne? Myślałem, że już wszystko sobie powiedzieliśmy. Po co mamy sobie jeszcze czas zabierać? - blondyn skrzywił się w duchu gdy nagle cała niechęć do tej nowej milicji wróciła jedną falą. Wiedział, że Tokaj jest na prawie i jak się uprze to wiele może. Nawet zabrać go siłą na ten komisariat. No ale za cholerę mu się nie uśmiechała wizyta w centrum władzy ludowej. Miał po cichu nadzieję, że jakoś się obędzie bez tego, wolał już wrócić do Korka i w ogóle reszty. Korek też pewnie siedzi cały w nerwach jak mu kolegę milicja zgarnęła do radiowozu. Więc popatrzył na Tokaja tak łagodnie i prosząco jak tylko dał radę.

- Jest to bardziej niż konieczne Panie Kula. - Sierżant wręczył Leopoldowi arkusz z wezwaniem do pojawienia się na komisariacie z uśmiechem sugerującym, że nie ma tu pola do dyskusji.

~ A już zaczynałem cię lubić. ~ zdemobilizowany blondyn westchnął w duchu wpatrując się w podany bloczek urzędowego pisma. Co miał zrobić? Jak w duchu dodał sobie dwa do dwóch wyszło mu, że szanse na nagłą ucieczkę może i jakieś ma. No ale stałby się poszukiwany przez milicję. I niejako sam by się przyznał, że ma coś na sumieniu. No a tak no to może jak pojedzie to jeszcze jakoś da się załatwić sprawę polubownie i się z tego wyślizgać. Chociaż dalej nie uśmiechało mu się jechać na ten cholerny komisariat.

- No jak konieczne to konieczne. - Kula rozłożył bezradnie ręce na znak, że podporządkuje się temu nakazowi no ale bez entuzjazmu. I na okazanie tego braku entuzjazmu sobie pozwolił.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline