Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2020, 06:14   #205
Lua Nova
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Post stworzony wspólnie z Joerem.

Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

Tytus Garlik zatrzymał pięść tuż przed metalową powierzchnią drzwi. Spojrzał jeszcze raz na swój ubiór. Mimo jego aktywnego oporu, Marika, chyba najbardziej denerwująca adiutant na statku, wymusiła na nim ubranie się w świeżo uprasowany mundur. Wprawdzie już w drodze zaadaptował go do swoich potrzeb, rozpinając go i poluźniając kołnierzyk, ale wciąż czuł się nieswojo. W lewej dłoni trzymał pudełko, naprędce skomponowane przez córkę Degaussa z najlepszego wina jakie trzymał w, jak myślał, tajnym schowku oraz ze, znajdującego się jak myślał, w jeszcze lepiej ukrytym miejscu, zdobionego kieliszka. Chciał nawet się wkurzyć, ale była tak zacięta, przygotowując go do spotkania z jego przełożoną, że nie udało się znaleźć na to chwili.

Wciąż trzymając dłoń o centymetr od drzwi Amelii de Vries jeszcze raz doszedł do tego samego wniosku, że znalezienie wymówki było dużo bezpieczniejszą opcją. Jednak ciekawość przeważyła. No i miał ochotę na steka. Zamiast pukać jego dłoń powędrowała do terminala przy drzwiach gdzie uruchomił dzwonek.

Po krótkiej chwili Tytus usłyszał kroki i drzwi się rozsunęły. W wejściu stała pani komandor, ku zaskoczeniu nadsternika nie w mundurze. Amelia ubrana była jak zwykle na czarno, ale tym razem uniform Coraxów zastąpiła luźnymi spodniami z wieloma kieszeniami i prostym czarnym podkoszulkiem bez rękawów, na który narzuciła odrobinę jaśniejszą krótką koszulkę, której jeden z rękawków opadał, odsłąniając lewe ramię i ramiączko podkoszulka. Zadziwiająco długie, rozpuszczone czarne włosy spływały jej na plecy i lewe ramię, choć grzywka jak zwykle, zawadiacko sterczała w górę. Jej cera miała zdrowy odcień i cienie pod oczami, które towarzyszyły jej ostatnio nieustannie, zniknęły.



Widok pilota w świeżym, wyprasowanym mundurze, wywołał na jej twarzy zaskoczenie, ale po chwili zastąpił je przyjazny uśmiech.
- No bardzo ładnie wyglądasz mój drogi, nie powiem. Czym sobie zasłużyłam na takie starania? - W jej głosie słychać było rozbawienie. - Wydawało mi się, że nasze spotkanie ma raczej charakter nieformalny. Czyżbym zasugerowała coś innego? Teraz mi głupio, bo ja cię przyjmuję w kapciach. - Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i przesunęła się w bok robiąc przejście dla gościa. - Zapraszam pana w me skromne progi.

Tytus nie dał pokazać po sobie za długo, że jest zaskoczony. Przestąpił próg i wszedł do pokoju w przelocie rzucając uwagę tonem zabarwionym udawaną irytacją.
- Możesz dziękować… lub przeklinać za to małą Marikę. Jak tylko zwęszy krew to jest dziksza niż carnodon z Helicana - Garlik chwilę się zastanowił po czym dodał - Właściwie, carnodon jakiego widziałem był mniej okrutny.

- Postaram się zapamiętać i będę przy niej bardzo ostrożna. - Odpowiedziała rozbawionym tonem i puściła oko do nadsternika. Kiedy pilot wszedł do środka, drzwi zamknęły się cicho.

Kwatery Amelii wyglądały prawie tak jak podczas jego ostatniej wizyty. Jedynie stół i krzesła zamiast pod ścianą stały teraz na środku głównego pomieszczenia. Teraz ładnie nakryty obrusem i prostą, ale elegancką zastawą. Na jego środku stał mały błękitny wazonik z bukiecikiem białych frezji, zapewne z ogrodów znajdujących się na Błysku. Ich przyjemny zapach rozchodził się po pokoju.
- Rozgość się. - Pierwsza wskazała mężczyźnie krzesło. - A ja zajrzę do naszych steków. Przyznaję się bez bicia, że nie umiem gotować. - Dodała ze śmiechem. - Dlatego kuchnię zostawiłam w rękach Linusa, mojego lokaja. Robi wyśmienite steki. - Ruszyła w stronę aneksu kuchennego.

Pilot skinął głową i z ulgą zaczął zdejmować marynarkę gdy spostrzegł pudełko, które wciąż trzymał w dłoni. Podał je Amelii tłumacząc.
- Szczerze wątpię by to było wino z Quaddis, ale zdało tyle testów, że liche być nie może. Kieliszek za to ma jakąś historię, wznoszono nim jakiś tam toast w imię jakiś tam rzeczy, ale mimo tych ornamentów przede wszystkim leży w dłoni i nie kłuje jak większość takiej zdobionej tandety. Obie rzeczy wygrzebane z ukrytego skarbca gubernatora Tarros, nawet jest na nich pieczęć, więc jakbyś chciała to opchnąć paser dałby ci niezłą sumkę.

Gospodyni zatrzymała się w połowie drogi i zwróciła do Tytusa.
- To bardzo miło z twojej strony, że przyniosłeś mi prezent. Przyznam, że mnie tym zaskoczyłeś. Nie nawykłam do takich świecidełek, ale przyznaję, że ten jest bardzo ładny. Dziękuję Tytusie. - Uśmiechnęła się do niego promiennie, podeszła blisko i wzięła od niego kielich, oglądając podarunek. Tytus poczuł od niej znajomy już zapach róż i jaśminu, który przyjemnie łączył się teraz ze słodką wonią frezji stojących w wazonie. - Odłożę go na honorowe miejsce. Nalejesz wina do kieliszków? - Następnie podeszła do aneksu kuchennego, otworzyła jedną z górnych szafek i włożyła tam kielich. Potem zaczęła się krzątać przy garnkach i nadsternik poczuł smakowity zapach steków i pieczonych warzyw. Po chwili wróciła z dwoma półmiskami. - Sałatka jest na stole. Ale tą sama przyrządzałam, więc czuj się ostrzeżony. - Ponownie mrugnęła do niego wesoło.

Tytus zawahał się po otwarciu butelki. Po chwili ze sprawnością rozlał do kieliszków zawartość. Z pewnym pietyzmem zamieszał każdym kieliszkiem obserwując uważnie jego zawartość.
- Jeśli zejdę to mam nadzieję, że dopiero po steku. Jak umierać to o pełnym żołądku. Wtedy przynajmniej będzie można obwiniać biednego Linusa.

- Linus jest doskonałym kucharzem, a od moich sałatek jeszcze nikt nie umarł. - Zapewniła Pierwsza. - Ale może usiądźmy i zjedzmy, zanim wystygnie. - Dodała zapraszając pilota do stołu. Usiedli naprzeciwko siebie. Posiłek wyglądał bardzo apetycznie. Nawet sałatka Amelii wyglądała zachęcająco. Składała się z różnych rodzajów sałat, pomidorków koktailowych, czarnych oliwek i pokrojonego w kostkę owczego sera. - Kobieta uśmiechnęła się do niego zachęcając do spróbowania. - Co prawda nie jest to twoja ulubiona brukselka, ale mam nadzieję, że będzie ci smakowało.

Mężczyzna z uwagą pokroił steka i uniósł widelec przed sobą przyglądając się fakturze mięsa. Wyglądało soczyście i unosiło woń, której nie dało się pomylić z aromasyntezerami. Nawet one były raczej stosowane tylko dla oficerów, więc fakt, że pomyślał o nich pogardliwe zaskoczył go nieco.
- Przyznam, że brukselka budzi u mnie pewien sentyment. - Tytus uśmiechnął się do siebie - Pamiętam jak była kiedyś czymś o czym marzyliśmy. Prawdziwe, niesyntetyczne jedzenie, które podobno nie miało smaku tektury zmieszanej z olejem silnikowym. - przerwał na chwilę obracając widelec po czym dodał - To była długa droga.
Tytus szybko ruszył widelcem i przeżuł powoli steka rozkoszując się jego smakiem. Przymknął oczy skupiając się na uwolnionych aromatach stopniowo uwalniających się w ustach. Mruknął z aprobatą.
- Chyba muszę zmienić moją politykę braku personalnej obstawy. Możesz powiedzieć Linusowi, że zapłacę podwójnie to co mu oferujesz. Ten stek jest wyśmienity, najlepszy jakiego jadłem.

- Przekaże mu wyrazy uznania, ale obawiam się, że mojej oferty nie jesteś w stanie przebić, ale będzie mi bardzo miło jadać z tobą częściej. Linus opiekuje się mną od dziecka i choć nie potrzebuję służby, bo sama ogarniam swoje sprawy, to jednak z jego posiłków nie potrafię zrezygnować. Przypominają mi moje dzieciństwo, przynajmniej jego część. - Dodała smutno. - Choć był czas, że marzyłam nawet o tej bezbarwnej i bezsmakowej breji, którą serwuje się na statkach transportowych gorszego sortu. - Uniosła widelec z kawałkiem mięsa w górę i uważnie się mu przyjżała. - Dziś Linus wyjątkowo się postarał. Był taki zadowolony, że poprosiłam go po przyrządzenie posiłku dla mnie i gościa. Ostatnio jadam głównie w kantynie ze swoimi żołnierzami. Nie lubię jeść sama. Poza tym, kiedy nie wiedzą, że jestem ich dowódcą i traktują mnie jak zwykłą koleżankę, opowiadają zabawne, sprośne anegdoty przy stole. - Dodała już lżejszym tonem. Uniosła wzrok na Tytusa. - Kiedy powiedziałeś “marzyliśmy” nie miałeś na myśli czasów wojska, prawda? Miałeś na myśli swoją rodzinę, bliskich? W zasadzie niewiele o tobie wiem. Opowiesz mi? O tej “przebytej długiej drodze”?

Tytus przez chwilę przeżuwał zastanawiając się. Jeszcze z pełnymi ustami odparł.
- Dobrze, aczkolwiek sam w zamian chętnie usłyszę więcej o skrywanej księżniczce rodu Corax.
Rozbawiło go, przełknął i nie czekając na potwierdzenie zaczął.
- Obawiam się, że wszystko co trzeba o mnie wiedzieć jest w moim dossier. Moje całe życie to właściwie przebieg służby. Urodzony na Młocie Zemsty, flagowcu floty wojennej przeprowadzającej rekonkwistę przeciw Waagh Turug, jako... - w tym momencie Garlik zawahał się. Po chwili już sprawnie wyrecytował - syn anonimowych gwardzistów, którzy żyli dość krótko, by nigdy nie zrealizować swoich marzeń o spokojnym życiu na jakimś agroświecie, ale dość długo by ich potomstwo zrozumiało co to znaczy strata i chęć zemsty.
Tytus wziął kęs, który szybko przeżuł.
- Potem piękne lata spędzone razem z moimi bardziej rozgarniętymi braćmi. Dzięki temu, iż ustępowałem im pod każdym względem mogłem poznać wspaniałości systemów utylizacji, ciepłowniczych oraz tajniki jak szorować mechadendryty adeptus mechanicus. Jestem w tym naprawdę dobry, tylko nie mów jego eminencji o tym. - Tytus mrugnął z szerokim uśmiechem na twarzy.

Amelia słuchała z uwagą słów nadsternika. Kiedy doszedł do czyszczenia mechadendrytów, uśmiechnęła się łobuzersko.
- Twój sekret jest u mnie bezpieczny. Chyba, że mi podpadniesz, hak zawsze się przyda. - Mrugnęła porozumiewawczo. - Nie wiedziałam, że masz rodzeństwo. Opowiesz mi o swoich braciach?

Tytus wzruszył ramionami.
- Nie mieliśmy za wiele kontaktu. Oni mieli swoje szkolenie, ja miałem swoje… obowiązki. Byliśmy dosyć podobni więc wystarczy, że wyobrazisz sobie ich jako sprawniejszą, inteligentniejszą oraz bardziej nadętą wersje mnie. - Tytus uśmiechnął się dumnie i dodał - No oprócz wyglądu. Ja zawsze byłem najprzystojniejszy. No, przynajmniej nikt tego już nie sprawdzi. Nie byli na liście ewakuowanych po tym jak Turug przebił się przez Młot Zemsty.
Głos nadsternika brzmiał tak jakby opowiadał zwykłą anegdotkę, wręcz wyrażał obojętność.

Pierwszy przybrała poważny wyraz twarzy.
- Mówisz o ich śmierci tak obojętnie. Twoja wcześniejsza wypowiedź sugerowała raczej, że spędziliście sporo czasu po śmierci rodziców razem. Nie stworzyliście więzi? Nie brakuje ci ich, albo rodziców? - W głosie Amelii słychać było smutek. - Ja straciłam prawie wszystkich bliskich, a tych, którzy mi pozostali możliwe, że nie zdołam ocalić… - Dodała bardzo cicho.

Garlik przyglądał się badawczo Amelii, lekko zdziwiony. Odpowiedział dopiero po krótkim czasie namysłu.
- Zaczynam chyba rozumieć… - urwał, by już po chwili z powrotem dosyć zwyczajnym tonem wyjaśniać - We flocie wojennej, a zwłaszcza tam gdzie się wychowywałem więzy krwi nie były kultywowane jako coś wartościowego. To prawda, wraz z moimi braćmi dzieliliśmy to samo DNA, ale to nic nie oznaczało. Byłem dla nich tym czym byłem w hierarchii statku, zwykłym sługą. Jeśli miałbym się z kimś identyfikować to chyba właśnie z tymi, którzy byli mi równi: z serfami młota zemsty, potem z czterysta pierwszą kaliarską, ze szwadronem uderzeniowym Lianocka itd.
Tytus wypił zawartość kieliszka.
- Widzę, że jednak nie jest to coś uniwersalnego. Tobie zależy na tych, którzy dzielą twoje DNA? Wiem, że siła rodu jest istotna dla szlachty aczkolwiek nie oznacza to, że jest to dla mnie zrozumiałe.

- Smutne jest to co mówisz Tytusie. Choć może z twojej perspektywy inaczej to wygląda i wyciągam zbyt daleko idące wnioski. - Amelia zamyśliła się chwilę nad słowami pilota. - Nie chodzi o DNA, tylko o więzi zbudowane z innymi. Nie ze wszystkimi, których kochałam łączyły mnie więzy krwi. Mój ojczym, był dla mnie ważny, choć nie był ojcem, ale mnie wychował i troszczył się o mnie. Uczył mnie wielu rzeczy. Więź z Winter powstała wiele lat wcześniej, zanim dowiedziałam się, że jest moją siostrą, dorastałyśmy razem, bawiliśmy się i dzieliłyśmy swoje smutki. To są więzi, które się tworzy. Nie masz nikogo, na kim by ci zależało? O kogo chcesz się troszczyć i kogo chcesz chronić? Kochałeś kiedyś?

- Mam tysiące ludzi na których mi zależy. - odpowiedział trochę poważniejszym tonem, ale zaraz uśmiechnął się i ciągnął łagodniej - we flocie znajomości są inne, lepsze według mnie. Nie ma czasu na długie budowanie więzi, czy skomplikowane gusta i niuansy. Odstawiasz swój oddział na powierzchnię planety i możliwe, że na następny dzień już po nich nie wracasz i nowa seria zostaje ci przydzielona. Każdy wie, że jutro może nie żyć. To odkomplikowuje wiele rzeczy. Dzięki temu cała twoja załoga jest ci droga i dzielicie ten sam los. Każdego znasz i każdy jest twoim przyjacielem. Relacje są krótkie i intensywne. I przyznam, że tak jest przyjemniej.
Tytus zmienił postawę i przybrał lekki uśmiech. Rozluźniony oparł się na krześle i cmoknął.
- Co do ostatniego to nie chcę się przechwalać, ale w tej dziedzinie nigdy nie miałem sobie nic do zarzucenia. Nawet teraz mam na oku taką jedną z komunikacji.

Amelia uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie o takie więzi pytałam, choć to o czym mówisz także mi nie jest obce. Mnie również zależy na załodze. Bardziej miałam na myśli kogoś bliższego, rodzinę, bliskiego przyjaciela. To prawda, że w każdej chwili możemy zginąć, albo stracić kogoś z kamratów, ale to nie przeszkadza członkom załogi kochać, zakładać rodzin. Robią to pomimo niebezpieczeństwa, a może właśnie dlatego. Nie miałam także na myśli twoich miłosnych podbojów, z których zrobiłeś się już sławny. - Dodała ze śmiechem. - Nie miałeś kiedyś w swoim życiu kogoś wyjątkowego? Kogoś, kogo wyróżniałeś spośród wszystkich innych? Przyjaciela, kogoś kogo traktowałeś jak rodzinę?

Tytus zaśmiał się lekko i uśmiechnął łobuzersko.
- Nie mam żony ani dzieci, tego jestem pewien. Zresztą nie sądzę by byli dostatecznie wybitni by spełnić takie wymagania. Moją największą miłością jest obecnie Błysk Cieni i to chyba do takiego uczucia zostałem stworzony.
Nadsternik jednak uspokoił ton i podszedł do zagadnienia bardziej analitycznie.
- Wydaje mi się, że możemy się nie rozumieć. Ty masz kogoś takiego? Kogoś kto wyróżnia w ten sposób?

- Myślę, że mimo odmiennego podejścia cię rozumiem. - Zajrzała w pusty kieliszek do wina z żalem. Następnie uniosła butelkę i rozlała do obu kieliszków. - Mam takie osoby. Moją rodzinę. Moją siostrę i kuzyna, który jest dla mnie jak starszy brat. Tylko oni mi zostali… - Zawahała się. - ...przynajmniej mam taką nadzieję. Ale nigdy nie byłam zakochana, jeżeli o to pytasz. Owszem, miałam jakieś przygody, ale nic poważnego. I wbrew niektórym plotkom, które krążą na mój temat, byli to mężczyźni. - Odpowiedziała Tytusowi na łobuzerski uśmiech, równie łobuzerskim uśmiechem.

- Nie jestem naturalnie z tych co dali by wiarę takim plotkom. - Tytus pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów. - Co do zaś tej dwójki, to nie są mi obojętni. Nie będę cukrzył w sprawie losu lady kapitan, ponieważ nie mam ani trochę w tej dziedzinie ekspertyzy, za to co się tyczy Maurice to przyznam, z pewnym przekąsem, że jest, mimo niestandardowego podejścia, szalenie kompetentny. Z trudem przychodzi mi do głowy scenariusz, który byłby dla niego niemożliwym do przejścia. Spodziewam się, że przyjdzie nam jeszcze go spotkać.

Pani komandor westchnęła cicho.
- Według wróżby Bel, Mauricio żyje, ale jest uwikłany w jakąś ważną sprawę. Mówiła coś o obowiązku i niesprawiedliwym osądzie. To daje mi nadzieje, że jeszcze możemy go odnaleźć, albo on nas. - Potrząsnęła głową jakby chciała otrząsnąć się ze złych myśli. - Ale nie psujmy miłego spotkania niezbyt wesołymi tematami. - Podsunęła Tytusowi półmisek. - Dokładkę?

- Oczywiście.
Pilot chwycił półmisek i z dużą zachłannością zaczął nakładać kolejne łyżki. W końcu zatrzymał się zakłopotany swoją zachłannością i odstawił łyżkę w połowie drogi.
- No dobrze, skoro już wyjawiłem swoje najgłębiej skrywane sekrety to mogę chyba oczekiwać rewanżu? - sternik uśmiechnął się drapieżnie i unosząc w kieliszek, rozsiadł w krześle.
- Skąd dziewczyna z dobrego domu, znająca tajniki makijażu oraz odpowiedniej prezencji… tak, potrafię to dostrzec choćby na przykładzie wizyty u Chordy… poszła taką ścieżką kariery? Linus zna przepis na najlepszego steka, ja znam przepis na najlepszego pilota w Koronusie, a jaki jest przepis na Amelię de Vries?
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 14-11-2020 o 02:08.
Lua Nova jest offline