Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2020, 10:28   #121
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pół godziny później wyruszali. Robert i Zofia w samochodzie, a Emmerich z przodu na harleyu-davidsonie. Jechał na przedzie prowadząc ich ku przygodzie. Robert załadował do samochodu kilka skrzyń pokrytych alchemicznymi symbolami. Iza została na straży twierdzy. Blondyn zresztą wyraźnie podkreślił, że obecność strefy niekontrolowanej nierównowagi rzeczywistości mogłoby poluzować więzy jakie na sukkuba nałożono.
Perka spakowała zerwane zioła w plastikowe pojemniki i włożyła do plecaka. Od Roberta pożyczyła jeszcze kilka świeczek i termos z wrzątkiem.
- Zastanawiam się jakie czarownice zajmują się tą okolicą. - Siedziała na miejscu pasażera w nieco rozpiętej koszuli tak, by mag mógł dostrzec zaczątek jej piersi. Założyła też odruchowo nogę na nogę eksponując niemal w całości swoje udo.
- Jeśli będziemy mieli pecha, to się dowiemy. Wiesz… że potrafisz być bardzo rozpraszająca?- spytał na koniec żartobliwie Robert.
- A jednak doskonale ci idzie prowadzenie. - Zosia zaśmiała się. - Jak będzie dobrze, to może będzie jedna z dziewczyn, z którą spędzałam sabat.
- Możliwe. Ale na pewno będzie wściekła. I wierz mi… to wielki wysiłek z mojej strony.- zaśmiał się blondyn i wzruszył ramionami dodając.- Przepraszam że psuję ci urlop.
- Na moje własne życzenie. Mogłam siedzieć z Izą i dawać się jej wykorzystywać, albo zapolować na jakiegoś przystojniaka w twojej okolicy. - Zosia oparła się o drzwi od strony pasażera jeszcze mocniej eksponując udo i nieco sygnalizując fakt, że nie ma pod spódnicą bielizny. - Cóż… sprawdzimy czy uda mi się ją udobruchać i tak byśmy tego nie naprawiły same.
- Nie chcę cię straszyć, ale wyobraź sobie to co przeżyłaś w altance, tylko wielkości domu. I coś przed czym nie można uciec wracając do naszej rzeczywistości.- wyjaśnił spokojnie Robert.
- Nie muszę tam wchodzić z wami by posprzątać. - Zosia wzruszyła ramionami, co jedynie mocniej odsłoniło jej pierś. - Trzeba zaprosić naturę, by zasklepiła się nad raną. Chyba niezbyt będę wam mogła pomóc z tym demonem, prawda
- Nie wiem. Nie bardzo znam się na czarownicach i ich magii, więc nie mam pojęcia.- jego dłoń “przypadkowo” ześlizgnęła się na udo Zofii wodząc pieszczotliwie po jej skórze.
- Widziałeś naszą walkę z Babą Jagą. Mogę poprosić duchy o pomoc… mogę… wspomóc cię swymi siłami, tak jak wtedy, ale nigdy nie byłam typem wojownika. - Perka na zachętę rozchyliła nogi.
- Acha…- choć wątpiła by akurat o walce teraz myślał sięgając palcami między jej uda, do gorącego jądra pożądania.
Perka zamruczała czując męski dotyk. Jej biodra odruchowo wyszły naprzeciw palcom Roberta. A ten sięgnął głębiej i poruszać począł dłonią, między udami kochanki. Powolny lubieżny dotyk i wypełnienie jakie przynosił, było miłą rozrywką podczas tej monotonnej jazdy samochodem. Zosia wyprężyła się na fotelu szeroko rozchylając nogi. Czuła jak jej ciało przeszywają przyjemne dreszcze.
Taka jazda była niebezpieczna, więc blondyn zwolnił dzieląc swoją uwagę pomiędzy drogę i pieszczotę między udami siedzącej obok niego rudowłosej.
- Mhm.. wytrzymasz tak te “kilka” godzin trasy? - Perka spojrzała zadziornie na siedzącego obok maga.
- Nie będzie łatwo.- odparł mężczyzna znacząco poruszając palcami pod jej spódniczką.
- Pocieszę… że jestem blisko. - Perka chwyciła się dłońmi za zagłówek i wypięła jeszcze mocniej, czując jak zbliża się do szczytu. - Mocniej.
Palce Roberta napierały więc mocniej między uda kochanki. Zanurzyły się stanowczo w spragnionym jego dotyku obszarze rudowłosej wraz lubieżnymi mlaśnięciami. Do tych dźwięków doszły inne. Policyjnej syreny. Patrol ruszył za nimi i wyraźnie dawał znaki, by zjechali na pobocze.
Barbara jęknęła głośno dochodząc i opadła na fotel pasażera.
W samą porę najwyraźniej, bo Robert zjechał na pobocze i poczekał aż policjanci zatrzymają się obok. Jeden z funkcjonariuszy wysiadł i podszedł do samochodu. Pochylił się i spytał obojga.
- Wszystko w porządku?-
- Jak najbardziej.- zapewnił pospiesznie blondyn z szerokim uśmiechem.
Perka nachyliła się by spojrzeć przez okno kierowcy i przy okazji eksponując dekolt przed funkcjonariuszem.
- U Panów też wszystko dobrze? - Spytała z troską. - Potwornie ciepło się robi. - Uśmiechnęła się do policjanta.
- Dobrze…- mruknął rozkojarzony funkcjonariusz, po czym skupił się na tyle skomentować.- Trochę jechaliście zygzakiem. Nie jest pan pod wpływem, może?
- Ależ nie. - odparł pospiesznie Robert.
- Pan wybaczy… myślałam, że w aucie jest jakiś robak i trochę podskoczyłam… Robert musiał się wystraszyć i zakołysać autem. - Perka uśmiechnęła się jak mogłaby to zrobić rasowa blondynka, niestety rude loki opadające na dekolt mogły nieco zabić efekt.
- Proszę więc jechać prosto i skupić się na drodze. - odparł policjant prostując się.- O wypadek łatwo.
- Oczywiście panie władzo i przepraszam za kłopot. - zapewnił gorliwie Robert.
- Udanego dnia. - Zosia posłała policjantowi jeszcze jeden uśmiech i usiadła wygodnie na fotelu pasażera.
- Nawzajem.- odparł policjant i wreszcie mogli pojechać dalej. A blondyn rzekł z ulgą.- Blisko było.
- Czy ja wiem… - Perka odprężyła się i przeciągnęła na fotelu. - Byli mili.
- Nie z mojego powodu. - zaśmiał się czarownik i westchnął.- Kobietę też byś przekonała?
- To zależy… ale zazwyczaj kobiety też mają do mnie słabość. - Dłoń Perki powędrowała do krocza mężczyzny i sprawdziła czy zabawa z nią przyniosła jakiś efekt.
- Nie dziwię się…- szepnął ciężko, gdy palce rudowłosej zaczęły wodzić po wyraźnym dowodzie efektu swoich zabaw.
- Jeśli pani, ma uraz do atrakcyjnych kobiet nawet ja nic nie wskóram. - Dłoń czarownicy sięgnęła do rozporka chcąc wydobyć to co kryły spodnie.
- Lepiej… powinniśmy przestać… zjechać.- Robert desperacko rozglądał się za jakimś ustronnym miejscem, gdy Perka uwolniła z tkanin swoją zdobycz… pal rozkoszy, który powstał dzięki jej pokusie.
- Teraz masz obie dłonie na kierownicy, prawda? - Perka nachyliła się i pocałowała naprężoną męskość. - To patrz na drogę.
- Łatwo ci powiedzieć…- sapnął cicho blondyn, jednakże posłuchał jej instrukcji.
Zosia przesunęła językiem po gorącym ciele.
- Wierzę w ciebie. - Z lubieżnym uśmiechem, którego nie mogła dostrzec jej ofiara, objęła wargami męskość kochanka.
Słyszała jego ciężki oddech, sapanie… czuła jego drżenie, jak i gotowość jego ciała.
- Jesteś niemożliwa.- westchnął rozpalonym głosem Robert, gdy ona smakowała i pieściła organ miłości kochanka.
Zosia wypuściła go z ust i zaczęła wodzić palcami po męskości maga.
- Mam przestać? - Wymruczała, ponownie przesuwając językiem po jego czubku.
Przez chwilę Robert milczał starając się wytrzymać. W końcu poddał się mówiąc.- Nie.
- To się poczęstuję. - Perka ponownie objęła go wargami i possała mocno.
Głośny jęk i lekkie zakręty towarzyszyły tej napaści. Robert postarał się zapanować nad samochodem i nawet mu się to udawało, choć pieszczoty Perki były wielkim wyzwaniem. Na dole jednak nadal stawał na wysokości zadania. Zosia pieściła go z zaangażowaniem swoimi wargami, wodząc też palcami jednej dłoni po podstawie oręża kochanka. Kusiło by dać mu się wziąć, jednak… im szybciej dojadą na miejsce tym szybciej załatwią problem magów.
Co prawda te pieszczoty sprawiały, że akurat dojazd zaczął robić się problematyczny. Im bardziej rosło ryzyko eksplozji tym bardziej czarownik miał kłopoty ze skupieniem się na drodze. Niemniej też tym smakowitszy i większy kąsek badała ustami, acz w końcu trysnęło źródełko przy głośnym jęku maga.
- Jjjuż… blisko.. - wydusił z siebie po wszystkim. Perka nie odezwała się, zajęta spijaniem trybutu kochanka. Dopiero gdy skończyła, powoli wyprostowała się i oblizała.
- Szybko… - mruknęła, nie dając znać czy chodzi jej o szczyt Roberta czy o trasę.
- Emmerich daje znać, by zjechać…- wskazał na harleya przed nimi, oraz na jakiś przydrożny bar z hotelem. - Wygląda na to, że Magdalena sobie tu dorabia.
- A ty jak dorabiasz? - Zosia poprawiła ubranie i włosy, starając się by wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Nieruchomości. Magdalena lubi mi wytykać, że urodziłem się w złotym czepku.- wyjaśnił Robert chowając odsłoniętego robaczka z powrotem w spodnie. - Zapomina dodać, że większość z tych “nieruchomości” jest również więzieniami.
- Dla takich bestyjek jak ta z altanki? - Zosia uchyliła nieco okno wpuszczając nieco świeżego powietrza do ich nagrzanego zabawami auta.
- Też. Ale nie ma powodów do obaw. Są dobrze spętane.- odparł z uśmiechem mag parkując samochód.- O ile się do nich nie zagląda.
- To może daj mi listę, co? Zawsze wchodząc do domu upewniam się czy nie ma w nich dobrotliwych duchów. - Perka spojrzała niepewnie na siedzącego obok blondyna.
- Nie sądzę byś musiała się tym martwić, ale ok…- zatrzymał się Robert tuż obok mototu Emmericha. - Przygotuję taką.
- Dzięki. - Perka wyszła z zaparkowanego auta i przeciągnęła się, rozglądając się po okolicy.
Nie było tu nic niezwykłego, ani strasznego. Od zwykły bar dla podróżnych wraz z hotelem. Pewnie w okolicy były atrakcje w postaci jakichś stawów, może parku lub lasu. Rozrywki związane z agroturystyką. Stał też przy drzwiach afisz reklamujący występ MadeleineBlack. Iluzjonistki.
Emmerich wszedł już do środka baru.
- O.. iluzjonistka? - Perka oparła się o auto spoglądając na afisz i czekając na Roberta.
- Tak. Uprawia magię na oczach ludzi. Nic skomplikowanego… od takie wprawki dla nowicjuszy. - zaśmiał się blondyn zamykając drzwi za sobą i ruszając za nią.
- Nie macie nic przeciwko obnoszeniu się z magią? - Perka podeszła do drzwi i zajrzała do lokalu.
- To zależy jak się z nią obnosisz. Jeśli ludzie wierzą, że to co widzą da się wytłumaczyć racjonalnie…- wyjaśnił blondyn podążając za nią i razem weszli do środka. Budynek musiał być kiedyś, w czasach PRLu zapewne, jakąś klubokawiarnią. Bo wszystko tu było siermiężne, choć posypane lukrem czasów późniejszych. Nowe tapety, unowocześniane wnętrza. Podążyli przez budynek wprost do sali tanecznej. Obecnie pustej. Tam na podium dla orkiestry Magdalena szykowała swój “show”.
Kobieta miała swoje lata, acz nadal wyglądała szykownie i wydawała się w być nadal w szczycie kondycji fizycznej. Blondynka promieniowała aurą autorytetu i podejrzliwym spojrzeniem przeszyła podchodzącą czarownicę.
- Kto to ?- spytała wprost Emmericha.
- Zosia.. znajoma Roberta. - Perka przestawiła się podchodząc do starszego maga. - A ty musisz być Magdalena.
- Tak jestem.- przyznała się blondynka wyciągając dłoń ku dziewczynie.- Nie wiem tylko czemu ty tu jesteś. Nie wtajemnicza się w takie kwestie ludzi spoza branży.
- Bo nie do końca jestem spoza. - Perka uśmiechnęła się. - No i byłam u Roberta na urlopie, a wyście mi go wyciągnęli na bieganie po wsiach.
- Cóż. To sprawa która może panią przerosnąć. Nas trochę przerasta.- wyjaśniła blondynka.
- Czyj to był uczeń? - zapytał Robert, a Magdalena westchnęła. - Chyba Czarkierwicza. Sprowadziłabym go tu, by posprzątał bałagan, ale jak wiecie przekręcił się na dobre rok temu.
Perka rozejrzała się po scenie nie zważając na słowa magini czy tam czarodziejki jak by się może wolała nazywać. Uznała też, że poinformowanie reszty magów o tym czym zajmuje się sama leży po stronie Roberta.
Blondyn wyraźnie się z tym wahał, ale w końcu po długim milczeniu rzekł wreszcie.
- Jest czarownicą.
- Niech to szlag. Jeszcze nadzoru nam tylko potrzeba.- odparła dramatycznie Magdalena i zwróciła się do Emmericha.
- Nie.- odpowiedział uczciwie.
- To nie mój teren i nie będę włazić w paradę lokalnemu sabatowi. - Perka odpowiedziała spokojnie uśmiechając się do blondynki. - Mogę wam co najwyżej pomóc posprzątać.
- Zobaczymy.- stwierdziła powątpiewająco Magdalena, a Robert postanowił zmienić temat.- To jaka jest sytuacja.
- Postawiłam bariery więc problem się nie rozszerza, ale to rozwiązanie tymczasowe. Trzeba wejść do środka i rozwiązać problem u źródła.
- Dziś wieczorem?- zaproponował Emmerich. A magiczka potwierdził kiwając głową. - Tak. Po moim występie.
- A możemy się tam przejść? - Perka zerknęła na Emmericha i Roberta.
- Jest bezpiecznie, prawda?- spytał Emmerich.
- Tak. Jest bezpiecznie. Nie podchodźcie za blisko.- machnęła ręką Magdalena.
- Ok. To cię tam zawiozę na harleyu. Obejrzysz sobie i wracamy. Robert załatwisz formalności? Musimy się zatrzymać tu na noc.- zaproponował Emmerich.
- Mi to pasuje. - Zosia uśmiechnęła się w odpowiedzi. Chciała się zorientować kto tu zajmuje się okolicą.
- No to ruszamy.- Emmerich ruszył do wyjścia, a Zofia za nim. Dotarli na parking, wsiedli na motor i ruszyli drogą. Perka przytulona do pleców Emmericha obserwowała okolicę rozglądają się za znakami charakterystycznymi. Jadąc drogą rudowłosa zorientowała się że znajduje się w domenie Burej. Nie spotkała jej osobiście, acz słyszała że bywa agresywna i pyskata. I generalnie trzymała się z dala od innych czarownic.
Gdy jechali drogą Perka dała znak siedzącemu przed nią Emmerichowi by ten się zatrzymał. Co też mężczyzna zrobił po chwili zatrzymując się na poboczu niezbyt ruchliwej ulicy.
- Chyba wiem kto opiekuje się tym terenem. - Perka zeszła z motocykla, ale odezwała sie dopiero gdy Emmerich zdjął kask. - Z plecaka z ziołami, który zabrała z sobą wydobyła jabłko. - Podpytam gdzie mieszka.
Nie czekając na odpowiedź mężczyzny przeskoczyła rów i przykucnęła na polu wchodząc w świat duchów.
Było tu spokojnie, nieco brudno… bo okolica była mocno ucywilizowana. Większość duchów wycofała się w cień i przemykała na obrzeżach percepcji starając się nie wchodzić nikomu w drogę.
Perka wydobyła jabłko i wyciągnęła je na dłoni cicho przywołując okoliczne Julki.
Te pojawiły się po paru minutach, nieśmiałe i podejrzliwe. Zgromadziły się wokół niej tworząc małą grupkę i chciwie wpatrując się w jabłko.
- Szukam tutejszej wiedźmy.. Burej. - Perka bawiła się w dłoniach owocem. Wskażcie mi kierunek, a jabłko jest wasze.
Lulki zaczęły naradę. Jabłko kusiło, ale wskazanie obcemu tutejszej wiedźmy mogłoby być kłopotliwe dla niej i dla nich przez to. Po krótkim i zaciekłym sporze lulki zdecydowały się przyjąć ofertę. Najstarszy z nich wskazał kierunek.
- Tam w domu drewnianym na zielono pomalowanym. - rzekł krótko.
- Dziękuję. - Podała starszemu jabłko i wyprostowała się wychodząc z rzeczywistości duchów.
Przeskoczyła rów i podeszła do Emmericha.
- Wiem kto jest czarownicą na tym terenie. - Podeszła i usiadła za plecami starszego maga. - Ale najpierw zerknijmy na ten bałagan, którego narobiliście.
- Ok.- mruknął enigmatycznie Emmerich. I ruszyli. Droga ich kręta prowadziła do domu jednorodzinnego znajdującego się na obrzeżach. Z pozoru nic niezwykłego. Poza ciszą. Wokół niego było wyjątkowo cicho. A im dłużej przyglądała się budynkowi Zofia czuła że coś jest z nim nie tak. Jakby kąty i proste nie schodziły się tak jak powinny. Jakby budowla była nieco powykrzywiana. Coś było nie tak z tym domem, acz… trudno było powiedzieć co dokładnie.
Perka objęła mocniej Emmericha. Drugie takie uczucie niepewności w ciągu dnia to było dla niej nieco za dużo.
- Zajmiemy się tym. - pocieszył ją mężczyzna i spytał.- Obejrzałaś już sobie? Wracamy?
- Oddalmy się dobrze? Chciałabym sprawdzić jak bardzo oberwało się okolicy. - Perka przyglądała się przez chwile domowi, oglądając otaczającą go naturę. - Jak myślisz? Gdzie może być bezpiecznie by to coś mnie nie złapało?
Emmerich zapalił papierosa zamruczał coś, pomachał nim… dym z tlącego się papierosa układał w jakieś glify, które on pewnie rozumiał.
- Jest bezpiecznie. Magdalena osłoniła dom.- wyjaśnił oceniając je.
- Przed wami czy przed czarownicami? - Perka zeszła z motocykla. - Altanka u Roberta nie jest osłonięta?
- Z zewnątrz tak. Nie gdy ktoś wszedł już do ogrodu.- odparł Emmerich. - Poza tym mało kto tam zagląda ze świata duchów.
- Ja to robię często. - Zosia odpowiedziała cicho, pozwalając by jej wzrok powędrował do świata duchów. Tak też chciała obejrzeć sobie dom i jego najbliższą okolicę.
Otoczenie było opustoszałe. Może i dom był zabezpieczony, ale wszystkie duchy zwiewały gdzie pieprz rośnie także i w tym odbiciu rzeczywistości było tu przerażająco cicho. Ale żadnych większych śladów zepsucie nie zauważała. Poza samym domem rzecz jasna. Ten był jądre ciemności, pokrzywioną i niemal rozpadającą się chatką jak z horroru. Ściany trzymały się chyba słowo honoru, a cały budynek wyglądał jak coś chciało go rozerwać od środka. I był pogrążony w półmroku.
Perka odetchnęła i zamknęła oczy. Po dłuższej chwili rozmasowała je.
- Paskudne to. - Mruknęła cicho i rozejrzała się po okolicy. Nie będzie mogła za bardzo pomóc. Można potem zachęcić duchy do powrotu, zostawiając im dary, ale nie wiedziała co więcej mogłaby zrobić.
- W środku pewnie gorzej.- ocenił Emmerich paląc papierosa.
- Wpadnę w odwiedziny do lokalnej wiedźmy, sprawdzę czy coś wie. Podobno mieszka gdzieś w tamtym kierunku. - Wskazała obszar, który pokazały jej Julki.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.- ocenił Emmerich wzruszając przy tym ramionami.
Zosia zaśmiała się.
- No my się nawzajem często odwiedzamy. - Mrugnęła do maga. - Ale byłabym wdzięczna jakbyś pożyczył mi stówkę. Robert odda.
- Żaden problem. No chyba że nie mam. Wtedy to będzie problem.- Emmerich zaczął grzebać w portfelu. Po chwili wyjął pomięte banknoty i podał je rudowłosej.
- Super. Dziękuje. Powinno wystarczyć bym była w stanie do was wrócić. - Zosia uśmiechnęła się i wskoczyła na miejsce za starszym magiem. - To podwieź mnie w tamtym kierunku, jak już ją wyczuję to się przejdę.
- Wsiadaj.- rzekł Emmerich i wkrótce ruszyli. Przejechali kilka uliczek kierując się wskazówkami czarownicy i jej przeczuciem, aż w końcu uznała że nadszedł czas rozstania.
Emmerich zatrzymał się i Zofia zsiadła.
- Powodzenia w tym co planujesz.- rzekł mężczyzna, cmoknął ją w policzek i odjechał.
Zosia pomachała mu. Poprawiła na ramieniu plecak i ruszyła w kierunku, w którym wyczuwała obecność innej czarownicy.
Została jednakże znaleziona pierwsza. Przydomek Bura pasował do niej. Ubierała się na czarno a włosy miała naturalnie siwe . Była blada jak upiór, chuda i przyglądała się Zosi podejrzliwie.
- Czego szukasz w mojej domenie?- zapytała pomijając wszelkie uprzejmości.
- Ciebie też miło widzieć. - Perka uśmiechnęła się do białowłosej wiedźmy. - Po prostu byłam w okolicy i stwierdziłam, że wpadnę w odwiedziny.
- Mhmm? Ja akurat jestem zajęta problemami. - odparła Bura przyglądając się rudowłosej. - Niespecjalnia radam gościom, zwłaszcza niezapowiedzianym.
- Więc może pomogę? - Zosia nie przerywając uśmiechu na swojej twarzy. - Jakby co napiję się herbaty i pojadę dalej. Gdybyś mi tylko podpowiedziała gdzie jest jakaś noclegownia.
- Kim w ogóle jesteś?- zapytała Bura podchodząc ostrożnie do koleżanki po fachu.
- Zosia, ale siostry mówią też do mnie Perka. A ty musisz być Bura? - Rudowłosa czarownica zaczekała spokojnie aż gospodyni się zbliży. - Inne na sabatach wspominały mi o tobie.
- Perka... Jaskółcze skrzydła przyniosły plotki o tobie i jakiejś chryi w Lesie Kampinoskim.- przypomniała sobie Bura.
- No tak.. to musiało się roznieść. - Perka zamyśliłą się. Była ciekawa co u reszty. Przeżyły i pewnie miały się dobrze, ale trzeba by się odezwać.
- Zaginęłaś ponoć bez wieści.- wspominała dalej Bura.
- O.. to może skorzystałabym z telefonu? Jeśli pozwolisz? - Perka była zaskoczona tą informacją. Jakby nie patrzeć mówiła Wildze że idzie z Robertem no i pisała do niej by ta przesłała jej portfel i telefon.
- Ok. - stwierdziła zaskoczona Bura i podała swoją komórkę.
Perka wybrała numer Wilgi. Jakoś niezbyt miała ochotę w obecnej sytuacji rozmawiać z matką lub babcią.
- Słucham?- usłyszała znajomy głos przyjaciółki i kochanki zarazem.
- Cześć tu Perka, dzwonie od Burej. Właśnie się dowiedziałam, że zaginęłam. - Zosia pozwoliła sobie na radosny, żartobliwy ton.
- Hej. Co tam u ciebie.- odparła wesoło Jagoda. I zapytała. - A zaginęłaś?
- Takie ploty roznoszą jaskółki. Dostałaś może moją wiadomość z telefonu Roberta? Przydałby mi się portfel i telefon. - Głos przyjaciółki poprawiał nastrój i dodawał otuchy.
- No… dostałam. I wysłałam. A o plotkach nie wiem. Nie rozmawiam z innymi czarownicami. Świerga to robi i pozostałe przyjaciółki. - wyjaśniła Wilga.
- Dasz im znać, że zwiedzam Polskę i wrócę za 2-3 dni? - Zosia uśmiechnęła się do Burej, z której telefonu korzystała. Chciała zapytać o Ducha, ale to może byłoby już nadużycie czyjejś własności.
- Dobrze… ale mogą zacząć drążyć.- odparła cicho Jagoda.
- Oj toż Joanna widziała Roberta, poradzi sobie. - Zosia uśmiechnęła się do słuchawki. - Dasz radę, a ja kończę, ok?
- No… ale wiesz… to mag. Świerga twierdzi że to jak sytuacja z Romea i Julii. Że czarownicy to czarne owce.- przypomniała jej Jagoda cicho. - Nic ci nie zrobił?
- Nic i nie planuję się z nim hajtać. Dobra, muszę kończyć. Trzymaj się tam. - Nim Wilga zaczęła znów smęcić rozłączyła telefon i oddała go Burej. - Dzięki wielkie.
- Nie ma za co.- stwierdziła krótko Bura, po czym wyjaśniła swoje problemy.- No ja mam tu problem z magami. Najpierw zrobili olbrzymią kupę gówna w jednym z budynków, a teraz przyjechało ich więcej i przy niej grzebią.
- Och.. i planujesz coś z tym zrobić? - Perka wsunęła dłonie do kieszeni wąskiej spódnicy.
- Nie… wiem…. za dużo ich teraz, a ja nie chcę wywoływać jakiejś lokalnej wojenki.- westchnęła ciężko Bura. - Pilnuję sytuacji. Na razie ograniczając swoje czary mary do jednej lokacji, więc… może w końcu skończą i pojadą.
Ruszyła i gestem dłoni nakazała Zofii podążenie za sobą. Perka ruszyła za nią.
- Widziałam pewna niepokojąca chatę po drodze. Nie chciałam się wtrącać, ale potwornie mnie niepokoiła, więc zobaczyłam co tam się dzieje.
- Magowie to zawsze kłopoty.- wzruszyła ramionami Bura. - A ta chata to właśnie przykład kłopotów jakie wywołują.
- Cóż.. niech posprzątają po sobie. - Zosia wzruszyła ramionami idąc za białowłosą przewodniczką.
- Jeśli zaczną sprzątać, to nie będę się wtrącać. Ale równie dobrze mogą namieszać bardziej.- mruknęła ponuro Bura. - A wtedy zrobię im z dup jesień średniowiecza.
- Nie dziwię ci się. - Perka musiała zgodzić się z Burą, sama zrobiłaby podobnie.
- Poza tym… nie lubię się z sąsiadkami. Mogą nie przybyć mi na pomoc.- przyznała ciszej Bura.
- O? Czemu? - Zosia też słyszała na sabatach, że inne czarownice nie lubią się z Burą bo podobno była nieprzyjemna. - Jakaś stara gwardia?
- Z różnych powodów. - odparła enigmatycznie Bura, gdy docierały do niczym nie wyróżniającego się domu jednorodzinnego.
- Mam miejsce na tapczanie w pokoju gościnnym. Możesz się tam przekimać.- wyjaśniła Bura.
- Nie będę ci zajmować tyle czasu. Z resztą jak słychać chyba mnie szukają. - Zosia uśmiechnęła się. - Ale jakbym się mogła załapać na coś ciepłego i jakiś wgląd w mapę to byłoby super.
- Jasne… nie ma sprawy. - odparła Bura otwierając drzwi, by wpuścić Zofię do środka. - Kto cię szuka?
- Znając życie… moja matka. Troszkę napsociłam i przyznam, że zwiałam by nie musieć z nią gadać. - Perka weszła do środka i z zaciekawieniem rozejrzała się po domu.
Domostwo było… podobne do swojej gospodyni. Nieco zużyte meble, porozwieszane gdzieniegdzie zioła. Plakaty folkmetalowych i heavymetalowych zespołów na ścianach. Ogólnie mało kolorów, a te które były… wyblakły. Po domu kręcił duży kocur… szary.
Wskoczył na pobliski podest i podejrzliwie przyglądał się Perce.

Jego spojrzenie wydawało się bardzo… rozumne. Nie kocie wręcz.
- Twój chowaniec? - Perka skinęła na kota. Nagle jeszcze tęskniej zrobiło się jej do Ducha.
- Czuję się obrażony.- odparł kot. - Takim określeniem.
- Rademenes, odwrotny kotołak… czyli zwierzę które może przyjąć ludzką postać. Należał do mojej prababki. I jakoś nie chce umrzeć. - burknęła Bura.- Imię ja mu nadałam, bo tak stanowi odwieczny pakt.
- Wobec tego bardzo miło mi poznać. - Zosia dygnęła nieznacznie przed kotołakiem. - Jestem Perka.
- Witaj czarownico w domu rodu Braniewiczów. Statecznym i sławnym w cnoty, aż do czasu ostatniego pokolenia. - stwierdził kocur kłaniając się łebkiem.
- Snob.- podsumowała Bura.
- Tutejsza gospodyni bardzo mi pomogła, więc widać iż jej cnoty też nie są obce. - Perka zaśmiała się. Tej dwójce musiało się tutaj ciekawie żyć.
- Hmm… taaa… cnotliwa to ona bywa.- prychnął enigmatycznie kot i zeskoczył udając się w głąb domu.
Bura wskazała zaś jedne z drzwi.
- Tam jest pokój gościnny. - wyjaśniła.
Perka przytaknęła i przeszła do wskazanego pomieszczenia. Było urządzone skromnie, choć plakaty i tu wisiały. Był stary telewizor kineskopowy. Tapczan z narzutą w kwiaty naprzeciw niego. Doniczki z ziołami w oknach.
- Może być?- spytała Bura.
- Bardzo przytulnie. - Perka uśmiechnęła się do gospodyni. - Ale naprawdę wystarczy coś ciepłego do picia i jakaś mapa.
- To ty się tu rozgość. A ja się zajmę twoimi prośbami. - stwierdziła po chwili namysłu Bura i wyszła z pokoju.
Perka usiadła na sofie opierając się wygodnie. Po chwili założyła też nogę na nogę czekając grzecznie na gospodynię.
Czekała tak dość długo. Aż w końcu wślizgnął się do pokoju kot, trzymając w zębach zrolowany papier. Podszedł do Perki, wskoczył na tapczan i czekał spoglądając wymownie na nią.
- Dziękuję. - Inu przyjęła zwinięty papier, który okazał się mapą. - Lubisz gdy się ciebie głaska?
- Jak każdy kot. Zależy kto mnie głaska. - odpowiedział Rademenes z zupełnie niekocim szerokim uśmiechem na pyszczku.
- Ja się kwalifikuję? - Perka na zachętę wyciągnęła dłoń w kierunku dziwnego kotołaka.
- Taak.- odparł zwierzak dając się głaskać.
Zosia od razu sięgnęła dłonią do skóry tuż za uszami kocura i zaczęła ją głaskać, druga ręką rozwijając przyzniesiony zwitek papieru.
Była to typowa mapa administracyjna okolicy. Trochę wybrudzona i trochę pokreślona węgielkiem. Mocno sfatygowana. Niemniej nie było w niej nic niezwykłego.
- Pokażesz mi gdzie jesteśmy? - Zosia podrapała pod brodą siedzącego obok kocura.
- Tu. - wskazał ogonem kocur.
Zosia przyjrzała się mapie starając się odtworzyć skąd przyjechała z Emmerichem.
Szybko jednak zrezygnowała z tego, bo był wszak prostszy sposób. Od razu bowiem znalazła jedyne oznaczenie hotelu i baru na mapce, znajdujące się na obrzeżach tych rzędów domków. Na pewno tam się zatrzymali. Pozostało ocenić ile czasu zajmie jej spacer. Była też ciekawa czy zdąży nim tamci wyruszą do roboty, choć tak naprawdę to po co ona im tam była?
- Długo tu mieszkasz? - Odezwała się do kocura spoglądając na mapę.
- Sześć żyć. Zostały mi jeszcze trzy pokolenia do ostatecznego zgonu.- wyjaśnił Rademenes.
Perka zamyśliła się, odchylając się do tyłu i prezentując przed kotołakiem swoje kształty.
- Hm.. i żyjesz po te 20 lat jak zwykły kot czy kotołaki maja inaczej?
- Jestem inteligentny i mogę przybierać ludzką postać, ale że nie lubię pracować fizycznie… to wolę być kotem. Przez większość czasu.- odparł zwierzak bezczelnie zerkając jej pod mini.
Zosia zaśmiała się.
- Chodziło mi o długość twojego jednego “życia”, oczywiście bez nagłych wypadków. - Z zaciekawieniem spoglądała na kotołaka i jego reakcję na jej ciało.
- Około dwa razy… dłużej niż kot.- mruczał Rademenes leniwie poruszając ogonem na boki i wędrując spojrzeniem po ciele Zofii.
- Podobam ci się? - Perka przesunęła palcami po kocim grzbiecie i podrapała nasadę jego ogona.
- Mało jest pewnie osób, którym się nie podobasz.- zamruczał kocur prężąc grzbiet pod dotykiem rudowłosej.
- A poszedł już stąd. - warknęła Bura przynosząc Zofii herbatę.
- I zepsułaś nastrój.- mruknął do niej Rademenes zeskakując z tapczanu i wychodząc na korytarz.
Perka odprowadziła kota wzrokiem.
- Bardzo sympatyczne stworzenie. - Powiedziała cicho spoglądając z powrotem na mapę.
- Tylko z pozoru. - stwierdziła ironicznie Bura stawiając herbatę na stoliku obok Zosi.
- Masz z nim kłopoty? - Inu sięgnęła po przyniesioną herbatę. - Dziękuję.
- Nieustanne.- odparła Bura enigmatycznie siadając obok.
- Jakie? - Perka upiła nieco herbaty, ciesząc się ciepłem rozlewającym się po brzuchu.
- Bałamuci miejscowe dziewczyny. Łajdak jeden. Nie wspominając o kotkach.- burknęła Bura niechętnie.
- Hm… to typowe dla kotów czyż nie? - Zosia przyjrzała się z zaciekawieniem swojej gospodyni starając się sobie przypomnieć, co też wspominały o niej inne czarownice. Nie było tego wiele. Bura trzymała się z dala od innych, nie pojawiała na sabatach i raczej unikała wszelkich kontaktów. Matka Burej była dość potężną czarownicą i dość znaną mistrzynią zmiany formy. Nic dziwnego że mieli zmiennokształtnego pupila.
- Mhmm… niestety wykastrować drania nie mogę.- uśmiechnęła się krzywo Bura.
Perka zaśmiała się.
- Jestem weterynarzem.. uwierz, że koty tylko nie mogą się wtedy rozmnażać, ale często nie spada im popęd. - Uśmiechnęła się ciepło do białowłosej czarownicy. - Ale ty pewnie też kogoś sobie tutaj jesteś w stanie znaleźć, prawda?
- Wykastruj dorosłego mężczyznę, który tego nie chce… bo myślisz, że on grzecznie czeka w kociej formie?- parsknęła śmiejąc się głośno Bura i pokręciła głową.- Nie szukam nikogo.
- Oooo to nietypowo jak na czarownicę. - Zosia upiła znów nie o herbaty. Znała inną wiedźmę, która też nie szukała partnerów, choć ciężko powiedzieć, że nie interesowała się płcią przeciwną. Na myśl o Wildze uśmiechnęła się szerzej.
- No. Wiem. Wystarczy mi kłopotów z Rademenesem. - westchnęła ciężko Bura opierając głową o tapczan.- A teraz jeszcze ci magowie… cholera.
- Hm… mogę spróbować się dowiedzieć co tam robią. - Zosia przyjrzała się białowłosej. - Ale.. Rademenes chyba szuka raczej rozrywek poza domem, czyż nie? To chyba już nie twój kłopot.
- Potrafi przenosić swoje kłopoty na moją głowę.- westchnęła w irytacji Bura nieświadoma jej spojrzenia.
- Jak? - Perka przesunęła spojrzeniem po ciele drugiej czarownicy. Była ładna, młoda… czy naprawdę tak dobrze jej było w samotności?
- Dał się przyłapać w okolicy mojego domostwa. Musiałam ściemniać, że jest moim krewniakiem.- wyjaśniła Bura. - Więc jak nabroi, to cóż… przychodzą z pretensjami do mnie.
- Mogłaś powiedzieć, że to twój facet i jeszcze się na niego wydrzeć. - Perka zaśmiała się. - Ale rozumiem to musi być męczące.
- Jest. - przyznała z uśmiechem Bura i machnęła dłonią.- Ale to nie twój problem.
- Nie, ale i tak miło pogadać z inną czarownicą. - Perka upiła spory łyk herbaty i spojrzała w niemal pusty kubek. - Pewnie udam się do tego hotelu, który jest na mapie i tam złapię stopa.
- Mogę cię podwieźć… a właściwie po co chcesz do hotelu?- zaciekawiła się Bura.
- Bo nie jestem typem czarownicy, który siedzi innym na głowie. - Zosia dopiła herbatę i odstawiła na stolik pusty kubek. - No i może spędzę z kimś miłym noc.
- No tak. Czuć od ciebie te… wibracje. - przyznała ze śmiechem Bura.
- Ty też jesteś pociągająca wiesz? - Perka wyszczerzyła się do gospodyni.
- Jestem? Może troszeczkę. Ale mówię tu o wibracjach… aurze seksapilu wokół ciebie.- sprecyzowała białowłosa.
- Podobam ci się. - Zosia zrobiła lubieżną minę, po chwili jednak roześmiała się. - Podobno jest we mnie żar Mokoszy.
- Nie jestem ślepa… ani pozbawiona gustu.- wzruszyła ramionami Bura. I przyjrzała się Zosi dodając. - Mogę w to uwierzyć, w ten żar.
- A może chciałabyś się ze mną zabawić? - Perka rzuciła propozycję swobodnym tonem.
Białowłosą zamurowało i zaśmiała się nerwowo dodając. - Nie owijasz w bawełnę, co?
- Wydajesz się trzymać dystans do ludzi, a tak albo mi odmówisz, albo przytakniesz. - Zosia wyszczerzyła się.
- Nie jestem taka bezpośrednia jak ty… nie bardzo mogę tak po prostu do łóżka. - wyjaśniła Bura wzruszając ramionami. - Jesteś ładna przyznaję. I kusząca, ale jak tak nie potrafię.
- Cóż.. mogę tylko powiedzieć, że szkoda. - Perka uśmiechnęła się ciepło. - To nie będę ci zawracać głowy i udam się do hotelu. - Jak chcesz mogę po drodze zerknąć na ten dom… a jak mi podasz numer telefonu to nawet zadzwonić z hotelu.
- Telefon mogę ci podać. Zerkać nie musisz… nic ciekawego tam nie ma poza plugastwem w którym babrają się magowie.- odparła z uśmiechem Bura.
- To podaj, jak odzyskam swój to wyślę ci wiadomość. Na wypadek gdybyś się kiedyś skusiła na wspólne chwile w łóżku. - Zosia wstała z kanapy jeszcze raz zerkając na mapę. - Może na jakiejś kartce? Nie mam portfela ani nic.. no ale w plecaku nie zginie.
- Jasna sprawa. - Bura nie pytała o powody takiej sytuacji. Wstała i rzekła.- Zaraz wrócę z numerem na kartce. Dopij herbatę, jeśli jeszcze masz na nią ochotę.
- Dzięki. - Perka zerknęła na pusty kubek, który niedawno odstawiła na stole i podeszła do okna.
 
Aiko jest offline