Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2020, 12:24   #206
Joer
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

Amelia roześmiała się głośno.
- Obawiam się, że ta historia może cię rozczarować. Ale teraz, kiedy wyjawiłam już swój sekret, mogę w sumie zaspokoić twoją ciekawość. - Wzięła solidny łyk wina i kontynuowała. - Jak ci już wspomniałam podczas ostatniej naszej prywatnej rozmowy, urodziłam się na Błysku Cieni. - Pierwsza wstała i z kieliszkiem w ręku, podeszła do komody z fotografiami. Wzięła do ręki jedną z nich i wróciła do stolika. Następnie podała fotografię Tytusowi, by mógł ją obejrzeć. Na zdjęciu widoczna była młoda para. Bardzo piękna kobieta, blondynka o szarych oczach. bardzo podobna do Amelii. Biła od niej elegancja i naturalny wdzięk i uśmiechała się niezwykle pięknie, choć w jej uśmiechu było coś drapieżnego. Miała na sobie kosztowną, błękitną suknię, w której wyglądała niezwykle wytwornie. Towarzyszył jej młody, promieniujący szczęściem mężczyzna w czarnym galowym mundurze Coraxów, z podpinanymi wieloma odznaczeniami wojskowymi. - Ta dama to moja matka. Nazywała się Maria de Vries. To jej zawdzięczam umiejętność robienia makijażu i chodzenia jakbym kij połkneła. Bardzo starała się zrobić ze mnie prawdziwą damę. Wszystko po to, by mnie potem sprzedać jakiemuś nadętemu arystokracie na żonę i zapewnić sobie godną starość w dobrobycie. Ale jak widać plan nie wypalił. - Wskazała na mężczyznę z fotografii. - To jest, a raczej był, mój ojczym, Victor Madox. Był szefem ochrony oj… Lorda Gunara. - Poprawiła się bezwiednie. - Zginął na służbie. Był w niej ślepo zakochany. Matka umiała owinąć sobie wokół palca mężczyzn. nawet oj… Nieważne. - Pokręciła głowa. - W każdym razie po śmierci Victora, mojego ojczyma. Matka zabrała mnie na Scintillię, miałam wtedy około dziesięciu lat. Dorastałam na planecie. Byłam raczej zwykłą dziewczyną, za delikatną i słabą na wojownika. - Odłożyła fotografię z powrotem na komodę i wzięła kolejną. Na tej widać było dwie dziewczynki, jedna jasnowłosa na oko dwunastoletnia, druga młodsza prawie o połowę z czarnymi pięknymi lokami. Tytus rozpoznał w nich Amelię i Winter, choć z trudem. - To właśnie na Scintilli poznałam Winter. Zaprzyjaźniłysmy się. Ja wtedy nie wiedziałam, że łączy nas coś więcej niż tylko sympatia. Spędziłam tak kilka przyjemnych lat. Nie licząc tortur mojej matki, które miały mnie zmienić w piękną, młodą damę. - Ja tymczasem chciałam latać. Wrócić na Błysk i odkrywać nowe miejsca. - Zrobiła pauzę. - Ja cię nie nudzę czasem?

Wzrok Tytusa wędrował po fotografii, ale też i po rozmówczyni oraz przedmiotach w pokoju. Rozważał w skupieniu wszystkie usłyszane informacje. Najwidoczniej ta poważna i nieobecna mina została źle zinterpretowana, więc momentalnie się rozluźnił i napił z kieliszka.
- Skądże, choć przyznam, że fotografie wyglądają wręcz zbyt sielankowo. Po co uciekać z takiego raju do klaustrofobicznej, skazanej prędzej czy później na zagładę, kupki metalu? Nie lepiej sączyć drinki z palemką i delektować się najnowszą modą z Terry?

- Na twoim miejscu nie nazywałbym Błysku kupką metalu. Duch maszyny może poczuć się urażony i następnym razem dać ci solidną nauczkę kiedy zasiądziesz za sterami. - Amelia spojrzała na Tytusa kpiąco. - Ja kocham ten statek, to jest mój dom. Przez lata spędzone na Scintilli bardzo za nim tęskniłam. Poza tym, ten raj o którym mówisz, to bycie własnością jakiegoś spasionego knura, który by mnie gwałcił i rodziłabym z tych gwałtów dzieci. Jeżeli by mi się poszczęściło, to może bym umarła podczas porodu, albo została otruta czy zginęła w zamachu przeciwników męża. Gdyby ojciec mnie nie zabrał od matki na czas, tak właśnie bym skończyła. - Zmarszczyła brwi w grymasie gniewu.

Pilot pokiwał głową potwierdzająco.
- Trudno mi sobie wyobrazić, że służba wojskowa jest dla niektórych takim wybawieniem.

- Bo nie jesteś córką despotycznej matki na skraju bankructwa. Moja matka przyzwyczajona była do luksusów, niestety jej rodzinny majątek został roztrwoniony przez jej ojca, a mojego dziadka, hazardzistę. Wydanie mnie za mąż za bogacza, było dla niej idealnym rozwiązaniem. Znalazła nawet idealnego kandydata. Nie miało znaczenia, że ten prosiak pochował już dwie młode żony. Liczyło się tylko to, że był bogaty i jej schlebiał. - Głos Amelii był spokojny, kiedy to mówiła. Nie było w nim żalu ani goryczy. - Wtedy ojciec interweniował. Pokłócili się wtedy bardzo i ostatecznie zabrał mnie ze sobą na Błysk Cieni. To właśnie wtedy mi powiedział, że jestem jego córką. Miałam szesnaście lat. Wkrótce potem poznałam Mauricio i Brigittę. To oni mnie nauczyli walczyć. Moja mentorka nauczyła mnie, że zawsze znajdzie się miejsce dla żołnierza. Solidny trening i syntetyczne mięśnie pozwoliły mi wyrównać naturalne braki. To dało mi niezależność. Cztery lata później moja matka została otruta. To był zamach na Winter. Wtedy też postanowiłam, że zostanę jej osobistą ochroną. Chciałam być przy niej blisko i ją chronić. Wróciłam więc na Scintillię i dołączyłam do osobistej ochrony mojej siostry. - Pierwsza wzięła kolejny łyk wina. - To wszystko. Jak mówiłam nie jest to porywająca historia.

- Nie bądź taka okrutna. Właściwie to dodać jakiś pościg albo scenę batalistyczną… jakieś sekretne dziedzictwo… księcia na białym koniu i jestem pewien, że nastolatki by się zaczytywały z wypiekami na twarzy w taką powieść. A nawet nie jesteśmy przy końcu, więc może odcinkowiec? - Tytus mrugnął z uśmiechem - Nie dziękuj mi, wystarczy procent z zysków.

- Nie wiedziałam Tytusie, że z ciebie taki romantyk. Ale będę o tobie pamiętać, jeżeli zdecyduję się na karierę pisarską. - Spojrzała na komodę ze zdjęciami i podniosła się z krzesła by odstawić trzymaną nadal w dłoniach fotografię dziewczynek. Tytus dostrzegł, że znajduje się tam więcej ramek. Rzuciło mu się w oczy zdjęcie Lorda Gunara z jego najlepszych lat oraz jeszcze jedno, na którym widać było młodą, może dwudziestoletnią Amelię i młodego mężczyznę, w którym pilot rozpoznał Mauricio. Młody Corax obejmował Pierwszą w pasie, oboje mieli galowe mundury, a Amelia na ręku miała kotylion, który zakładało się do balowej sukni. W tle zdjęcia widać było jakieś przyjęcie czy może bal. Ostatnia fotografia przedstawiała ponownie Amelię, bardzo młodą, wyglądającą na nastolatkę, szczupłą i bladą, wręcz eteryczną i sprawiającą wrażenie onieśmielonej. Bez syntetycznych mięśni, za to w eleganckiej sukni w kolorze czerwonego wina. Siedziała przy elegancko zastawionym stole, a obok niej, równie wytwornie ubrany, siedział Lord Gunar, który obejmował ją ramieniem, wyraźnie pozując do zdjęcia i patrząc z dumnym uśmiechem w obiektyw. Pierwsza odruchowo poprawiła ramki na komodzie. Przez chwilę zawiesiła wzrok na dwóch ostatnich i uśmiechnęła się delikatnie.

Garlik pozwolił ciszy chwilę królować w pomieszczeniu. Pogładził się po zaroście obserwując gesty Amelii. Gdy odpowiedział jego głos był wyważony.
- Dobre wspomnienia? - wskazał podbródkiem w stronę dwóch fotografii.

Pierwsza skinęła głową i wskazała palcem na pierwszą fotografię.
- To było przyjęcie z okazji awansu kompana Mauricio z oddziału. Poprosił bym z nim poszła jako osoba towarzysząca, bo nie miał z kim iść. Prawda była taka, że wiele młodych dam bardzo by chciało znaleźć się wtedy na moim miejscu. - Znów się roześmiała. - Przez pierwszą połowę bankietu był urażony, bo przyszłam w galowym mundurze zamiast w sukni. Dopiero jak mu obiecałam, że na następny bal na jaki mnie zabierze ubiorę się odpowiednio, odpuścił. Bardzo bym chciała mieć jeszcze okazję, by dotrzymać danego słowa. - Dodała cicho. - Drugie zdjęcie zostało zrobione krótko po tym jak ojciec powiedział mi kim dla niego jestem. Zabrał mnie wtedy do bardzo wykwintnej restauracji. Nigdy przedtem i nigdy potem nie rozmawialiśmy tak szczerze i otwarcie ze sobą jak na tej kolacji. - Odwróciła się do Tytusa i uśmiechnęła. Ale oczy miała szkliste. Zagryzła wewnętrzną stronę policzka. Pomogło. - Cóż, jestem trochę sentymentalna, jak widać. - Podeszła do stołu i opierając się dłońmi o blat, nachyliła się do pilota, tak blisko, że prawie dotykała jego nosa własnym. Znowu poczuł od niej przyjemną kwiatową woń. - Ale jak komuś o tym powiesz, będę musiała cię zabić.

Tytus nie odwrócił wzroku ani nie odsunął. Uśmiechnął się delikatnie.
- Normalnie trzymanie sekretów ma swoją cenę… - nadsternik oparł się na krześle, odsuwając się i wzruszył ramionami kończąc zdanie - ale stek pokrywa ten rachunek z nawiązką.
Jego wzrok powędrował do fotografii.
- Skoro są słabościami, czemu się ich nie pozbyć? Przeszłość… może tylko przeszkadzać. Za dużo rzeczy wymaga uwagi w teraźniejszości. Ja nie trzymam ani jednego suweniru właśnie dlatego. No chyba, że liczyć Marikę, choć nawet ona jest kwestią przelotną… mam nadzieję.

Amelia odsunęła się trochę od nadsternika i usiadła blisko niego, podsuwając sobie krzesło. przez chwilę rozważała jego słowa. W końcu się odezwała.
- Nie są słabością. To co przeżyłam uczyniło mnie silniejszą. Chcę o tym pamiętać i pamiętać o ludziach, którzy byli i są mi drodzy. - Na jej twarzy znów pojawił się łobuzerski uśmieszek. - Zdajesz się często wspominać o Marice. Czyżby nasz pan nadsternik jednak miał kogoś bliskiego? - W jej głosie słychać było rozbawienie. Jak to się stało, że pan samowystarczalny przyjął asystentkę?

Tytus żachnął się i machnął ręką.
- To problem jaki zrzucił na mnie jej ojciec. Przy każdej okazji pokazywał jej zdjęcie, opowiadał o swoje słodkiej księżniczce i o tym jak uwielbiał ją karmić, przewijać… czasami modliłem się by coś nas zestrzeliło bym nie musiał go słuchać. Gdy zmieniłem na sektor prywatny, pewnego dnia odwiedził mnie ten berbeć, wyrośnięty i z równie upierdliwym charakterem jak ojciec.
Pilot przewrócił oczami.
- Wzięła mnie z zaskoczenia wiadomością o śmierci starego Degaussa, tym jak żałośnie rozbiła ją utrata tego upartego, hałaśliwego i nie szanującego przestrzeni osobistej starucha… to ze współczucia dałem jej tę robotę. Miałem nadzieję, że zostawi mnie w spokoju odcinając kupony, ale krew nie woda i teraz jestem skazany na osobiste piekiełko.

Arcymilitantka słuchała gościa z miłym uśmiechem.
- To bardzo miło z twojej strony Tytusie. - W jej głosie słychać było szczere uznanie. - Marika musi być ciekawą osobą. Chętnie ją poznam bliżej. - Zachichotała cicho.

Pilota rozbawił ten dźwięk.
-Jeśli chcesz możemy się wymienić. Chętnie zamienię uporządkowany terminarz na dobrze wysmażonego steka. Sama Degaussówna na pewno doceniłaby pracę dla prawdziwego oficera.

- Obawiam się, że Seveston nie byłby zachwycony z konkurencji i nie mam już steków na wymianę. - Dodała z żalem patrząc na puste półmiski. Nagle poderwała się na na nogi. - Na śmierć zapomniałam. Przygotowałam też deser. - Ruszyła do kuchni i po chwili wróciła, niosąc dwie miseczki. Położyła jedną przed sternikiem. Następnie usiadła obok ze swoją. Położyła też na stole dwie łyżki. - To tylko budyń z proszku, ale jest całkiem smaczny. Zajadałam się tym jako dziecko.

Tytus zmarszczył brwi i uśmiechnął się niepewnie. Szturchnął łyżeczką dziwną masę spoglądając niepewnie.
- Kiedy opowiadałem o kulinariach we flocie nie sądziłem, że przyjdzie mi tak szybko do nich wrócić.
Sternik nachylił się i powąchał zawartość.
- Na pewno pachnie lepiej.

Budyń okazał się być całkiem smaczny, nie był za słodki i nie miał grudek. Gęsta masa miała smak przypominający wanilię. Amelia chwilę jadła w milczeniu i kontemplowała smak dzieciństwa.
- Nie taki zły, prawda? - Wyjadła wszystko do ostatniej łyżki i z ukontentowaniem odstawiła naczynie na bok. Potem znów zwróciła się do Tytusa i zachichotała. - Ubrudziłeś się na nosie. Czekaj wytrę. - Sięgnęła po serwetę i delikatnie starła słodką papkę z twarzy nadsternika. Przez chwilę wpatrywała się w twarz pilota uważnie. - Twoja rana ładnie się zagoiła, nawet nie ma blizny. To dobrze, nie chcielibyśmy by nasz przystojniak stracił na urodzie, panie z komunikacji byłyby niepocieszone. - Było słychać wyraźną kpinę w jej głosie. - Swoją drogą masz spore luki w obronie. Postawa w walce też pozostawia wiele do życzenia. W końcu ktoś cię tak obije, że może cię poważnie uszkodzić, zwłaszcza jak biją po twarzy. Utrata lub pogorszenie wzroku dla pilota to nie jest ciekawa sprawa. Chyba, że marzą ci się syntetyczne oczy. Techminancja Ramirez na pewno umiałby przeprowadzić taką operację.

Tytus wzdrygnął się na tę uwagę.

Rozmówczyni zrobiła krótką pauzę taksując pilota wzrokiem.
- Jeżeli chcesz, mogłabym ci wskazać twoje błędy i pokazać kilka przydatnych chwytów.

Mężczyzna zastanowił się.
- Choć dawałem mu fory to możliwe, że troszeczkę zaniedbałem swoją technikę. Aczkolwiek nie jestem pewien, czy mam bezpośrednie starcia zapisane w genach.

Amelia wzruszyła ramionami.
- Mogę cię przynajmniej nauczyć podstaw samoobrony. Lepsza postawa, uniki i zbijanie ciosów, mogą ci bardzo pomóc w obronie. Na pewno masz lepsze warunki fizyczne niż ja na początku szkolenia. Co prawda nie podejrzewam cię o chęć wszczepienia sobie syntetycznych mięśni, wystarczyło mi jak wzdrygnął się na wzmiankę o wymianie oczu i jak wzbraniałeś się, kiedy chciałam ci opatrzyć skroń. Nie lubisz lekarzy, co?

Pilot uśmiechnął się kwaśno i rozłożył ramiona.
- Nie jestem miłośnikiem. Z doświadczenia wiem, że przyjemniej i szybciej pozwolić czemuś się zagoić, niż wylądować w pobliżu mechandendrytu. No i nie oszukujmy się - Tytus z pewną siebie miną, dłońmi wskazał po swojej sylwetce - to tutaj nie wymaga żadnych więcej ulepszeń.

Pierwsza roześmiała się serdecznie.
- Z takimi argumentami nie będę się spierać. Natomiast uważam, że trochę ćwiczeń ci nie zaszkodzi. Obiecuję, że będę delikatnie się z tobą obchodzić. - Puściła do niego oko. - No chyba, że się mnie boisz? - Dodała z filuternym uśmiechem.

- Ha, wiem, że to prowokacja, ale chyba wypiłem dość, by nie unikać pochopnych decyzji. - Pilot odstawił pusty kieliszek na stół - I spokojnie, choć normalnie nie wzdrygam się przed brudnym sztuczkami i ciosami poniżej pasa to jednak jestem dżentelmenem. - Garlik zaśmiał się krótko.

- Uznaję, to za zgodę. - Wyglądała na zadowoloną. - Znajdziesz dla mnie czas jutro po służbie?

Tytus wzruszył ramionami.
- O ile kolega Vissher nie będzie potrzebował mnie do wyminięcia jakiegoś koszmaru w osnowie… o której zaczynacie sparingi?

Amelia wzdrygnęła się na myśl o ich problemach podczas podróży przez osnowę.
- Przyjdź o ósmej, będzie mniej ludzi i więcej miejsca. - Odpowiedziała sternikowi. - Ubierz coś luźniejszego i wygodniejszego niż odprasowany mundur. - Dodała z uśmiechem.

- Nie wiem czy tak łatwo przyjdzie mi zrezygnować z czegoś tak wygodnego, ale postaram się.
Pilot wstał powoli i westchnął.
- No, późno się robi, Lepiej już pójdę sobie nim zaczną się jakieś plotki.- Tytus ukłonił się teatralnie. - Dziękuje za wyśmienity poczęstunek, milady, oraz za doborowe towarzystwo.

Pierwsza wzruszyła ramionami.
- Jeszcze jedna zabawna plotka do kolekcji. - Podniosła się z krzesła i ruszyła za gościem do wejścia. - Było mi bardzo miło Tytusie, musimy to kiedyś powtórzyć. Jak znowu Linus będzie serwował stek, to dam ci znać. - Otworzyła drzwi na korytarz. - Pozdrów ode mnie Marikę i podziękuj jej za to, że cię tak dobrze przygotowała na tą wizytę. - Mrugnęła do nadsternika porozumiewawczo.

- Jestem pewien, że i tak będzie chciała wyciągnąć jak najwięcej ze mnie. - Tytus przeszedł przez drzwi i skinął głową - Do zobaczenia.
Pilot ruszył korytarzem w stronę swojej kajuty.

Amelia zamknęła cicho drzwi za nadsternikiem. Odczekała aż jego kroki przestaną dudnić w korytarzu i odwróciła się przodem do swojego pokoju, opierając plecami o zamknięte drzwi. To było nieoczekiwanie bardzo miłe spotkanie. Tytus był wyraźnie bardziej rozluźniony niż podczas ich pierwszej rozmowy. Naprawdę dobrze się dziś bawiła. Pierwszy raz od bardzo dawna. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w wielkim lustrze. Zaczynała go naprawdę lubić. Czuła się w jego towarzystwie bardziej swobodnie niż choćby przy Barce czy Ramirezie i mogła być po prostu sobą. I choć odniosła wrażenie, że w swojej opowieści nie był do końca szczery, to nie mogła go za to winić. Ona sama też nie opowiedziała mu wszystkiego. Spojrzała na stół, przy którym jeszcze przed chwilą zasiadał jej gość i wybuchnęła serdecznym śmiechem. Na oparciu krzesła nadal przewieszona była marynarka pilota.


Gdy drzwi do kajuty pilota otworzyły się jego uśmiech zamiast satysfakcji zaczął wyrażać niepewność. Surowa mina Mariki Degauss sugerowała, że był w tarapatach. Miał dobry humor jednak, póki co jego wieczór był przyjemny i o dziwo dużo bardziej swobodny niż się spodziewał, więc nie przejmując się wiele zainicjował konwersację.
- Witaj, masz pozdrowienia od Lady de Vries, doskonały upominek.
Tytus był przekonany, że to udobrucha młodą dziewczynę jednak ta tylko założyła ręce na piersi i spojrzała wnikliwie.
- Pamiętałeś o odpowiednim zachowaniu?
- Dziwne pytanie... -zdziwił się mężczyzna, przeszedł do barku i nalał sobie do szklanki bursztynowego płynu - nie popełniłem raczej żadnej gafy jeśli o to pytasz. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, dosyć luźno. Powiedziałbym nawet, że minęło sporo czasu odkąd miałem okazję z kimś po prostu, wiesz, porozmawiać…- pociągnął spory łyk ze szklanki i dodał - zamiast wymieniać i analizować informacje. Odświeżające.
- Pamiętasz, że to Pierwsza Oficer? - z irytacją w głosie adiutant nie dawała za wygraną.
- O co ci chodzi? Skąd to pytanie? - odpowiedział pytaniem lekko skonsternowany sternik.
- To gdzie masz marynarkę? - syknęła córka Degaussa celując w niego oskarżycielsko palcem.
Tytus spojrzał zdziwiony i roześmiał się donośnie.
- Musiałem zapomnieć… no cóż odbiorę jutro.
- Jutro?
- Tak… bądź tak miła i przygotuj mi na jutro wymówkę dla tej dziewczyny z komunikacji… Tabity? Będę zajęty. - Tytus zapalił światło w łazience i wszedł do niej rozpinając koszulę jednocześnie kończąc tę rozmowę.
 

Ostatnio edytowane przez Joer : 30-10-2020 o 12:12.
Joer jest offline