Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2020, 03:28   #96
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zmierzch; Trasa na "Adele"

Mróz mocno doskierwał obu kultystkom. Na szczęście wspominki karczemnych igraszek i płynący w ich żyłach alkohol pozwalały choć na chwilę uciec myślami z dala od tej niesprzyjającej aury dnia dzisiejszego. Szły więc wesoło raczej pustymi uliczkami miasta rozmawiając o ich zarówno pięknej jak i niebezpiecznej koleżance. To balansowanie na krawędzi zdrowego rozsądku wzmagało jednak wszelkie przeżycia i emocje związane z tymi potajemnymi randkami i ich główną aktorką w postaci wytatuowanej pracownicy Olega.

- Spróbujmy więc poznać jej zamiary dostępnymi nam narzędziami. - uśmiechnęła się złowieszczo uchyliwszy klapę futra ukazując tym samym schowany tam w głębokiej kieszeni flakon - Mogę też zawsze wprowadzić ją w trans. Jeden i drugi przypadek powinien przynieść nam odpowiedzi na nasze pytania rozwiewając tym samym wątpliwości. Jednak jedno i drugie wiąże się z dużym ryzkiem. Mimo to według mnie jest to cena, którą warto zapłacić.

- Wprowadzić ją w trans? A jak to sobie wyobrażasz? Nie wygląda mi na taką co da sobie grzecznie machać przed oczami wahadełkiem. A ledwo skończymy zabawę to wywala nas na zewnątrz. - Łasica wydawała się sceptycznie nastawiona do szans na zahipnotyzowanie łowczyni czarownic. No i poza tym stereotyp łowcy czarownic przedstawiał ich jako osoby o żelaznej woli odporne na wszelkie podszepty i pokusy złego.

- Masz więc może jakiś inny pomysł? - argument Łasica brzmiał rozsądnie. Versana nie miała jednak ochoty pozostawić tematu nierozwiązanym.

- Przeszpiegi? Alkohol doprawiony kropelkami jak w przypadku Froyi? Próba zaskarbienia sobie jej przyjaźni? - po głowie wdowy spacerowało kilka pomysłów. Żaden jednak nie był wystarczająco przekonywujący. Zdała się więc na intuicją i doświadczenie koleżanki.

- No właśnie poza sprawami łóżkowymi to nie wiem jak ją podejść. - Łasica przyznała z wyczuwalnym żalem. Zatrzymała się aby poczekać aż jakaś furmanka wyładowana jakimiś bambetlami przejedzie przez zawiewaną śniegiem ulicę. Po czym ruszyła dalej.

- Z tym eliksirem to bym uważała. A jak ona pomyśli, że to jakieś czary? Jak nas weźmie za jakieś czarownice? - powiedziała zwracając się do idącej obok koleżanki. Śnieg skrzypiał pod ich butami przez dwa kolejne kroki nim łotrzyca pokręciła głową - Wtedy by mogła potraktować nas służbowo. I skończyłyby się nasze schadzki. I tak jest dość podejrzliwa. - dopowiedziała co jej przyszło do głowy. Skręciły w kolejny zaułek aby skrócić sobie drogę do portu. Ten był tak ustawiony, że wiatr wiał tutaj nieco spokojniej.

- Sama nie wiem. Może po prostu te łóżko? I poczekać? Może nas polubi? - głos Łasicy nie brzmiał zbyt pewnie gdy snuła te przypuszczenia. Mówiła jakby sama prosiła o radę przyjaciółki bo sama nie jest pewna swojego osądu.

- Czasami to jedyne wyjście. Zawsze można jednak wynaleźć wroga i wskazać na niego palcem. - nie wiadomo było czy Versana mówi poważnie czy tylko żartuje. Był to jednak jakiś pomysł.

- Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. - szyderczy ton idealnie komponował się z takim samym uśmiechem.

- Wspólny wróg? O czym ty mówisz? - łotrzyca zapytała idącej obok koleżanki z zaciekawieniem zaintrygowana takim pomysłem. Widocznie chciała aby jej wspólniczka jakoś bardziej rozwinęła ten temat.

- Stwórzmy go. Wymyślmy. - uśmieszek nie znikał z jej oblicza - Podrzućmy komuś coś co będzie stanowić niepodwarzalny dowód na współpracę z siłami Chaosu. - zza rogu ujrzały się port oraz zacumowane w nim dwu i trzy masztowce - My spełnimy obywatelski obowiązek. Oni zaś dostaną to czego tu szukają. Może w ten sposób zaskarbimy sobie przychylność Louisy oddalając również jakiekolwiek podejrzenia od nas. - patrzyła pytając w kierunku swojej zakapturzonej kochanki.

- Podpucha? - Łasica zastanowiła się wychodząc już na najbliższe nabrzeże portu. Przeszła tak w milczeniu przez parę kroków. - To nie jest zabawa Ver. Jak ona weźme nas na służbowo to pewnie skończymy na przesłuchaniu u Olega. Możliwe, że w kazamatach. Wolałabym klęczeć przed nią w innej roli i okolicznościach. - łotrzyca wyraziła swoje obawy gdy widocznie uważała taki krok za mocno ryzykowny i o trudnych do przewidzeniach konsekwencjach. Zwłaszcza, że raczej nie ograniczyłby się do ich trójki ale sięgnął resztę grupy łowców kultystów.

- A jej przychylność no nie wiem… Przydałoby się… Może coś bardziej osobistego? No wiesz, coś co nie wiąże się z jej pracą. Sama nie wiem. Też odkąd ją spotkałam po raz pierwszy zastanawiam się jak ją podejść. - przyznała zwolenniczka Węża nieco strapionym głosem na znak, że ta Kruger jest trudna do podejścia jak księżniczka w żelaznej dziewicy.

- Do głowy więc przychodzi mi znowu tatuaż. - już nieco znużona wróciła do pomysłu sprzed paru dni - Chociaż z drugiej strony te nasze też mocno ją zainteresowały i zaintrygowały. Nie wiem tylko czy z tego się cieszyć czy raczej smucić. Hmmm… - ta część portu była znacznie mniej odwiedzana. Zarówno przez służby porządkowe jak i szarych mieszkańców. To dawało więc możliwość rozmowy w nieco swobodniejszym tonie. Świeżo napadany śnieg skrzypiał pod podeszwami kultystek. Zaś silny, wiejący od strony morza wiatr wdzierał się w każdą szczelinę. Na szczęście w zasięgu wzroku obu kobiet pojawiła się krypa.

- Warto by było dowiedzieć się może co takiego ciekawe znajduje się w tych przesyłkach, które nasza niebezpieczna tygrysica odbiera od karczmarza. - jakby wróciła myślami z niedalekiej podróży - Może to być jakiś szczegół. Coś co zdradzi nam, któryś z jej sekretów stając się przy odrobinie szczęścia kartą przetargową.

- No właśnie, nie wiadomo co ona zrobi z tymi naszymi tatuażami. Ale rzeczywiście rzuciły jej się w oczy. W ogóle zapomniałam, że tydzień temu nie miałaś swojego. - przyznała Łasica kierując się na właściwy pirs przy jakim była zacumowana stara koga i na której zwykle mieszkał stary bosman. - A z tymi przesyłkami można spróbować. Normalnie sama bym się tym zajęła no ale na razie nie wiem jak będzie u mnie z wolnym czasem jak będę na służbie u van Hansenów. - wychowanka miejskich ulic też pokiwała głową dając znać, że znów nie bardzo może coś dodać od siebie w tej kwestii.

- Zobaczę więc co da się zrobić. Jeżeli jednak nic nie wykombinuję to poczekam na twój ruch słodziutka. - podsumowała niejako rozmowę wokół pracownicy Olega.

Od kei przy której cumowała "Adele" dzieliło je nie więcej jak kilkanaście kroków. Okolica była opustoszała. O tej porze dnia i roku w tej części miasta nie kręcił się nawet pies z kulawą nogą. Tym czasem dwie nadwyraz urokliwe kultyski raźno spacerowały sobie ćwierkając w najlepsze. W głowie każdej z nich kreowała się jednak jedna dość przyjemna wizja. Wizja ciepłej kajuty i wody ognistej, którą zabrały ze sobą z "Czarnego kota" i którą miały ochotę i nadzieję wypić wraz z podstarzałym jednak nad wyraz dziarskim kapitanem.


---



Zmierzch; Odwiedziny na krypie.

Wizyta na krypie poza dniami w których odbywał się zbór była czymś niesamowicie rzadkim. Jednak póki Versana nie znajdzie lepszego miejsca zameldowania dla Bydlaka będzie na to skazana. Regularne odwiedziny pupila to konieczny element aby przyzwyczaił się on do nowego właściciela. Przynoszenie smakołyków, rady Kurta i wiedza, którą posiada Malcolm są czymś nieocenionym co zdecydowanie pomoże oswoić się sierściuchowi z aktualną rzeczywistością. Stopy dziewcząt przemarznięte były do szpiku kości. Na szczęście na łodzi było zdecydowanie cieplej a zawartość niesionej pod pazuchą flaszki rozgrzała by nawet najbardziej zimne serca.

- Przechylisz z nami butelkę dobrze schłodzonego grogu? - zapytała domniemanego właściciela starej łajby zaraz po zamknięciu drzwi pomieszczenia, w których urzędował Bydlak.

- A czemu nie. - Kurt przez moment jakby się zastanawiał ale zaraz uśmiechnął się swoją zarośniętą i brodatą gębą zachęcając tym uśmiechem i machnięciem ręki by poszły za nim. Pokuśtykał wąskim korytarzem a one za nim. Korytarze były dość wąskie więc swobodnie mogła iść nimi jedna osoba, dwie to już było dość trudne. Łasica dała znać aby Versana szła pierwsza i ta zaraz zorientowała się dlaczego gdy ciemnowłosa figlara skorzystała z okazji by klepnąć ją w tyłek. Nieświadomy tego bosman otworzył drzwi do kubryku w którym było zdecydowanie cieplej, wszedł i zaprosił je do środka.

- Siadajcie. Chcecie coś na ciepło? Mam trochę swojego grzańca jeśli chcecie. - wskazał na kuchenkę z przyjemnie buzującym ogniem. Sam stół był pewnie do prac kuchennych więc był solidny, mocno zużyty i na tyle pojemny by go obsiadła cała rodzina. Więc dla trzech osób było aż nadto miejsca.

- Zapojkę daj lepiej. - odrzekła dość swobodnie - Obawiam się, że nasze gardła nie są tak doświadczone. - zrobiła wymowną przerwę - W każdym razie na tej płaszczyźnie. - uśmiechnęła się do siostry szczypiąc ją w pośladek. Los chciał, że Kurt w tym momencie stał tyłem zmierzając do kredensu, w którym zapewne trzymał jakieś przysmaki właśnie na takie chwile jak ta.

- Co tak słabo Ver? - w głosie Łasicy pojawiła się lekka drwina chociaż z żartobliwym odcieniem. Zaraz po tym gdy syknęła cichutko gdy palce koleżanki uszczypnęły ją gdzie trzeba. Teraz dla odwróconego tyłem gospodarza mogło to brzmieć jak wzajemne żarty. Ale przy tym czego on nie widział Łasica oparła się obiema rękami o stół jakby miała zamiar zaraz usiąść. Ale, że jeszcze nie siadała to jej skórzane spodnie prześlicznie i prowokująco wyeksponowały jej tylne wdzięki.

- No nie każdy ma marynarskie gardło. Zaraz dla niej coś znajdziemy. - kuternoga uśmiechnął się pobłażliwie ale coś tam gmerał w tej szafie. Na tyle długo, że jego koleżanki zdążyły uporządkować swoje sprawy nim wrócił z kuflami do swojego stołu. Łasica znów usiadła tak jak przez ostatnie dni miała w zwyczaju czyli tuż obok koleżanki i znów koleżanka mogła grzać swoją rączkę od przyjemnego ciepła wnętrza jej ud.

- To już się pogodziłyście? - zapytał niespodziewanie Kurt nieco zaskakując Łasicę. Ruszył w stronę palącej się kuchni po gar a łotrzyca szybko spojrzała kontrolnie na koleżankę. - No wczoraj to tak wyglądało na spotkaniu jakbyście się pokłóciły. A dzisiaj już widzę, że wszystko dobrze. To dobrze. - Kurt albo dostrzegł tą wymianę spojrzeń kątem oka albo się domyślił czegoś w tym stylu. Bo wyjaśnił im gdy wracał do stołu z garem trzymanym w obu rękach. Postawił go na stole i teraz już mogli się poczęstować tym co mieli do woli.

- Kobieta zmienna bywa. - odparła w formie żartu - Miałyśmy no wiesz... Te dni... Zsynchronizowałyśmy się... Ale było, minęło. Nie ma co tego wspominać. - ciekawość zżerała ją od środka. Zastanawiała się czy jednonogi kapitan podstawi Łasicy coś na przepłukanie gardła po tym piekielnie mocnym alkoholu.

- Powiedz lepiej co u ciebie? - zapytała tak jak nakazywało dobre wychowanie.

- Dzień jak co dzień. Zima jest to głównie szuflowanie pokładu ze śniegu i naprawianie tego co wiatr zerwie. A Ulryk jeszcze silny to parę w płucach ma. - powiedział rozkładając ręce na znak, że taki ludzki los i wiele się na to nie poradzi w starciu z boskim żywiołem.

- A masz już tą kryjówkę dla Normy? Gdzie to właściwie jest? - Łasica mimo, swoich przechwałek coś jednak nie kwapiła się do picia grogu na czysto. Owszem łyknęła ostro, po marynarsku tak samo jak stary bosman. Ale zaraz szybko zapiła go łagodniejszym grzańcem który działał po tym płynnym ogniu jak balsam. Kuternoga zaśmiał się cicho ale wesoło widząc taką reakcję a sam tylko się skrzywił ale widocznie był bardziej nawykły do takich trunków od swojej młodszej koleżanki.

- Tak, już rano przygotowałem wszystko. Mogę wam dać klucz jak chcecie zobaczyć. Ale jak nie oddacie to nie przyprowadzajcie jej tu do mnie bo nie mam drugiego. - kuternoga podjął wątek kryjówki o jakiej wczoraj mówił sam Starszy i dzisiaj widocznie był już na to gotowy. Tłumaczył który to dokładnie budynek i drzwi a Łasica dopytała się jeszcze trochę ale wyglądało na to, że powinna trafić we właściwe miejsce.

- Skoro już go posiadasz to chętnie weźmiemy. Nie ma sensu później cię niepokoić. - ta opcja była chyba wszystkim na rękę.

- A jak jesteśmy już przy temacie naszego przyszłego gościa. Słyszałeś zapewne o łodzi Norsmanów, która rozbiła się kawałek za miastem. Wiesz może jakim cudem ta łódź przepłynęła przez miasto? - wybór był dość oczywisty, bo kto lepiej jak nie stary człowiek morza znać będzie odpowiedź na to pytanie.

- W dzień to nie wiem jakim cudem. Ale w nocy to całkiem do zrobienia jak ktoś ma jaja i sprawną załogę. - Kurt pokiwał głową gdy odpowiedział po chwili zastanowienia. I zaczął tłumaczyć te marynarskie detale. Na morzu nie było bram i murów więc właściwie nic nie stało na przeszkodzie by wypłynąć z portu albo do niego wpłynąć. Do tego w nocy było to znacznie trudniejsze ale nie niemożliwe. Zwłaszcza jak była zawierucha albo mgła co przesłaniała widok. Utrudniało to nawigację załodze. Ale też utrudniało dostrzeżenie łodzi z brzegu. A w nocy przecież wszyscy w mieście spali a nie gapili się na port w jakim nic nie powinno się dziać. A nawet jak jakaś straż miejska na poważnie by traktowała obowiązki to łatwo byłoby im przegapić taką płynącą środkiem portu łódź. Rzeką już trudniej no ale na początku tam gdzie pływy Manana przeważały nad siłami zamarzniętego Taala to woda nie była skuta lodem. Dopiero w głębi rzeki. Więc to do zrobienia.

- To musieli mieć świetną załogę i mieć jaja ze stali by tak wpłynąć do obcego portu w środku nocy i taką niepogodę. Zwłaszcza jak nie mieli przewodnika. Dziwi mnie bardziej po co wpływali w górę rzeki. Tam nic nie ma. Tylko dzicz. - bosman jako człowiek morza wydawał się być pełen podziwu dla tego żeglarskiego wyczynu Norsmanów. Nawet jeśli do nich samych nie żywił zbyt ciepłych uczuć. Widocznie jednak nie bardzo rozumiał motywów takiego postępowania.

- Jak już ta dziewczyna tu będzie to chętnie ją o to zapytam. - powiedział z uśmiechem chyba rzeczywiście będąc ciekawy co taki świadek i uczestnik tego pechowego rejsu mogłaby powiedzieć o tym rejsie.

- Myślisz, że tak sprawni marynarze, nie wzięliby pod uwagę faktu, że rzeka w środku lądu będzie skuta lodem? To przecież oczywiste. Nawet dla mnie. - polała kolejną kolejkę wszystkim biesiadnikom.

- Nie, nie, nie. - kuternoga pokręcił głową by zaznaczyć, że nie o to mu chodziło. - To normalne, że zimą lód skuwa wszystko co nie jest otwartym morzem. Tylko pytanie w którym momencie i jak daleko. - niejako potwierdził, że domysły czarnowłosej są słuszne w tej lodowej materii. - Po prostu huk pękającego lodu mógłby kogoś zaalarmować. Nawet zimą. Ale widocznie im się udało bo nikt w nocy ani rano nie zrobił larum z tego powodu. Dopiero potem jak znaleźli ich łódź albo ich samych. Nie o to chodzi. Dziwi mnie, że w ogóle wpływali w tą rzekę. - podkreślił co go dziwi w zachowaniu tych marynarzy z północy.

- Coś więc musi tam być. - stwierdzenie niejako samo nasunęło się jej na język - Z resztą. Znasz ten rewir i wszystkie związane z nim opowiastki lepiej niż ktokolwiek. Może w tej dziczy jest coś ciekawego? - wdowa starała się nakłonić starego żeglarza by raz jeszcze zastanowił się czy głusza nie kryje w sobie czegoś interesującego. Wszak skoro Norscy kultyści czegoś tam szukali to może i bracia i siostry ze zboru też powinni.

- Ale nie, no to jest w głębi lądu. Ja się znam na morzach a nie rzekach i lasach. - brodacz z drewnianą nogą pokręcił głową na znak, że niewłaściwą osobę pytają o takie rzeczy.

- Rozumiem. Powęszę więc gdzieindziej. W każdym razie. Mówisz, że porozmawiasz, z naszą nową koleżanką? - wdowie wpadł do głowy pewien pomysł, który mógłby pomóc jej odbić Normę z rąk węglarzy - Może więc nauczysz nas kilku zwrotów, które pomogłyby nam przekonać dziołchę aby poszła z nami z własnej i nieprzymuszonej woli? No nie wiem...- zastanowiła się chwilę - ..że wiemy skąd przybyła i że moglibyśmy pomóc odnaleźć jej załogę? Że jest jedną z nas. Coś prostego co zapamiętamy a co zarazem trafi do niej.

- Coś prostego… - stary bosman zamyślił się na chwilę i wodził wzrokiem gdzieś po ścianie naprzeciwko jakby tam miał znaleźć odpowiedź. - A co to by miało być? To najwyżej powiem wam jak to po kislevsku by było. - zapytał jakby łatwiej było mu przetłumaczyć coś na ten wschodni język niż domyślić się co by mogło przekonać kogoś kogo jeszcze nie spotkał, że mają przyjazne zamiary.

- No to tak jak mówiłam. - Ver zdecydowała się na cztery proste zdania mierząc tym samym siły na zamiary - Wiemy skąd przybyłaś. Możemy pomóc odnaleźć twoja załogę. Jesteśmy tacy jak ty. Ci tutaj nie są twoimi przyjaciółmi. Chodź z nami. - zastanawiała się jeszcze chwilkę. Stwierdziła jednak, że te parę zwrotów powinno wystarczyć.

- Wydaje mi się, że na tyle. O resztę wypytasz ją jak już będzie tu na miejscu. - spojrzała w kierunku zarówno Kurta jak i swojej siostry - No chyba, że wam przychodzi do głowy jakieś konkretne pytanie?

Kurt powoli pokiwał głową na znak, że to chyba da radę przetłumaczyć i też spojrzał na drugą z koleżanek by sprawdzić czy ta coś by chciała wiedzieć w tej kislevskiej sprawie. Dziewczyna i granatowych włosach zamyśliła się patrząc gdzieś w narożnik sufitu i nagle uśmiechnęła się po łobuzersku.

- A jak by były “Czy lubisz dziewczyny?”. Albo nie… “Czy mogę cię umyć?”. Jakby lubiła kręcące się przy niej łaziebne to chyba byśmy się dogadały. - Łasica zrobiła mądrą minkę ale wyglądała i mówiła zbyt błazeńsko by traktować ją poważnie. Więc rozbawiła kuternogę bo ten kręcił głową coraz bardziej aż w końcu roześmiał się na całego. - No co? To poważne pytania są. Bardzo mnie to interesuje. Z czego się śmiejecie? - chyba jednak ich łotrzyca żartowała sobie na całego bo w końcu też przestała udawać i również się roześmiała. Wygłupiała się tak jeszcze chwilę aż i Kurt się uspokoił no i zaczął mówić w obcym języku. Powoli i po jednym zdaniu by dziewczyny mogły powtórzyć i mniej więcej wiedziały co oznacza takie zdanie.

Alkohol miał tą magiczną moc, która sprawiała iż człowiek nagle pojmował większość języków. Podobnie było i tym razem. Trwało to dłuższa chwilę ale końcu obie kultystki były w stanie powtórzyć każde ze zdań. Zdawało się nawet, że nabrały odpowiedniego akcentu. Wszystko jednak zweryfikują realia. Kiedy to przyjdzie im rozmawiać z seksowną norsmanką.

- Wydaje się to prostsze niż myślałam. - kislevski miał w sobie swoistą lekkość wymowy - A tak z innej beczki. Co wiesz o Czarnym i jego grupie? Gdzie mają rewir i na czym w mieście trzymają łapy? Mają wrogów? Przyjaciół? - zmiana tematu była tak nagła jaj zmiana pogody w tym rejonie Imperium o tej porze roku - To, że jest podejrzanym i niebezpiecznym typem to wiem. Chodzi mi raczej o szczegóły. - uściśliła dla pewności.

- Czarni? Oj dziewczyno… - stary bosman machnął ręką jakby szkoda było wymieniać w czym Czarni nie są umoczeni wsadzając swoje czarne łapy. - Od dwóch czy trzech sezonów Czarni rządzą po tej części rzeki. Trzymają za pysk inne bandy. Więc każda z nich chętnie by zajęła ich miejsce. Ale są za słabi a Czarny jest za sprytny by komuś udało się fiknąć. A jak ktoś próbuje to jego ludzi połamią rączkę tu, nóżkę tam, zdemolują coś komuś, zabiorą kogoś dla okupu a jak nie pomaga no to potem znajduje się takim odpornych na wiedzę w rzece albo w porcie. - marynarz z drewnianą nogą machnął ręką jakby to nie było nic specjalnego. Właściwie to nie było. Versana kojarzyła, że w Marienburgu półświatek też rządził się podobnymi prawami. Zresztą Łasica milcząco pokiwała głową na nieme potwierdzenie słów kolegi.

- Więc pewnie każda z pomniejszych band chętnie by obaliła dominację Czarnych no ale są za słabi by mu fikać. Poza tym nowych trupów zbyt często w porcie nie znajdujemy to chyba jest tam między nimi względny spokój. - kuternoga skupiał się na porcie i w nim głównie żył i działał. Więc widocznie resztę miasta i układów znał nie bezpośrednio. Ale na tyle długo tutaj żył i mieszkał, że zdołał zebrać kolekcję plotek i pogłosek.

- Czarni zbierają swoją dolę od innych. I przekazują ją Herr Grau. Więc jak ktoś płaci haracz w terminie to jak dodatkowy podatek. Płaci i właściwie ma spokój. Jak się spóźnia no to wtedy Czarny wysyła swoich ludzi. - łotrzyca dopowiedziała co nieco jak to wyglądają te niejawne relacje pomiędzy różnymi bandami w tym mieście. Przynajmniej w ogólnych zarysach.

- Kiedyś słyszałem, że lubili chodzić do “Syrenki”. Czarni. Ale nie wiem czy to prawda i czy nadal tam chodzą. - powiedział wspominając o jednym z zamtuzów w mieście. Łasica pokiwała głową dając znać, że wie o który chodzi. Zresztą jej koleżanka też kojarzyła gdzie to jest, wejście jak do sklepu tylko parę stolików dla czekających gości bo właściwe atrakcje czekały tam gdzie normalnie było zaplecze. Ale tyle było widać przez okna z ulicy.

- Garść przydatnych informacji. Dziękuję. - Ver dopiero teraz zorientowała się, że flaszka stoi już do połowy pełna. Trochę ją to zdziwiło, bo sama wypiła nie za wiele, Łasica również nie należała do miłośniczek tak mocnych trunków a Kurt siedział tak trzeźwy jakby pił herbatę a nie wodę ognistą.

- A wiesz… tak teraz myślę sobie o tej nieszczęśniczce zamkniętej w kazamatach. - nagle pewna myśl jakby rozjaśniła jej zachmurzony horyzont domysłów - Wiesz może albo znasz kogoś kto posiada rozleglą wiedzę na temat miejskich kanałów? Jakieś mapy z zaznaczonymi wejściami i wyjściami? - temat wydał się jej naprawdę sensowny - A jakby tak spróbować wejść do tych kazamat nie drzwiami frontowymi a raczej od zaplecza czy tam od spodu? - spoglądała z zaciekawieniem na swoich dwóch kompanów.

Oboje jej towarzyszy popatrzyło na siebie pytająco. O tym chyba nie pomyśleli. Zastanawiali się chwilę każde na własną rękę. - To chyba z jakimiś kanalarzami trzeba by pogadać. - odparł niepewnie Kurt. Najwyraźniej temat miejskiej kanalizacji nie był jego konikiem. Łasica po chwili zastanowienia pokiwała głową na znak, że raczej nie doda nic więcej od siebie w tej kwestii.

- Warto więc chyba pójść tym tropem. - mimo niezbyt wielu informacji otrzymanych od współkultystów Versana stwierdziła iż temat jest wart głębszego przeanalizowania - Nie znacie więc nikogo zaufanego kto mógłby nam pomóc w tej sprawie? To dość… Hmmm… delikatny temat. Sami zresztą wiecie.

Oboje znów się chwilę zastanawiali. Pierwszy odezwał się stary bosman. - Słyszałem, że kiedyś ludzie starego Franza szmuglowali coś kanałami. Ale to raczej tutaj w porcie, ze statku albo na statek a nie w głębi miasta. - odparł w zamyśleniu kuternoga i po chwili pokręcił głową, że nic więcej pokrewnego w temacie tych kanałach mu nie bardzo przychodzi do głowy.

- Ja słyszałam, że kiedyś taki jeden wziął się za trzy siostry. Miał coś do nich dorobiły mu rogi czy jego bratu. Nie pamiętam już. W każdym razie podobno je porwał i ukrył gdzieś w kanałach. Straż i różni ludzie ich szukali po tych kanałach ale nikogo nie znaleźli. - łotrzyca też znała jakąś historię związaną z kanałami ale mówiła wolno jakby sobie z trudem przypominała detale tamtej sprawy. Versana po chwili zastanowienia musiała przyznać, że wcześniej kanały ją nie interesowały pod żadnym względem więc temat był jej osobiście kompletnie nieznany.

- A gdzie tego starego Franza mogłabym spotkać? Jesteś w stanie nas z nim skontaktować? - informacja zaciekawiła Versane. Szczególnie, że Kurt wydawał się znać osobiście mężczyznę, o którym wspominał.

- Pamiętasz co to za jeden? Jak się nazywał? Cokolwiek. - czarnowłosa dama liczyła na to iż jej przyjaciółką wygrzebie gdzieś z zakamarków swojej pamięci choć jeszcze jeden szczegół związany z porywaczem.

- Tak, wtedy co mówię to Franz prowadził oberżę “Pod wielorybem”. Ale to było parę lat temu, nie wiem czy jeszcze ją prowadzi. - kuternoga z tym akurat nie miał kłopotów. A Versana tą tawernę nawet znała bo była niedaleko jej portowego magazynu. I raczej nie cieszyła się zbyt dobrą opinią. Typowa mordownia dla rybaków, marynarzy i dokerów.

- Te siostry to mówili na nie 3G. Bo każda miała imię zaczynające się na G. Greta, Gudrun… A tej trzeciej nie pamiętam. Tą Gretę trochę znałam. Aha, bo to wszystkie trzy dziwki były. Dlatego straż miejska specjalnie się z początku nie kwapiła. Nigdy się nie śpieszą jak chodzi o jakąś dziwkę. Co innego jak jakaś panna z dobrego domu to zaraz afera na całe miasto. A ten szaleniec to Hugo… Albo Bruno… Jakieś takie krótkie imię miał. Musiałabym popytać. - dziewczyna z granatowymi włosami zmarszczyła nosek i brwi na znak, że wysila pamięć. No i z trudem ale coś tam sobie przypomniała.

- Znakomicie. - Versana wiedziała już całkiem dużo. Był to dobry początek do wszczęcia poszukiwań i zbierania kolejnych informacji związanych z kanałami.

Na środku stołu stała pusta butelka i tylko Kurt zdawał się nie poczuć efektów jej opróżnienia. Przed kultystkami czekała jednak dość intensywna reszta wieczoru i mimo najszczerszych chęci musiały się zbierać. Podziękowały rozweselone gospodarzowi i ruszyły w jego asyście ku wyjściu. Na zewnętrznej było wciąż nieprzyjemnie. Miało je jednak co grzać. Przed zejściem z pokładu pożegnały się raz jeszcze z kapitanem w kultystycznym zwyczaju i zniknęły za burtą.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-10-2020 o 10:43.
Pieczar jest offline