24-10-2020, 17:24
|
#283 |
| Birgit patrzyła na oboje agentów rozszerzonymi oczami, ze zmarszczonym czołem. Do szpitala w Beauvais było przecież co najmniej jeszcze sześćdziesiąt kilometrów. Siedemdziesiąt... Może więcej? - Spodziewacie się, że jak Niemcy przejdą Sommę, to jutro już będą pod Paryżem? - zdziwiła się na głos, nie kryjąc zaskoczenia. - Jeśli tak, to czemu, do diabła, sami czegoś nie zrobimy?
Wciąż mówiła cicho, panując nad głosem, ale rzuciła kij i gniewnie przydeptała butem swój koślawy rysunek. - Jutro zapewne nie… ale oni mają pojazdy, a my nie, więc zapewne mogą nas ubiec. - Noemie zamyśliła się. - Nasza misja ma inny cel i nie możemy o nim zapomnieć. Nie możemy ryzykować takiej potyczki.
- Pojazd akurat stoi pod kościołem - inżynier odwróciła głowę. - Szkoda, że bez mostu nam się nie przyda - dodała z wisielczym humorem. - Nie myślałam, żeby ich mordować, ale wykurzyć z tej wieży… Może miejscowi znają słabe punkty konstrukcji? - zastanowiła się.
Woods spojrzał na Niemkę z mieszaniną zdziwienia i politowania. Zdziwiła go tym, że tak chętnie pisała się na akcję przeciw swoim ziomkom. A może to tylko gra? Chyba nie, byłoby to szyte zbyt grubymi nićmi. Politowanie wzbudziła zaś tym że… - I co zamierzasz zrobić po znalezieniu tych słabych punktów? Obalić wieżę przy pomocy dźwigni Archimedesa? A może liczysz na to, że chłopi po stodołach chowają trochę trotylu i przy okazji jakiś zapalnik? - zaciągnął się mocno dymem z papierosa. - Im dłużej pozostajemy w tej wiosce tym bardziej narażamy na niebezpieczeństwo jej mieszkańców. Jeden punkt obserwacyjny jest bez znaczenia w skali frontu. Jeśli Niemcy go przerwą, to nie dzięki tej wieży, a jeśli Francuzi się utrzymają to też nie dlatego, że ją unieszkodliwimy. Szkoda marnować czasu, trzeba ruszać - spojrzenie skierował na Noemie. - Pytanie tylko razem czy osobno? - Wolałabym wyruszyć razem. - Belgijka zamyśliła się. - Przemknięcie się w trakcie ostrzału… ma pewne plusy. Pytanie tylko czy uważacie, że na to macie więcej sił niż na przeprawę łodzią. - Spojrzała niepewnie na Woodsa i Brygit. - Póki co łodzi nie mamy, tak samo jak trotylu - zimno skontrowała Niemka. - Możliwe, że osobno rzeczywiście zwiększymy szanse. Ktoś może dotrze - wzruszyła ramionami. - Piloci odmawiają przebrania się w cywilne ciuchy, więc jeśli chcecie przeprawiać się przez rzekę w trakcie walk - nie mógł się powstrzymać przed pokręceniem z dezaprobatą głową - radzę wam uczynić to samo. Będziecie miały dwie dodatkowe pary rąk do pomocy, a poza tym unikniecie rozstrzelania w razie pochwycenia. - Wpław na pewno nie - Birgit popatrzyła na obydwoje tak, jakby miała się nie ugiąć nawet pod groźbą rozstrzelania. - Nawet gdyby jakimś cudem starczyło mi sił, to oznacza niemal gwarantowanie zakażenie ran - skrzywiła się. - Jeśli sierżant Funes ma rację i nikt nie da nam wiary, to co później? Nawet jeśli przepłyniemy? Ani łódź ani późniejszy transport nie spadnie nam z nieba.
W tej kwestii gotowa była stawiać raczej na rodzinę Lepage’ów z Abbeville. - Możemy spytać gospodarzy. Jak nie oni to może znają kogoś kto mieszka nad rzeką i byłby gotów nas przewieźć po zmroku. Jeśli takiej możliwości nie będzie, możemy wyruszyć do miasta i spróbować inaczej… choć wątpię by piloci sobie poradzili nie zmieniając strojów. - Belgijka zerknęła na gospodarstwo ciekawa czy Lepage im jeszcze pomogą. - Z tym ostatnim się zgadzam, kolejny argument za rozdzieleniem się - Woods rzucił niedopałek na ziemię. - Ech, dobra - westchnął - zapytajmy o tego kogoś znad rzeki.
Noemie przytaknęła ruchem głowy i wstała z zajmowanej przez agentów ławeczki. Noemie ruszyła w kierunku domu gospodarzy i zajrzała do środka ciekawa czy kogoś zastanie w środku. |
| |