Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2020, 20:17   #284
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dom

Drzwi nie były zamknięte. A gdy weszła do środku z kuchni który chyba był sercem tego domu wyjrzała Odette z trochę niepewną miną. Ale widząc kto przyszedł uśmiechnęła się sympatycznie i zaprosiła gestem i słowem gościa do środka. W kuchni była cała dorosła rodzina Lapage czyli Odette i jej rodzice. Zaprosili Noemie do stołu a ich córka zaczęła się kręcić przy kuchni by nastawić herbatę dla gościa.

- Macie ochotę na herbatę? Może zaniosę twoim kolegom? - zaproponowała młoda Francuzka skoro już wstawiała wodę na tą herbatę to mogła zagotować i dla reszty.

- Będę wdzięczna, z pewnością wszystkich postawi na nogi. - Noemie uśmiechnęła się do dziewczyny i podeszła do jej ojca.

- Coś się stało? - ojciec dorosłej już córki zachowywał większą powściągliwość i chyba spodziewał się, że ciemnowłosa pani oficer w cywilnych ubraniach przyszła w jakiejś sprawie.

- Potrzebujemy kontaktu do kogoś, kto pomógłby nam przeprawić się przez rzekę… - Noemie zawahała się na chwilę po czy dodała jeszcze drugie pytanie. - Czy kojarzy Pan miejsce, gdzie moglibyśmy poczekać do zmroku i odpocząć? Nie chcielibyśmy was narażać.

Monsignor Lapage zamyślił się nad tymi pytaniami. Popatrzył na żonę, na córkę co postawiła przez nimi gorącą herbatę ale zaraz wyszła z kuchni pewnie by zanieść herbatę pozostałej dwójce gości.

- Myślę, że możecie zostać u nas. Dobrze mówicie po francusku. Możecie być uchodźcami. Na razie boshe są chyba zbyt zajęci by szukać jakichś rozbitków z samolotu. - powiedział po chwili zastanowienia dość wolnym i wyważonym tonem.

- A no i przez rzekę no tak, chcielibyście dołączyć do swoich, to naturalne. - nad kolejną sprawą zamyślił się jeszcze bardziej. Obracał kubek machinalnym gestem pewnie nawet tego nie zauważając. - Może w mieście by wam się jakoś udało. Ale nie wiem jak tam wygląda sytuacja. Nasz syn tam mieszka. Piekarnie ma. Może on byłby lepiej zorientowany co tam się dzieje. I jest jeszcze taki kawałek kanału co las podchodzi pod sam brzeg. Może nim udałoby się wam dotrzeć w jego pobliże. To kawałek od nas, z nurtem kanału. Ale ten kanał to jak fosa to może boshe mogli go obsadzić. Ale może nie. Nie wiem, tam też nie byłem. No ale może jakoś lasem by wam się udało. - weteran poprzedniej wojny zdawał sobie sprawę, że jego wiedza może być mocno nieaktualna. No ale jeśli szło o przekraczanie rzeki nocą to widocznie w tej okolicy te dwa miejsca wydawały mu się jako rokujące na największe szanse na sukces.

- A zna pan w okolicy kogoś kto ma łódź? To chyba rybna rzeka, więc ludzie raczej łowią, Czyż nie? Tak chcielibyśmy dołączyć do "naszych". - Normie podkreśliła ostatnie słowo zwracając na nie uwagę gospodarza. - A gdyby nie było kogoś takiego… myślisz, że twój syn by nam pomógł? To spore ryzyko.

- Łódź? No w sąsiedniej wiosce, w Port Petit może. Ale to i tak jak ma to pewnie na kanale. Byście musieli i tak dojsć do kanału do tej łodzi. Albo może w mieście. Wydaje mi się, że widziałem. Ale to przed wojną. Nie wiem jak jest teraz. - gospodarz zamyślił się chwilę gdy po chwili rozmowy z żoną zastanawiali się gdzie tu może być jakaś łódź w okolicy.

- A nasz syn, no nie chciałbym decydować za niego. To już dorosły człowiek, ma własną rodzinę. Odette pewnie by was mogła zaprowadzić do niego. Myślę, że wówczas by was wpuścił. Ale nie wiem co dalej. To jego dom i jego rodzina. - ojciec widocznie miał na tyle szacunku do swoich dorosłych dzieci by nie decydować odgórnie w ich imieniu. Mówił dość powoli i z namysłem.

- Rzekę najłatwiej to chyba po moście przekroczyć. - odezwała się trochę niepewnie jego żona jakby chciała pomóc w tej dyskusji.

- Ale mostów to pewnie pilnują. Przynajmniej powinni. - odparł jej mąż ale znów bez zbytniej pewności siebie w głosie.

- Rozumiem… Porozmawiam z resztą. - Noemie podziękowała gospodarzom i wróciła do pozostałych agentów.

Ogród

George i Birgit zostali sami w ogrodzie w ten słoneczny chociaż dość chłodny dzień. Ich szefowa wróciła do domu by rozmówić się z gospodarzami a oni zostali wsłuchani w pomruki bitwy na jakiej obrzeżach byli. Czekali już trochę gdy usłyszeli kroki i zaraz pojawiła się Odette. Niosła jakąś tacę z kubkami.

- Dzień dobry. Wasza koleżanka powiedziała, że przydałaby wam się gorąca herbata. - dziewczyna powiedziała z ciepłym uśmiechem podchodząc do ławeczki i kładąc na niej tacę z tym dzbankiem i kubkami. Była też cukiernica i łyżeczki.

- Dziękuję - powiedział Woods i nawet zdobył się na coś w rodzaju uśmiechu, który posłał w kierunku młodej dziewczyny. Chwycił dzbanek, nalał sobie i Birgit trochę herbaty, po czym chwycił swój kubek i bez słodzenia zaczął sączyć gorący napój. Wzrok skierował w stronę, w którą uciekli lotnicy. Powinni już do nich dołączyć. Tracą zbyt wiele czasu w tym miejscu…

- Dziękuję – powiedziała obojgu z rosnącym poczuciem surrealizmu. - Jesteś dla nas za miła, Odette – Birgit uśmiechnęła się do Francuzki. Jakby nie była sobą, tylko oglądała jakiś komediodramat w achromatycznych barwach. "Dzień dobry, dziękuję", herbata z akompaniamentem wybuchów pocisków artyleryjskich. Żałośni przebierańcy. Pod pewnym względem poczuła się bardziej, zagubiona niż na strasznym statku. Tam walczyła o życie. Tu nie przydawała się w niczym. Jej miejsce było w laboratorium.
Tymczasem siedziała i mieszała bez sensu napar, starając się nie obijać łyżeczką o kubek, jak o filiżankę, którą wyciągano dla gości z najgłębszej szuflady kredensu u babki Hildy. I równie mało miała do gadania ze starszymi szarżą agentami, co jako mała dziewczynka z babką.
– A gdybyś sama chciała zwiać do wojska. Hipotetycznie. O, jako sanitariuszka. Jak byś spróbowała się przedostać? - lekkim tonem pogawędki przy rodzinnym stole spróbowała pociągnąć dziewczynę za język.
- Francuska armia… - Woods odruchowo zaczął tłumaczyć znużonym tonem, ale ugryzł się w język. Może dziewczyna nie wie, że francuskie kobiety nie mogą służyć w wojsku?
- Chciałabym! - Odette pokiwała energicznie głową zgadzając się na taką propozycję jaką luźno rzuciła niemiecka naukowiec w cywilnym przebraniu bez wahania. - Ale kobiet nie biorą do wojska. Nie wiem dlaczego. Najwyżej obrona cywilna. No to zostałam sanitariuszką. - tak jak nagle entuzjam wywindował jej humor do góry tak teraz oklapł gdy z kolei to co wiedział George okazało się prawdą. Dziewczyna usiadła obok Birgit i milczała chwilę wpatrzona w zalany słonecznym blaskiem ogród. - A u was kobiety mogą służyć w armii? Może bym się zapisała do waszej? Przecież razem walczymi z Niemcami prawda? - młoda Francuzka ożywiła się ponownie i spojrzała żwawo na siedzącą obok nową koleżankę. I siedzącego za nią starszego kolegę jakby odkryła, że oni mogą być dla niej okazją by mogła przywdziać jakiś mundur wojskowy. Jak nie francuskiej armii to chociaż brytyjskiej.

- Hipotetycznie, – inżynier uniosła brwi – źle to powiedziałam? - zmieszała się na moment. Potknięcia językowe wciąż ją irytowały.
- Tak jak Annabelle, mój mundur to też tylko żandarmeria – potrząsnęła głową. Mimo wszystko nie chciała za wiele opowiadać o sobie ani o agentach.
- Zresztą, jak mężczyznom mało było jednej wielkiej wojny, wkrótce będziemy musiały zastąpić ich nie tylko w fabrykach – dodała tonem żartu, który z braku innych celów pod ręką, niewątpliwie ostrym końcem szpilki zwrócił się w Woodsa, było-nie-było "francuskiego żandarma pod dowództwem kobiety".
Noemie powoli dołączyła do swoich towarzyszy, ponownie poprawiając włosy.
- Wyszło na twoje Funes.. Ruszamy do miasta. - Belgijka spojrzała na Odette i uśmiechnęła się nieco niepewnie. - Podobno… mogłabyś nas zaprowadzić do swojego brata… a on mógłby nam podpowiedzieć jak przeprawić się na drugą stronę.
- Tak, oczywiście. Możemy wziąć rowery to będzie szybciej. Na piechotę to jednak trochę się idzie. - Odette pokiwała energicznie głową i wskazała gdzieś tam w głąb podwórka gdzie pewnie mieli te rowery. Wydawała się cieszyć na myśl o takiej wspólnej wyprawie do miasta.
- A to żandarmeria to nie jest jakaś armia? Do żandarmerii też bym mogła wstąpić. - zaraz potem młoda Francuzka spojrzała na Birgit i Georga nawiązując do tego o czym rozmawiali przed chwilą. Pytała jakby nie do końca rozróżniała tą żandarmerię i armię ale skoro jak widziała na własne oczy mogą tam służyć kobiety to była tym zainteresowana.

Woods spojrzał na Birgit wymownie, chcąc dać jej do zrozumienia, że skoro ona zaczęła ten temat, to niech sobie teraz z tym poradzi. Sam zwrócił się natomiast do Noemie:

- Trzeba by jeszcze poinformować naszych kolegów z nieba i podjętej decyzji. Najpewniej nie zechcą pójść z nami, ale szkoda by mieli na nas czekać w lesie w nieskończoność.

- Pójdę do nich. Załatwcie jakiś prowiant, pomóżcie Odettę z rowerami i ruszajmy. - Normie skierowała swoje kroki w stronę zagajnika by odnaleźć lotników.

- Odwdzięczymy się - uśmiechnęła się do Francuzki Birgit. Pomogła jej od razu zebrać naczynia.
- Chodź. Pokażesz mi co pakować - zgarnęła dziewczynę pod ramię. Skoro decyzja zapadła i udawali się do miasta, lepiej byłoby dotrzeć tam, zanim dotrą bezpośrednie starcia.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-10-2020 o 18:57.
Aiko jest offline