Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2020, 21:31   #285
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - 1940.V.27; pn; południe; Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; świt; godz. 12:30
Miejsce: Francja; Abbeville; rogatki Abbeville; ulica
Warunki: jasno, chłodno, pomruk dział, pogodnie, łag.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



- Powodzenia. Niech was Bóg błogosławi. - obaj lotnicy pożegnali się z uśmiechem i wyciągnięciem dłoni na pożegnanie. Obie strony zdawały sobie sprawę, że czy w mundurach czy bez obaj lotnicy mają marne szanse na uniknięcie rozpoznania w nich wrogich Niemcom żołnierzy. Obaj wyglądali na młodych mężczyzn w kwiecie wieku a takich przecież powoływało się do wojska w każdej armii. Zwłaszcza jak ta armia toczyła wojnę. W przeciwieństwie do trójki agentów zbyt słabo znali francuski by oszukać nawet Niemca o Francuzach nie wspominając. A nie było wiadomo czy wszyscy Francuzi będą tak życzliwi aliantom jak rodzina Lepage. No i nie mieli żadnych dokumentów które mogliby pokazać policjantowi czy żandarmowi czy to niemieckiemu czy francuskiemu. Więc znów łatwo było ich zdemaskować nawet w cywilnych ubraniach. A wtedy mogliby zostać potraktowani jak szpiedzy i sabotażyści. Co oznaczało wszystko, od sądu polowego, przez więzienie no i oczywiście śledztwo. Z dwoja złego więc woleli zachować swoje mundury które w razie schwytania gwarantowały, że będą traktowani jak jeńcy wojenni. Zwłaszcza, że i Arthur i Tom byli oficerami. Więc powinni trafić do oflagu Luftwaffe. Ale nie mieli takiego zamiaru. Planowali nabrać sił i w nocy spróbować jakoś przekraść się przez rzekę by dotrzeć do swoich.

- Nami się nie przejmujcie. Róbcie swoje. - powiedział jeszcze Tom uśmiechając się gdy już szli po naszykowane rowery.

Noemie co prawda już się z nimi raz żegnała gdy ich donalzała w tym zagajniku. Wyszli na jej spotkanie gdy upewnili się, że to ona a nie żadni Niemcy. Pożegnali się no ale ledwo belgijska agentka Spectry wróciła do domu by dołączyć do trójki jaka szykowała się do wyprawy do miasta to się właśnie rozpadało.

- Ojej a oni tam tak siedzą w tym lesie na tym deszczu. Biedne chłopczyki. - litowała się nad tymi poranionymi lotnikami pani Lepage jakby odczuwała jakaś matczyną więź z tymi młodymi mężczyznami co byli pewnie w wieku jej dorosłych dzieci. Koniec końców więc Pierre też chyba nie mając sumienia trzymać ich na dworze jak się rozpadało na całego poszedł po nich i we trzech wrócili do domu. Deszcz zrobił swoje. Działa jakby ucichły chociaż od czasu do czasu coś tam strzelało i wybuchało. Czy to bitwa się kończyła czy tylko brała jakiś oddech trochę nie było wiadomo. Deszcz też nieco opóźnił wyjazd do miasta bo chociaż Odette rwała się do akcji i głosiła wszem i wobec, że deszcz absolutnie jej nie zatrzyma to rodzice jednak nalegali by go przeczekać. A może chcieli jeszcze dłużej pobyć ze swoją córką. No ale prawie w samo południe deszcz ustał. Chmury zaczęły rzednąć i pokazał się słoneczny blask. Gdyby nie ta cholerna wojna to by się zrobiło całkiem ładne, majowe południe. Chociaż jak się szybko okazało na zewnątrz było jednak trochę chłodno no i po deszczu zostały kałuże i błoto. Ale na chłód palta jakie dostali od Lepagów były w sam raz.

Przez ten czas jaki trójka agentów spędziła na przygotowaniach wyprawy do miasta doszła do skutków ta która miała być ich przewodniczką wydawała się odwzajemniać życzliwość jaką okazywała jej Mae. Jak ta złapała ją pod rękę jakby były koleżanami od dawna Francuzka roześmiała się wesoło i zgodnie i pogodnie wróciła z nią do domu. Potem wydawało się, że to właśnie Odette jest wszędzie gdzie coś się dzieje. Chociaż angażowała się cała dorosła rodzina a młodsze pokolenie oglądało ten spektakl na żywo z zapartym tchem. Ale to ich najstarsza siostra pomagała nowym koleżankom przymierzyć palta czy inne ubrania, zapakować przygotowane przez jej matkę termos i kanapki do chlebaka a gdy już mieli wychodzić przed dom to poprowadziła ich do szopy gdzie trzymali rowery. Na szczęście dla każdego z nich wystarczyło. Rodzice Odette wyszli przed dom aby im pomachać i pożegnać się. Odette jeszcze im odmachnęła obiecując, że wkrótce wróci, zamknęła furtkę, wsiadła na rower i odjechała.

---


Musieli jechać za swoją przewodniczką. Wyglądało to trochę dziwnie. Przynajmniej w porównaniu do przedwojennych standardów. Środek słonecznego, majowego dnia, tuż po deszczu a droga pusta jak w środku nocy. Jedynie właśnie czwórka rowerzystów jechała sobie drogą. Najpierw wyjechali z ulicy i dojechali do krzyżówek które prowadziły do kościoła. Niemiecki łazik wciąż tam stał jak trzy godziny temu gdy go widzieli po raz ostatni. Tylko teraz miał rozłożony dach.

- Mam nadzieję, że zmokli. - powiedziała mściwie Odette gdy przejechali przez te krzyżówki. Potem trochę skręcili by wyjechać z wioski na główną drogę. Za plecami zostawili ten kierunek który prowadził do pola z wrakiem ich Wellingtona. Tak im powiedziała ich przewodniczka. Ale skierowali się w przeciwną Panorama miasta stopniowo zbliżała się. Nie jechało się jakoś specjalnie trudno. Chociaż George i Birgitt zdawali sobie sprawę, że potrzebują kawy. Albo po prostu wreszcie pójść spać. Ale na razie jeszcze nie było to obezwładniające zmęczenie ale już trudno je było ignorować.

- O! Mae! Zobacz! - Odette nie powstrzymała się aby się nie odwrócić i zawołać do koleżanki z jaką była na kościelnej wieży. Wtedy z dzwonnicy nie widziały dział a jedynie podmuchy z ich luf gdy strzelały. A teraz gdy zbliżyły się do miasta mogły zobaczyć te działa na własne oczy. Zresztą jak i pozostała dwójka.





Właściwie to byli tak blisko, że niemieccy artylerzyści też na nich spojrzeli. To akurat nie było dziwne. Na tak pustej drodze nie było nic innego do oglądania niż czwórka cywilnych rowerzystów. Z czego trzy to młode kobiety. Co też mogło być dodatkowym powodem ciekawości niemieckich żołnierzy. Obie grupy były od siebie zbyt daleko by rozmawiać czy rozpoznać detale ale widać było, że tamci ich obserwują i pewnie rozmawiają. Chyba mieli jakąś przerwę bo nie ładowali działa ani nic.

- Już niedaleko. Właściwie już jesteśmy w mieście. - powiedziała chwilę potem panna Lepage gdy już wjeżdżali w miasto. A miasto też wyglądało jak bezludne miasto duchów. Co budziło upiorne wrażenie, nieco surrealistyczne w tym słonecznym, majowym południu. I w to słoneczne francuskie południe wdarł się niemiecki, wojskowy okrzyk.

- Halt! Halt! - gdzieś zza rogu wyszedł jakiś niemiecki żołnierz z czerwonym lizakiem do kierowania ruchem. Uniósł go w geście jakim zwykle policja i żandarmeria zatrzymywała pojazdy. Na piersiach miał charakterystyczny ryngraf niemieckiej żandarmerii polowej. A George zwrócił uwagę, że ma gogle motocyklisty. Więc pewnie gdzieś w pobliżu ma swój motocykl chociaż z ulicy na razie nie było go widać.





Odette co jechała pierwsza zwolniła i odwróciła się szybko by spojrzeć na pozostałą trójkę jakby pytając się niemo co powinna teraz zrobić. Żandarm chyba nie spodziewał się kłopotów bo chociaż miał pistolet to w kaburze a Mausera trzymał przewieszonego przez ramię.

- Halt! - powtórzył już stojąc na środku drogi z tym lizakiem i spojrzał gdzieś w stronę ulicy z której wyszedł. Dochodził stamtąd odgłos zbliżającego się silnika. Raczej ciężarówki niż osobówki. Odette zatrzymała się dobre kilka długości roweru przed żandarmem i wtedy na krzyżówki wjechała ciężarówka w szarych barwach. Zwolniła aby wykręcić a żandarm dał jej pierwszeństwo zatrzymując czwórkę rowerzystów.

Ciężarówka wykręciła w tą samą stronę co do tej pory jechali agenci i ich przewodniczka więc ukazała się tyłem. Dało się zobaczyć białe blachy niemieckiej armii. A przez odkrytą plandekę dało się dostrzec ciała. Tam i tu widać było biel opatrunków i nie były niczym przykryte. Więc raczej ranni a nie zabici. Chociaż nie dało się dostrzec co to za ranni. Ciężarówka już zjechała z krzyżówek więc żandarm znów wrócił uwagą do rowerzystów.

- Komm! Papiere, bitte!* - krzyknął do Odette i pozostałych wracając do tego nawyku wszystkich gliniarzy by sprawdzać i legitymować każdego kiedy tylko jest okazja chociaż odjeżdżająca ciężarówka dopiero co odjeżdżała od krzyżówek. Odette znów odwróciła głowę i spojrzała pytająco na pozostałą trójkę. Z całej czwórki tylko ona mogła mieć dokumenty których mogły zadowolić przedstawicieli władz.


---


*Komm! Papiere, bitte! - (niem) Podejdź! Dokumenty poproszę!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline