Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2020, 22:55   #100
Vantablack
 
Vantablack's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputację

Anton zwolnił mechanizm, dając sygnał do ataku. Rześkie zimowe powietrze nad Phandalin wypełnił świst przecinających go strzał. Wypuszczony przez niego bełt dołączył w locie do pozostałych pocisków, w większości szypów mijających kołujący nad nimi cel.

Bili się nie tylko na konwencjonalną. Jeszcze przed rozkazem do strzału, wiarus zmiarkował, że smok kołuje między domostwami, siekąc ogonem jak olbrzymim batogiem i samemu zostając trafionym w odwecie wiązką pożogi, ani chybi magiczną. Widział jak małe i kosmate, ciemne niby sadza coś o tlących się ślepiach pojawia się znikąd, dziwacznym sykiem zwracając na siebie uwagę elfiej magiczki, która zniknęła wraz za pobliskim węgłem. Nie miał czasu się nawet porządnie podziwować, bo ręce zajęte miał repetowaniem kuszy, a usta - na przemian bluźnierstwami i komendami.

- Nie ustawać! Strzelać bez nakazu! - Kilka świetlistych pocisków uwolnionych gestem i zaklęciem Windrin poszybowało w kierunku gada, trafiając go raz za razem, na krótko nim tamten uwolnił narastającą mu w gardzieli zamieć, liofilizując jedyną dobrą karczmę w tym mieście.

- …woja mać — wypuścił przekleństwo razem z zimną parą, mrużąc oczy od wirujących w powietrzu lodowych drzazg, będąc świadkiem tego, jak oszronione podpory tawerny pękają na jego oczach, zanim skuwający lód nie ustabilizował zapadającej się konstrukcji, skuwając ją w ogromną bryłę.

- Pal! - ryknął do Graywind, wskazując jej dogodną okazję do strzału. Sam, utknąwszy na mocowaniu się z mechanizmem kuszy, przeklinał w duchu swoje przyzwyczajenia i nieufność względem samopałów. Wypuszczona kula raniąca błoniaste skrzydło łopoczące im nad głowami dała mu solidną podstawę do refleksji nad swoim konserwatyzmem przy doborze broni.

Po tym jak czarodziejka zniknęła mu z pola widzenia, w zamęcie przygotowań do odparcia nawracającego smoka, Anton doliczył się nowych twarzy w szeregach obrońców. Ktoś, bez jego rozkazu, dobiegł sztucznych ogni i począł je odpalać, jeszcze inny niósł pomoc rannym, powalonym przy pierwszym przelocie gada.

- Za porządkiem! - strzępił gardło, daremnie usiłując panować nad sytuacją, która przypominała gaszenie pożaru w ogarniętym pożarem bordelu. - Na zieleniec! Baczyć na odstępy! Do strzału!

Szypy raz jeszcze zagwizdały w powietrzu. Smok – gwizdał na strzały, obniżając lot. Nagle, niczym wybuchem wielkiego gejzeru, kurtyna wody przecięła trasę gada i skrzepiła lodowym murem pod wyjącym oddechem zimy i rozpękła, siejąc wokół deszczem brył i ostrych sopli. Blask zaklęć na powrót rozświetlił okolicę, magiczne płomienie i frunące kule jasności biły naprzemiennie w pikującego gada, wespół z fajerwerkami wybuchającymi obok wielobarwnymi pióropuszami, które przeglądały się błyskiem w rozrzuconych wkoło świeżych kawałach lodu.

Wybuchy petard, inkantacje czarów, krzyki walczących i smoczy ryk zlewały mu się w uszach ustawicznym dzwonieniem, tłumiącym pozostałe wrażenia. Popisowego strzału rudowłosej, którą przed chwilą dołączyła do walczących, udało mu się jednak nie przeoczyć. Brawurowej akcji wyskakującego z chaszczy karła, który z pomocą kolczastego bicza zadzierzgnął bestii jedno ze skrzydeł, tym bardziej. Widzieli to wszyscy, podobnie jak idącą w drzazgi chałupę, którą jakiś pechowy sukinkot postawił akurat na trasie upadku złapanego na zaczarowany postronek smoka.

Nie czekając aż podniesiony zderzeniem trocinowy pył zdąży opaść, Anton odrzucił niefortunny samostrzał, dobywając przewieszonego przez plecy brzeszczota.

- Hajda! - wrzasnął do zwołanych pod komendą tubylców, spluwając na śnieg i wskazując na świeże rumowisko ze wkomponowanym weń gadem. - Dorżnąć mi tę poczwarę, nim się podniesie!

By nie być gołosłownym, furkocąc trzymanym w garści mieczem, poprowadził natarcie, wykorzystując sposobność, jaką dawał mu czas, jaki zajmie bestii otrząśnięcie się z upadku. Podobnie wzniosłe gesty były mu, jako zawodowcowi, obce ideowo. Wszelako, mając na uwadze dwa poprzednie pudła oraz akuratnie nadarzającą się okazję – marnotrawstwem byłoby niewykorzystanie tak pięknej koniunktury na wywalczenie sobie należnej mu zwrotki w mającej dopiero powstać balladzie o obronie Phandalin.

Godziło się dostarczyć inspiracji bardom. A i ułatwić im pracę. "Kalev" było wszak nader wdzięcznym nazwiskiem do pieśni. Rymowało się ze "wspaniale" albo "lęku wcale". I to niepospolicie.
 
Vantablack jest offline