Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2020, 18:35   #208
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Moja wędrówka trwałą kilka, a może i kilkanaście minut. Oprócz długiej szaty, nie dostałem niczego więcej, toteż musiałem iść boso. Uśmiechnąłem się pod nosem, bowiem myślami przeniosłem się do lat dzieciństwa, gdy jako niespełna jedenastoletni smarkacz zostałem przeniesiony do Scholi Progenium na Maccabeus Quintus - jednym z światów-świątyni Świętego Drususa.
Każdy moment mojego pobytu w potężnym kompleksie Eklezjarchi pamiętam jakby to było wczoraj. Schola przypominała bardziej elitarną szkołę, pełną nauczycieli i mentorów pod przykrywką szat akolitów Eklezjarchii.

Młody narybek, który szybko zbijano w grupy po kompanie, określano zbitkiem cyfr i liter. Od tego powstawał numer, którym posługiwałem się przez pierwsze lata mojej nauki. Poprzez ten numer wywoływano mnie, przywoływano do porządku, wskazywano na błędy oraz postępy, za pomocą tego ciągu cyfr i liter kazano mi biegać za karę po korytarzu. Wraz z całym plutonem podobnych mi dzieci obojga płci. Nie pamiętam czy zawiedliśmy w jakimś teście, ktoś dopuścił się wykroczenia czy też była to kaprys któregoś z mentorów. Biegliśmy długim korytarzem, który zakręcał gwałtownie. Poprzez półmrok przecinany lampami i dziesiątkami drzwi oraz odnóg kolejnych korytarzy, do kolejnego zakrętu. Kręciliśmy kółka. Nadzy i bosy. Młode stopy klaskały o posadzkę korytarza, a mentor ubrany w długą szatę z kapturem, jednostajnym głosem nieznoszącym sprzeciwu liczył pozostałe okrążenia i czas.
Bardzo szybko przyzwyczaiłem się do chodzenia boso, co w warunkach kopcowych było nie do pomyślenia. Nawet najgorsze szczury z Podkopca miały buty.
Ale nie młody ja, zamknięty w Scholi Progenium na Maccabeus Quintus.

**

Moje wspomnienia zostają przerwane nagłym zatrzymaniem się i kolejnym, niespodziewanym gościem, którego tym razem poznaję. Flavion, którego umiejętności pomogły mi w rozwiązaniu sprawy. Długo myślałem nad sprawą i moje analizy pozwoliły mi dojść do wniosku, że równie dobrze mogłem do tego zadania zaprzęgnąć Ariel. Co prawda byłoby to o wiele dłuższe, ale prędzej czy później znalazłbym odpowiedź, bo para Nawigatorów nie zamierzała się ruszyć z miejsca, bez wytropienia Mandrigala. A żywego jest znacznie ciężej wytropić, jeśli ten zaszył się gdzieś w kopcu, a skorumpowany klerk miernej klasy nie włamie się do bazy danych za odpowiednią opłatą. Dopóki Mandrigal nie wychyliłby nosa, miałbym czas na użycie posiadanych zasobów i odcięcie się od Stane.
No, ale stało się. Flavion okazał się niesamowitym rzemieślnikiem w swoim fachu.

Krótkie skinienie głowy, niemal niezauważalne, to jedyny mój gest powitania jaki wystosowałem wobec mężczyzny. Wysłuchuje jego instrukcji z dużą uwagą i skupieniem, po czym po raz kolejny kwituje wszystko kiwnięciem głowy.
- Ja jestem prawem. - moje usta po raz kolejny bezgłośnie wyszeptują maksymę.
Zgodnie z instrukcjami, staje się się tłem. Wlepiam wzrok w posadzkę, odpowiednio zwieszając głowę i wieńczę to założeniem kaptura. Z jakiegoś powodu uważam, że będzie to odpowiednie do nowej sytuacji i lepiej wtopię się w tłum. To zupełnie jak praca pod przykrywką. Nic, czego bym nie robił w trakcie mojej służby.
Graig Fenoff nie raz i nie dwa musiał zamieniać się w kogoś innego, by prowadzić śledztwo. W końcu byłem Arbitratorem i wymagane jest od takowego, by w śledztwie oraz zaprowadzaniu porządku, był gotów zejść pod ziemię.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline