?.830.M41, podziemia twierdzy Świętego Oficjum
- Na światło Terry, jak w ogóle możemy rozpatrywać koncepcję badań nad tymi artefaktami? – zapytał podniesionym głosem gładko ogolony mężczyzna w średnim wieku, siedzący trzy rzędy miejsc ponad ławą zajmowaną przez Graiga i Flaviona – Posługiwanie się wytworami rąk ksenosów jest herezją samo w sobie, a cóż dopiero mówić o artefaktach mogących służyć za pułapki na ludzkie dusze?
Arbitrator tkwił ramię w ramię z sawantem na prostej drewnianej ławie usytuowanej na poziomie posadzki sali, spoglądając na boki ukradkiem, spozierając nerwowo na rzędy pnących się w górę foteli, w których zasiadali mężczyźni i kobiety w bogato zdobionych pancerzach ze znakiem Calixiańskiego Kielicha.
- To inkwizytor Al-Subaai z Ordo Xenos – szepnął ledwie słyszalne Flavion, wsparty na swej lasce i pozornie wpatrzony w jakiś odległy punkt na przeciwnej ścianie, ale uważnie widać śledzący ożywioną, chwilami ocierającą się wręcz o kłótnię dysputę.
- Poznaj swego wroga, abyś łatwiej mógł go zniszczyć! – skontrował natychmiast inkwizytor Vownus Kaele, nawet w sali obrad noszący swój charakterystyczny kapelusz – Nie wiemy, ile jeszcze takich bransolet trafiło do Sibellusa, brakuje nam mnóstwa danych na ich temat.
- Łatwe rozwiązania nie zawsze idą w parze z korzyścią! – krzyknął inkwizytor Ryhekuss, niski, ale niebywale porywczy mężczyzna w pancerzu z rozetą Ordo Hereticus – Czasami lepiej eksterminować nieprzyjaciela za dużo wyższą cenę, byle tylko uniknąć deprawacji umysłu niepożądaną wiedzą! Te diaboliczne artefakty powinno się zniszczyć, Al-Subaai ma w tym względzie całkowitą rację!
- Pierwszy raz słyszę, abyś komuś przyznał rację, Ryhekussie – w głosie Kaele dała się wyczuć niezwykle zgryźliwa nuta – Z reguły jesteś jedynym, który ma rację, a cała reszta zawsze jest w błędzie.
- Spokój! – wyjątkowo sędziwy i brodaty starzec grzmotnął w swój pulpit pięścią tak mocno, że cały fotel aż podskoczył w miejscu – Wy młodzi zawsze ochoczo skaczecie sobie do oczy, nie słuchając do końca tego, co ktoś inny chce powiedzieć! Zamilknijcie, obaj!
- Inkwizytor Ahmazzi z Ordo Malleus – szepnął sawant, wciąż patrząc bez ruchu przed siebie.
- Dobrze powiedziane, bracie – Gabriel Mercutio podniósł się z fotela, położył ręce na biodrach spoglądając z wysokości szóstego rzędu na trzech starszych rangą inkwizytorów siedzących po przeciwnej stronie sali i pełniących rolę obserwatorów z ramienia lorda inkwizytora Cailina, stojącą na mównicy Astrid Stane oraz wyprostowanego na ławie Fenoffa – Lecz nim przejdziemy do dalszej dyskusji, ponawiam moje żądanie usunięcia stąd tego człowieka!
Mercutio wycelował palec oskarżycielskim gestem w postać więźnia.
- To zwyczajny agent terenowy Ordo, nie posiadający nawet statusu młodszego śledczego, na wypadek pozbawiony jakiegokolwiek taktu czy szacunku wobec przedstawicieli Złotego Tronu! Nie odmawiam mu zasług, albowiem w przeciągu tak krótkiego śledztwa dokonał niewiarygodnego odkrycia, ale nie sądzę, aby to czyniło go uprzywilejowanym w stopniu tak wielkim, by mógł uczestniczyć w posiedzeniu Rady! Kto zatwierdził jego obecność na sali?
- Ja! – padła odpowiedź z drugiego krańca pomieszczenia, od strony łukowatego przejścia, którym weszli chwilę wcześniej Graig i Flavion. Stał tam jakiś mężczyzna w ciężkim pancerzu wspomaganym, o niebywale bujnej płowej grzywie opadającej kosmykami włosów na naramienniki i o twardej, zaciętej w odstręczającym grymasie twarzy.
- Lord inkwizytor Anton Zerbe – szepnął ledwie słyszalnie sawant, tym razem momentalnie opuszczając wzrok ku posadzce.