Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2020, 21:03   #146
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Dotarcie do lokalnej tawerny nie zajęło podekscytowanym kobietom wiele czasu. Budynek co prawda znajdował się trochę na uboczu, ale sprowadzało się to raptem do piętnasto-minutowego spaceru.


Z jednego z kominów unosił się ciemny dym, niechybny znak, że w środku siedzili już goście głodni kolacji. Pod zadaszoną wiatą dwa konie skubały leniwie siano, co z kolei znaczyło, że byli tu jacyś przyjezdni.
Jina przełknęła głośno ślinę. Może ze zdenerwowania, a może, co bardzo prawdopodobne, ze zniecierpliwienia.
- Jak mam się do ciebie zwracać? Czy mam w ogóle milczeć? - dopytała o ostatnie szczegóły.
- Masz na imię Marica i masz być kusząca i wyzywająca. Do mnie masz się zwracać jako “pani”, a innym między wierszami pokazywać, że możesz być dostępna - odpowiedziała jej córka. - Jesteśmy w podróży, tu tylko na jeden wieczór i noc, jeden lub więcej szczęśliwców będzie mogło coś więcej od macania i patrzenia, jeśli przekonają twoją panią, że warto im pozwolić.
- Oczywiście, moja pani - matka chętnie zgodziła się na warunki.
Wnętrze tawerny powitało panie Mongle ciszą. Leilena pamiętała ten budynek i nigdy nie był specjalnie gwarny. Korzystali z niego przede wszystkim miejscowi, zmęczeni po pracy, albo spragnieni od upałów. Ten wieczór miał jednak być wyjątkowy. Leilena dostrzegła bowiem od razu dwóch obcych, siedzących przy jednym stole. Starszy z nich, brodaty i bogato ubrany, wyglądał jak arystokrata któregoś z czarodziejskich rodów.
Towarzyszył mu trochę młodszy półelf, ani trochę nie ukrywający swej mieszanki krwi, dumnie odsłaniający swe spiczaste uszy.
No i byli też lokalni mieszkańcy. Gdyby nawet dwójka obcych nie odróżniała się podróżnymi strojami i kurzem z gościńca, to szybko można było zgadnąć kto swój, a kto przejazdem po spojrzeniach, które padły na Jinę i Leilenę. Miejscowi, oprócz zdziwienia, marszczyli nieufnie czoła. Podróżni zdawali się zaintrygowani. Półelf nawet gwizdnął pod nosem, bez zażenowania przyglądając się śmiałym kreacjom.
- Co mam dla ciebie zamówić, pani? - Jina, czy raczej Marica, odezwała się by przerwać przeciągającą się ciszę.
- Przynieś mi wino - poleciła dziewczyna, śmiało odpowiadając na spojrzenia otaczających je ludzi i nieludzi. Ten, który wytrzymał jej wzrok, otrzymywał słaby uśmiech pomalowanych na czarno warg. Lei ruszyła ku wolnemu stolikowi, umiejscowionemu możliwie najbliżej środka wspólnej sali.
Marica ukłoniła się posłusznie, czego pobocznym, albo bardzo przyjemnym efektem, było zaprezentowanie kształtnego biustu. Podeszła do karczmarza, kręcąc przy tym kusząco biodrami. Materiał opinał się na jędrnym ciele, przyciągając samcze spojrzenia. Tak ubrana kobieta mogła wzbudzać moralne zgorszenie, ale instynktów oszukać się nie dało. Karczmarz zabrał się za spełnienie polecenia z trzęsącymi się rękami.
Tylko półelf wydawał się bardziej zainteresowany Leileną. Na półuśmiech odpowiadając wyciągniętym w geście toastu kuflem piwa. Dziewczyna była bardzo zadowolona z przedstawienia, jakie robiła jej mama, nie poświęcała mu jednak tyle uwagi, co gościom tawerny. Usiadła tak, aby widzieć półelfa i poprawiła ozdoby - jedyne co zasłaniało u góry jej ciało. Założyła nogę na nogę i cierpliwie czekała na wino. I liczyła na odwagę co poniektórych panów. Albo pań, nie miała nic przeciwko. Wieczorową porą w lokalu dominowali jednak mężczyźni. Raptem jedna matrona towarzyszyła swojemu mężowi przy kolacji. I bacznie pilnowała, by mu wzrok nie zbaczał gdzie nie powinien.
Może pora była jeszcze za wczesna, a może lokalne piwo za słabe, ale klientela ograniczała się na razie do patrzenia. Nikt nawet nie odważył się na zaczepkę. Przemieniona Jina otrzymała pełen kielich i niespiesznie, znowu poruszając się tak zmysłowo jak tylko potrafiła, wróciła do córki. Nie ograniczyła się jednak tylko do postawienia trunku na stole. Zamiast tego powoli opadła przed Lei na kolana, oferując pełne naczynie niby królewski dar. To w końcu sprawiło, że ciszę zastąpiły ukradkowe szepty.
Półelf został najwyraźniej przywołany do porządku przez arystokratę, bo wyprostował się na swym krześle i odwrócił do przełożonego. Na szczęście wyglądało na to, że nie był przesadnie służalczy, bo co chwilę zerkał przez ramię na kobiety. Dziewczyna wzięła kielich od swojej służki i umoczyła w nim powoli usta. Wydawało się, że wszystko co robi, robi wolno i z gracją. Po chwili przemówiła czystym głosem, z lekkim nietutejszym akcentem. Była coraz lepsza w udawaniu.
- A ty masz na coś ochotę, Marico?
- Wystarczy mi zwykła woda - matka odpowiedziała znacznie głośniej, niż było to konieczne. Rozumiała, że chodziło o przedstawienie. Głośno rozmowa kobiet usypiała też ostrożność klientów, których szepty zaczynały wyraźniej docierać do uszu Leileny. "Patrz jak pręży dupę pod tą kiecką".
- Och nie bądź taka nieśmiała - “pani” pogłaskała swoją “służkę” po głowie, niczym grzecznego pieska. - Byłaś ostatnio taka posłuszna, powiedz mi głośno czego pragnie moja służka.
- Dziękuję, moja pani - Jina pokłoniła się, jeszcze bardziej wypinając pupę przed publicznością. - Za pozwoleniem, napiłabym się czegoś mocniejszego.
- Pozwalam - łaskawie zgodziła się jej pani. - Lecz sama musisz o to poprosić gospodarza. Umiesz ładnie prosić, wiem to - bardzo delikatny uśmiech objawił się na czarnych, ponętnych ustach. Uniosła znowu kielich do ust, upijając nieduży łyczek.
- Bardzo ładnie - potwierdziła Marica, wywołując tym kolejną falę zbyt głośnych szeptów. "Już ja by taką zmusił do proszenia".
Przemieniona pani Mongle kolejny raz udała się w tę samą drogę przez karczemną salę. Męskie spojrzenia wprost obłapiały jej tyłek. Tylko brodaty arystokrata wykazywał żelazną wolę. Półelf wprost przeciwnie - aż oblizał usta.
- Dobry gospodarzu - kobieta oparła się o kontuar. Leilena nie mogła ze swojego miejsca zobaczyć jak bardzo obnażyło to jej piersi, ale zezujące spojrzenie karczmarza mówiło wiele. - Czy znajdziecie dla mnie kubek mocnego alkoholu? Chciałabym się zapomnieć na jeden wieczór.
Ostatnie zdanie wywołało przy stolikach parę wybuchów rubasznego rechotu. Publiczność zaczynała wykazywać te prymitywne odruchy, które chciała zobaczyć i usłyszeć Leilena. Przyłączyła się wręcz do wesołości, choć trzymając się roli - jedynie poprzez uśmiech.
- Bez obaw gospodarzu, zapłacimy. W ten, lub inny sposób - powiedziała głośno, głosem pełnym lubieżności. I pewności siebie.
Mężczyzna chyba nie obawiał się, że zostanie okradziony. A przynajmniej w danej chwili jego umysł był zajęty czymś innym, by zaprzątać go sobie wizją utraty paru srebrników. Kubek szybko wylądował przed przemienioną Jiną, a potem został hojnie napełniony. Pani Mongle sobie nie żałowała. Pociągnęła naprawdę solidny haust, po którym oblizała sugestywnie usta i posłała karczmarzowi całusa.
- Bardzo ci dziękuję gospodarzu - rzuciła jeszcze, wracając do swej pani. Obrała jednak tym razem inną drogę, a i jej krok był bardziej chwiejny niż kuszący, jakby alkohol błyskawicznie uderzył jej do głowy. Jina pamiętała, że jej córka chciała oglądać jak jest obłapiana, dlatego celowo przeszła tuż obok stolika pełnego podchmielonych miejscowych. Jeden z nich zdobył się na pijacką odwagę i gdy Marica go mijała, wyciągnął rękę i uszczypnął ją w pośladek. Kobieta pisnęła i podskoczyła. Wódką chlusnęła w kubku i polała się na przód sukienki. Zmoczony materiał przywarł mocno do jednej z piersi, ukazując dokładnie sutek.
- Uważaj pan sobie - syknęła Jina. - Nikt nie może mnie dotykać bez zgody mojej pani.
- To prawda - przytaknęła jej Lei. - A na moją zgodę trzeba zasłużyć - przesunęła opuszkiem palca po krawędzi kielicha. - Chyba, że chcesz poczuć się dziś jak tawerniana, portowa dziewka, służko?
- Chciej, chciej! - zakrzyknął ktoś rozbawionym tonem. Marica pokręciła jednak przecząco głową.
- Mam swoją godność, moja pani - zaprotestowała… w pewnym sensie. - Mogłabym być co najmniej drogą kurtyzaną - i z tymi słowami wróciła do Lei, znowu klękając przy jej boku.
- Taka mokra - westchnęła pani nad “niezdarnością” swojej służki, sięgając do jej piersi i odklejając na chwilę materiał od niej. - I taka bezwstydna. Zrobiłabyś to z każdym, kto by odpowiednio zapłacił?
Uniosła kielich, ale po chwili zastanowienia nie skierowała go do swoich ust, a zbliżyła do mamy, przechylając kilka centymetrów nad jej wargami. Tak by skapnęło tylko kilka kropel, prosto do ust. Pani Mongle wysunęła język, nie pozwalając winu się zmarnować.
- Tak, pani. Żadna praca nie hańbi - odpowiedziała po przełknięciu, znowu wywołując rubaszne rechoty. Matrona miała tego najwyraźniej dość, bo wstała gwałtownie od swojego stołu i wyprowadziła męża na zewnątrz.
- W takim razie szkoda, że nie znajdzie się tu taki, którego byłoby na ciebie stać - Lei uśmiechnęła się leciutko i zabrała kielich, teraz sama z niego upijając. - Pójdziemy jeszcze dziś do łaźni, służko. Nie chcę czuć w nocy zapachu alkoholu na twoim ciele.
Wyraźnie rozbawiony zachowaniem kobiet półelf postanowił rzucić wyzwanie.
- Mnie pewnie stać - oznajmił, czym sprowadził na siebie gniewne spojrzenie brodacza.
- Nasirze, zachowuj się.
- Och, dajcie spokój mistrzu. Jestem po służbie - mężczyzna zwany Nasirem machnął dłonią, w geście cokolwiek pozbawionym szacunku. - Ile bierze? - pytanie zadał patrząc w oczy Leilenie, a nie jej służącej. Podniecenie przemknęło po ciele dziewczyny, która z trudem zamieniła je na lubieżny uśmiech, odwzajemniając to spojrzenie.
- Od takiego przystojnego pewnie mniej. Prawda Marico? Za ile może cię mieć?
Popychanie mamy do takich zwierzeń było częścią gry, tą wyjątkowo pobudzającą. Wsunęła palce w jej włosy i pociągnęła lekko, aby musiała się przyjrzeć Nasirowi. I lepiej pokazać mu swój dekolt.
- Za trzy złote monety - podała cenę, która nie była ani niska, ani specjalnie wysoka. Theoduin płacił za swoje prostytutki więcej, choć i oczekiwał od nich bardzo dużo.
Półelf bez oporów sięgnął ku swojej sakiewce, sprawnie wyjmując trzy złote krążki.
- Przesadzasz w swoich żartach - ponownie strofował go mistrz.
- Moje pieniądze, mój wolny czas - wzruszył ramionami. - Trochę rozrywki nikomu nie zaszkodziło. I karczmarz ucieszy się z wynajmu dodatkowego pokoju.
Lei przyciągnęła mamę bliżej i szepnęła do jej ucha.
- Idź przyjmij zapłatę, kurtyzano. I upewnij się, że zgadza się na dodatkowy warunek: moją obecność - po czym pchnęła ją lekko w kierunku półelfa, sama upijając większy łyk z kielicha.
Jina łyknęła sobie jeszcze dla kurażu i posłusznie podeszła do Nasira. Wzięła monety w dłoń, nie mając gdzie ich schować w swojej bardzo zwiewnej sukni. Pochyliła się przy tym nad nim i wyszeptała do ucha pytanie swojej pani.
- Ha! Bez dopłaty? - zapytał rozbawiony. - Oczywiście, że się zgadzam - odpowiedział, ponownie patrząc na Leilenę. Maricę traktując… cóż, jak zwykła, karczemną dziwkę.
- Mam tego dość - mistrz stracił cierpliwość. Na szczęście nie zepsuł Lei zabawy, tylko wzorem matrony wstał od stołu. Nie wyszedł jednak na zewnątrz, tylko szybkim krokiem skierował się do prowadzących na pięterko schodów.
- Podziwiać, nie uczestniczyć - zastrzegła pani, choć na jej ustach pojawił się całkiem zachęcający uśmiech. - To Marica lubi się sprzedawać, czyż nie, służko?
- Wcale nie - kobieta pokręciła przecząco głową, ale bez przekonania w głosie.
- Wieczór jeszcze młody, nie ma co przesądzać co się stanie - półelf odparł szelmowsko na uwagę Leileny. - Gospodarzu! - zawołał wstając sprężyście z krzesła. - Doliczycie mi pokój do rachunku - oznajmił bardziej niż zapytał.
- Panie przodem - wskazał na schody, a gdy Jina tylko go minęła, wymierzył jej w pośladek mocnego klapsa. Wspólna sala znowu wypełniła się rubasznym śmiechem.
“Pani” wstała powoli i z gracją, zabierając ze sobą swój już prawie pusty kielich. Zatrzymała się przy barze.
- Wezmę resztę butelki tego wina - rzekła. - Na koszt tego pana.
Karczmarz spojrzał niepewnie na półelfa, ale ten roześmiał się krótko.
- Damom się nie odmawia - i tak też niemal pełna butelka trafiła w ręce Leileny.
Nasir poczekał na panią wykupionej dopiero co kurtyzany, puszczając ją przodem na schody. Mijająca mężczyznę nastolatka nie przegapiła erekcji, która wybrzuszała już jego spodnie. Czuła też na swoich plecach jego wzrok, choć głównie tam, gdzie owe plecy traciły swą szlachetną nazwę.
Karczemny pokój okazał się dość ciasny i ubogi. Halruaa nie było gęsto zaludnione, lokalny handel nie generował dużego ruchu na gościncach, a na domiar podróżujący czarodzieje często sami wyczarowywali sobie międzywymiarowe, ekskluzywne namioty. Karczmarz musiał zatem ciąć koszty. Poza łóżkiem, zydlem, skrzynią w kącie i małym stoliczkiem nie było innych mebli. Dobrze chociaż, że łóżko wyglądało na solidne, a pościel była świeżo wyprana, albo przynajmniej magicznie odświeżona.

 
Zapatashura jest offline