Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2020, 19:29   #75
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ton jakim został potraktowany cały zespół ewakuacyjny i ludzie przybyli z zadania w Nowej Nadziei bardziej przywodził na myśl nieopierzonego Sierżanta, niż samą Panią Generał. Denvers jednak była sporo ponad nimi jeśli chodzi o hierarchię stopni wojskowych, a i miała doświadczenie bojowe, którego nie powstydziłby się niejeden weteran. Krzyki, wyzwiska, przekleństwa, rzucanie jednych o glebę, ustawienie drugich w szeregu - cudowna normalność. Bogumiła zanim odezwała się na temat czegokolwiek wyrównała szereg z bratem i po zrobieniu miny zbitego psa, której oczekiwała dowódczyni Ruchu Oporu, wyprostowała się jak do komendy baczność. Wysłuchała z kamiennym wyrazem twarzy po kolei: piszczenia Rity, która w obecnej sytuacji co najwyżej mogła napluć wojskowej na buty. Zwykłego bajania Truposza, tym razem, o zasadach dobrego wychowania. Rozwlekłej opowieści Bożydara o chwalebnych czynach ich oddziału spoza katalogu przydzielonego im zadania. Gdy monologi dobiegły końca odczekała na skinienie głowy Denvers i w migowym przekazała jej zwięźle najważniejsze informacje:
"- Zadanie dostarczenia Truposza i Rity do DiscCity - wykonane.

Czas operacyjny - dwa tygodnie.

Stan osobowy - zmniejszony o dwóch żołnierzy AdA. John Ridd nie żyje. Boguchwał Colt pozostał w Azylu 47.

Inwentaryzacja sprzętu wykazała brak furgonetki opancerzonej i znaczny ubytek w przydziałowej amunicji.

Zadanie dostarczenie części robota - zakończone niepowodzeniem. Urządzenie zniszczone, poza kością pamięci przekazaną Lennemu Paslack’owi.

Boguchwał Colt rekomenduje analizę podzespołu wykonaną przez Rogera Phillips’a.

Wyznaczono cel dodatkowy - doprowadzenie do DiscCity żołnierza Syndykatu Czaszek podającego się za Williama Vanhoose. Cel zrealizowany.”
Jane Denvers obejrzała relację niemowy w formie niewerbalnego raportu z kamienną twarzą. Przynajmniej próbowała sprawiać wrażenie niewzruszonej lecz w jej oczach pojawił się blask. Z ust tej kobiety nigdy nie padła pochwała, lecz nie dało się ukryć, że jej spojrzenie wyrażało coś na kształt uznania.

- Czyli straciliście robota kretyni. Brawo. Gdzie jest ta kość pamięci?

- Paslack, gdzie kość?
– warknęła generał. Naczelnik, wywołany do tablicy wydawał się kompletnie zaskoczony.

- Ale… Ja…

- Kość, kurwa! Mówię niewyraźnie?! Niemowa twierdzi, że oddała ją Tobie!


Lenny spojrzał na Bogumiłę zdezorientowany. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz Jane Denvers nie słynęła z cierpliwości.

- Co tu się odpierdala!? Macie tą kość czy nie!?


- Mamy. Ale odzyskali ją moi ludzie i należy do nas.
– zaczął bronić się Paslack – Oddamy ją do analizy naszym technikom.

- Nie ma kurwa szans. Przez miesiące daliście się wodzić za nos, roboty was szpiegowały, nie wiadomo jakie informacje przekazywały szarakom! Oddawaj kość!


- Nie. – Paslack twardo spojrzał w oczy Żylecie. Nie wyglądał na twardziela, lecz wytrzymał jej nienawistne spojrzenie. O ile Denvers mogła pomiatać pionkami i ustawiać ich po kątach, najwyraźniej główny koordynator działań Alternatywy dla Ameryki na terenach byłego stanu Nevada, przewodniczący komitetu do spraw logistyki był poza jej zasięgiem.

- Zgłoszę to komu trzeba!
– zagroziła Denvers i splunęła pod nogi. Lenny milczał. Żyleta skinęła na swoich żołnierzy po czym ruszyła w kierunku statku. Zostali sami na lądowisku. Paslack upewnił się, że nikt nie podsłuchuje, po czym zwrócił do siostry Colt:

- Nic nie rozumiem Miła? Dlaczego nie oddałaś jej tej kości?

W odpowiedzi dziewczyna wskazała na Bożydara i pokazała wyprostowane dwa palce. Następnie wyciągnęła kość z kieszeni pod pancerzem i włożyła ją w dłoń Lennego, lekko zaciskając jego rękę na małym podzespole. Po tym klepnęła lekko w jego pierś pod prawym obojczykiem żeby na koniec, swoją złożoną w pięść z wysuniętym kciukiem i małym palcem dłoń przysunąć do ucha. - Sama nie miała pewności, czemu Boguchwał uparł się, żeby urządzenie na pewno trafiło do Lennego, ale ufała jego ocenie sytuacji. Zwłaszcza, że od samego początku koordynator akcji na Nevadę pracował z nim nad tą sprawą, albo odwrotnie - to Chwał pracował dla niego.

Po chwili, w której logistyk przyglądał się podzespołowi, skupiona na nim Bogumiła jakby przypominając sobie o czymś raz jeszcze zamachała żeby zwrócić na siebie uwagę. Gdy ten podniósł wzrok, przyłożyła wyprostowana dłoń do swojej piersi wyraźnie pochylając głowę. Na jednorękiego Paslack’a, nie tylko można było liczyć, ale przede wszystkim można było mu ufać. Za takie rzeczy należało podziękować i to nie tylko Bogu, ale przede wszystkim jego narzędziom. Naczelnik też podziękował Bogumile skinieniem, schował kość do kieszeni kurtki.

Po tym zwrócił się do Rity i Truposza ze słowami wyjaśnienia za zastaną sytuację, na którą nie miał żadnego wpływu. Niewiele to zmieniło w nastawieniu obcych w DiscCity ludzi. Dali się jednak przekonać do pozostania w nowym miejscu i oddania swojego losu na najbliższe godziny w ręce rodzeństwa Colt i kurateli Lennego. Przynajmniej do proszonej kolacji, na której miało się okazać co dalej.

Spacer za najpilniejszymi potrzebami przybyłych do miasta-statku Bogumiła umilała, głównie sobie, luźnymi, niewybrednymi żartami, które mógł zrozumieć tylko Dar. Widać były na takim poziomie, że nie zdecydował się ich tłumaczyć na ludzką mową. Wojskową jednak śmieszyły i nie rezygnowała z docinania Truposzowi, więc w odpowiedzi na jego pytanie o formę noclegu trojaczków odpyskowała w migowym:
-“Baaaa i jeden kocyk na trójkę, ostatni róg do gryzienia jeszcze został do wzięcia. zainteresowany?”
Ewidentnie była w doskonałym humorze. Oprócz żartów wskazywała na to lekkość kroku ciągle okutej w ciężki pancerz blond kopii braci ze stajni Coltów. Żyleta była nawet gotowa bez słowa sprzeciwu przygarnąć pod dach nowych tymczasowych lokatorów byle tylko móc się w końcu wyrwać na wolność, do dobrze znanego jej prostego żołnierskiego życia.
Tak też zrobiła żegnając się skinieniem głowy z grupą podążającą na miejscowy targ. Sama wyruszyła do wspólnej z braćmi kwatery ulokowanej we wschodniej części kompleksu szaraków, do którego prawo wywalczył lata temu Ruch Oporu.

Na miejscu, metalowe drzwi rozsunęły się bez zbędnego hałasu, a poczucie prywatności w tym jednym, jedynym miejscu na ziemi wypełniło całą przestrzeń pomiędzy tańczącymi w powietrzu drobinkami wzbitego z podłogi kurzu. Nie było sterylnie, nie było też przytulnie. Byli już przecież dorośli, więc jak wszyscy dorośli traktowali dom jak bazę wypadową do dalszego życia. Jedynie salon czteropokojowego kompleksu nosił znamiona rodzinnego ciepła, które pozostawili im rodzice. Stara żółta sofa, niska ława do trzymania na niej nóg, porozrzucane książki Boguchwała, schnące na każdej wolnej przestrzeni ciuchy Bogumiły i zepchnięte do kąta przyrządy do ćwiczeń Bożydara. Tu byli razem, ale każde miało swój świat nie tylko poza kantyną, ale też za kolejnymi niepodomykanymi drzwiami. Pokój Bogumiły był najmniejszy, wyposażony w proste metalowe łóżko z twardym materacem, metalową szafę, stojak na pancerz i prosty, rozkładany blat roboczy mieszczący się za drzwiami.

Nim Żyleta wzięła się za inwentaryzację sprzętu zrzuciła z siebie pancerz i wzięła prysznic. Zapach środków dezynfekujących przyjemnie drażnił jej zmysły i oddalał od nich przeświadczenie o zmęczeniu materiału, które niosły za sobą lata i przebyte kilometry. Świeża i przebrana w niemundurowy zestaw starego barowego awanturnika najpierw odstawiła pancerz na stojak, później wysypała zawartość worka podróżnego na prowizoryczny warsztat i ułożyła wszystkie swoje przynależności w równym rzędzie krytycznie oceniając ich przydatność jako prezentu dla siedmiolatki. Spośród noża, maski p. gaz, płaszcza antytoksycznego, multitoola, zapałek, zegarka i flary wybrała latarkę, która przy odrobinie inwencji twórczej i dobrej woli oglądających mogła posłużyć za zabawkę. Do kompletu z nią w zawiniątko z kokardą zrobioną z kolorowej bluzki włożyła 4 skrawki materiału wycięte, ze swoich najbardziej kolorowych ubrań, mające stanowić wielobarwne tło fantazyjnych przygód teatrzyku cieni, w którym tańczyć będą postacie wycięte z tektury okładek kilku książek Boguchwała. Prace plastyczne nie szły żylecie zbyt wybitnie, a i arsenał dostępnych materiałów był ograniczony. Zrobiła jednak co tylko mogła i potrafiła, żeby w życie dziewczynki wprowadzić chociaż odrobinę radości.





Po skończonym dziele zniszczenia części rodzinnych zasobów Miła nagrodziła się wyjściem do knajpy, ale przed tym zajrzała do zagraconego magazynu sprzętu szkoleniowego i z rozbrajającym uśmiechem wypełniła formularz pozostawienia rzeczy do naprawy z datą wsteczną, tak żeby regulaminowy termin odbioru wypadał za maksymalnie dwa dni. Broń zapewne była sprawna, ale ostrożności nigdy za wiele, a zrzuceniem przeglądu swojego sprzętu na miejscowych AdA’owych rusznikarzy oszczędzała czas, który nareszcie mogła przeznaczyć na odpoczynek. Wejście do miejscowego baru dla wojskowej braci wszelkiego rodzaju rozpoczęła z wielkim przytupem bo wykopując sobie wejście w otwarte już wcześniej drzwi.

- Coltówna!
- rozbrzmiały w jej uszach rozbawione męskie głosy zgrai starych wiarusów.




Na ten dźwięk starsza sierżant uderzyła się w pierś i szeroko rozłożyła ręce w geście powitania. Teatr mima, był jej jedyną formą kontaktu z pozostałymi zbrojnymi, z których nikt nigdy nie przyłożył choćby najmniejszego palca do nauki języka migowego. Nie przeszkadzało to jednak ani jej, ani nikomu w okół. Większość snutych przez nią opowieści była kalamburami, więc i dodatkową atrakcją na pijackich eskapadach pomiędzy stolikami wszelkiej maści spelunek.

- Co innego byś w końcu rozłożyła, a nie tylko ręce. - rzucił jej z radością prosto w twarz wysoki, śniady sierżant sztabowy Trevor Bertner.

W odpowiedzi oczywiście nie omieszkała usiąść mu w rozkroku na kolanach i bezczelnie wychlać zaczętego już piwa. Żeby za chwilę pokazać na swój serdeczny palce i wykonać gest podrzynania gardła, miało to znaczyć: "Żona Cię zabije". Ostatecznie poczochrała Bertnera po zjeżonych, jej występem, włosach i zgrabnie przetoczyła się na przygotowane już wolne miejsce. Przytuliła się ramieniem do kolejnego kumpla, ospowatego chudzielca z obłędem w oczach, który zazwyczaj robił za etatowego operatora ckm-u Marshalla Roist.
Wskazała głową na pusty kufel przed Trevem i dołożyła do wspólnej puli na stoliku parę pestek. Ktoś skoczył po piwo, ktoś inny wyszedł, a na jego miejsce przyszedł ktoś nowy, choć też wszystkim znany już od lat.
Armia AdA w DiscCity nie była specjalnie wielka, ale dobrze uzbrojona i świetnie wyszkolona. Różne zespoły na poszczególnych misjach zgrywały się ze sobą i mieszały od lat. Nikt nie był obcy, nikt nie był gorszy… oczywiście wtedy, kiedy przychodziło do picia. W innych warunkach obowiązywała hierarchia i karność wobec rozkazu. W okresach przerw od misji był czas na zabawę i wyolbrzymione opowieści o wyczynach godnych komiksowych superbohaterów, nie zgrai niedogolonych żołdaków. Kilku takich w ciągu osuszania przydziałowych, na to przedpołudnie, dwóch piw Bogumiła wysłuchała, za każdym razem z szerokim uśmiechem kiwając głową. Niezależnie od ich treści taka była tradycja, każdy musiał obowiązkowo przywieźć z misji co najmniej jedną bajkę, którą będzie powtarzał do znudzenia z coraz brutalniejszymi opisami swojego bohaterstwa, aż po kres urlopu i czas kolejnego zadania. Samej jej przyszło przedstawiać historię Bożydara walczącego z psami pod wrotami Azylu, którego klamkę ucałował w nagrodę za wielkie zwycięstwo nad sforą, bo wymarzona gratyfikacja w postaci krągłego tyłka przepatrywaczki ruin, dawno zniknęła, bez oglądania się na cokolwiek i kogokolwiek, za metalowym włazem bunkra. Chłopaki z Ada, długo będą Darowi wypominać bohaterskie amory, a w każdej kolejnej pantomimie tej opowieści bestie będą stawać się coraz większe, silniejsze i szybsze. Taki był największy urok żołnierskiego życia - wspólny koloryt wszystkich przeżytych, więc i automatycznie zwycięskich akcji.



***


Żyleta zadowolona po przyjemnie spędzonych ostatnich trzech godzinach od przylotu do DiscCity przysiadła na brzegu pustego blatu roboczego laboratorium komputerowego, w którym zazwyczaj pracował jej brat. Uzbrojona w zniewalająco beztroski uśmiech i notatnik schowany w kieszeni cargo, już-nie-mundurowych, bo całkiem poprzecieranych na udach i kolanach, bojówek, rozglądała się za Roger’em Phillips’em. Miała na sobie jeszcze rozwiązane buty wojskowe i bezrękawnik, a’la koszulka-wpierdolka. Musiała ochłonąć po beztroskiej zabawie i zastanowić się nad Philips’em - jednocześnie, niesamowicie zachwalanym za swoje umiejętności techno inżynierem AdA, który był również obiektem niechęci sporej grupy nietechnicznej załogi statku-miasta. Bogumile w niczym to nie przeszkadzało… zupełnie jak ostrzeżenie brata. Dalej gdzieś tam po cichu w środku miała nadzieję na wkupienie się w większą łaskę dowództwa i dorwanie się w końcu do przydziałowego, ciężkiego, energetycznego gnata. Jeśli nie na to, to chociaż na jakiś darmowy cyberwszep lub przegląd pancerza. W wypadku gdyby, w czasie rozmowy, oczekiwania zwiększenia statusu majętności wojskowej dodatkową modyfikacją uzbrojenia całkowicie już odeszły do lamusa to zawsze jeszcze zostawała szansa na dobrą zabawę.




Technoinżyniera zastała w jego kantynie znajdującej się w części laboratoryjnej. Okute błyszczącym metalem drzwi działały na fotokomórkę, najwyraźniej jednak Roger chcąc zapewnić sobie odrobinę prywatności zablokował tą funkcje, więc musiała zapukać.

- Mówiłem wam idioci, że jestem teraz zaję…


Drzwi się rozsunęły. Bogumiła była o głowę wyższa od technika a w pancerzu wydawała się Goliatem, który stanął naprzeciw Dawida. Mężczyzna najpierw spojrzał w dekolt a potem uniósł wzrok. Gniewne zmarszczki zniknęły z jego wysokiego czoła, a wargi wygięły w zuchwały uśmieszek. Laboratoryjny fartuch zamienił wcześniej na koszulę, spod której wystawały gęste kłaki czarnych włosów.

- Pani kapral, jaka niespodzianka. Chwał cię przysłał? Mówiłem, że w następnym miesiącu wszystko oddam, co do jednej pestki. Możesz mnie ukarać, tylko oszczędź twarz.

Phillips uniósł ręce w geście udawanej kapitulacji, nie powstrzymując się by omieść żyletę wzrokiem od stóp do głów, na dłużej zatrzymując spojrzenie w strategicznych miejscach. Bogumiła, mimo, że czuła na sobie prawie namacalny wzrok technika to była pewna swego, bo świadoma, że ma nad nim każdą możliwą fizyczną przewagę. Uśmiechnęła się więc szeroko i również bezwstydnie otaksowała sylwetkę i ubiór Rogera. Gdy pojedynek perwersyjnych spojrzeń dobiegł końca, kobieta poklepała speca przyjaźnie, od góry, dłonią po ramieniu i weszła bez zaproszenia do jego kwatery. Po przekroczeniu progu zatrzymała się jeszcze na moment i odwróciwszy się do Philipsa zapięła mu guzik rozchełstanej na piersi koszuli.

Następnie wywaliła się na zasypanej papierami kanapie technika i w odpowiedzi na jego słowa najpierw wskazała na swoją twarz, potem pogroziła inżynierowi wyprostowanym palcem wskazujący i pokazała na szklankę na niskiej ławie. - Co miało znaczyć: “Morda nie szklanka”.

Phillips jeśli był zaskoczony bezpośrednim zachowaniem żylety, nie dał tego po sobie poznać. Oblizał wargi i obdarzył siostrę Colt bezczelnym uśmiechem. Drzwi zasunęły się cicho za jego plecami, technoinżynier wklepał kod w klawiaturę.

- Teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał.

Kantyna była świątynią erotomana i to o dość osobliwych preferencjach, na ścianach wisiały czarno-białe zdjęcia, którymi handlowano w najbardziej parszywych zakątkach Rubieży. Żylety w różnych formach, od Azylantek i Maruderek, po Skórzaki, Cargo i Albinoski wyginały się w śmiałych pozach. Wszystkie łączyło to, że miały na sobie bojowe pancerze, które jednak więcej odkrywały niż zakrywały. Roger spojrzał na zdjęcia z udawanym niesmakiem, choć na wojskowej galeria pozornie nie zrobiły żadnego wrażenia. Z tym tylko wyjątkiem, że nagle zrozumiała głębokie zainteresowanie technika swoją osobą. Drastyczne oświecenie, którego doznała całkiem popsuło jej plany.

- Wybacz. Mówiłem twemu bratu, żeby to pościągał, ale ciągle wiesza nowe– powiedział spec, po czym pochylił się nad zagraconym biurkiem i zaczął czegoś szukać. Bogumile nie uszła uwadze poza goryla w jakiej stanął prezentując, jakby od niechcenia, zupełnym przypadkiem, opięte w stare levisy pośladki. W końcu wyprostował się, pomachał opróżnioną do połowy butelką whisky i rozlał płyn do szklanek.

- Zakładam, że nie chodzi o te śmieszne parę pestek, o które ciska się Chwał, więc czym zawdzięczam sobie tą miłą wizytę? – zapytał podając Żylecie szklankę.

Miła zamieniła napełnioną szklankę za swój notes, w którym chwilę wcześniej zapisała rozwiązanie zagadki Philipsa w postaci kolejnego pytania:

Cytat:
DOSTAŁEŚ DZISIAJ KOŚĆ PAMIĘCI OD LENNEGO?
Miała staranne pismo, choć przy tworzeniu wiadomości zrozumiałych dla całego, choćby i ćwierćmózgiego, świata posługiwała się jedynie wielkimi literami.

- Mówił, że ma dla mnie ważne zadanie – odpowiedział nie spuszczając wzroku z Bogumiły – Ale nie wspominał o co chodzi. Co to za kość pamięci? Czyżbyście znaleźli ostatniego robota?

Kobieta przejęła z powrotem notatnik od Philipsa, również nie spuszczając z niego wzroku. Nie wiedziała na ile imponuje mu jako osoba, czyli wyidealizowany obraz niepokornej wojowniczki z jego prywatnego fetyszu ciężkiego pancerza wspomaganego, a na ile, jako posłaniec dobrej nowiny, w postaci zwiastowania wyzwania intelektualnego przy odkrywaniu ostatnich elementów zagadki niedawnego buntu maszyn DiscCity. Zapisała kilka zdań i wyciągnęła do technika swój prywatny “Krzykacz”.

Cytat:
DLA MNIE WYGLĄDAŁO JAK ZŁOM.

DLA CHWAŁA JAK COŚ, CO WŁAŚNIE TY POWINIENEŚ PRZEANALIZOWAĆ.

DLA RESZTY POZA LENNYM, JAK COŚ O CZYM W OGÓLE NIE POWINNI WIEDZIEĆ.

MIMO TO DENVERS WIE I JEST PRZEKONANA, ŻE TO CZEŚĆ ROBOTA OD ŚLISKIEGO JIMMY’EGO CHO.
- Jak wyszła ta afera z robotami wszyscy obsrali zbroje. Kierownictwo Alternatywy, Ruch Oporu– stwierdził technik – Te automaty miały dostęp do każdej części statku, brały udział w tajnych naradach, ochraniały najważniejsze osoby w DiscCity. Jak je potem rozkręciliśmy z Chwałem okazało się, że wszystko nagrywały. Rada kazała nam złom zbadać i zutylizować, ale jak dla mnie mocno przesadzają. Przejrzeliśmy większość nagrań, nie ma tam nic ciekawego, co szaraków obchodzi, że naczelnik Steward lubi zapinać młodych chłopców a Brad Robinson wyjada własne gile z nosa? Za to sama technologia, ten ich wirus, którym zainfekowali maszyny… musieli to zrobić na odległość za pomocą…sam nie wiem jak to nazwać…ale to kurewsko niesamowite.

Roger zaczął się nakręcać. Najwyraźniej naukę stawiał na równi z kobietami i mówił o niej z taką samą pasją w oczach.

- Gdyby udało nam się stworzyć podobną komunikację między maszynami, odkryć jak to działa…Globalna sieć, ja pierdolę, to wszystko by zmieniło. Ten kraj by w końcu wstał z kolan. Świat w końcu wstałby z kolan. Dane wysyłane w przeciągu ułamka sekundy, i nie jakieś proste telegraficzne komunikaty tylko…

Phillips z podnieceniem wychylił szklankę, opróżniając ją niemal do połowy. Jego twarz nabrała rumieńców. Gdy ochłonął zassał powietrze w płuca, westchnął i wbił wzrok w Bogumiłę.

- Chwał twierdzi, że jesteś zajęta. Prawda to? Kim jest ten wybraniec losu?

Tuż po samotoaście Rogera, wojskowa również wychyliła swoją szklankę. Alkohol przyjemnie buzował jej w skroniach i roznosił ciepło po wszystkich zakończeniach nerwowych, rozpalając całe ciało. Słuchała uważnie urywanej podnieceniem tyrady technika. Dźwięk wstrzymywanych westchnień i spazmastycznych zaczerpnięć powietrza przyjemnie ożywiał atmosferę kantyny o niewybrednym wystroju. Jednak nagła zmiana tematu tak zaskoczyła Żyletę, że nie opanowała rozbawienia i bezdźwięczny śmiech wojskowej odbił się od powagi miny Philipsa. W odpowiedzi pokręciła głową i zbliżając się do speca zapisała na szczycie kartki notatnika jedno zdanie, ciągle pozostawiając zeszycik w jego ręce:

Cytat:
CHODŹ DZIŚ ZE MNĄ NA KOLACJE DO LENNEGO.
Roger przeczytał pytanie a potem uniósł wzrok znad kartki. Błysnęły zęby.

- Pierwszy raz to kobieta zaprasza mnie na kolację
– stwierdził z uznaniem dla samego siebie – Paslack to stary nudziarz, ale co tam, skoro ty tam będziesz, pewnie kurwa, że pójdę.

Phillips zamieszał butelką, rozlał końcówkę i wzniósł toast.

- Za początek miłej znajomości starsza kapral Colt. Zupełnie inaczej Cię sobie wyobrażałem.

Wyrwała mu notatnik i z uśmiechem, odwracając się, napisała na czystej karcie :
Cytat:
PEWNIE TYLKO W PANCERZU.
Po czym na dole strony dopisała:

Cytat:
BĘDĘ POTRZEBOWAĆ WSZYSTKICH INFORMACJI JAKIE UZYSKASZ, TEŻ CHCE PODNIEŚĆ SIEBIE I CAŁY ŚWIAT Z KOLAN.
Oddała mu papier patrząc wprost w jego oczy. Prowokowała go i była tak niesamowicie blisko. Technoinżynier wytrzymał spojrzenie żylety i znów bezczelnie przebiegł wzrokiem między jedną a drugą wypukłością, odłożył szklankę. Nie wiadomo co by zrobił gdyby ktoś nagle nie zapukał w drzwi.

- Czego!?

Bogumiła nie usłyszała odpowiedzi, lecz Roger wyglądał jakby prowadził z kimś rozmowę. Po chwili odparł.

- Nie mam teraz czasu, sam się tym zajmij brzydalu!


Naukowiec znów nasłuchiwał, wyglądało jakby rozmawiał z kimś za pomocą telepatii.

- Nie, nie jestem sam, mam ważną naradę, idź sobie albo skopię ci to szare dupsko!

Zapadła cisza. Nagle jednak Bogumiła w głowie usłyszała głos. Nie należał do człowieka, choć istota starała się go nieudolnie naśladować. Przekaz pozbawiony był emocji, wyglądało jakby do jej umysłu wdarła się sztuczna inteligencja, która wydostała się z terminalu.

DZIEŃ DOBRY PANI KAPRAL, OBAWIAM SIĘ, ŻE DOKTOR PHILIPS PANIĄ OSZUKAŁ I WCALE NIE CHODZI MU O NARADĘ. PRZYŚPIESZONY ODDECH I WZROST CIŚNIENIA TĘTNICZEGO MOŻE SUGEROWAĆ NADCZYNNOŚĆ TARCZYCY, CHOROBY NEREK, ZABURZENIA ENDOKRYNOLOGICZNE LUB CHĘĆ KOPULACJI Z SAMICĄ. LOJALNIE PRZY TYM MUSZĘ PRZESTRZEC, ŻE SAMCE ALFA NIE NADAJĄ SIĘ DO WYCHOWYWANIA LUDZKIEGO POTOMSTWA. OSOBNIK TEN CO PRAWDA JAK NA ZIEMSKI GATUNEK SSAKA CHARAKTERYZUJE SIĘ WYSOKĄ INTELIGENCJĄ, Z BEHAWIORALNEGO PUNKTU WIDZENIA JEST JEDNAK PRYMITYWNĄ ISTOTĄ KIERUJĄCĄ SIĘ NAJNIŻSZYMI ZWIERZĘCYMI INSTYNKTAMI.


Technik nasłuchiwał przez chwilę a gdy upewnił się, że intruz odszedł zbliżył się do Bogumiły, złapał pewnie w pasie, przechylił jej ciało do tyłu i nachylił, żeby ją pocałować. Nawet spodobała się jej ta pewność siebie niższego o głowę i ewidentnie słabszego fizycznie adoratora, bezwzględnie jednak wykorzystała swoją przewagę. Gdy grab pochylił się do pocałunku Miła wsunęła palce w jego brodę na policzku i pokierowała usta na swoją szyję. Po pierwszym muśnięciu warg o napiętą, pulsującą gorącem, bladą skórę wojskowej, żyleta przerwała technikowi zabawę i odsunęła jego głowę od siebie. Po przyjacielsku klepnęła go w twarz znów na moment zanurzając palce w zaroście mężczyzny i drażniąc paznokciami chronioną przez niego skórę. Seks po pijaku zdarzał się jej, jak każdemu, wybierała jednak opcje, które nie mogły i nie miały żadnego wpływu na jej życie. W tym wypadku mogło być inaczej, choć nie tak bajkowo jak zazwyczaj sobie to wyobrażała.
Rzeczywistość wzięła górę nad wymuszoną magią chwili erotomana-amatora, więc Bogumiła usiadła na swoim miejscu z początku rozmowy i zapisała w notatniku propozycję nie do odrzucenia:

Cytat:
JAK BĘDZIESZ CHCIAŁ WYSKOCZYĆ DO BURDELU TO JA STAWIAM. MOGĘ NAWET DZIEWCZYNIE POŻYCZYĆ SWÓJ PANCERZ JEŚLI OBIECASZ, ŻE POTEM GO UMYJESZ.
Podrzuciła inżynierowi notatnik i zajęła się ciągle darmowym drinkiem.
Technoinżynier wydawał się niewzruszony, wciąż gapił się na Bogumiłę wzrokiem wygłodniałego psa, najwyraźniej nie przywykł do tego żeby mu odmawiano lub wręcz przeciwnie, weszło mu to w krew i się uodpornił. Kiedy przeczytał kolejną wiadomość, zachował kamienny wyraz twarzy, lecz w oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.

- Co Ci naopowiadał o mnie brat? Nie chcę go obrażać, ale to chyba patologiczny kłamca. Mi wmawiał, że jesteś abstynentką i złożyłaś śluby czystości – skinął na szklankę, którą Miła trzymała w dłoni - Teraz widzę, że, w przynajmniej jednej sprawie mijał się z prawdą.

Żyleta wzniosła prawie pustą szklanką toast za poświęcenie brata w ochronie jej czci i honoru. Następnie zapisała kolejne słowa w notesie i wyrwała z niego ostatnią kartkę, którą podała Philips’owi.

Cytat:
CHOLERA A MI NIC O TOBIE NIE WMAWIAŁ.

DALEJ JESTEŚ DLA MNIE ZAGADKĄ TEGO WIECZORU.

18:00 U LENNEGO.
Dopiła całkiem ciepłe whisky i odstawiła szklankę na biurko, na którym wcześniej znalazła się zbunkrowana butelka trunku. Była gotowa do wyjścia, o ile fotokomórka przy drzwiach zadziała.

- Jasne. Włożę swoją najlepszą koszulę. – Technik odpowiedział z uśmiechem po czym podszedł do drzwi, wklepał kod, te rozsunęły się cicho. Roger skłonił się nonszalacko, jak przedwojenny portier wypuszczający gości z luksusowego hotelu.

- Zatem do wieczora Pani Kapral.


W odpowiedzi Miła uśmiechnęła się samymi wargami i z uznaniem przymrużyła oczy. Nie miała jak mu powiedzieć, żeby pamiętał ją zapiąć, więc po prostu wyszła.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 29-10-2020 o 07:21.
rudaad jest offline