Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2020, 13:38   #21
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Nie dane im było czekać zbyt długo na sprawiedliwość, choć los lubił jak zwykle płatać figle, i pokazywać obie strony tej samej monety. Dobrze, że Silas w końcu dostał to, na co zasłużył. Lista zarzutów była długa i wykraczała ponad to, co widzieli sami w drodze do Belheim. O ile pastwienie się nad zwierzętami i pracownikami karawany mogłoby ujść płazem w niemal wszystkich barbarzyńskich krainach, jakie dane było zwiedzić Kairosowi do tej pory, to już fałszerstwo powodowało, że wyższa władza robiła się niezwykle drażliwa. W końcu żaden szanujący się władyka nie tolerowałby zastawianie się jego autorytetem przez byle łotra.
Praca u oszusta i przemytnika nie wyszła im wszystkim na dobre, bo nie widać było żadnej bonifikaty ani za czas spędzony w celi, ani za przykrości w czasie podróży.

Elf nie musiał korzystać nawet z siły argumentów. Nie musiał mówić nawet jednego słowa, za co wdzięczny był strażnikowi, który rzeczowo wyjaśnił jak sprawy się mają. Dalsza dyskusja była jedynie stratą czasu, i choć Kairos miał go pod dostatkiem, nie był skłonny więcej go już tracić na rozmowy ze zbrojnym. Odebrał swoje rzeczy, sprawdził, czy Silas lub któryś ze strażników nie przygarnął czasem jakichś magicznych utensyliów, zabrał kuszę i podziękował strażnikowi skinieniem głowy, aby w końcu opuścić loch i strażnicę.

Elf mógł w końcu w pełni rozkoszować się świeżym powiewem powietrza, nawet skażonego małomiasteczkowym zapachem zwierząt gospodarskich, zapachu zapracowanych ludzi i zwykłych, miejskich nieczystości. I choć Belheim metropolią nie było, elf nie mógł zrozumieć jak rasa tak utalentowana w przysposabianiu wszelakich wynalazków nie potrafiła poradzić sobie z miejskim smrodem.

Architektura, typowo ludzka, toporna, urokliwa w swojej prostocie i niedbałości, mogłaby mu się nawet podobać, gdyby nie totalny chaos w jakim budynki były względem siebie położone. Ludzkim miastom brakowało większego sensu, a przynajmniej tak mogłoby się patrzacemu wydawać na pierwszy rzut oka. Kairos długo stał i dumał nad tym, jaki to przypływ geniuszu kazał stawiać budynki tak ciasno, i tak nieskładnie.

Kairos zerknął w niebo, przesłaniając oczy dłonią. Dzień był pogodny, i nic nie zapowiadało, aby było inaczej choć w tej chwili słońce stało już dosyć nisko. Elf miał już odwrócić wzrok, kiedy uwagę jego zwrócił niewielki punkt na niebie. Cień, lub może jakiś strzęp chmury, który przeciął tarczę słońca. Nieuchwytny dla ludzkiego oka, elf jednak potrafił dostrzec pewne niuanse. Coś leciało w jego kierunku. Pikowało, trzepocząc skrzydłami. Kairos zamknął oczy i wystawił rękę, czując po chwili ostre pazury na przedramieniu, i omiatającą go falę powietrza.

[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/7d/88/c1/7d88c1077c6e145ccbbfe23c3a787eaa.jpg[/MEDIA]



- Jesteś przyjacielu. Polowałeś? Mam nadzieję, że nie przestraszyłeś się mojego zniknięcia? - Elf otworzył oczy i pogłaskał jastrzębia po głowie. Ptak wstrząsnął łbem i zakwilił cicho.
- No dobra, nie dąsaj się. Idziemy coś zjeść - elf skierował się do wskazanej przez strażnika gospody.
Co prawda zamierzał odwiedzić wpierw znajomego czarodzieja, ale elf miał czas. Miał mnóstwo czasu.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline