Te osoby musiały być kimś znacznym, skoro przybyły tu z taką pompą. Olgrim przyglądał się nim próbując sobie przypomnieć co wie o nazwisku Steelmaker. A następnie postanowił zastąpić Amaranthe w powitaniu dostojnych krasnoludzkich gości. Wyszedł przed swoich towarzyszy i skłonił się uprzejmie przed klanowym wodzem.
- Witamy w progach zamku i zapraszamy na uroczystość.- rzekł po krasnoludzku.
Steelmaker i jego małżonka zmierzyli wzrokiem Olgrima z góry do dołu, po czym…
-
Również witamy, a teraz zejdź nam łaskawie z drogi, nieznajomy - Burknął Nornim po krasnoludzku.
- Oczywiście.- kapłan pochylony cofnął się do tyłu co by im nie przeszkadzać w wejściu do zamku.
-
Co ty im powiedziałeś? - Warknął po chwili Droltuden.
- Eeee… przywitałem ich?- zadumał się kapłan i pogłaskał po brodzie.-
A co niby miałem powiedzieć?
- Steelmaker tak jakoś dziwnie zawarczał... - Wyjaśnił dragonborne, wzruszając jednak ramionami -
Chcesz z nim później jeszcze porozmawiać? Można to zorganizować. - Jakoś dziwniej niż zwykle ? Wydawało mi się, że ogólnie nie jest zbyt…. eee… dyplomatyczny?- zapytał kapłan drapiąc się po brodzie.
-
No nie jest, nie jest… mało kiedy nas odwiedza, a jeśli już, to jest bardzo… hmm... - Droltuden rozejrzał się, po czym dodał cichym tonem -
...gburowaty. - No to tak się odezwał. Gburowato. I wolałbym go nie spotykać ponownie. Nie chcę wywołać dyplomatycznego incydentu… - zaśmiał się głośno krasnal i dodał ciszej.-
... Między nami mówiąc, nie jest lubiany wśród naszego rodzaju. To chciwiec… niestety utalentowany chciwiec.
-
Rozumiem… i w sumie słyszałem podobne o nim opinie. No cóż, to nie zaprzątajmy sobie już nim głowy, nadjeżdża kolejny powóz… - Odparł Marszałek Dworu.
Potem były kolejne powozy, kolejne długie nazwiska poprzedzone litaniami tytułów. Kolejne dumne twarze i wzorzyste bogate szaty. Olgrim przestał próbować je zapamiętać po trzynastej karocy. Amaranthe poddała się chyba o wiele wcześniej, bo opierała się o krasnoluda starając ukryć ziewanie i nudę za uśmiechami.
Za młodu kapłan pewnie podziwiał by bogactwo kipiące ze strojów kolejnych wielmoży. Ale dzieckiem już nie był i od dawna nie obchodziły go klejnoty i świecidełka. Ten czas skończył się wraz z opuszczeniem Neverwinter.
Wóz za wozem… arystokrata za arystokratą… to szybko stało się zbyt nudne i w ogóle nie warte zanotowania w księdze. W końcu ostatni gość zajechał i wreszcie byli wolni.
- No i po sprawie. Zgłodnieliście nieco ? Bo ja zgłodniałem.- zaśmiał się Olgrim. -
Strasznie sztywni ci goście. Nawet krasnoludy. Myślałem że jednak ludzkie śluby są inne. Byłem raz na weselu niziołków. Całkowite przeciwieństwo tego czegoś.
- Może się rozluźnią, gdy wypiją? - Zachichotała Amaranthe.
-
Dobrze, to idźcie coś zjeść, zostało jeszcze kilka osób, poradzę sobie - Westchnął dragonborne.
- No to chodźmy… rozejrzymy się po sali czy nie ma jakichś zamaskowanych złodziejaszków i czy alkohol tam już kogoś ze służby nie rozluźnił.- zaproponował Olgrim.
Po kilku dłuższych minutach, Krasnolud i Rilkanka, po "przeleceniu" przez sale biesiadne, wylądowali w ogromnej kuchni… gdzie prace szły pełną parą. Masa kucharzy i kucharek, piekarzy, pomocników, i wielu innych osób, uwijała się w ukropie, przygotowując morze jadła na nadciągające weselicho, gdzie miało być w końcu kilka setek gości. A na te wszystkie widoki i zapachy, to aż ślinka ciekła…
Choć nie były to jedyne widoki, na jakie Krasnolud zwracał uwagę, wśród licznego, zamkowego personelu… a Amaranthe to wszystko widziała, i miała niezły ubaw, sama jednak udawała, że niby nic nie widzi po swoim towarzyszu, podziwiającym nie tylko jadło.
-
Masz na coś ochotę brodaczu? - Zaszczebiotała jedna z "dużych kobiet" do Olgrima, a Bardka już nie mogła, i wybuchnęła perlistym śmiechem.
-Eeee… podziwiam dzieła sztuki… taaak… zdecydowanie podziwiam. - odparł pospiesznie krasnolud czując że uszy mu się czerwienią. Amarantha za bardzo “otworzyła” go na nowe doświadczenia.
-
"Dzieła sztuki"? Jakie zaś dzieła sztuki, i to w kuchni?? - Kucharka nic nie rozumiała, machając chochlą w powietrzu, przez co podrygiwały jej dosyć mocno owe…"dzieła sztuki".
- Eeeee… dobrze… eee przygotowana potrawa… no przecież to dzieło sztuki… tej no… kulinarnej.- próbował się wyłgać kapłan.
-
Ahaaaa - Przytaknęła kobieta z szerokim uśmiechem -
To skoro tak piknie zachwalasz, to może chcesz coś spróbować? - Dodała, a Amaranthe to aż musiała sobie zatkać usta własnymi dłońmi, by nie pęknąć chyba ze śmiechu.
- Coś… małego… żeby się nie stracić apetytu na ucztę?- zaproponował Olgrim.
-
No to co byś chciał?? - Chochla kucharki zatoczyła łuk po wielu zastawionych stołach, regałach, garnkach i garnuszkach…
Krasnolud wskazał paluchem przygotowane małe ciasto i dodał pośpiesznie.
-
To wybiorę.
Jak więc wybrał, tak dostał, a na odchodne kucharka wspomniała, czy aby starczy dla ich dwojga, wszak ta jego towarzyszka to taka kruszynka, i może powinni wziąć dwa… Bardka z kolei zwinęła po cichu dzban piwa.
-Straszne…- stwierdził cicho Olgrim choć nie sprecyzował co ma na myśli. Za to zmienił temat. -
Ciekawe czy reszta drużyny bawi się równie “dobrze” jak my.
- Ja tam mam ubaw? - Szturchnęła go łokciem rozbawiona tym wszystkim Amaranthe.
-No ty na pewno… ty we wszystkim znajdziesz ubaw.- odparł dobrodusznie kapłan.
-
A czym tu się przejmować, albo złościć? - Dziewczyna miło się uśmiechnęła do Krasnoluda.
- Nie mówię że się przejmuję… czy złoszczę… ot, trochę czuję się nie na miejscu.- wyjaśnił kapłan.-
Nie dla mnie zamki i te całe ceremoniały.
- E tam... - Bardka wzruszyła ramionkami -
A w życiu trzeba spróbować co się da? I będziesz miał też tematy do swoich zapisków! - Powiedziała wesołym tonem -
A teraz w końcu gdzieś usiądźmy i coś przekąsimy. -Zgoda! - odparł entuzjastycznie krasnolud i spojrzał z zakłopotaniem na ciasto… którego nie wziął zbyt. Z pewnością nie starczy na dwoje. Z drugiej strony, nie muszą przecież zbyt wiele jeść przed ucztą, prawda?
- Prowadź.- zaproponował więc.