Gdy ludu kupa to i modliszka gigant dupa. Tak można by określić to co się stało. Pomijając fakt, że cios Draugdina chybił gdyż stwór wykazał się wyjątkowym refleksem, to nawet nie zdążył wyprowadzić kolejnego ciecia. Modliszka padła martwa pod naporem takiej ilości wojowników. W sumie nie było czego żałować, bo to nie było miejsce dla niej. Nie potrzebnie się tu zapuściła. Nie było jednak czego żałować. Niestety tak łatwo nie było jednak. Zanim zdążyli ruszyć z pomocą obcym jeden z ich ludzi już nie żył, drugi był ranny, Kto wie jakby się to skończyło, gdyby w ostatniej chwili się nie pojawili.
Obcy ruszyli z podziękowaniami. To znaczy prawdopodobnie z podziękowani, gdyż mówili oni w jakimś nie znanym im języku. Kapłanowi wydawało się, rozpoznaję znaczenie pojedynczych słów jednak całości nie był w stanie zrozumieć. Dobrze, że przeszli na wspólny.
Byli w całkowicie nieznanej im krainie. Szybko okazało się, że nie tylko nie znają okolicy w jakiej się znaleźli to jeszcze mogą napotkać barierę językową. Z chęcią więc przyjęli ofertę pomocy i w wspólnej podróży do miasteczka. Draugdin powątpiewał jednak i czy psy uciągną zaprzęg i taki ciężar gdy przyjmie zaproszenie do skorzystania z sań. W ostateczności uznał jednak, że właściciele zaprzęgów oraz zwierząt muszą znać ich możliwości. Przepełniony niepewnością usiadł na jednych z sań. Ruszyli w drogę co pies wyskoczy.