Laura spakowała sobie wszystko co uznałą za potrzebne. Nie tylko jej wspaniałe nowe magiczne przedmioty z których wyrobu była bardzo dumna ale też jedzenie, dużo korzennych przypraw i ciepłych ubrań. Większość nosiła na sobie, była to jedyna rzecz której nie oprotestowała kiedy jej mama ubierała ją tego ranka. Ciepłe skarpety, swetry, kawał materiału z wełny i trochę futra które Laura magicznie dopasowała do siebie jako ciepły kubrak na tunikę i ciepłe spodnie. Zamiast kapelusza miała czapkę. Opatulona przed zimnem i w porównaniu do Mikela z którym jechała wyglądała rzeczywiście jak ludzka “dziewczynka”. Powoli zaczynała akceptować swoje położenia, choć obiecała sobie że nie będzie rezygnować z prób odzyskania swojej oryginalnej formy.
Laura widząc stan uciekinierów zaniepokoiła się, rzuciła wykrycie magii i rozejrzała się po okolicy jeszcze raz. Wiedziała że ona sama nie jest najlepszą osobą do delikatnych negocjacji. Dla niej słowa mężczyzny były przejawem skrajnej głupoty lub szaleństwa. Duma może i była po części sprawą takiego zachowania ale nie w momencie kiedy jego ludzie zaczynają być wykończeni.
~Jace, wpleć pytanie od kiedy chorują. To nie jest zwykła choroba…jeśli nawet ich przekonamy to jestem przeciwna zabierania ich do nas póki nie dowiemy się co to jest. ~