Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2020, 21:06   #233
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6vlm4JsBsPE[/MEDIA]

Życie jednak bywało przewrotne, a także zaskakujące. Co prawda Mazzi planowała powrót do domu w miarę wcześnie i z dodatkowym towarzystwem… tylko nie planowała go aż w takiej ilości. Zamiast paru foczek i kaprala z Hormodon Park, ich dom wypełnił tłum przeróżnych indywiduów w skórach i z gitarami, dodatkowo podbijany różnokolorowym kobiecym fanklubem, wymieszanym tak by przy każdym mężczyźnie kręcił się przynajmniej jeden żywo nim zainteresowany, długonogi element. W całej tej zbieraninie, niczym kwiatek do kożucha, pasował ubrany w mundur Kenneth, mający minę jakby nie do końca ogarniał co u diaska się dzieje. Niby umówił się z jedną laską, a tu nagle trafił w sam środek punkowo-rockowej imprezy gdzieś w obcym domu i jeszcze wcisnęli mu piwo do ręki ledwo przekroczyli próg. Próbował trzymać fason, poznać ekipę, a gospodyni obserwowała go kątem oka, gdy chodziła od grupki do grupki, pilnując czy wszyscy mają co chlać, żreć i czy nie wychodzą żadne durne scysje. Szczęśliwie ludzie przypadli sobie do gustu, więc po kwadransie bez stresu saper wreszcie podbiła do mundurowego, posyłając mu promienny uśmiech już z połowy parkietu.
- Kenny! - zawołała wesoło, machając do niego ręką trzymającą butelkę browara. Szybko skróciła dystans, siadając na podłokietniku zajmowanej przez niego kanapy. Stuknęła szkłem o szkło, śmiejąc się wesoło - Nie podziękowałam że przyszedłeś. Dobrze cię widzieć - nachyliła się, głaszcząc krótko ścięte włosy - Jak ci minął weekend, dali ci żyć?

- Tak, tak, wszystko w porządku, jest dobrze. - żołnierz pokiwał głową. Całkiem szybko i energicznie. Trochę za szybko. Tak jak to zwykle robią ludzie co mają coś do ukrycia. Abo zestresowani czy rozkojarzeni. Chyba mu trochę ulżyło i się ucieszył, że gospodyni, chyba jedyna z całego towarzystwa jaką zdążył poznać wcześniej podeszła do niego i zagadała.

- Myślałem… No wiesz, że umówiliśmy się na kawę… - zaczął ostrożnie i trochę zakłopotany. - Znaczy to piwo też jest bardzo dobre! - dodał szybko pokazując trzymaną butelkę. - To właściwie jak mówiłaś, że na kawę to to właśnie tak wygląda? - zapytał robiąc ruch butelką by wskazać na te pstrokate i rozgadane towarzystwo jakie rozsypało się po głównej części mieszkania.

- Zwykle… a i tak byś nie uwierzył - Bękarcica zaśmiała się kosmato, przymrużając jedno oko. Założyła nogę na nogę i jak gdyby nic dalej bawiła się włosami kaprala - Będę szczera, trochę się plany zmieniły, bo pierwotnie miałyśmy cię z dziewczynami porwać do Honolulu i tam zwyobracać na parkiecie, a potem w jacuzzi, zaś na koniec przywieźć tutaj i trzymać do rana. To ostatnie w każdym razie wciąż pozostaje w naszym harmonogramie - upiła piwa, a potem podjęła wątek tonem popołudniowej pogawędki o rodzajach przetworów z jabłek - Opowiadałam moim foczkom jaki z ciebie chłopak kochany i jak cholernie mi pomogłeś we wtorek… dzięki Kenny - głos jej spoważniał, a oczy po chwili pokazały na rudzielca przemykającego w tłumie - Dzięki tobie się złapałyśmy, jestem twoją dłużniczką… nie przejmuj się tymi palantami w skórach. RB jest spoko, chociaż palant nad palantami. Pozostali też wyglądają na w miarę nieogarniętych systemowo - parsknęła, znów stukając szkłem o szkło - Ale to twoje zdrowie chcę teraz wypić.

- Za twoje też! - młody kapral uśmiechnął się i wesoło przystąpił do tego toastu. Upił ze swojej butelki a to wszystko co gospodyni mu powiedziała chyba pomogło mu się rozluźnić. Spojrzał z zaciekawieniem na przechodzącą obok Wilmę. Ta jakby wyczuła to spojrzenie albo to, że jest tematem rozmowy bo spojrzała w ich stronę. Uśmiechnęła się do nich pozdrawiając ich uniesieniem swojej butelki co Kenny powtórzył.

- No jasne. Ja tylko czasem stoję na bramie. To żaden kłopot. Cieszę się, że mogłem jakoś pomóc. - powiedział wracając spojrzeniem do swojej rozmówczyni i chyba zrobiło mu się przyjemnie, że Lamia tak miło wspomina tamten epizod przy bramie wjazdowej koszar gdy się zrządzeniem losu spotkali po raz pierwszy.

- Ale naprawdę? Chciałaś mnie zabrać do “Honolulu”? Z tymi wszystkimi dziewczynami? - chyba ta myśl nie dawała mu spokoju. Bo zapytał z niedowierzaniem ale i fascynacją widoczną w głosie i spojrzeniu. Wskazał butelką na te wszystkie wesołe i różnobarwne ślicznotki rozsypane po mieszkaniu.

- Taki był plan… a weź się posuń - westchnęła i zsunęła się z oparcia na kanapę, przesuwając kuprem kaprala w bok. Oparła mu przedramię o bark, bujając wesoło butelką.
- Może i lepiej, że tak wyszło - przyznała z nutą powagi, machając zapraszająco do Willy - Jeszcze trochę i nam tam każą czynsz płacić, szczerze to wróciłyśmy stamtąd nad ranem - wzruszyła ramionami - Nie wiem jakim cudem się podniosłyśmy i jeszcze doprowadziłyśmy do porządku. Dziś tak trochę tryb emeryta-weterana… ledwo człowiek łazi. Daj nam złapać oddech, a potem nadrobimy, obiecuję - puściła mu wesołe oczko - Teraz musi wystarczyć nasz kwadrat, poza tym pomyślałam… - zacięła się trochę, czując zmieszanie. Ból głowy zagłuszony prochami nie dawał za wygraną, jednak pozwalał jeszcze odrobinę sklejać wątki - Jesteś w porządku, polubiłam cię… i naprawdę bardzo nam z Willy pomogłeś. Kiedy gadaliśmy o klubach zmieszałeś się gdy chodziło o mój ulubiony. Rozumiem i nie rozumiem jednocześnie. Taki sympatyczny, słodki chłopak powinien tam balować z kim tylko chce. Więc jeśli będzie chciał, zacznie balować z nami. - spojrzała mu w oczy, od razu podnosząc rękę aby uciszyć ewentualny sprzeciw - O pierdoły się nie martw, będziesz tam pasował. To bujda, że jaśnie elitarny klub. Poza tym nie damy ci zginąć - wyszczerzyła się - Słowo sierżanta.

- I kaprala też. - Wilma zwabiona zapraszającym ruchem Lamii dotarła do nich i zajęła strategiczną pozycję z drugiej flanki kaprala. Przysłuchiwała się temu co mówi sierżant w cywilu a poza tym jej kumpela a nawet dziewczyna i kiwała twierdząco głową aby poprzeć jej słowa. Zwłaszcza gdy Kenny już trochę nie wiedział na którą z nich powinien bardziej patrzeć więc raczej patrzył na tą która akurat mówiła.

- No ale… Ale wam jest łatwiej. Jesteście dziewczynami. I to bardzo ładnymi. Takie tam zawsze wpuszczają. No a ja jestem facetem. I tylko kapralem. - Kenny po chwili zdecydował się przedstawić swoje obawy. Które chyba brzmiały podobnie jak u każdego męskiego przedstawiciela szarej, żołnierskiej masy. W końcu nie był ani oficerem ani nie należał do elitarnej jednostki albo chociaż frontowej. Był tylko zwykłym kapralem w zwykłej wojskowej bazie, jednym z wielu.

- Słyszałaś Rybka? Kenny powiedział, że jesteśmy bardzo ładne. To chyba znaczy, że mu się podobamy. - Wilson zrobiła dyskretny szept jakby chciała ponad głową kaprala zdradzić coś tajemnego swojej przyjaciółce. Co zaowocowało kompletnym burakiem na twarzy siedzącego pomiędzy nimi kaprala. Aż chyba nie wiedział czy powinien teraz szybko potwierdzić czy zaprzeczyć.

- Wiesz Willy… ja mu się nie dziwię wcale - Mazzi odpowiedziała nosowym szeptem, patrząc rudzielcowi głęboko w oczy. Wychyliła głowę do przodu, na spotkanie jej twarzy i dodała z ustami tuż przy pełnych ustach - Takiej foczki jak ty to ze świecą szukać. Piękna, charakterna, z poczuciem humoru… świetnie wyglądająca w mundurze… a jeszcze lepiej bez - pomruczała, całując drugą Bękarcicę krótko ale wyjątkowo gorąco.

- Zdradzimy mu tajemnicę, dobrze? - powiedziała, gdy się od siebie odczepiły i synchronicznie obróciły twarze do mężczyzny, patrząc na niego przytulone policzkami.
- Złowiłeś Złotą Rybkę, Kenny - podniosła dłoń, poprawiając kołnierzyk munduru - A potem byłeś na tyle szlachetny, by ją wypuścić z powrotem do stawu. Ale Złote Rybki nie zapominają, więc spełni się jedno twoje życzenie. Na razie oczywiście - parsknęła wesoło - Nie w ten, ale w następny weekend idziesz z nami na balet w “Honolulu”. Poznasz naszych kumpli z Frontu i Misiaków z Waters, no i nasze kumpele. Jeśli ci się klimat spodoba, to na Halloween robimy powtórkę - wyjaśniła pogodnie - Bękarty, Thunderbolts i stado gorących foczek. Ktoś ci musi chyba pokazać, że dobra z ciebie partia, skarbie. Kompleksy są niepotrzebne, sprawy wjazdu załatwione. Powiedz, co lubisz?

- Eee… Thunderbolts? Ci z Wild Water? - Kenny wyglądał jakby widok tych szepczących do siebie kobiecych ust tuż nad swoją twarzą trochę go dekoncentrował i trudno mu było zebrać myśli. Zwłaszcza, że kapral Wilson zgrabnie podjęła grę swojej Rybki kokietując ją na całego i dając się jej kokietować. Ale skoro kapral odzyskał głos to grzecznie pokiwała głową, że właśnie chodzi o tych Thunderbolts. Tych z Wild Water.

- Oj, to może lepiej nie? - zaproponował nieśmiało kapral. Druga kapral uniosła brwi w pytającym grymasie dając znak, że czeka na jakieś rozwinięcie tematu. - No ja słyszałem, że oni są niebezpieczni. Lepiej z nimi nie zadzierać. A jak wypiją czy są na imprezie i na przepustce to już w ogóle. Lepiej nie podchodzić. - Kenny pokiwał głową na znak, że powtarza to co słyszał o tych specjalsach.

- Mmhmm… Słyszałaś to Rybka? Co o tym sądzisz? - Lamia miała wrażenie, że Wilma dlatego odezwała się tak krótko i spojrzała na nią a nie dalej wpatrywała się w kaprala bo tak chyba by łatwiej było powstrzymać wybuch śmiechu. Pewnie dlatego też tak mocno zacisnęła usta. Ale nie była pewna ile jeszcze tak wytrzyma.

- Oj to tylko plotki - powstrzymując śmiech saper machnęła ręką, bagatelizując sprawę - Złe, krzywdzące plotki. Chłopaki Tygryska są kochani i naprawdę bardzo sympatyczne z nich misiaki… kochanie przyniesiesz aparat? - poprosiła rudzielca, dodając do tej prośby cmoknięcie jej w skroń - Jest w sypialni na szafce przy oknie.

- Naturalnie. - Wilma z przesadną grzecznością przyjęła całusa a potem wstała i podreptała w kierunku sypialni. Kenny obserwował ją jak wstaje i odchodzi no ale w końcu wrócił do rozmowy z ciemnowłosą bękarcicą.

- Tygryska? To ty ich znasz? - kapral z Homrodon Park zamrugał oczami jakby mu tak wyszło właśnie z wypowiedzi nowej koleżanki no ale to brzmiało tak… No właśnie, że lepiej się dopytać.

Śmiech Mazzi wyszedł wyjątkowo kosmaty, oczy zalśniły radością z gatunku tych ciepłych, kiedy przypomniała sobie gębę jednego byle tam ledwo jakiegoś kapitana z bożej łaski i jego oddziału, choć to ten pierwszy najbardziej grzał bękarcie serce. Dłoń dziewczyny odruchowo sięgnęła do szyi, palce pogładziły jedną z blaszek nieśmiertelnika. Pokiwała głową zgodnie i pogodnie.
- Jasne, z nimi najczęściej balujemy i ogólnie się trzymamy. Spędzamy ichniejsze przepustki koło weekendów, w tygodniu jeździmy dokarmiać ciastkami i innymi słodkościami. Duże z nich skarby i żarte jak nieszczęście… a Tygrysek - zachichotała wesoło, po chwili zastanowienia pokazując kapralowi wybite na blasze imię i początek numeru. Część zasłoniła palcem, tak jak końcówkę nazwiska - Tygrysek był taki kochany, że zgodził się nami zaopiekować… och, jesteś już - drgnęła, gdy Willy usiadła znienacka na kanapie, podając jej aparat z miną Sfinksa. Sierżant uruchomiła ustrojstwa, przez moment przerzucając zdjęcia, aż znalazła to grupowe z ostatniej nocy.
- Sam spójrz, czy nie są sympatyczni? - zapytała, wskazując ekranik - Albo nasze kumpele. - dorzuciła równie radośnie. - A to właśnie Tygrysek - wyćwierkała na koniec pukając w sylwetkę postawnego bruneta gdzieś w centrum zgromadzenia. Tego, z miną właściciela ziemskiego, oraz brunetką i blondynką u swoich boków. Do brunetki przyklejała się ruda kapral, poniekąd obejmując pozostałą trójkę. Wokoło za to aż migotało od kolorów sukienek i barwnych plam koszul porządnie odkarmionych byczków również obwieszonych gorącymi kociakami. W tle dało się dostrzec kawałek podświetlonego basenu, przeszklony dach i snująca się po podłodze mgłę.

- To bujacie się z Thunderbolts? - kapral z bazy logistycznej zdążył zadać pytanie z mieszaniną niedowierzania i zaskoczenia. Jakby siedząca obok kobieta zdradziła mu, że ma kontakty z kosmitami czy coś w ten deseń. No ale akurat wróciła Wilma i przyniosła namacalny dowód wyświetlany na ekraniku aparatu.

- O… To ty… I ty… - żołnierz próbował widocznie rozpoznać te małe figurki widoczne na ekranie. Wilma kiwała twierdząco głową na znak, że dobrze je rozpoznał. Co chyba jakoś przykuło jego uwagę no i ucieszyło i zachęciło do dalszych prób. Zwłaszcza jak zaczął rozpoznawać sylwetki dziewczyn w sukienkach na tym ekraniku i z zaskoczeniem odkrywał jak stoją i rozmawiają na żywo ledwo kilka kroków dalej.

- O… A ta… Ta to tak jakby… To chyba Azjatka nie? - palec nagle zatrzymał się przy widocznej sylwetce jedynej Azjatki na tym zdjęciu. Rzucała się w oczy bo w całym mieście to nie była zbyt popularna nacja. Ale mimo to Kenny mówił jakby wydawała mu się jakoś znajoma.

- To Denise - Lamia wyczuła co tam skrobie kapralowi pod kopułką, więc rozwiała wątpliwości. - Świetna foczka, polubiłyśmy się… i jest od was. Też dała się wyciągnąć na kawę - dorzuciła, samej patrząc na zdjęcie i westchnęła. Uwagę przykuwała szczególnie jedna twarz, ta należąca do Mayersa. Ciężko szło nie myśleć co teraz ich rycerzyk robi i jak mu zlatuje ten ciężki, poniedziałkowy dzień w jednostce.
- Tygrysek to nasz mężczyzna - powiedziała, wracając uwagą do twarzy kaprala i niby przypadkiem przeskoczyła na zdjęcie wstecz, gdzie ta sama ekipa siedziała nad tym samym basenem, ale układ był odrobinę inny i żadna z sylwetek nie miała na sobie choćby grama ubrania.
- Ups, missclick - mrugnęła konspiracyjnie mundurowemu, wracając na poprzednie zdjęcie - Myślę że następna fota będzie już z tobą na pokładzie, Kenny. Dziś też mamy dla ciebie kilka niespodzianek, więc nie martw się. - położyła mu głowę na ramieniu - Może to nie Honolulu, ale też ci się spodoba.

Młody mężczyzna w mundurze miał minę jakby już w ogóle nie wiedział co powiedzieć. I chyba stracił już orientację do reszty kim są te dwie co go obsiadły i z kim się zadają. A raczej jak już widział, z kim się zadają to chyba nie był pewny swojej roli tutaj. No a gdy już wydawało się, że nie może być gorzej jeden ruch Lamii obnażył kolejne tajemnice tego zgrupowania przy basenu. Kenny spojrzał spłoszonym wzrokiem i zarumienił się, że z powodu takiej wtopy nowej koleżanki to chyba nie wypada tak nachalnie tego wykorzystywać. No ale Wilma dobiła go ostatecznie.

- A tutaj można zrobić powiększenie. - powiedziała słodkim, przyjacielskim i niewinnym głosikiem robiąc zoom na czyjeś twarze i piersi. Całkiem ładne i całkiem nagie.

- No rzeczywiście. - przytaknął Ken widząc, że się nie wymiga. I to żadna wtopa.

- A tym się przewija. W jedną albo w drugą stronę. - Wilson podpowiedziała niezmienionym tonem i w końcu wziął od Lamii ten aparat zaczynając go już tak oficjalnie oglądać. A Wilma skorzystała z okazji, że patrzył gdzieś na swoje kolana i ten aparat i bystro posłała Rybce rozbawione spojrzenie. Widocznie bawiła się w najlepsze.

Zanęta przyniosła efekt. Chłopak złapał haczyk we własne dłonie, a po wypiekach na twarzy jasno dało się dostrzec, że na końcu był bardzo tłusty, dorodny robak. Zdjęcia cofały się, odtwarzając imprezę od końca, więc po wspólnych, pamiątkowych fotach przyszła kolei na te wcześniejsze.
- Mają tam naprawdę świetny basen, woda jest podgrzewana - była sierżant lekkim tonem wyjaśniła, gdy ekran wyświetlił po kolei serię obrazów gdzie tłumek mężczyzn trzymał na barana nagie, śmiejące się dziewczyny, wywijające mokrymi, białymi ręcznikami i wymierzające nimi razy sobie nawzajem, oraz swoim rumakom.
- Ooo… a to Donnie - zaśmiała się nagle, gdy ujrzała jak miniaturka siedzącego obok rudzielca zdziela wyszczekanego sanitariusza prosto w łeb. Eve miała cudownie bystre oko, uchwyciła moment kiedy końcówka oręża plaska o mokrą skroń, a mężczyzna krzywi się dramatycznie. W tle widziała siebie dosiadającą rosłego Indianina. Akurat coś krzyczała, unosząc dłoń z ręcznikiem jakby był He-Manem i wzywała potęgę Posępnego Czerepu.
- Donnie potrafi gadać takie pierdolety, że uszy więdną, więc dostał ręcznikiem od Cichego. Ricky wepchnął go do basenu - wskazała inne sylwetki, chichocząc pod nosem - I się zaczęło. Misiaki szybko podłapały, ba, nie trzeba było im dwa razy powtarzać a już siedzieli w wodzie ze ścierami w łapach. Za nimi wskoczyła reszta foczek… i sam widzisz.

- No… To chyba… Niezła impreza była. - Keny chyba zaczynał się oswajać z tym aparatem i uwiecznioną na nim wczorajszą imprezą w “Honolulu”. Właściwie w trakcie tej imprezy na tych zdjęciach to ci bolci nie wyglądali tak strasznie. Raczej jak jakaś rozwydrzona młodzieżówka na wakacjach. Tylko taka przypakowana.

- To miałbyś ochotę dołączyć do nas w “Honolulu”? No nie mówię, że będzie tak od razu jak wczoraj no ale sam widzisz, że tam jakoś chyba nie jest tak strasznie. - korzystając z tego, że kapral jakoś przeszedł do porządku dziennego z tym przeglądaniem zdjęć rudzielec zapytała go o to co wcześniej siedząca obok czarnulka.

- No… Znaczy no tak… Ale nie wiem… - kapral odchrząknął i coś starał się powiedzieć ale coś akurat przewinął na aparacie na tyle, że przykuło jego uwagę. Więc i Wilma nachyliła się aby przyjrzeć się co to takiego.

- A to widzisz jest Tony. Tony wygrał zapasy. Tam wcześniej było widać. No i tutaj jak widzisz odbiera od nas nagrodę. - Wilma grzecznie tłumaczyła co widać na obrazku gdzie pokrytego czekoladą mężczyznę otaczają roześmiane dziewczęta. Które zlizują z niego tą czekoladę. Kennemu chyba słów już w ogóle zabrakło bo chociaż otworzył usta to w końcu wyszło z nich tylko bezgłośne “woow”.

Zdziwienie powiększyło sie, kiedy stado roześmianych kobiet z etapu zjadania słodkości z żywego talerza przeszły do brudzenia siebie i wzajemnego czyszczenia, choć i tak większość wciąż zajmowała się blondynem. Po kolejnych klatkach sytuacja się zmieniała, coraz mniej Bolta dało się dostrzec pod warstwą wijących i ściskających się kobiet.
- O tak, był naprawdę dzielny, świetne widowisko odstawili… i to dla nas. Nie zawsze laski muszą walczyć w kisielu, nie? Oni zrobili zapasy dla nas, tak dla odmiany. Tym bardziej byłyśmy pełne podziwu… są tacy mili - Lamia westchnęła rozczulona, patrząc w ekran na ich głównego berserkera. Jakaś Mulatka siedziała mu na biodrach odchylając plecy do tyłu, a po wyrazie jej twarzy jasno szło się zorientować, że nie jest to bierne siedzenie, a ujeżdżanie. Jej lepkie piersi czyściła ustami i językiem inna dziewczyna, o płowobiałych włosach siedząca na męskim brzuchu, a między jej udami buszowała dłoń Indianki, która rozsiadła się Tony’emu na twarzy. Ten trzymał ją mocno za biodra, wbijając palce w śniadą skórę. Jakby tego było mało w którymś momencie na zdjęciu dało się dostrzec jeszcze jedną dziewczyną, a raczej jej fragmenty, gdy klęczała z twarzą między udami Bolta, na wysokości złączonych bioder jego i czekoladki.

- Nnnooo… - kapral nie mógł się napatrzyć na to zdjęcie. Oglądał i oglądał. I chyba sprawdzał która z tych dziewczyn na zdjęciu jest tu dzisiaj z nimi.

- Też byś tak chciał? - Wilma zapytała z sympatycznym uśmiechem wskazując brodą na główną rolę męską na tym zdjęciu.

- A kto by nie chciał. - Kenny odparł z nieco zmieszanym ale jednak uśmiechem. No i ledwo skrywaną zazdrością na tego farciarza na zdjęciu obrabianego przez 4 tak ładne dziewczyny.

- A na przykład z jakąś konkretnie? - rudowłosa kapral wskazała zachęcająco na te rozsypane po pokoju dziewczyny jakby załatwienie takiej kompozycji było do załatwienia w minutę czy dwie.

- Teraz?! Nie no teraz to chyba nie. To chyba na jakiejś imprezie miało być. - oczy kaprala wytrzeszczyły się i nerwowo spojrzał na rudą a potem na czarnowłosą podoficer.

- Co myślisz Rybka? Może zacząć od czegoś prostego czy skok na głęboką wodę lepszy? Jak myślisz co by było lepsze na początek dla tak sympatycznego kaprala? - Wilma oparła głowę na dłoni a tą na łokciu jakby zastanawiała się jaką obrać taktykę nad tą integrację ich nowego kolegi z nowymi koleżankami.

Po drugiej stronie Mazzi przybrała identyczną pozę, udając że nad problemem się intensywnie zastanawia, choć odpowiedź miała przygotowaną na czubku języka.
- Taki sympatyczny kapral powinien dostać to, na co zasłużył - mruknęła cicho, śmiejąc się oczami to do rudzielca, to do Kenny’ego. Wstała powoli, całując krótko na pożegnanie oboje w policzek. - Obejrzyjcie zdjęcia, może coś podpasuje. Ja zaraz wracam. Idę po coś mokrego - pomachała pustą butelką po piwie.

Zebranie trójki ochotniczek wśród tylu fajnych dziewczyn, koleżanek i kumpel nie było dla Lamii zbyt wielkim wyzwaniem. Atmosfera na imprezie zrobiła się już na tyle rozluźniona, że wszyscy zaczynali już chyba dążyć do wzajemnej integracji. Więc i Tasha i Di i Val dały się bez kłopotów a nawet z wielką chęcią namówić na te wspólne manewry z nowym kolegą. A tymczasem Wilma dotrzymywała mu towarzystwa. No i chyba sobie o czymś dyskutowali zawzięcie bo gdy Mazzi wracała z trzema kumpelami usłyszały końcówkę tej rozmowy.

- No i to jest bardzo dobre pytanie Kenny. - w międzyczasie rudowłosa bękarcica też nie próżnowała bo już mogła sobie pozwolić na dość poufały gest położenia dłoni na udzie kaprala aby podkreślić tą pochwałę.

- Dziewczyny, Kenny się mnie właśnie zapytał czy my jesteśmy haremem Rybki. Bo właśnie mu tłumaczyłam, że ona nami zarządza i robimy co nam każe. No a w ogóle widzisz Kenny? Mówiłam, że bez problemu je ściągnie. - Wilma niejako pośredniczyła w tej rozmowie tłumacząc na raz obu stronom co i jak wie i pyta druga strona. A Kenny znów miał minę jakby przy tylu nowych koleżankach chciał to jakoś szybko odkręcić no ale nie miał pomysłu jak.

- Harem? - saper podłapała nazwę, powtarzając ją jakby smakowała jej brzmienie. Mrużyła przy tym lewe oko i przekręcała kark raz w jedną, raz w drugą stronę. O tak, podobała się jej idea bycia sułtanem foczek, ale w rzeczywistości wyglądało to trochę inaczej.
- Po prostu się przyjaźnimy, jesteście najlepszym co to miasto ma do zaoferowania. Mam nieziemskiego fatra, że takie kosmiczne kociaki chcą się ze mną bujać - wyjaśniła, biorąc pod swoje boki dwie blondynki, a Indiankę czule pocałowała - Poza tym… spójrzcie na niego, jaki słodziak - przekierowała uwagę otoczenia na mundurowego, uśmiechając się czarująco - Chyba nie bawił się nigdy z więcej niż jedną dziewczyną na raz, a jeśli ma wpaść w czyjeś zręczne łapki, to tylko najlepsze z możliwych - cmoknęła w skroń wpierw Val, potem Tashę - Wiem, że będziecie się świetnie bawić, aż zazdroszczę - zrobiła trochę smutną minę. Chętnie sama by dołączyła, ale przecież akurat ta suka miała już swojego właściciela. Któremu coś obiecała.
- Pamiętacie Tony’ego i nagrodę za zapasy? - łypnęła chytrze na Di i dredziarę, a później wymownie wskazała spojrzeniem kaprala - Szkoda że nie widziałyście jaką Kenny miał rozmarzoną minę, gdy widział zdjęcia z jej wydawania…

- Nagrodę za zapasy? - Tasha bardzo płynnie weszła w rolę narzuconą przez Lamię. Dała się pocałować i sama chętnie oddała ten pocałunek przy okazji łapiąc czarnulkę w pasie. Val też była chętna na takie karesy. A Indianka stała nieco obok i obserwowała bystro całą trójkę i siedzącą na sofie dwójkę.

- Chodź, pokażemy ci. - Wilma zachęciła tancerkę gestem dłoni by się dosiadła i wzięła od Kanna aparat aby pokazać blondynie co i jak z tą nagrodą.

- Lamia. A to tak tu i teraz? - motocyklistka nachyliła się do pani reżyser aby cicho zapytać o instrukcje w wykonaniu tego zadania które widocznie nie było jej niechętne.

Mazzi popatrzyła po pokoju, wypełnionym elementem w skórzanych kurtkach. Wiedziała doskonale co się stanie, jeśli zaraz dziewczyny wezmą kaprala w obroty - reszta nie pozostanie bierna, więc akcja na kanapie będzie punktem zapalnym dla całej grupy i do późnych godzin nocnych prócz wzajemnej, głębokiej integracji, niewiele da się z ludzi wycisnąć… a mieli wyburzyć ścianę w magazynie i pomóc nosić gruz. Saper westchnęła w duchu, punk to nie była bułka z masłem, zresztą mieli jeszcze rano, gdy wszyscy wypoczną. Tym bardziej ekipa balująca zeszłej nocy w Honolulu.
- Mamy naprawdę wygodną kanapę, Kociaczek potwierdzi - wyszczerzyła się, wachlując do kompletu rzęsami - Poza tym w końcu sami swoi. Chcesz to wezmę kamerę abyś się poczuła w pełni gwiazdą filmów akcji, którą w końcu jesteś.

- Mnie to pasuje! - zaśmiała się Indianka i na dowód tego trzepnęła tyłek pani reżyser. I odwróciła się do sofy bo coś tam się ruszyło.

- Tak, myślę, że nie powinno być z tym żadnego problemu. Ja się dostosuję do dowolnej roli. - Tasha oznajmiła spokojnym tonem profesjonalistki która się znalazła we właściwym miejscu i czasie.

- No to uśmiechaj się bo będziesz w odkrytej kamerze. - gangerka znów się zaśmiała, rubasznie i bezczelnie wzywając obie blondyny do siebie by zacząć ten show. - Ale dziewczyny, wiecie, że ja nie trawię mundurowych. Więc zdejmijcie najpierw to z niego. Jest taki słodki, że jak będzie bez to mogę przymknąć oko. - Indianka mimo wszystko zachowała widocznie jakiś uraz i niechęć do służb mundurowych i ich przedstawicieli. A blondyny coś nie przedstawiały niechęci by urobić to pole dla je manewrów tak jak sobie życzyła.

- Jak na tą niestrawność galówka Tygryska ci jakoś wybitnie nie szkodziła - saper wzięła aparat, przestawiając opcje z robienia zdjęć na kręcenie filmów i uśmiechała się pod nosem. Popatrzyła znad ekranu na stado długonogich rekinów otaczających bezbronną ofiarę na mundurowej tratwie. Z pewnością wychodząc na przepustkę i wdziewając wojskowy drelich nie przypuszczał że tej nocy zamiast jednej dziewczyny z którą umówił się na piwo, wyląduje gdzieś w podejrzanym lokum, z perspektywą zabaw do tej pory oglądanych pewnie na przedwojennych filmach akcji.
- Kenny, a tobie pasuje taki układ? - spytała z całkiem sympatycznym uśmiechem, skupiając uwagę na żołnierzyku. Całkiem uroczy, naprawdę miły chłopak...choć Tygryskowi nie dorastał do cholewek desantów, ale Mazzi miała spaczony gust, klapki na oczach i została kiedyś okradziona przez oficera gdzieś pod drzewem pośrodku nocy.

- Znaczy jaki układ? - kapral rozejrzał się niepewny co się właściwie dzieje. Dotąd siedział na sofie z rudowłosą koleżanką w cywilu ale z tą samą szarżą a nawet z tej samej jednostki. A teraz z drugiej strony dosiadła się blond dredziara obejmując czule jego szyję, Indianka miała minę jakby czekała na jakieś show, druga czarnula wzięła całą sofę w obiektyw a ta wystrzałowa blondynka zaczęła się zgrabnie gibać prezentując swoje zgrabne wdzięki.

- Nie mogłyśmy z dziewczynami dojść do porozumienia. - Tasha przejęła pałeczkę i nawet od tyłu w kadrze prezentowała się świetnie.

- Jakiego porozumienia? - kapral spojrzał teraz na nią skoro się odezwała i to tak jakby wiedziała co jest tu grane.

- Na twój temat. - słodko i tajemniczo odparła tańcząca blondynka. Nawet bez podkładu muzycznego i świateł neonów w prawie magiczny sposób przykuwała uwagę. Nie tylko Kenny’ego.

- Na mój temat? Gadałyście o mnie? - siedzący na sofie mężczyzna obramowany przez rudzielca i blondynkę popatrzył na nie obie. Potem na motocyklistkę i kamerzystkę. Wreszcie wrócił do Tashy jak z połowa tego składu pokiwała twierdząco główkami.

- Dokładnie. Nie mogłyśmy zdecydować na którą z nas miałbyś ochotę. A nie chciałyśmy sobie robić przykrości i drzeć łachy czy się obrażać. Więc postanowiłyśmy wypracować kompromis. - Tasha niczym urodzona kusicielka sączyła swój powabny jad niczym kobra hipnotyzująca mysz.

- Kompromis? - kapral przełknął ślinę i znów rozejrzał się po otaczających go ślicznotkach, nawet na chwilę ładnie dał się złapać spojrzeniem w kamerę gdy popatrzył na Lamię ale znów uwagę kupiła gwiazda z “Neo”.

- Tak kompromis. Czy byłoby ci bardzo nie na rękę jakbyś mógł zabawić się z nami trzema? - Tasha wskazała na siedzącą już obok niego kelnerkę i motocyklistkę co stała kawałek od sofy. - Ale oczywiście jeśli wolisz tylko z jedną z nas to naturalnie uszanujemy twoją decyzję. Możemy wtedy tylko popatrzeć. Albo tylko popatrzeć. - niczym wisienkę na torcie Tasha oparła swoje zgrabne dłonie na kolanach mężczyzny przez co mogła mu spojrzeć w oczy mniej więcej z tego samego poziomu. A on zajrzeć jej w dekolt co zresztą uczynił. Zaś w kamerę załapał się idealnie wypięte tylne wdzięki tancerki. Tak apetyczne, że Di dłużej nie wytrzymała z samego patrzenia.

- Właśnie! Chcesz zobaczyć jak ją zapinam? - Indianka skróciła odległość do 0 i trzasnęła tak prowokująco wypięty tyłeczek blondyny. A ta tylko skokowo podniosła temperaturę gdy zareagowała kuszącym jękiem jaki tylko zachęcał do eskalacji. Całą sofę ogarnęła temperatura bliska wrzenia gdy Di naparła biodrami na wypięty tył tancerki i mocno złapała ją za biodra.

- O tak, będziesz dzisiaj moją suczką. - mruczała Di już rozochocona na całego. Złapała za blond włosy i zmusiła Tashę by odwróciła głowę i wtedy ją pocałowała. Tuż przed twarzą Kenny’ego.

- Jakbyś miał ochotę to mnie też możesz mieć. - wtrąciła się cichutko Val biorąc delikatnie dłoń mężczyzny i całując czule jego palce. Kenny miał minę jakby stracił wątek co i jak teraz powiedzieć. Działo się zbyt dużo, zbyt szybko i zbyt blisko. Ale ekscytacja i przyjemne zaskoczenie tym wszystkim były całkiem czytelne.

- To co? Bzykniemy się razem? - przyszła gwiazda Mazzixxx straciła cierpliwość do tych wstępów i miała ochotę na właściwą zabawę. Popatrzyła więc sponad głowy i pleców Tashy na Kenny’ego.

- Noo… Nie wiem czy dam radę… Ale spróbuję… - powiedział Kenny. Może dlatego, że Tasha pomogła mu podjąć decyzję kładąc jego dłoń na swoim dekolcie. I prawie kładąc mu się na udach głaszcząc prosząco przód jego spodni. A Val już bez skrupułów obciągała jego palce przymierzając się też do jego ust.

- Lamia! Potrzeba mi ta zabaweczka od Madi by zapiąć moją suczkę. Masz ją gdzieś? - Indianka odwróciła się do pani reżyser i wymownie klepnęła ponownie ten wystawiony na jej pastwę tyłeczek blondynki. Dziwnym trafem nie minęło wiele czasu, a wokół kanapy zebrał się tłum zaciekawionych twarzy.
Zaciekawienie szybko przeszło impulsem w podniecenie i nie minęło wiele czasu, zanim nie rozlało się na resztę towarzystwa,

Mazzi z kamerą w dłoni czuła, fizycznie czuła, jak to jest być równocześnie młodą i odwieczną. Czuła się jak Ulisses w drodze na spotkanie z Kirke, jak Tezeusz udający się na Kretę, jak Edyp szukający swego przeznaczenia. Nie potrafiła tego opisać. Uczucie to nie miało nic wspólnego z literaturą, składały się na nie podniecenie, egzaltacja, świadomość, że wszystko może się zdarzyć. I właśnie zaraz to uczyni.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline