Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 07:54   #100
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Poranek; kamienica Versany

Podekscytowanie staruszki nie uszło uwadze Versany. Dopiero po fakcie zdała sobie ona sprawę jak lekkomyślnym i nieodpowiedzialnym było wystawianie nieprzygotowanej Grety na tak duży stres związany z wizytą młodej panienki van Zee. Czasu jednak się nie cofnie. Na szczęście kucharce nic się nie stało. Oprócz podekscytowania dostrzec u niej można było również zadowolenie i zakłopotanie. Wszak nie co dzień gościło się tak znamienitą osobowość, której podniebienie należało raczej do szlachetnych. Tu nie wystarczyło zrobić owsianki z suszonymi owocami, bądź kawy zbożowej z świeżo upieczoną chałką. Na szczęście siwa pracownica Ver miała wystarczająco duży bagaż doświadczeń by takiemu wyzwaniu podołać.

- Droga Greto. - starała się uspokoić pobudzoną staruszkę - Jestem przekonana, że co byś nie zrobiła na pewno trafisz w gusta naszego gościa. Jeżeli, naprawdę bardzo zależy ci - co doceniam - aby wykazać się przed obliczem młodej panny Kamili weź proszę te kilka dodatkowych monet i kup co uważasz za stosowne aby przygotowywany przez ciebie posiłek mógł przewyższyć formą i smakiem te, które najczęściej lądują na arystokratycznych stołach. - wdowa sięgnęła do sakiewki z której wyciągnęła kilka monet a następnie położyła je na dębowym blacie kuchennego stołu - Pamiętaj proszę również ulubionym napitku panienki van Zee. Ostatnio jakimś cudem udało ci się go odnaleźć. Wiesz więc gdzie szukać. Jeżeli zaś potrzebujesz mojej pomocy to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Masz więc może jeszcze jakieś pytania? Czas mnie goni dzisiaj niestety. - spojrzała dobrodusznie w kierunku kuchty, której dłonie zdawały się niemal drżeć.

- Jeżeli zaś chodzi o tego łajdaka. - nawiązała jeszcze szybko do postaci porywacza - Wiadomo co z nim się stało? Jakim motywem się kierował oraz czy zwłoki dziewcząt kiedykolwiek odnaleziono? - wdowa miała żywą nadzieję, że jej pracownica będzie posiadać rozleglejszą wiedzę w tym temacie.

- Oj nie. Całej czwórki nigdy nie odnaleziono. Ale pewnie ten drań zabrał je do kanałów i zabił. Niech Morr świeci nad duszą tych biedactw. Bo one nigdy nie wróciły na powierzchnię. On też nie no ale nic dziwnego. Pewnie uciekł. A zrobił to bo one z niego szydziły czy z jego brata. Albo odrzuciły amory. Ten brat się dlatego zabił. Coś takiego to było. - starsza pani skupiła się próbując sobie przypomnieć to wydarzenie sprzed paru lat. Widocznie miała z tym pewne kłopoty.

- A te pieniądze no może uda mi się kupić coś odpowiedniego. - powiedziała wracając do rzeczywistości i zgarnęła monety jakie jej pani położyła na stole. Minę miała jakby się już zastanawiała gdzie i po co można by pójść i po co aby przygotować coś odpowiedniego dla młodej i bogatej szlachcianki.

- Wiesz może czy ktoś jeszcze z rodziny tego bydlaka żyje i mieszka w mieście? Czy okryty hańbą ród już dawno wyniósł się z miasta? - wiek robił swoje. Pamięć staruszki nie była już taka dobra jak dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Ver postanowiła więc odnaleźć bliskich Huga czy tam Bruna i od nich wydobyć resztę informacji.

- Jeżeli zaś chodzi o strawę na dzień jutrzejszy. - powróciła jeszcze na chwilę do kwestii kulinarnych - Przyrządź proszę kilka przysmaków jakie zwykle jadają kapitanowie łodzi dalekomorskich oraz ich załogi w czasie swoich wypraw. Nie mam tu może na myśli surowych śledzi świeżo wyłowionych z morza i pośpiesznie wypatroszonych ale coś takiego czego nasza szlachetnie urodzona dama mogła nie mieć okazji skosztować. Jestem pewna, że kilka takich przepisów masz spisanych w swoich książkach kucharskich. - spotkanie kobiety morza i zasmakowanie choć w części jej życia dopełniało obrazek, który gdzieś w głowie wykreowała sobie wdowa. Kamila zresztą po części tego właśnie szukała. Chciała przeżyć romans, przygodę i wyprawę. Poczuć się przez chwilę jak ktoś pokroju Rosy. Ver zaś miała zamiar jej to umożliwić nie tylko na jednej płaszczyźnie.

- To może nadziewany morski sum? Tak, chyba byłby odpowiedni. I duży jest to powinen wystarczyć na główne danie. - kucharka zamyśliła się chwilę ale chyba coś wymyśliła jak zrealizować zamówienie dla jutrzejszych gości. Włożyła monety do sakiewki i chyba była gotowa do wyjścia.

- A ten drań to ja go nie znałam. Nie pamiętam jak się nazywał. Wiem, że miał brata, tego co się podobno zabił. Ale czy kogoś jeszcze to nie wiem. - Greta pokręciła głową na znak, że pewnie nawet wówczas gdy całe miasto żyło tą sprawą to chyba aż tak dokładnie jej nie znała by wskazać konkretny adres czy nazwisko.

- Brzmi apetycznie. Jestem pewna, że nasi goście będą zachwyceni tak wyjątkową strawą. - nie wniosła sprzeciwu na propozycję jej poczciwej pracownicy - Jeżeli zaś chodzi o tego kidnapera. To chyba nie ma sensu już ciągnąć dalej tej historii. Niech duszyczki ty biedactw spoczywają w spokoju. - podsumowała niejako temat zaginionych sióstr - Póki co wybacz kochana. Czas goni a nie chcę się spóźnić do panienki Kamili. Nie ładnie to tak po prostu.


---

Południe; Rezydencja van Zee

Lata pracy w handlu dziełami sztuki wyrobiły w Versanie dość duże poczucie estetyki. Przez jej ręce przechodziły dzieła artystów z najodleglejszych zakątków świata. Miała więc czas i możliwości nabycia odpowiedniej wiedzy oraz wykreowania swojego zdania i gustu. Widząc więc zagwostkę młodziutkiej Kamili postanowiła wesprzeć ją kilkoma pomocnymi radami. Zależało jej w końcu na zaskarbieniu sobie przychylności początkującej malarki. Z resztą tak nakazał jej Starszy. On zaś dobrze widział co robi wydając się nieomylny w swoich osądach i poczynaniach.

- A myślałaś może o uchwyceniu tego widoku nocną porą. - zadała dość nieoczywiste pytanie umorusanej w farbie szlachciance - Nikłe światło latarni i księżyca wydobywa z otoczenia jego skrytą głębie i piękno. Barwy przybierają wtedy zupełnie innego odcienia. Pozwól mi też na osobistą uwagę. - mówiła jak mecenas sztuki i najlepsza przyjaciółka w jednym pilnując do tego dworskiej etykiety - Malowanie zimowego pejzażu w świetle słonecznych promieni jest zbyt banalne. Pierwszy lepszy pędzel może sobie stworzyć coś takiego. Czym innym jest za to ukazanie tego co często mimo iż jest tuż obok pozostaje skryte. Z resztą, zima charakteryzuje się raczej ponurą aurą. Krótkie dni, mało słońca, zamieci, śnieżyce i okropny mróz. Przedstawienie jej jako czegoś pogodnego, mocno wypacza jej prawdziwe oblicze. Hmmm… - zadumała niemal filozoficznie - Teraz jednak powinnaś zadać sobie sama pytanie. Jakie dzieła chcesz tworzyć oraz za artystkę jakiego pokroju się uważasz? Ja mianowicie widzę przed sobą mistrzynię pędzla a nie jakąś tam akwarelistkę z ulicznej łapanki.

- Oj, przestań, jeszcze wiele mi brakuje i muszę się wiele nauczyć. - na ciemnej karnacji Kamili trudno było się poznać czy się rumieni czy nie. Ale sprawiała takie wrażenie jakby spąsowiała od tych komplementów. Popatrzyła na swój ledwie zaczęty szkic obrazu i poruszała trochę jednym z leżących na palecie pędzli.

- O nocnym pejzażu nie pomyślałam. Ale wydaje mi się, że noc to noc. O każdej porze roku jest ciemno. W dzień, nawet ponury jak dzisiaj, paleta barw jest większa. I wcale nie zamierzałam malować ładnej pogody. Trudno u nas o ładną, słoneczną pogodę. - pozwoliła sobie jednak na komentarz na te miłe dla jej ucha uwagi swojego gościa. Zastanawiała się nad czymś jeszcze machinalnie bawiąc się tym pędzlem.

- Najpierw myślałam, żeby namalować port. Te wszystkie statki i żagle wyglądałyby tak majestatycznie na tle portu. Ale musiałabym tam stać pewnie codziennie. Przez nie wiadomo ile dni. I pewnie wszyscy by się na mnie gapili. To postanowiłam zacząć od czegoś prostszego. - powiedziała jakby tonem wyjaśnienia dlaczego właśnie wybrała taką a nie inną tematykę dla swojego tworzonego właśnie dzieła. Tutaj rzeczywiście miała bardziej domowe warunki i święty spokój w porównaniu jakby znalazła się w porcie.

- Paleta szersza ale mocno oczywista. - po części zgodziła się z opinią swojej wyżej urodzonej koleżaneczki - Mam u siebie na magazynie sporo obrazów z najróżniejszych części świata. Jeżeli miałabyś chęć mogłabym ci kiedyś pokazać kilka z nich. Wiem, że twoja rodzina jest w posiadaniu wielu dzieł. Większość to jednak portrety rodzinne. W mojej kolekcji znajdziesz mnóstwo malunków przedstawiających krajobrazy, martwą naturę czy dzikie zwierzęta. Co jednak najciekawsze to różne podejście do tworzenia oraz odmienna perspektywa z jakiej na poszczególne rzeczy czy wydarzenia spoglądali twórcy. - propozycja była dość luźna. Versana mimo wszystko liczyła iż Kamila połknie tą przynętę i zaciekawiona tematem przystanie na nią.

Ciemnoskóra córka kapitana portu słuchała z zaciekawieniem tego co jej gość mówił o posiadanych dziełach sztuki. - Oj, chciałabym umieć malować portrety. Ale to trudne. Uchwycić rysy twarzy i charakter. Dlatego zaczęłam od pejzaży. - przyznała z żalem nad niedoborem swoich talentów albo wprawy w tym portretowaniu ludzi. - I masz jakieś obrazy u siebie? No to może się kiedyś umówimy? Chętnie bym je obejrzała. - powiedziała okazując zainteresowanie kolekcją sztuki jakiej jeszcze nie miała okazji poznać.

- Jeżeli zaś jesteśmy już przy temacie portu. Mam dla ciebie niespodziankę. Rzecz jest wyjątkowo delikatna i muszę być pewna, że zostanie ona tylko miedzy naszą trójka. - mówiła przyciszonym głosem spoglądając bacznie to na szlachetnie urodzoną małolatę to na jej rówieśniczkę będącą jej służką.

Brena zareagowała pierwsza niemo kiwając głową na znak zgody, że można na nią liczyć w tym względzie. Zaś gospodyni wydawała się zaintrygowana taką tajemniczą propozycją. - Masz jakąś niespodziankę? Dla mnie? - zapytała zdziwiona jakby potrzebowała chwili do namysłu. - No dobrze. To mów. Bo umieram z niecierpliwości! - w końcu panna van Zee roześmiała się nie ukrywając swojego podekscytowania tą tajemniczą sprawą.

- Dobrze. Ufam więc że ściany nie będą mieć uszu. Tak z resztą będzie lepiej zarówno dla mnie jak i dla ciebie skarbie. - wodowa wolała jednak raz jeszcze to podkreślić. Wiedziała jakie zdanie na temat tej niespodzianki mógłby mieć ojciec Kamili.

- Udało mi skontaktować się z kapitan Rosą de la Vega. - mówiła znacznie ciszej. Tak naprawdę był to ton na pograniczu szeptu. W pokoju jednak były tylko one trzy więc miała pewność, że jej słowa zostaną doskonale zrozumiane przez ciemnoskóra arystokratkę oraz, że nie opuszczą one izby. Początkująca malarka słysząc tą nowinę niemal zamarła w bezruchu. Chwilę później jednak na jej twarzy pojawił się skromny uśmieszek. Wzrok natomiast zamiast na płótnie skupił się na ciemnowłosej koleżance.

- Tak się też składa, że dała mi wyłączność na wywiad. Będziesz więc miała możliwość zadać jej kilka pytań oraz wszystko to spisać. - kontynuowała odkrywając kolejne karty w tym pasjansie pełnym niespodzianek - Zadbałam również o to by spotkanie przebiegało w dyskretnej atmosferze z dala od ciekawskich spojrzeń i słuchów. Wpierw więc wybierzemy się na rekonesans dzieł które znajdują się w mojej kolekcji a następnie w zaciszu mojej kamienicy przy wybornej strawie i napitku porozmawiamy z tajemniczą panią oficer. - plan Versany zdawał się być dopięty na ostatni guzik, nie pozostawiając Kamili nic do zrobienia. Miała tylko być. To zaś było zadanie, któremu podołałby nawet poobijany Kornas, który jak powszechnie było wiadomo inteligencja nie grzeszył.

- Przyjadę więc po ciebie kochanie jutro przed południem moim powozem. - dodała na koniec - Nie jest może tak wystawny jak twój ale w tym przypadku to zaleta. Nie przyciąga wścibskich oczu a w takiej sytuacji im mniej świadków tym lepiej. Po co miałybyśmy niepokoić twojego ukochanego ojczulka. Prawda? - spojrzała pytająco na towarzyszkę chcąc uzyskać od niej aprobatę tego w pełni przygotowanego planu.

- Udało ci się umówić z Rosie de la Vega?! - Kamila chyba najchętniej wykrzyczałaby swoje zaskoczenie na cały pokój. No ale chociaż z trudem opanowała się na tyle by ściszyć głos do głośnego szeptu. Odruchowo złapała dłonią za ramię swojego gościa jakby chciała się upewnić, że to wszystko jest na poważnie i naprawdę. W końcu zachichotała jak mała dziewczynka ucieszona nadchodzącym prezentem czy przyjęciem. I roześmiała się wesoło.

- Oj, tak, będę jutro czekać! Aż się nie mogę doczekać! Ona jest niesamowita! - pozwoliła sobie na okazanie radości i ekscytacji na to jutrzejsze spotkanie. - Jak ci się to udało? - zapytała gdy trochę ochłonęła na tyle by wrócić do bardziej standardowego tonu.

- Mam swoje sposoby. - odparła tajemniczo - Najważniejsze, że się z nią spotkasz i że ona zechce się podzielić z tobą opowieściami o co poniektórych ze swoich wypraw i przygód. - serdeczny uśmiech towarzyszył wszystkim słowom Versany - Proszę cię jednak abyś pamiętała, że nikt poza nami nie może się o tym dowiedzieć więc tym samym dobrze byś nie brała ze sobą żadnej służby, ochrony bądź kogoś innego ze swojej świty. Oficjalnie jedziemy przecież tylko po to aby przeanalizować techniki malarskie z najróżniejszych zakamarków świata. Ci ludzie więc i tak w niczym by ci nie byli potrzebni. - ciemnowłosa kultystka wolała raz jeszcze uzmysłowić swoją rozentuzjazmowaną towarzyszkę jak ten wyjazd miałby wyglądać - To ja w pełni zadbam o twoje bezpieczeństwo, wygodę i masę doznań. Będziesz w końcu moim gościem honorowym. Z drugiej zaś strony. Czego się nie robi dla przyjaciół. - był to wyrafinowany ruch ze strony owdowiałej kobiety interesu.

- Sama to nie mogę, wezmę ze sobą moją guwernantkę. Zawsze ze mną jeździ. - młoda szlachcianka pokręciła swoją głową z lekko kręconymi włosami na znak, że ona sama to by nawet poszła na rękę swojej koleżance no ale jest jednak niewolnicą swojej pozycji i etykiety. A ta rzeczywiście wymagała by młode panny z dobrych domów nie włóczyły się samotnie jak jakiś plebs.

- To troszkę komplikuje moje plany. - lekko zmartwiona podrapała się po czubku głowy - Nie tworzy ich jednak niemożliwymi. Umówmy się więc, że po dotarciu do mojej kamienicy będzie ona czekać w sali głównej. My zaś pójdziemy do mojej izby tylko we dwie. Dobrze? - przy takim obrocie spraw Ver doskonale wiedziała co powinna zrobić. Wymagało to jednak aprobaty młodej van Zee'nówny.

Młoda dama zastanawiała się chwilę nad tą propozycją. Nieco zmrużyła jedno oko i w końcu powoli pokiwała głową. - Tak, chyba powinno być w porządku. Powiem by poczekała. Ale dobrze jakby ktoś dotrzymał jej towarzystwa by jej smutno nie było. - powiedziała z początku wolno gdy jeszcze widocznie obmyślała taką możliwość ale przyspieszyła gdy widocznie nie chciała czynić zbędnej trudności i przykrości swojej guwernantce.

- O to się nie martw skarbie. - uspokoiła towarzyszkę - Skoro już na chwilę się oderwałaś od sztalugi. - ciekawa była jak mocno żywiołowo zareaguje młodociana artystka - Jak podobał ci się koncert elfiej trupy u van Hansenów? - Ver miała nadzieję iż ciemnoskóra damulka wybuchnie złością.

- Nie byłam u niej. - Kamila zareagowała dość spokojnie, jak na młodą, dobrze wychowaną damę przystało. Skrzywiła jednak swój zgrabny nosek i machnęła ręką jakby była ponad takie bale i spotkania. - Chociaż tych elfów to jestem ciekawa. Nigdy nie widziałam jak grają swoją sztukę. To musi być coś niezwykłego. Przecież to starsza rasa o niebywałek tradycji i kulturze. - przyznała z żalem, że nie dane jej było skosztować tej elfickiej sztuki jakiej była tak ciekawa.

- Tak się właśnie zastanawiałam. Czy nie widziałam cię po gdzieś się skryłaś? Czy dlatego, że cię nie było? Ale teraz wszystko się rozjaśniło. - sprostowała w jednym zdaniu - Froya cię nie zaprosiła? Czy z premedytacją odmówiłaś?

- Zaprosiła. Zawsze mnie zaprasza. A ja ją. Ale miałam inne plany na ten wieczór i niestety musiałam odmówić. - Kamila znów zachowała rezerwę i opanowanie godną błękitnej krwi i nie dała się sprowokować do wybuchu gniewu. Ton i dobór słów sugerował, że temat nie jest jednym z tych o jakich chciałaby rozmawiać.

- To byłaś tam? I jakie były te elfy? - zapytała o coś innego skoro już rozmawiały o tamtym koncercie u van Hansenów.

Ver opowiedziała więc młodszej znajomej o "Leśnym liściu". Skupiła się jednak na samym kunszcie artystów pomijając całą otoczkę bądź opisując ją raczej szczątkowo. Wspomniała również o tym jak szarmanckim i dobrze wychowanym dżentelmenem jest porucznik Fink. Jak umiejętnie zabawiał ją rozmową. Jak to przykuwał wzrok innych kobiet. Jakim to powozem przyjechał po nią. Jednym słowem obraz mundurowego kreował się w samych superlatywach.

Reszta spotkania minęła im w dość artystycznym klimacie. Młoda damulka wciąż walczyła z doborem odpowiedniej barwy dla ni to białego, ni to szarego śniegu. Ver pełna uprzejmości i taktu starała się jej doradzić. Zaś posłuszna Brena w milczeniu obserwowała całą tą sytuację. Przyszła jednak w końcu pora pożegnania. Wesoła wdówka potwierdziła więc raz jeszcze szczegóły jutrzejszej eskapady a jej młodsza ciemnowłosa znajoma przytaknęła kładąc na koniec wskazujący palec na ustach na znak trzymania języka za zębami. Następnie obie wymieniły się pozdrowieniami i rozstały na progu wielkiej rezydencji rodu van Zee.

Malcolm naturalnie czekał już przy wozie otwierając drzwi przed swoją pracodawczynią i jej rudowłosą służką. Chwilę później wszedł na swoje miejsce, spiął lejce, gwizdnął na klacz i dorożka ruszyła powolli w kierunku kamienicy Versany. Teraz nauczycielka i jej uczennica miały czas by podyskutować w nieco luźniejszym tonie. Brena zaczęła więc zachwycać się zarówno rezydencja van Zee jak i historią związaną z koncertem. Ilość zadawanych przez nią pytań z czasem zaczęła męczyć jej mentorkę. Na ratunek jednak przybył odgłos zatrzymywania kół i rżenia konia. Dotarli. Drzwi ponownie otworzyły się i ponownie stał przy nich woźnica podając dłoń obu kobietom. Te zaś skorzystały z pomocy starszego mężczyzny. Ver postanowiła więc wykorzystać tą chwilę na krótką rozmowę ze swoim pracownikiem odsyłając wcześniej młodą sprzątaczkę by ta przygotowała jej kąpiel i przyniosła strawę do jej pokoju.

- Słyszałeś może historie o siostrach G-ie? - zapytała siwego mężczyznę gdy wprowadzał on konia i powóz do ładowni - Nie wiesz czasem czy w mieście żyje jeszcze ktoś z rodziny tego całego porywacza? - zapytała przejmując z rąk woźnicy końską uzdę.

- Panienka ma na myśli te co zniknęły w kanałach? - zapytał mrużąc oczy przed mrozem. Widząc, że skojarzenia ma poprawne zastanowił się na chwilę. - To było… Ze 3, może 4 lata temu. Właściwie nie wiadomo tak naprawdę co się stało. Podobno po prostu zniknęły i nikt ich nie odnalazł. To zaczęto kojarzyć z tym Bruno co miał trochę kręćka i odgrażał im się. On też zniknął. Podobno mieszkał na ulicy Bednarzy. - stary woźnica jakoś wyłuskał to co uznał za najważniejsze z tej tajemniczej sprawy sprzed kilku sezonów.

- Sam z bratem tam mieszkał? - ciemnowłosa piękność chciała dociągnąć ten temat do końca.

- Wiem, że miał brata. Chyba się zabił… Albo jego zabili… W każdym razie umarł. Ale czy mieszkali razem to nie wiem. - woźnica powiedział z wahaniem głaszcząc chrapy kobyły jakby to pomagało mu w przypominaniu sobie detali.

- Ciekawe, ciekawe. Byłam przekonana, że udowodniono mu winy. - ten detal nieco zaskoczył Versane - Dziękuję ci za dzisiaj. Udanego dnia. - pożegnała się z najstarszym dorożkarzem w mieście a następnie weszła do domu.

Resztę południa ciemnowłosa kultystka spędziła na błogim nic-nierobieniu. Postanowiła więc wziąć długą, relaksującą kąpiel, uprzyjemniając ją sobie lekturą. Był to dziennik jednego z podróżników, który ponad wszystko umiłował sobie akurat krainę lodu, śniegu, żywego chaosu i barbarzyńskich plemion. Książka opowiadała o ojczyźnie Normy. Mówiła o zwyczajach, obrządkach, języku i kulturze ludzi tam mieszkających.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 31-10-2020 o 08:51.
Pieczar jest offline